Dwa dni temu w Polsce mieliśmy święto policji, obchodzone w rocznicę uchwalenia ustawy z 1919 r., która scalała w jedną Policję Państwową formacje z różnych zaborów. Niestety, mimo pozorów nie istnieje dziś w naszym kraju instytucja, która mogłaby to święto obchodzić.
Tak, były oficjalne celebracje, a pan prezydent na Placu Zamkowym wygłosił nawet dość zadziwiające wystąpienie z tej okazji. Byli funkcjonariusze w mundurach, był tak zwany komendant główny – ale z pewnością nie była to formacja, mogąca wywodzić swój etos od przedwojennej Policji Państwowej. Symboliczne zresztą jest, że gdy na samym początku lat 90. trzeba było zdecydować, jak ma się nazywać nowa formacja, nie sięgnięto po historyczną nazwę „Policja Państwowa”. Może i lepiej.
Ryba psuje się od głowy
Jedno trzeba na początku zaznaczyć: są w policji ludzie, którzy takim etosem się kierują, którym z trudem przychodzi akceptowanie jej obecnego stanu, kryteriów rekrutacji, postępowania najwyższych dowódców. Którzy znają prawo, nie dają się wmanewrować w polityczne zapotrzebowania, pomagają ludziom. Ale nie dałbym głowy, czy jest ich większość (milcząca). Nie mam natomiast wątpliwości, że taka postawa wymaga coraz większej odwagi i samozaparcia. Dla tych policjantów mam szacunek i nie waham się nazywać ich właśnie policjantami. Bo niestety – w tej instytucji trwa zmaganie między etosem policyjnym a podejściem milicyjnym. I to drugie przeważa. Chciałbym natomiast, żeby ci starający się działać jak prawdziwi policjanci wiedzieli, że moje uwagi nie ich dotyczą – piszę tu o instytucji jako całości oraz o tych, którzy coraz bardziej spychają ją w stronę milicji bis.
Symboliczne znaczenie dla obchodów Święta Policji miało to, że na jej czele pozostaje inspektor generalny Jarosław Szymczyk, który po swoim wyczynie w Komendzie Głównej Policji zamiast w galowym mundurze brylować na Placu Zamkowym, powinien regularnie odwiedzać sąd w ramach odpowiedzialności za nielegalne posiadanie broni, czyli przestępstwo a art. 263 kodeksu karnego, w związku z którym policja bezwzględnie ściga zwykłych obywateli, a także za sprowadzenie niebezpieczeństwa o dużych rozmiarach (art. 163 k.k.). (Mam tu zresztą nawet wątpliwości, czy art. 263 w przypadku nielegalnego posiadania uzbrojenia stricte wojskowego byłby adekwatny, nie jestem prawnikiem.)
Wiem, że z pozostawaniem pana Szymczyka na czele policji problem ma wielu funkcjonariuszy. Pominę tu polityczne przyczyny takiego stanu rzeczy, bo nie o tych sprawach tu mowa. Natomiast z pewnością jest to dla policjantów sytuacja skrajnie demoralizująca. Ci porządni uważają to za policzek, szczególnie gdy oni sami mogą być karani za wielokrotnie mniejszej rangi czyny. Ci o mentalności milicjantów uznają to za potwierdzenie własnej bezkarności.
Jednak nie tylko o pana inspektora Szymczyka tu chodzi – to tylko wisienka na torcie. Policja zawsze miała problem z traktowaniem jej przez kolejne rządzące ekipy jako służby do realizacji politycznych zamówień. Przez pewien czas po 2015 r. wydawało się, że udało jej się ten wizerunek zrzucić, co znalazło odbicie w cyklicznych badaniach zaufania do instytucji publicznych, prowadzonych przez CBOS.
Rezultatom tych badań warto się przyjrzeć, bo chwali się nimi policja, a także wspomniał o nich pan prezydent podczas swojego wystąpienia na Placu Zamkowym. Otóż w 2022 r. zaufanie do policji wyniosło 63 proc., a brak zaufania deklarowało 28 proc. Nie są to wcale – wbrew twierdzeniom samej policji – wyniki rekordowe. Są niemal identyczne jak w 2010 r. (również 63 do 29 proc.), a bardzo wyraźnie niższe niż w lutym 2020 r. Ważny jest miesiąc, bo było to jeszcze przed wybuchem pandemii i przed tym, jak policja zaczęła egzekwować najgłupsze i najbardziej bezsensowne, a co ważniejsze – bezprawne rozporządzenia. Wtedy policji ufało 71 proc. Polaków, a nie ufało – 21 proc.
Brak etosu i kompetencji
Nawiasem, trzeba tu wspomnieć o bardzo ciekawej analizie dr Aleksandra Jakubowskiego oraz dr Janusza Roszkiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, opublikowanej w czasopiśmie „Studia Iuridica”, którzy pokazali, że pandemiczne rozporządzenia były niezgodne z prawem, a dodatkowo postawili mocno udokumentowaną tezę, że funkcjonariusze mieli nie tylko prawo, ale też obowiązek odmawiać ich stosowania. Jeśli zaś tak nie czynili – sami mogą zostać uznani za winnych łamania prawa.
Symbolem rzekomo ogromnego zaufania do policji jest to, że ta formacja od miesięcy blokuje możliwość odpowiadania na prawie każdy swój wpis na Twitterze. Nie inaczej było z wpisami o Święcie Policji.
Policja to nie tylko głośne sytuacje łamania prawa lub regulaminu, takie jak sprawa Igora Stachowiaka czy policjantów spod Pruszkowa, którzy zabrali do samochodu dwie nastolatki, a następnie wpakowali się wraz z nimi radiowozem w drzewo. To również niezliczone, utrwalone przez obywateli, przypadki nieznajomości lub ostentacyjnego lekceważenia podstawowych zasad, takich jak obowiązek podania powodu podjęcia czynności wobec obywatela (powodu, nie uprawnień do podjęcia tychże – wielu policjantów nie rozumie różnicy) czy przedstawienia się, podania stopnia służbowego oraz jednostki. Takie obowiązki wynikają wprost z Ustawy o Policji oraz rozporządzeń ministra spraw wewnętrznych. Do kanonu przeszedł już słynny policyjny najazd – trudno to inaczej nazwać – w czasie lockdownu na klub Face2Face w Rybniku, podczas której to interwencji jeden z funkcjonariuszy przedstawiał się jako „James Bond”. Oczywiście konsekwencji nie poniósł. Gdy właściciel klubu wybrał się na komendę policji w celu złożenia wyjaśnień, został zatrzymany. Sąd uznał potem, że bezprawnie.
(Nie sposób nie wspomnieć, że prezydent Andrzej Duda w tamtym czasie nawet słowem nie zająknął się o łamaniu praw obywateli czy wątpliwych działaniach policji.)
Podobnie konsekwencji nie ponieśli policjanci, którzy 11 listopada 2020 r. na stacji Warszawa-Stadion rzucali granatami dymnymi w dziennikarzy, a potem pałowali tychże oraz przypadkowe osoby. Prokuratura podjęła w tej sprawie śledztwo, stwierdziła nawet, że doszło do naruszenia prawa, ale wkrótce postępowanie umorzyła z powodu niemożności zidentyfikowania sprawców. Zadziwiające, że policjantom, którzy kryli się wzajemnie, nie postawiono zarzutu utrudniania śledztwa (art. 239 k.k.).
Ta sytuacja wynikała i z tego, że mimo wielokrotnie prezentowanych w Sejmie projektów nie wprowadzono wciąż obowiązku posiadania oznaczeń pozwalających zidentyfikować policjantów działających w tak zwanej formacji zwartej. Sprzyja to poczuciu bezkarności.
Warto tu dla porównania przypomnieć głośną sprawę policjanta, który 11 listopada w 2011 r. skopał na ulicy przypadkowego przechodnia. Wtedy funkcjonariusza dosięgła sprawiedliwość: został zwolniony z policji, skazano go też na 1,5 roku pozbawienia wolności oraz 8 lat zakazu pracy w policji. Dziś, jak widać, łamiącym prawo policjantom włos z głowy nie spada.
Selekcja negatywna
Na tle tych i wielu, wielu innych spraw ostatnie zmiany w regulaminie musztry, pozwalające policjantom mieć widoczne tatuaże (poza głową, szyją i dłońmi), a mężczyznom – nosić długie włosy (w trakcie pełnienia służby muszą być upięte), nabierają znaczenia symbolicznego. To miara degeneracji tej służby, a w bardziej bezpośrednim planie – potwierdzenie gigantycznych problemów kadrowych i doboru negatywnego.
Polscy policjanci są dramatycznie niedoszkoleni. Jak ma być inaczej, skoro podstawowy kurs policyjny w 2010 r. został skrócony o połowę i nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Dzisiaj obejmuje 1123 godziny zajęć. To raptem około pół roku.
Dla porównania – w Wielkiej Brytanii samodzielne wykonywanie zadań policyjnych jest możliwe po trzech latach, na które składają się między innymi kurs podstawowy, okres próbny, praca u boku mentora. W Republice Czeskiej szkolenie trwa rok. We Francji szkolenie jest dwuletnie: rok w ENP (École National de Police) i rok w terenie. Polska ze swoim żałosnym półrocznym kursem wyróżnia się negatywnie.
Skutki tego widzimy na ulicach. To policjanci, którzy tępą agresją nadrabiają braki w wyszkoleniu i wiedzy. Którzy nie znają Ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej i stosują te ostatnie bez umiaru – czyli niezgodnie z prawem. Którzy nie potrafią posługiwać się bronią.
Którzy nie są kompletnie przygotowani do kontaktów ze zwykłymi ludźmi. Ci ludzie potem awansują i te same wzorce, metody, sposób myślenia przenoszą z ulicy na stanowiska dowódcze. To jest dramat.
Potrzebna opcja zerowa
O sytuacji w policji piszę od lat. O tym, że policja staje się milicją bis pisałem już w 2020 r.
Suma wiadomości, faktów i wniosków każe postawić tezę, że ta formacja jest tak niewydolna, przegniła, zepsuta, że właściwie powinna zostać zbudowana od zera, oczywiście przy zachowaniu gwarancji wykonywania podstawowych zadań w czasie zmian. Niestety – na co również zwracałem uwagę, w tym jeszcze przed wyborami 2015 r. – żadna formacja polityczna nie miała i nie ma wśród swoich propozycji programowych przebudowy policji. Ba, żadna nawet nie dostrzega problemu.
Nie znajdą państwo żadnych punktów programu ani nawet poświęconych temu zagadnieniu wypowiedzi ani u przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy, ani Koalicji Obywatelskiej, PSL, Polski 2050 czy nawet Konfederacji. Każdy, kto dostaje policję w ręce wraz z przejęciem rządów, traktuje ją jako wygodne narzędzie do realizacji swoich politycznych celów, przymykając oko na zżerające tę służbę patologie.
Miejmy wreszcie świadomość tego, jak działa taki mechanizm. Im więcej w danej strukturze patologii – a już zwłaszcza w strukturze zhierarchizowanej, mundurowej – tym trudniej wytrwać w niej ludziom porządnym i tym większą mają motywację, żeby dać sobie spokój.
Prawdziwie profesjonalni funkcjonariusze nie będą mieli problemów ze znalezieniem sobie miejsca na rynku. Będą odchodzić coraz chętniej. W policji będzie więc coraz więcej tępych kulsonów. Tymczasem to policja jest dla wielu obywateli pierwszym, a często jedynym (poza urzędami) ogniwem kontaktu z aparatem państwa. Jej wizerunek, jej postępowanie w dużej mierze determinują to, jak państwo jest postrzegane: czy jako przyjazne, czy jako opresyjne. Jeśli niepokoi nas obojętność, a nawet wrogość, z jaką wielu Polaków do własnego państwa jest nastawionych, to pora zrozumieć, że nie bierze się to z niczego, a policja w swojej obecnej postaci ma mnóstwo za uszami.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego