JUREK: 350-lecie śmierci Jana Kazimierza: rocznica i memento

Śluby Jana Kazimierza, Jan Matejko

Nie wiem, czy 350. rocznicę śmierci Jana Kazimierza da się wpisać w jakąś „politykę historyczną”. Czy zawiera jakiś potencjał egzaltacyjny? Czy można na niej budować analogie, rozniecać polityczne emocje, wykorzystywać króla jako legitymację dzisiejszych walk? Jeśli nie, to tym bardziej jest okazją do wypełnienia czystego obowiązku pamięci. I do zjednoczenia – nie wbrew podziałom, których rocznica ta raczej nie dotyczy, ale do zjednoczenia dobrej woli rodaków, wbrew obojętności wobec naszej wielkiej tradycji państwowej, fundamentu naszej tożsamości i historii.

350. rocznica to jubileusz par excellence, w sensie biblijnym, przypadający raz na pół wieku, więc taki, który w danym pokoleniu można organizować tylko raz i który jest miarą pamięci o dziedzictwie narodowym, jaką to pokolenie zachowuje. Pamięć króla z zasady zasługuje na cześć. Pamięć Jana Kazimierza dodatkowo przez wzgląd na to, jak sam swe powołanie wypełnił.

Był szczęśliwym wodzem. Odniósł zwycięstwo pod Beresteczkiem, w jednej z największych bitew ówczesnej Europy. Już wtedy ocalił państwo przed rozpadem. Ale przyszło mu bronić suwerenności, którą uosabiał, w jeszcze bardziej dramatycznym momencie. W czasie szwedzkiego najazdu, wobec powszechnego upadku woli, wybrał wygnanie, nie kapitulację. Poszedł drogą wyznaczoną przez Kazimierza Odnowiciela i Władysława Łokietka. Wrócił tak jak oni – jako zwycięzca. Miał szansę zrealizować prawo Toynbee’go o wycofaniu i powrocie, chciał, by ocalenie z Potopu było naprawdę nowym początkiem. W ostatecznym zagrożeniu Ojczyzny znalazł motyw, by zagwarantować Polsce ciągłość władzy królewskiej, zapobiec bezkrólewiu po końcu dynastii i przeprowadzić vivente rege, za swego życia – elekcję następcy. Na nim kończyło się panowanie potomków Jagiełły na tronie polskim. Był bowiem prawnukiem Zygmunta Starego, wnuka Władysława II.

Złożył Śluby Lwowskie, z ich najpierw metafizycznym znaczeniem, szczególnym związaniem Polski z Matką Chrystusa, której oddał koronę, ale również z wypełnieniem testamentu Skargi, gdy ślubował pracować nad poprawą doli ludu, nad uzdrowieniem kalekiego organizmu Rzeczypospolitej. Myśl Skargi odnowił jeszcze raz, gdy na Sejmie abdykacyjnym, zwracając narodowi koronę – powtarzał wypowiedzianą już wcześniej przepowiednię rozbiorów, wzywając do naprawy państwa i czci należnej Koronie.

Był więc jak Dawid – młodszy syn, wygnaniec, zwycięski wódz, prorok, napełniony goryczą niewdzięczności narodu i pełen ludzkich namiętności.

 

Żeby w pełni zrozumieć dzieło ostatniego z Wazów, warto zestawić je z panowaniem innego monarchy, którego wyjątkowa rola w naszej historii polegała na tym, że stał się likwidatorem Korony Królestwa Polskiego. Bo mieliśmy jeszcze jednego władcę, który abdykował i umarł na obcej ziemi. Stanisław August jednak nie zwrócił korony narodowi, ale oddał ją najeźdźcy.

Profesor Zahorski poświęcił mu biografię pod znamiennym tytułem „Stanisław August polityk”. Z pewnością był człowiekiem o niebanalnym intelekcie, ale jego apologeci – tak jak on sam – rozumieją politykę, ale nie rozumieją godności królewskiej. Bo nie do niej sprowadza się powołanie do reprezentacji (uosabiania) i tym samym strzeżenia suwerenności.

Stanisław August mógł iść na wygnanie do Szwecji lub Turcji. Stamtąd mógł szukać drogi do Rzymu, bo tam najlepiej byłoby umrzeć katolickiemu władcy. Mógł też zakończyć życie w więzieniu. Na pewno w lepszych warunkach, niż gasnący w tym samym czasie Ludwik XVII, małe, zamęczone, dręczone dziecko. Upijane i śpiewające piosenki rewolucyjne, które jednak, dochodząc do kresu udręki, nigdy nie wyrzekło się korony. Mógł umrzeć w niedoli, z godnością, będąc do końca świadkiem zasady, którą miał reprezentować.

Taki akt pokornej wierności stałby się testamentem polskiej monarchii, wzmacniając jej autorytet i tradycję na czasy niewoli. Nie odbudowałby politycznej wolności, ale chroniłby duchową – przed moralnym uzależnieniem od rewolucji europejskiej, co fatalnie zaciążyło nad całym XIX wiekiem i ciąży do dziś nad Ojczyzną.

Najbardziej katastrofalnym skutkiem rozbiorów Polski było bowiem nie tylko samo pozbawienie nas państwowości (jak się okazało czasowe), ale i zniszczenie (w dużym stopniu trwałe) polskiej tradycji państwowej.

Piszę to wszystko z bólem. Bo ciągle nie mogę przeboleć, że nie mogłem kontemplować nienamalowanego nigdy obrazu Matejki „Stanisław August umiera na wygnaniu”. Pusty ciemny pokój, gasnąca świeca, król leży w pogniecionej koszuli, przed nim krucyfiks, na który patrzy z bólem, ale uparcie. Konający władca oddający Bogu powierzone sobie Królestwo.

Stanisław August poszedł inną drogą. Zofia Zielińska, zażenowana jego abdykacją złożoną na ręce rosyjskiej imperatorowej, pisze, że jednak dzięki swemu dziełu może być słusznie uważany za twórcę „nowoczesnego narodu”. Istotnie, uparcie pracował nad zakończeniem dziejów dawnej Polski, a na koniec – wbił jej gwóźdź do trumny.

Polska monarchia żyła niegasnącą pamięcią zbrodni popełnionej przez naszego trzeciego króla na świętym Stanisławie. Nasze pokolenia powinny nieustannie zachowywać pamięć o zaparciu się naszego ostatniego władcy. Po to, by Bóg – pomny na cierpienie i pokutę – przywrócił życie temu, co zdaje się, że umarło. Byśmy wrócili na drogę Odnowiciela, Łokietka, Jana Kazimierza.


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!