KUŹ: Mój ukochany czeski model

Photo by George Cerny on Unsplash

Czesi uważają, że ich scena polityczna dość dobrze odzwierciedla podział na linii lokaliści-globaliści. Powstała tam właśnie szeroka koalicja przeciwko bezideowej, korupcjogennej formacji wspieranej przez siły zewnętrzne.

Z pewnym zaskoczeniem odnotowałem w ostatnich latach, że moje publicystyczno-politologiczne tezy zostały niemal zupełnie bez mojego udziału podchwycone i rozpropagowane nad Wełtawą. Chodzi zwłaszcza o myśl dotyczącą podziału na lokalistów i globalistów, który zastępuje z wolna w naszej polityce podział na lewicę i prawicę. Pierwszy tekst na ten temat ogłosiłem w 2015 na łamach „Nowej Konfederacji”, potem rozwijając koncepcję m. in. w „Warsaw Institute Review”. W 2018 ujęcie to podchwycił najstarszy i szeroko cytowany czeski dziennik „Lidové nowiny”, a za nim kilka innych tytułów. Tekst opublikowano też w zbiorze esejów wydanym przez Teatr Narodowy w Pradze. W końcu, przy współpracy z Instytutem Polskim, trafiłem z moimi przemyśleniami na konferencję  poświęconą V4 w Pradze, przed pełną i, ku mojemu zaskoczeniu, rozentuzjazmowaną aulę w praskim CEVRO Institute. Okazało się że polityczna dychotomia globalizm–lokalizm przyjęła się w końcu w Czechach tak dobrze, że weszła do języka publicystycznego. Zastosował ją m. in.  Petr Fiala w jego wydanej w 2019 z Františkiem Mikšem książce pt. Konzervatismus dnes: Politika, společnost a zdravý rozum v době nerozumu  [Konserwatyzm dzisiaj. Polityka, społeczeństwo i zdrowy rozsądek w nierozsądnych czasach]. Po podpisaniu umów koalicyjnych, do czego doszło w poniedziałek, Petr Fiala lider czeskiego ODS ma zostać nowym czeskim premierem.

Do teraz nie do końca rozumiem, dlaczego takie właśnie spojrzenie na podziały partyjne i ideologiczne przypadło do gustu czeskim intelektualistom, wydaje się wręcz, że bardziej niż w Polsce. Mam jednak pewną hipotezę. Mówienie o szerokich obozach złożonych z do niedawna zwalczających się ugrupowań, które łączą się w nowe nieoczekiwane koalicje, nie jest do końca trafnym obrazem polskiej polityki; a to ze względu na absolutną dominację partii Jarosława Kaczyńskiego na prawicy i silnej, choć nieco słabszej pozycji PO w opozycji. Jest to jednak jak najbardziej trafna diagnoza w odniesieniu do czeskiej polityki. Szeroka „lokalistyczna” koalicja odsunęła w końcu od władzy magmową, globalistyczną ANO. Przypomnę w skrócie, że w ramach terminu „globalizm” połączyłem ekonomiczny neoliberalizm, kosmopolityzm i progresywną obyczajowość, a w ramach lokalizmu konserwatyzm, tradycyjny socjaldemokratyzm i narodowe lub komunitarystyczne zakorzenienie.  

Pewną rolę odegrały też pewnie nieco bardziej „czeskie” niż „polskie” postulaty, stawiane lokalistycznemu konserwatyzmowi. Pisałem o potrzebie zakotwiczenia we wspólnocie oraz porzuceniu dogmatyzmu. Fiala, sam identyfikując się jednoznacznie jako konserwatysta, zaznacza zaś, że nawiązuje do anglosaskiej tradycji konserwatywnej. Odróżnia ją przy tym od bardziej odnoszącego się do religii polskiego konserwatyzmu, czy też węgierskiego konserwatyzmu, opartego głównie o myślenie narodowe. Musimy przy tym pamiętać, że pisze tak gorliwy katolik, który zmuszony jest wygrywać wybory w kraju w przytłaczającej większości ateistycznym, choć przywiązanym do elementów tradycji chrześcijańskiej. Do tego w kraju zbudowanym przez pragmatycznych mieszczan i sprytnych chłopów, który przesiąkli niemieckimi wzorcami edukacyjnymi i stronią od szlachecko-bohaterskiego kodu narodowego, tak dobrze znanego Polakom i Węgrom. Muszę tu przyznać, że jako osoba o raczej skromnym pochodzeniu społecznym, a do tego absolwent amerykańskiej uczelni i konserwatywny protestant w katolickim kraju, doskonale rozumiem podejście Fiali .   

Chciałbym jednak też, w miarę skromnych możliwości, Petra Fialę przestrzec. Nasz region, czyli Europa Środkowo-Wschodnia, znajduje się w najtrudniejszym od wielu dekad położeniu i rozmaite siły polityczne muszą ze sobą współpracować dla jego dobra. Nie pomogą nam już, niestety, ani anglosaskie sentymenty, ani pragmatyczne przytulanie się do Niemiec.

Niemcy nie są już bowiem mieszczańskimi pragmatystami, tylko prawodawcami zielonego ładu. Pragmatyczni bywają też, tak naprawdę, tylko w interwałach pomiędzy kolejnymi ideologicznymi gorączkami. Wielka Brytania odpłynęła po Brexicie. Amerykanie nie są zaś już zainteresowani naszym regionem tak, jak w przeszłości. Za prezydentury Bidena skupili się zaś, ku mojemu ubolewaniu, niemal wyłącznie na kontaktach z wielkimi graczami UE, a właściwie wyłącznie na Berlinie. Znajdujemy się więc wraz z Czechami, Węgrami, Słowakami, Bałtami i większością Bałkanów pomiędzy kowadłem federalistycznej presji integracyjnej UE a młotem rosyjskiego imperializmu. Przy całej sympatii dla Brukseli zauważamy zaś przy tym, że nie wspiera ona w krajach Europy Środkowo-Wschodniej dobrych i transparentnych rządów, tylko rządy „swoje”. Właśnie Czechy są tego doskonałym, choć nie jedynym, przykładem. 

Skorumpowana stajnia Augiasza, jaką był rząd Andreja Babiša, cieszyła się bowiem pełną polityczną ochroną na najwyższych szczeblach UE. Partia odchodzącego premiera Czech, ANO, należy wszak do wpływowej liberalnej frakcji ALDE w Parlamencie Europejskim, co wydatnie pomogło Babišowi umieścić członkinię ANO i swoją protegowaną na jednym z najważniejszych stanowisk w Komisji Europejskiej. Chodzi oczywiście o nikogo innego, tylko o słynną wiceprzewodnicząca KE zajmująca się sprawiedliwością, konsumentami i równością płciową – Věrę Jourovą. Z polskiego punktu widzenia jest przy tym szczególnie interesujące, że Jourova konsekwentnie skupiała się na polskiej reformie wymiaru sprawiedliwości, a unikała wnikania w to, jak w skandaliczny sposób funduszami unijnymi gospodarował jej dawny szef. Co więcej, czyniła tak pomimo faktu, że narzędzia prawne, jakimi dysponowała, miały służyć właśnie bardzo wąskiemu badaniu praworządności tylko w kontekście wydatkowania pieniędzy UE, nie zaś recenzowaniu całego systemu prawnego.

Miejmy nadzieję, że pod rządami Fiali współpraca V4 na szczeblu unijnym będzie wyglądać nieco inaczej. Rząd Babiša nie tylko w kwestii działań Jourovej wpychał bowiem swoich sąsiadów, kiedy tylko miał okazję, pod autobus. Jeśli zaś – w kontekście naszego europejskiego regionu – mamy już sięgać po anglosaski konserwatyzm , a zwłaszcza V4, to warto chyba przytoczyć słowa wypowiedziane przez Benjamina Franklina w podobnie trudnej politycznej sytuacji. Tuż po podpisaniu Deklaracji Niepodległości miał on podobno zwrócić się do reprezentantów poszczególnych stanów ze słowami: We must hang together, gentlemen… else, we shall most assuredly hang separately. “Musimy trzymać się razem panowie… inaczej zawiśniemy osobno”.


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Fot. na stronie głównej – flickr.com

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!