KUŹ: Bądźmy zjednoczeni i silni wobec silnych.

Obecny konflikt na wschodniej granicy Polski należy oczywiście umiędzynarodowić, szukając wsparcia ze strony NATO i UE tak bardzo, jak to tylko możliwe. Patrząc na sytuację strategicznie i długofalowo trzeba jednak zrozumieć też, że w wielu kwestiach nasz region, Europa Środkowo-Wschodnia, jest coraz bardziej zdana na siebie. I trzeba umieć wyciągnąć z tego wnioski.

Polska jest w stanie wojny hybrydowej z Białorusią wspieraną przez Moskwę. Konflikt taki może się niezwykle łatwo wymknąć spod kontroli. Być może należałoby w ramach jednorazowej akcji humanitarnej spróbować rozpatrzyć wnioski azylowe obecnie koczujących na granicy imigrantów i rozładować częściowo napięcie. Następnie zaś zamknąć całą granicę z Białorusią dla wszelkiego, również towarowego, ruchu, motywując to zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Takie działanie ma tę zaletę, że chwilowo minimalizuje zagrożenie życia osób przebywających na granicy (idą mrozy), jednocześnie wysyła silny sygnał w stronę Białorusi. Można również zamknąć granicę nie przyjmując nikogo, ani nie oferując ludziom z koczowisk żadnej pomocy humanitarnej. Nie należy jednak w takiej sytuacji mieć żadnych złudzeń. Łukaszenko chce, aby ci ludzie umierali i chce móc winę za to zrzucić na polski rząd. To trudny dylemat moralny.  Opozycja ma rację, twierdząc, że ważna jest obecność międzynarodowych obserwatorów i umiędzynarodowienie konfliktu. Wydaje się jednak, że przecenia wagę tych działań. Litwa podejmowała je od początku i nie uchroniło jej to w żaden widoczny sposób. Celem umiędzynaradawiania jest raczej utrudnienie prowadzenia wojny informacyjnej i zrzucania odpowiedzialności za kryzys humanitarny na Warszawę. 

Nie należy też mieć złudzeń. Polityka Berlina wobec Moskwy opiera się na kalkulacjach dotyczących jego interesów energetycznych. Z kolei polityka USA pod przywództwem Joe Bidena wobec Polski i naszego regionu powiązana jest ze zwrotem ku Azji, zamykaniem innych pól konfliktu i ogólnej orientacji na Niemcy jako na głównego partnera w Europie. Kryzys na polskiej granicy niewiele tu zmieni, po deklaracjach, a nawet pewnych demonstracyjnych sankcjach, wrócimy do interesów jak zwykle. Tak było po działaniach Moskwy w Gruzji oraz na Ukrainie, również po krwawo stłumionych protestach na Białorusi oraz po licznych mordach politycznych. Dlaczego teraz, nawet w następstwie  bardziej dramatycznych wydarzeniach na polskiej granicy miało być inaczej?

 

Strategią UE jest przy tym od dawna bycie słabym wobec silnych i silnym wobec słabych. Wspólnota może wiele środków zaangażować w walkę o praworządność w Polsce i na Węgrzech, czy dyscyplinę budżetową w Grecji i we Włoszech. Parlament Europejski wewnętrzne „piąte kolumny” definiuje jako główne zagrożenie dla UE. Unia jest równocześnie zaskakująco potulna, kiedy dochodzi do szantażu imigracyjnego ze strony Turcji, gazowego ze strony Rosji, czy też ostatnio otwartej hybrydowej agresji.

Globalna polityka wkracza niestety coraz wyraźniej w fazę neoklasycznego realizmu. Mocarstwa dążą do budowania równowagi sił i określania stref wpływów. Kto nie jest dziś przy stole, ten siłą rzeczy znajduje się w karcie dań. Wiele wskazuje na to, że toczy się obecnie gra o Europę Środkowo-Wschodnią i jej możliwą finlandyzację.

 

Gdybym miał spróbować wczuć się w myślenie Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina, stwierdziłbym że uznają oni w naszym regionie gospodarczy prymat Niemiec, chcą jednak, aby kraje Europy Środkowo-Wschodniej wyzbyły się niezależnych ambicji międzynarodowych i militarnych. Chcą abyśmy „nie mieszali” się już w politykę na Białorusi i na Ukrainie.

Nie namawiali już nikogo do sankcji, nie blokowali ważnych projektów energetycznych, nie rozbudowywali swojego potencjału militarnego i nie zabiegali o większą obecność wojsk NATO na naszym terenie. To właśnie rozumiem jako finlandyzację Europy Środkowo-Wschodniej. Chodzi o stworzenie strefy buforowej, która nie będzie nikomu przeszkadzać i ułatwi osiągnięcie stanu międzymocarstwowej równowagi.

Dla Polski i innych krajów regionu oznacza to jednak jeszcze szczelniejsze zamknięcie w pułapce modelu zależnego rozwoju. Niemiecka gospodarka i stan bezpieczeństwa narodowego niezwykle skorzystały z rozszerzenia UE na wschód. Naszym polskim strategicznym marzeniem było dalsze trwanie tego procesu, coraz szersze otwieranie się zachodnich struktur, w ramach których to nasza gospodarka i polityka zagraniczna byłaby beneficjentem związków z demokratyczną Ukrainą, a w przyszłości i Białorusią. Chodzi tu o pewną synergię. Nasi wschodni sąsiedzi korzystaliby z westernizacji, jednocześnie stając się dla nas oparciem i gwarantem bezpieczeństwa. Porzucając te wschodnie ambicje my, kraje bałtyckie i V4 porzucamy nadzieję na lepszą wspólną przyszłość. Nie bez powodu Marek Cichocki postulat wejścia Polski do strefy euro bez zwiększenia naszego poczucia bezpieczeństwa nazwał „jednostronnym wykorzystaniem”.

Kiedy opadnie już kurz, Polska i jej regionalni partnerzy muszą zastanowić się, jak być bardziej zjednoczonym blokiem, który potrafi być solidarny oraz silny wobec silnych, a nie tylko tych słabych. Musimy wypracowywać wspólne instytucje i sposoby współpracy. Formaty takie jak Trójmorze, Trójkąt Lubelski (Polska, Litwa i Ukraina) czy Grupa Bukaresztańska muszą zacząć żyć swoim życiem, niezależnie od tego, co o nich myśli na danym etapie Berlin czy Waszyngton.  Czasu jest coraz mniej.

Zwłaszcza podczas obchodzonego dzisiaj święta polskiej niepodległości powinniśmy o tym pamiętać. Wielkim dziejowym błędem Drugiej Rzeczpospolitej było bowiem zawisanie u klamki wielkich mocarstw, przy zupełnym niemal braku regionalnej współpracy. Mało tego. Trzeba powiedzieć jasno: Druga Rzeczpospolita popełniła w polityce wobec swoich słabszych sąsiadów grzechy najcięższe. Na niej i jej elitach spoczywa wina za mocarstwowe zadęcie i wbijanie państwom ościennym noża w obliczu nadciągającego geopolitycznego kataklizmu, tak jak to miało miejsce podczas zajęcia Zaolzia, czy wcześniej również podczas, rzec można, hybrydowego „buntu” generała Żeligowskiego. Obecnie wszelkie spory z naszymi regionalnymi partnerami, takie jak ten dotyczący kopalni Turów, powinny być rozwiązywane przy zachowaniu jak największej delikatności i z gotowością do daleko idących ustępstw. Musimy uczyć się na błędach i razem walczyć o suwerenność państw naszego regionu, inaczej nikt inny się o nią nie zatroszczy.   

 

 


 

Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

 

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!