Gra w zapałki

Photo by Devin Avery on Unsplash

Świat jest placem zabaw polityków. Gospodarka huśtawką, wojskowość zjeżdżalnią, a zwykli ludzie piaskiem, który leży pod konstrukcją. Co więcej powiedzieć? Kto ma oczy widzi, kto ma uszy słyszy, ale jeśli słyszeć nie chce mimo uszu nie usłyszy. Gra w zapałki.

Wyobraźmy sobie planszę, długą i szeroką, porozstawiane na niej papierowe miasta, całe aglomeracje. Domy, blokowiska, kamienice, kawiarnie, restauracje, parki, zatłoczone ulice, przedszkola, szkoły. Można by tak wyliczać w nieskończoność. Najważniejsza jednak nie jest sama plansza, tylko zapałki. Niepozorny patyczek z głową, czy to czerwoną, czy niebieską. Wydaje mi się, że widziałam już kiedyś fioletową i zieloną, ale mogę się mylić. Używam raczej zapalniczki. Do czego dążę, otóż zapałka, jaka by nie była, długa, krótka, drewniana, czy tekturowa, wciąż jest jedynie narzędziem. Zwyczajnym przedmiotem, który nie decyduje sam o sobie. Nie ma niczego poza swoim pudełkiem i innymi sobie podobnymi. Nosi w swoim wnętrzu niszczycielską siłę, iskrę która może spalić hektary lasu, obrócić w zgliszcza domy, fabryki i pochłonąć wiele ludzkich istnień. To jednak sama w sobie jest tylko patykiem, który pęka nawet przy niewielkim nacisku. Gracz musi ją zapalić. Uruchomić prosty mechanizm, zapewnić tarcie o draskę, albo chociaż szorstką podeszwę buta, czy korę drewna.

Jeśli wiemy już, kto stoi za zapałkami, powiedzmy sobie coś więcej o graczach. Gromadzą się wokół stołu, drepczą w miejscu i zastanawiają się nad odpowiednią strategią. W każdej grze chodzi przecież o zwycięstwo. Reguły nie istnieją, a nawet jeśli tak, nie są istotne. Po co psuć dobrą zabawę? Zresztą nikt i tak by ich nie przestrzegał. Taka nasza ludzka natura. Warto się przyznać, samemu przed sobą. Uderzyć w pierś i pomyśleć ile razy kantowało się w karty, warcaby czy choćby w najzwyklejszego chińczyka. Trudno zliczyć. Jeśli zaś w grę wchodzą duże pieniądze, władza, przekonania albo ambicja człowiek nie cofa się przed niczym. Brnie dalej, choćby widoczność spowił dym. Na oślep, bez hamulców. Przecież to tylko gra. Gra, którą może wygrać jedna osoba. Ta, która w swoim arsenale będzie miała najwięcej zapałek i odpowiednio je wykorzysta. Ilość nie zawsze oznacza jakość, mimo że zdarzają się wyjątki od tej reguły. Uwielbiam nieoczywiste rozwiązania, nieczyste zagrania, dreszcz na plecach, pod warunkiem że jestem wewnątrz rozgrywki. Poza nią, nie jest już tak kolorowo.

Ciężko odwrócić wzrok, kiedy na naszych oczach rozgrywa się największa partia. Czego by nie powiedzieć o świecie, zapewnia on swoim mieszkańcom nieskończoną ilość wrażeń. Gdyby zawiesić ponad górami trybuny, byłyby pełne po brzegi. Pełne niepoprawnych gapiów, tych którzy zdołali dotrzeć na sam szczyt. Jakim kosztem? Kosztem innych. Przewrotna, nieczuła pazerność często gubi swoje dzieci. Gdybym miała przedstawić własne stanowisko, na ten temat brzmiało by ono mniej więcej tak; Tym wyżej się wspinasz, tym większe ryzyko że spadniesz. Zostań tu i pozwól wspinać się innym, patrz jak spadają. Jakie jednak mają znaczenie dla graczy? Są nieistotni, niewidoczni na planszy. Mali. Pyłek na łące pełnej kwiatów. Bierna obserwacja to znak naszych czasów. Poza planszą, poza sceną, jest wiele oczu, które spróbują na końcu ugasić pożar, jeśli do niego dojdzie. Póki partia trwa, są bezradni. Mają związane ręce, mimo szczerych chęci. Nie mają wpływu na to gdzie upadną zapałki. Przejdźmy więc do rozgrywki. Jeśli wiemy już, że każda zapałka ma znaczenie, powiedzmy sobie szczerze, zawsze może pójść coś nie tak. Płomyk może zgasnąć, nim w ogóle spadnie na planszę. To z pozoru nieistotna strata, ale nawet niewielki odchył może przechylić szalę. Zrządzenie losu, pstryczek w nos dla „czarnego konia” rozgrywki. Niestety nie jest to częste, wewnątrz pawilonu przeciąg jest pogwałceniem zasad, których nie ma. Każdy gracz musi spalić jak największą powierzchnię planszy w jednym ruchu. Robią to na różne sposoby. Wskrzeszają iskrę tak, by płomień pochłonął zapałki przeciwnika, a ten siłą rzeczy utracił swoją szansę, albo uszczuplił jej skuteczność. Zdarza się, że przed rozpoczęciem gry nasączają główki łatwopalną substancją, co powoduje dłuższe utrzymanie płomienia i jego mocniejsze, szybsze rozprzestrzenianie. Kradną zapałki; w „przerwach na głębszy oddech”.

Zwycięstwo jest ważne, nawet najważniejsze. Co nie zmienia faktu, że ich oczy są żywym obrazem fascynacji. Chorej, pierwotnej fascynacji mordem. Zachowują pozory, ale nie mogą w pełni ukryć fizycznego podniecenia. Ciało zdradza wszystko. Ogień spowija miasta. Pożera piękne budynki starannie wykonane i naniesione na planszę, gdzie już na pierwszy rzut oka widać starania, warsztat artysty. Jakie to ma znaczenie? Człowiek jest wart tylko tyle ile płonie. Na samym końcu zostaje tylko popiół, z którego nie wyłoni się żaden mityczny ptak. Są też zużyte zapałki, nienaruszone przez ogień, a każda z nich, zapala co najmniej jeden znicz. Znicz, to jedno stracone życie. Warto zagrać? 

Zagrajmy jeszcze raz…

Wiktoria Swięty
Wiktoria Swięty
Urodziłam się w 2001 roku w Zabrzu. Ukończyłam szkołę średnią w Gliwicach. Prowadzę własną działalność gospodarczą. Jestem osobą skrytą i zamkniętą w sobie. Pisaniem wyrażam swoje emocje, poglądy nie przebierając w słowach. Sprawia mi to ogromną satysfakcję. Moim niespełnionym do tej pory marzeniem jest wydanie własnej książki, lub zbioru opowiadań.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!