Eksperci, którzy snują wizje rozwoju sztucznej inteligencji, przypominają proroków nowej religii. Andrzej Dragan, Petros Psyllos czy Michał Kosiński, pomimo dystansowania się od wiary w Boga i świat nadprzyrodzony, prezentują w swoich wypowiedziach wyobraźnię teologiczną. Nadają przyszłym wcieleniom AI przymioty, które tradycyjne są przypisywane Bogu lub aniołom.
Przez ostatni miesiąc przesłuchałem wiele rozmów i debat z udziałem Andrzeja Dragana, Petrosa Psyllosa i Michała Kosińskiego. Żywo zainteresowałem się sztuczną inteligencją od momentu, w którym pewnego wieczoru odbyłem całkiem miłą telefoniczną pogawędkę z pewną kobietą. Rozmowa dotyczyła jakiejś oferty marketingowej. Staram się nie odrzucać od razu tych telefonów i nie dawać po sobie poznać, że nie mam najmniejszej ochoty na tego typu rozmowę. Powtarzam sobie zawsze, że ktoś jest zmuszony wykonywać tak żmudną i niewdzięczną pracę, więc ta minuta mnie nie zbawi. Tym razem jednak rutynowa konwersacja, którą odbyłem w życiu już kilkadziesiąt razy, wyprowadziła mnie z równowagi. Dopiero po pięciu minutach zorientowałem się, że nie rozmawiam z człowiekiem, lecz maszyną. Tak przekonująco AI udawała serdeczną i zaangażowaną konsultantkę. Bardzo nieprzyjemne uczucie, trochę jak z horroru.
Słowo „prorok” pochodzi z greckiego „prophḗtēs”, co znaczy tyle co „adwokat” lub „rzecznik”. W kontekście religijnym prorocy są adwokatami Boga – przemawiają w jego imieniu i głoszą prawdę zakrytą dla zwykłych śmiertelników. Początkowo myślałem, że Dragan, Psyllos i Kosiński są po prostu adwokatami sztucznej inteligencji, w całkowicie świeckim rozumieniu tego słowa. Widać, że jako naukowcy i innowatorzy są żywo zaciekawieni postępem technologicznym, trudno więc się dziwić, że są entuzjastami AI. Jednak im dłużej ich słuchałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że ich wypowiedzi przypominają również religijne proroctwa. To ciekawe, że osoby, które raczej od religii stronią, jednocześnie nieświadomie posługują się teologicznymi wyobrażeniami.
Andrzej Dragan – Cyfrowy bliźniak
Profesor Dragan w jednej z debat stwierdził, że Chat GPT jest ryzykowną technologią, ponieważ gromadzi dane z wielu źródeł i posiada dostęp do globalnej sieci internetowej. Sztuczna inteligencja, zdaniem Dragana, mogłaby rozwijać się bardziej w kierunku indywidualnego kontaktu człowieka z technologią. Tak, aby użytkownik otrzymywał pewną gwarancję, że jego dane wrażliwie nigdzie nie wypłyną.
„Chciałbym mieć takiego cyfrowego asystenta, który zna mnie bardzo dobrze. Asystenta, który zbiera dla mnie wszystkie informacje, słucha, jak rozmawiam z ludźmi, widzi to co ja widzę, widzi, jak reaguję, czyta moją korespondencję. Myślę, że nie ma osoby, która nie chciałby z takiej pomocy skorzystać. Zawsze podejmowalibyśmy optymalne wybory, bo ten asystent podpowiadałby nam w czasie rzeczywistym, co należy w danej sytuacji zrobić” – stwierdza Dragan.
Widać w tych słowach swego rodzaju lekkomyślność dość charakterystyczną dla umysłów wybitnych, acz wysoko wyspecjalizowanych. Młotek wszędzie widzi gwoździe, a ekspert od AI zawsze roztaczać będzie wspaniałe wizje na temat przyszłości nowych technologii.
Mnie przeraża myśl, że taki osobisty asystent wbudowany w moją głowę cały czas mówiłby mi, co mam robić, aby zwiększyć optymalizację codziennych działań. Sądzę, że upowszechnienie takiej technologii wiązałoby się z globalnym zidioceniem. Szybko obudzilibyśmy się w dystopii. Ludzie już dzisiaj zamiast po prostu rozejrzeć się wokół w poszukiwaniu sklepu lub przystanku autobusowego włączają nawigację w telefonie. Gdyby każdy nasz wybór był poprzedzony wskazówką cyfrowego asystenta, prędzej czy później w ogóle przestalibyśmy myśleć.
W tym przykładzie zastanawiająca jest jednak tęsknota Dragana za opiekuńczym duchem, który pomagałby mu dokonywać dobrych wyborów w codziennym życiu. Wydaje się, że marzenie tego fizyka bardzo zbliżone jest do aniołów uznawanych w chrześcijaństwie właśnie za takie niematerialne pomoce w rozeznawaniu najlepszych rozwiązań. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „życie ludzkie od dzieciństwa aż do zgonu jest otoczone opieką i wstawiennictwem aniołów: każdy wierny ma u swego boku anioła jako opiekuna i stróża”.
Zdaniem wielu filozofów rozwój myśli ludzkiej na Zachodzie od wielu wieków zachodzi według prostej reguły – pojęcia religijne ulegają zeświecczeniu, tracąc stopniowo swój pierwotny charakter. Tutaj mamy do czynienia z czymś odwrotnym. Technika stworzona przez człowieka zaczyna wchodzić w obszar do tej pory zarezerwowany dla teologii. Już nie zeświecczamy pojęć religijnych, lecz sakralizujemy pojęcia świeckie.
Petros Psyllos – Nadinteligencja
Podobną wrażliwość intelektualna prezentuje również Petros Psyllos. Zapytany, jak widzi przyszłość AI, zaczął roztaczać wizję na temat tzw. nadinteligencji. Tym pojęciem określa się na razie jedynie hipotetycznie możliwą technologię, która w każdym aspekcie będzie przewyższać możliwości poznawcze człowieka.
„Jeśli nadinteligencja się pojawi – stwierdza Psyllos – to nie będzie żadnej różnicy w porównaniu myszy do człowieka i człowieka do nadinteligencji. Tak jak mysz nie rozumie, że człowiek, gdy tylko chce, może ją zniewolić, nie jest sobie w stanie nawet tego wyobrazić, tak my nie będziemy wiedzieć, że to wyższa od nas inteligencja nas niewoli, nie będą pozwalać na to nasze struktury mentalne”.
To oczywiście swego rodzaju futurologia, zastanawia mnie jednak, dlaczego Petros Psyllos mówi o tym z tak wielką fascynacją w głosie. Wizja ta w żaden sposób nie jest fascynująca, przypomina natomiast dokładnie rzeczywistość przedstawioną w Matrixie braci Wachowskich.
Sam jednak fakt, że tego typu koncepcje na poważnie analizuje się dziś naukowo, przyprawia o gęsią skórkę. Gdy już się nią opanuje, łatwo zauważyć, że nadinteligencja również uruchamia wyobraźnię teologiczną. To spojrzenie z dystansu boskiego oka na człowieka jako byt niższy i niedoskonały.
Tradycyjnie Bóg w teologii chrześcijańskiej uznawany jest za wszechmocnego. Nasza wyobraźnia nie potrafi sobie przymiotów bożych zwizualizować. Nie wiemy właściwie, co to znaczy, że Bóg może wszystko. Możemy powtarzać tylko za Hiobem: „Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz uczynić” (Hi 42, 2). Dla Boga jesteśmy jak myszy dla nas. Tylko od naszej woli zależy, co z nimi zrobimy.
Nadinteligencja tylko wówczas mogłaby współistnieć z ludzkością na harmonijnych zasadach, gdyby podobnie jak Bóg obdarowała nas wolną wolą.
Michał Kosiński – Globalny mózg
„Dzięki modelom językowym skończy się komunikacja językowa między ludźmi, jaką znamy […] Religia została umożliwiona przez język. Nie sposób przekazać 10 przykazań pojękiwaniami jak z epoki kamienia łupanego. Potem była rewolucja pisma i druku, ale one tylko usprawniały język. Modele językowe sztucznej inteligencji są moim zdaniem tak wielką rewolucją jak ta między pojękiwaniami, a pojawieniem się języka. Wyobraźmy sobie następujący scenariusz. Zamiast pisać do kogoś maila lub rozmawiać, myślisz, że chcesz coś komuś przekazać. Twoja myśl jest przekazana do wielkiego globalnego, cyfrowego mózgu i ten mózg przezuje w prywatnym języku do kogoś innego, kogokolwiek na świecie, twoją informację”.
Michał Kosiński nie potrafi ukryć zachwytu, gdy opowiada swojemu rozmówcy to technologiczne proroctwo. Stwierdza, że ta rewolucja już pojawia się na horyzoncie i jest już właściwie osiągalna. W jej konsekwencji język przestanie istnieć w postaci, w jakiej go wszyscy znamy. Dzięki globalnemu, cyfrowemu mózgowi każdy człowiek na Ziemie będzie używał swojego prywatnego języka, pełnego skrótów, symboli i uproszczeń, a dzięki olbrzymiemu zasobowi danych cyfrowy mózg bez problemu taką informację rozszyfruje dla odbiorcy komunikatu, jednocześnie tłumacząc ją na jego prywatny język. Słowa zostaną wyparte przez bity, a wymiana idei w całości zostanie zapośredniczona przez maszynę.
Niesłychana oszczędność. Człowiek nie będzie musiał się męczyć. Zamiast pisać książki zgodnie z regułami żmudnej sztuki tworzenia opowieści, będzie można zassać do chmury swoją idee i w mgnieniu oka podzielić się nimi z całym światem. Słychać w głosie Kosińskiego niezdrowy entuzjazm. Z czego tak się cieszy? Taki wynalazek wydaję mi się prostą drogą do piekła – bez żywych relacji z drugim człowiekiem, bez poezji, bez powieści, bez całego tego bogactwa ludzkiego ducha.
Powołanie globalnego mózgu brzmi jak transakcja – rozmowa i kultura w zamian za optymalizację wiedzy i oszczędność czasu. Ja tam wolę go marnotrawić.
Jeśli się już człowiek zdystansuje od tego czarnowidztwa, to można łatwo zauważyć, że pomysł wykorzystuje kolejny z klasycznych przymiotów boskich, mianowicie wszechwiedzę. Globalny mózg jest jak chrześcijański Logos, który przenika wszystko i wie wszystko. Jest niczym Bóg, który mówi jednocześnie wszystkimi językami i żadnym, który nawiedza proroków w snach i napełnia serca apostołów poznaniem, które wykracza poza ich zdolności mentalne. Każda nasza myśl i czyn byłyby zdeponowane w tak pojętym, cyfrowym logosie.
POSŁUCHAJ TAKŻE:
Potrzebujemy teologii techniki
„Rozwój teologii przypomina rozwój chemii. Tak jak w tablicy Mendelejewa wyszło, że są nieodkryte pierwiastki, ale można było przez odniesienie do reszty systemu wyznaczyć ich własności i ich miejsce w układzie, tak mniej więcej w teologii postępujemy, gdy pojawi się coś, nowe zagadnienie – umieszczamy je w relacji do znanych konsekwencji doświadczenia i patrzymy, co wyjdzie” – stwierdził w wywiadzie ks. dr Grzegorz Strzelczyk.
I trudno się z nim nie zgodzić. Pojawiło się nowe zagadnienie. Fizycy i eksperci od nowych technologii wchodzą w obszary dotychczas zarezerwowane dla teologii. Ważne, żeby oba światy się połączyły.
Żyłoby nam się wszystkim dużo lepiej, gdyby specjaliści od AI nie reprezentowali gimbo-ateizmu, a teolodzy zaczęli interesować się nowymi technologiami.
Choć winy nie są tutaj równomierne. Dużo bardziej martwi mnie pułapka technologicznego postępu, w który wpadliśmy, niż ignorancja teologów.
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.