Rosja ma cechy typowego mocarstwa rewizjonistycznego wobec całego ładu europejskiego. Opór Ukrainy jest więc faktycznie walką o pozimnowojenny status quo i wolność Europy Środkowo-Wschodniej.
Stary kontynent nie odgrywa już tak istotnej roli w globalnej polityce jak w wieku dziewiętnastym i przez większość wieku dwudziestego. Jest jednak nadal obszarem, gdzie polityczna sprawczość jest stosukowo rozczłonkowana i równocześnie niebywale skoncentrowana na niewielkim obszarze. Od wieków ta sytuacja prowokowała sny o podboju i paneuropejskim uniwersalizmie, a zarazem sprawiała, że utworzenie trwałego kontynentalnego ładu stawało się niezwykle trudne. Rewizjoniści zwykle inwestowali niemal cały swój potencjał w rozwój militarny, siły status quo starały się skupiać na handlu i dyplomacji, od których odrywały się w sytuacjach kryzysowych z wyraźną trudnością. Podczas pierwszej i drugiej wojny światowej rewizjonistami były Niemcy i Austro-Węgry. Po rewolucji październikowej siłą rewizjonistyczną stały się na pewien czas Sowiety, ich ambicje zostały jednak roztrzaskane na przedpolach Warszawy. Podczas drugiej wojny światowej, w początkowej jej fazie, Moskwa jako wróg zastanego ładu sprzymierzyła się z Berlinem. Na podobnej zasadzie widać dziś natomiast wyraźną współpracę Rosji i Chin. Po niespodziewanym ataku niemieckim ZSRR zaczął jednak grać raczej na dwubiegunowy podział na kontynencie, który ostatecznie został w Jałcie przyjęty jako nowe status quo i załamał się dopiero w 1989.
Dzisiejsza Rosja jest typowym mocarstwem-rewizjonistą, bardzo pod tym względem przypomina np. Niemcy hitlerowskie. Jej elity traktują bowiem rozpad dawnego sowieckiego imperium jako upokarzającą katastrofę, dokładnie tak jak niemieccy decydenci w latach trzydziestych postrzegali ustalenia kongresu wersalskiego (zwłaszcza utratę części terytorium swojego kraju, w tym Wielkopolski i Śląska) oraz osłabienie gospodarki. Rosja jest też krajem niebywale, jeśli wziąć pod uwagę populację i potencjał ekonomiczny, skupionym na rozbudowie swojego militarnego mięśnia. Według Globar Firepower Index mówimy o drugiej armii świata, którą posługuje się zaledwie jedenasta gospodarka (nieco większa od hiszpańskiej i nieco mniejsza od włoskiej) i dziewiąty najludniejszy kraj, o populacji mniejszej niż np. Nigeria czy Pakistan. Rosja jest też krajem o innej wizji ładu politycznego niż ta, która obecnie w Europie dominuje. Jest dla niej przy tym czymś oczywistym, że konflikty zewnętrzne są również sposobem na radzenie sobie z wewnętrznym niezadowoleniem. Jego poziom ostatnio zaś wzrósł w Rosji na fali pandemii i działań opozycji.
W swojej świetnej analizie postaw Zachodu wobec zagrażających mu rewizjonistów Andrzej Nowak swoiste preludium do wielkiej zdrady w 1939 upatruje w wydarzeniach poprzedzających bolszewicką nawałnicę roku 1920. Z polskiego punktu widzenia była to według Nowaka tytułowa Pierwsza zdrada zachodu. Dziś, po kilku mniejszych konfliktach, burzyciel europejskiego status quo zdaje się przygotowywać do większej i poważniejszej operacji przeprowadzanej na Ukrainie. Niestety, podobnie jak w 1920 roku, zachodni alianci zajęci są swoimi sprawami, a ich postawa wobec potencjalnych ofiar Moskwy waha się od oportunistycznego cynizmu (Niemcy) po nerwowe próby odstraszania przy użyciu raczej niewystarczających środków i argumentów (USA).
Dziś Ukraina jest niemal dokładnie tam, gdzie Polska była w przededniu bitwy warszawskiej. Niemcy blokują częściowo dostawy broni, anglosaska dyplomacja kluczy, sąsiadów paraliżuje strach, a potężna armia zbiera się u bram. Potencjalna wojna z Moskwą będzie zgodnie z tą logiką dla Ukrainy nie tylko sprawdzianem z młodej niezawisłości, ale i prawdziwą bitwą o przyszłość całego naszego geopolitycznego regionu na co najmniej dwie nadchodzące dekady. Świat rzeczywistej polityki, inaczej niż tytuł nowelki Elizy Orzeszkowej, powiada bowiem „biada pokonanym” – „vae victis”. Jeśli rosyjskie działania na Ukrainie odniosą sukces, dziś ostro krytykowane za swoją postawę Niemcy, i w nieco mniejszym stopniu Francja, będą triumfować i udowadniać zasadność budowania dobrych relacji z Władimirem Putinem. Odchodzący w niesławie z niemieckiej marynarki wojennej miłośnik Władimira Władimirowicza – admirał Kay-Achim Schönbach w glorii męczennika wystartuje zaś zapewne w wyborach z listy którejś z głównych partii. USA odetną się tymczasem po cichu od tego, co po inwazji nad Dnieprem nastąpi, tak jak odcięły się już od tego, co dzieje się po ich wycofaniu z obywatelami Afganistanu. Coraz głośniej zacznie się za to mówić o finlandzkim scenariuszu dla krajów przyjętych do NATO po 1997, a więc namówieniu ich do dobrowolnego ograniczenia swojego potencjału militarnego, promowaniu różnymi kanałami ugodowych wobec Moskwy sił politycznych i wreszcie delikatnym uświadomieniu mediom konieczności pewnej autocenzury w kwestiach dotyczących Rosji.
Stawka na stole jest wiec naprawdę wysoka. Wydaje się też, że z różnych powodów Rosja będzie musiała właśnie teraz powiedzieć „sprawdzam”. Niech więc Bóg ma swojej opiece ukraińskich żołnierzy. Nagle naprawdę wiele w tej części świata zależy od tego, czy uda im się obronić swój kraj przed rosyjską nawałnicą.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.