Dobre stosunki z Niemcami już były

Od dawna już zalecam studentom mojego kursu z zakresu polityki zagranicznej (Foreign Policy) lekturę tekstu jednego z najwybitniejszych niemieckich analityków zajmujących się sprawami polskimi – Kaia-Olafa Langa. Tekst dotyczy relacji polsko-niemieckich w roku 2004 i jest nadal uderzająco aktualny.

Lang przestrzega bowiem niemieckich polityków przed inwestowaniem tylko w budowanie relacji z jedną stroną polskiej sceny politycznej. Uprzedza też, by nie zakładać, że Platforma Obywatelska będzie rządzić wiecznie, a prawicowi konserwatyści wymrą jak dinozaury. Zdaniem niemieckiego analityka pracującego dla rządowej fundacji analitycznej SWP, inne podejście prędzej czy później zemści się na niemieckim rządzie. Sprawi bowiem, że jedna strona sceny politycznej dobre relacje z Berlinem będzie traktowała jako coś oczywistego, a druga, która w demokratycznym systemie przejmie przecież w końcu władzę silnie się z Niemcami z zantagonizuje.

Zawsze mnie zastanawiało u Langa to, że umiał, w odróżnieniu od innych niemieckich analityków, zdystansować się do emocji jakimi są obarczone bilateralne stosunki polsko-niemieckie. Kiedy kiedyś go o to zapytałem odpowiedział mi, że on analizę relacji z Polską traktuje w sposób czysto zawodowy, bo nie ma z moim krajem żadnych osobistych związków, a urodził się daleko od polsko-niemieckiej granicy, znacznie bliżej Francji. Ta refleksja pokazuje doskonale, jak bardzo w przypadku innych mniej profesjonalnie podchodzących do tematu Niemców ważne są emocje, zwłaszcza te, które z łaciny określa się jako „libido dominandi” czyli dosłownie „żądzę zawładnięcia”. Tłumaczy też dlaczego berlińskie elity, choć Langa szanują, to słuchają nader wybiórczo.

Refleksja na temat starego tekstu Langa nasuwa mi się, kiedy obserwuję z jednej strony politykę zachodnią polskiego rządu, a z drugiej strony taniec godowy niemieckich dyplomatów i mediów wokół ekipy Donalda Tuska. Zupełnie bez satysfakcji stwierdzam bowiem, że po tych rządach i tych działaniach Niemiec, chyba przez całe następne pokolenie nie da się już znormalizować stosunków polsko-niemieckich. Tu nie ma do końca znaczenia dlaczego Donald Tusk bardzo szybko zaczął się wycofywać z krytykowanych przez niemieckich komentatorów projektów strategicznych, takich jak CPK, polski atom, czy zakupy zbrojeniowe w Korei. Odbiór społeczny jest taki, że projekty te składa na ołtarzu dobrych relacji z Berlinem. Do tego dochodzą entuzjastyczne reakcje niemieckiej prasy na dość brutalne działania rządu względem opozycji, panegiryki chwalące Bartłomieja Sienkiewicza, ocierające się o polityczną mowę nienawiści teksty Klausa Bachmanna.

Mamy wreszcie niezwykle kontrowersyjne wypowiedzi ambasadora Niemiec o tym jak jego kraj, „przejmuje odpowiedzialność” za wschodnią flankę NATO no i samego Donalda Tuska wyprostowanego jak struna przed Ursulą von der Leyen w czasie, kiedy powinien spotykać się z protestującymi rolnikami. Jest też oczywiście expose ministra Sikorskiego pouczającego polityków opozycji, w tym prezydenta, że Niemcy są naszym kluczowym sojusznikiem.

Ożywienie w relacjach polsko niemieckich, które teraz obserwujemy nosi, słowem, znamiona działania nerwowego, wręcz neurotycznego. Obie strony chcą tak bardzo pokazać, że są przyjaciółmi, jest to wręcz przyjaźń histeryczna. Tymczasem dla polityków PiSu i ich elektoratu jasne staje, że nie mają w Niemczech zgoła żadnych partnerów do poważnych rozmów. PiS jest to tymczasem partia, która może jeszcze w Polsce rządzić. Założenie, że jest inaczej świadczy, albo o krótkowzroczności naszych niemieckich sąsiadów, albo o ich niezwykłej arogancji i wierze w swoją nieformalna moc sprawczą.

W relacjach bilateralnych więcej zależy zawsze od silniejszego partnera. Dlatego też większą winą za nadchodzącą niechybnie katastrofę obarczam stronę niemiecką. Oczywiście polityka PiS względem Niemiec także zasługuje na krytykę, ale czy dużemu państwu, które tak sprawnie potrafi pielęgnować relacje z bardzo kontrowersyjnymi postaciami, naprawdę tak trudno było porozumieć się z Jarosławem Kaczyńskim? Tak czy inaczej, jako osoba, która kiedyś zajmowała się relacjami polsko-niemieckimi mam poczucie zupełnej porażki i nadchodzącego kataklizmu.

Duża część polskiego społeczeństwa widzi w tej chwili w Niemczech kraj, który hamuje rozwój ich państwa. Z kolei większość niemieckich elit intelektualny i społeczeństwa bierze zupełnie w nawias wybory polityczne milionów Polaków. To się nie może dobrze skończyć.

Po rządach Donalda Tuska możliwe jest wręcz zupełne załamanie wzajemnych relacji i powrót do czegoś, co nawiązując do tytułu starego polskiego serialu w reżyserii Jerzy Sztwiertni, można by nazwać powrotem do „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”.


Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!