WARZECHA: „Pokojowy protest” po nowemu

Dialektyka marksistowska, która w czasach komuny pozwalała uzasadnić największe bzdury, ma się świetnie i funkcjonuje w najlepsze na Zachodzie właśnie w takich przypadkach jak kanadyjski Konwój Wolności. Możemy być też pewni, że nowatorskie rozumienie pojęcia pokojowego protestu szybko przedostanie się do postępowych mediów w Polsce.

W ostatni weekend kanadyjski Konwój Wolności – przez polskie media ledwo wspominany – dotarł do Ottawy. Kto interesował się tematem, ten wie: kilkadziesiąt tysięcy pojazdów, jadących do stolicy kraju z różnych jego miejsc, czasem tysiące kilometrów, udekorowanych flagami z klonowym liściem, po drodze entuzjastycznie pozdrawianych przez dziesiątki tysięcy ludzi. Protest nie dotyczy jedynie obowiązku szczepień (alternatywą jest kwarantanna) dla kierowców przejeżdżających przez granicę z USA – dawno przestał być branżowy i stał się być może największym protestem wolnościowym w historii Kanady. Premier mniejszościowego rządu liberałów Justin Trudeau schował się gdzieś, dając znać, że zaraził się koronawirusem (po trzech dawkach szczepionki). Z ukrycia zdołał jednak pogardliwie skomentować wydarzenie, powtarzając jak automat, że jego uczestnicy nie reprezentują Kanadyjczyków. W głównym nurcie kanadyjskiego komentariatu jest już gotowa odpowiedź na pytanie, kogo w takim razie reprezentują. Jest to odpowiedź podobna do tej, jakiej w Polsce udziela najtwardszy covidowy beton – na przykład publicysta „Gazety Polskiej” Piotr Lisiewicz: reprezentują Putina.

Jak na rozmiary protestu, jego przebieg był bardzo spokojny. Policja odnotowała jedynie pojedyncze incydenty, a media głównego nurtu zachowywały się podobnie jak w Polsce media z tej samej puli, pokazujące Marsz Niepodległości: na gwałt wyciągały każde hasło czy transparent, do którego można by się jakoś przyczepić. Generalnie jednak protest z oczywistych powodów określano jako pokojowy czy też spokojny (peaceful).

Ale oto okazuje się, że być może to pojęcie trzeba przedefiniować. Eksperci czy politycy przepytywani przez stację telewizyjną CTV News (część największej kanadyjskiej prywatnej sieci telewizyjnej) oznajmili, że Konwój Wolności wcale pokojowy nie jest. Oto „niebinarna” radna ze śródmieścia Ottawy Catherine McKenney oznajmiła, że pojawiająca się na proteście prawicowa symbolika budzi niepokój i powoduje, że trudno mówić o pokojowym proteście. Część protestujących określiła jako ekstremistów i ksenofobów.

Josh Greenberg z Uniwersytetu Carleton stwierdził na Twitterze, że protest łączy się z zastraszaniem i poniżaniem, a w dodatku pogwałca covidowe restrykcje i dlatego nie może być nazywany pokojowym. Uznał, że brak fizycznej przemocy to za mało, żeby używać tego określenia.

Fareed Khan, założyciel organizacji Canadians United Against Hate (Kanadyjczycy Zjednoczeni Przeciw Nienawiści) stwierdził, że owszem, zdarzało mu się organizować protesty, ale nie na taką skalę i nie nawoływały one do obalenia rządu. Khan uznał, że protestujący biorą na celownik mniejszości. A zatem – oczywiście nie jest to protest pokojowy.

Mamy zatem nową definicję „pokojowego protestu”: to tylko taki protest, który nie wywołuje u nikogo dyskomfortu, obawy, niepokoju. Można by powiedzieć, że w takim wypadku w zasadzie żaden protest pokojowy nie jest, bo istotą każdego jest właśnie wywołanie dyskomfortu i niepokoju jakiejś grupy ludzi. Taka jest natura publicznych demonstracji sprzeciwu.

Ciekawe, co powiedzieliby „niebinarna” radna McKenney oraz panowie Greenberg i Khan, gdyby przedłożyć im, że demonstracja pod hasłami LGBT wywołuje dyskomfort i obawę u konserwatystów i tradycjonalistów. Zapewne uznaliby, że „to całkiem nieporównywalne”, bo w demonstracjach mniejszości seksualnych chodzi przecież o walkę z nienawiścią i prześladowaniami, więc jeśli ktoś ma z nimi problem, to tylko dlatego, że sam jest taką nienawiścią wypełniony. Zatem protest byłby wtedy pokojowy, ale nie byliby pokojowi jego konserwatywni obserwatorzy. Co innego w drugą stronę.

Cóż, dialektyka marksistowska, która w czasach komuny pozwalała uzasadnić największe bzdury, ma się świetnie i funkcjonuje w najlepsze na Zachodzie właśnie w takich przypadkach. Możemy być też pewni, że nowatorskie rozumienie pojęcia pokojowego protestu szybko przedostanie się do postępowych mediów w Polsce. Wówczas okaże się, że może na kolejnym Marszu Niepodległości nikt nikogo nawet w kostkę przypadkiem nie kopnął, ale i tak nie była to pokojowa demonstracja.

Bardzo dziękuję widzowi mojego kanału na YouTube, panu Szczepanowi Lemańczykowi, za przesłanie materiału, który stał się inspiracją dla tego felietonu.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!