Wojna na Ukrainie jeszcze potrwa – byłem zbyt dużym optymistą jakiś czas temu sądząc, że może skończy się wiosną. Konflikt szybko nie wygaśnie dokładnie dlatego, że stał się bezsensowny. To już nie jest właściwie wojna Rosji z Ukrainą czy z NATO, to wojna Moskwy z rzeczywistością.
Do takiej konkluzji i pewnej rewizji moich poprzednich analiz natchnęła mnie lektura białoruskiej noblistki piszącej o wojnie w Afganistanie („Cynkowi chłopcy”, wyd. Czarne, 2021). Swietłana Aleksijewicz, jak nikt inny pokazać umie bezsens wojny, bezsens ludzki, moralny, ale i ekonomiczny oraz polityczny. Poranieni na duchu oraz ciele weterani na ulicach, nihilizm, rozkład polityczny i gospodarczy, dzieci, które płaczą, bo ich tata już nie wraca by odebrać je z przedszkola. Po co?
Zwykle w konfliktach zbrojnych dość szybko można się zorientować, czy główne cele są możliwe do osiągnięcia. Mimo to zaskakująco wiele konfliktów, straceńczych szarż, przedłużających się oblężeń trwało i pożerało kolejne ofiary, nawet kiedy nie było to już absolutnie konieczne. Dlaczego?
Na tak postawione pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Powiedziałbym w skrócie, że ludziom w ogóle bardzo trudno przychodzi pogodzenie się pewną (a nie tylko możliwą) stratą. Wolą kombinować i ryzykować znacznie wyższe stawki byle tylko nie musieć zmierzyć się z umiarkowaną porażką. Takie wnioski płyną z klasycznych już badań ojca psychologii behawioralnej Daniela Kahnemana. W przypadku tzw. negatywnych i pewnych zarazem prospektów, czyli możliwości pogodzenia się z jakąś stratą już na początku gry by potem za dużo nie ryzykować, badane osoby wolały raczej wziąć na siebie szalenie wysokie ryzyko, którego nigdy nie podjęłyby się w przypadku pozytywnych prospektów o podobnym prawdopodobieństwie. Tu wręcz przeciwnie – badani woleli zwykle raczej mieć wróbla w garści. Jeśli dodamy jeszcze do tego całą warstwę ideologiczną, całą spuściznę kulturową kraju, który zawsze nad zimną kalkulację stawiał czystą, nieokiełznaną wolę, to zrozumiemy, dlaczego Rosjanie nie chcieli się wycofać z Afganistanu, a teraz nie chcą się wycofać z Ukrainy. A przecież w rok na Ukrainie Moskwa już straciła prawie osiem razy więcej żołnierzy niż przez dziesięć lat w Afganistanie!
Najgorsze wojny wydają się bowiem związane nie z konkurencją o jakieś konkretne zasoby, tylko z niezgodą na samą zastaną rzeczywistość polityczną. Są więc typowo ludzkie, tylko człowiek bowiem ze wszystkich zwierząt zdolny jest tak dalece i szeroko negować zastany stan rzeczy zamiast się do niego tylko adaptować. Wojna byłaby więc związana z tą samą częścią naszego jestestwa co nauka i sztuka.
Efekty wielkich wojen są przy tym faktycznie doniosłe, jednak prawie zawsze nie takie jak oczekiwał ten, kto je rozpętał, a przynajmniej nie dla niego. Francja Napoleona chciała zdominować zmurszałe imperia Europy, a ostatecznie to ona dała im drugie życie w formie Świętego Przymierza. Niemcy chciały dwukrotnie rozsadzić układ, w którym musiały grać drugie skrzypce wobec anglosaskich potęg. Owszem zdemolowały stary ład, jednak w tym nowym Anglosasi w zmienionej formule stali się jeszcze potężniejsi, a po 1945 doszło wręcz do bipolarnego układu USA-ZSRR.
Dziś Rosja Putina chce pokazać, że jest globalnym graczem, że częściowo może odwrócić geopolityczne skutki upadku Związku Radzieckiego. Efekt będzie podobny jak w opisanych przykładach – Rosja przestanie się w ogóle liczyć, na znaczeniu nie zyskają też Niemcy, którzy na Rosję gospodarczo postawili, zaś nowym bipolaryzmem będzie duopol chińsko-amerykański.
To właściwie już się stało i nawet jeśliby wojska rosyjskie po poświęceniu, powiedzmy, ze dwóch milionów rekrutów i przestawieniu gospodarki na tryb zupełnie wojenny, zajęły w końcu Kijów, to ze strategicznego punktu widzenia porażka już nastąpiła. Zbyt duże straty, których przy obecnej demografii nie da się szybko odrobić, słabość technologiczna i organizacyjna, to wszystko już jest widoczne i nie zniknie. Do tego wewnętrzny rozkład polityczny, także już widoczny w sporach pomiędzy najmitami z grupy Wagnera a regularną armią. To zresztą kolejna rzecz, która mi nie daje spokoju przy lekturze Aleksijewicz. Jeśli bowiem mała pod względem strat wojna w Afganistanie tak przeorała Sowiety polityczne i społecznie, jeśli przyczyniła się ona walnie do upadku ZSRR, to co czeka ojczyznę Puszkina po tej ostatniej wojnie? Od drugiej światowej żadne rozwinięte państwo, demokratyczne czy też nie, nie zdecydowało się na taką rzeź własnych obywateli. I znowu – to już nastąpiło i się nie odstanie nawet jeśliby mieli jeszcze zająć całą Ukrainę aż po Lwów. Prof. Antoni Dudek ma w zupełności rację dowodząc w swoich wpisach na Facebooku, że takie procesy wymagają czasu, ale koniec końców w jakiejś formie wojna domowa w Rosji jest już prawie pewna.
To dlatego, m.in. uważam, że Rosja toczy walkę z samą rzeczywistością jak ów rzymski legion nacierający z rozkazu Kaliguli na morze od strony francuskiego brzegu kanału La Manche. Wojnę jednak o wiele krwawszą. Wojnę bezsensowną i nieodzowną zarazem. Wojnę, której nawet słynny Walery Gerasimow już nie wygra, ale która może jeszcze pochłonąć wiele istnień ludzkich. Z drugiej strony, bez wojen faktycznie świat by się nie zmieniał. Nie pojawiałyby się nowe fortuny, nowe układy interesów i nowe państwa itp. itd. Zawsze lepiej jest pozwolić komuś innemu, by staczał wielkie niszczące stary ład konflikty za nas, a samemu pozbierać tylko to, co ze starcia tytanów zostanie. Rosja właśnie rozmontowała na zawsze pozimnowojenny układ w Europie Środkowo-Wschodniej – dokładnie tak jak zapowiadała, tylko zupełnie nie tak jak sobie zamarzyła. Krajom takim jak Polska pozostaje z tego szaleństwa skorzystać.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego