Kiedy piszę te słowa, nie mamy jeszcze ostatecznych wyników wyborów do Sejmu i Senatu. Po ich zliczeniu przez PKW przyjdzie czas na dokładną, drobiazgową analizę. Jest jednak prawdopodobne, że władzę w Polsce przejmą Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica, a nowym premierem zostanie ponownie Donald Tusk. Wynik poniżej oczekiwań osiągnęły obie siły odwołujące się do prawicy – PiS i Konfederacja.
Niepowodzenia się zdarzają – nie ma takiej postaci czy siły politycznej w historii, która by ich nie miała, podobnie jak nie ma takiego człowieka, któremu zawsze się wszystko udaje. Można wtedy zareagować, upraszczając, na trzy sposoby. Po pierwsze, rozpaczą i przeżywaniem tego, jak beznadziejna i fatalna wydaje się sytuacja. Można wtedy użalać się nad sobą zrzucać winę na innych – wszystko byłoby świetnie, gdyby nie sprzymierzone siły zła, wszyscy ludzie którzy kiedykolwiek byli dla mnie niemili, TVN, Żydzi, masoni, członkowie komisji wyborczych pytający o wydanie karty referendalnej etc. Trochę w stylu Trumpa z 2020 r. opowiadającego o masowych fałszerstwach i rychłym odwróceniu wyniku wyborów przez sądy. Po drugie, można także popaść w depresyjne twierdzenia, że samemu jest się tak beznadziejnym, że nigdy nie było szans na sukces. Po trzecie, można wypierać rzeczywistość – udawać, że nie było klęski lub nie było błędów. Oczywiście reakcje te mogą się łączyć. Wbrew pozorom często robienie z siebie ofiary i śmiecia występuje u tych samych osób, naprzemiennie dochodząc do głosu.
Zdrową reakcją na niepowodzenie jest jednak rachunek sumienia i zastanowienie się na spokojnie nad błędami, które się popełniło. Użalanie się na czynniki zewnętrzne jest bezproduktywne, ponieważ i tak nie mamy na nie wpływu. Poza tym świat zawsze był i będzie niesprawiedliwy, zło silne, a człowiek grzeszny. Jedynym sposobem czynienia postępu – także w życiu jednostkowym – jest spokojne, rzetelne nazywanie swoich błędów oraz praca nad tym, by się nie powtarzały.
Polska prawica AD 2023 nie była skazana na porażkę wyborczą, a jednak ją poniosła. Większość sondaży w tym roku nie dawała wcale większości centrolewowi. Piszę łącznie o PiSie i o Konfederacji, ponieważ byłoby zakłamywaniem rzeczywistości udawanie, że tylko jedna z tych opcji „zawaliła”. W jednym i drugim ugrupowaniu powinny nastąpić refleksja i rozliczenia. Rachunek ten powinien mieć dwa wymiary – techniczny (błędy w prowadzeniu kampanii) oraz ideowo-programowy (z wyjściem w przyszłość). Polska prawica musi w nowych warunkach zastanowić się, o co jej chodzi – sformułować hasła, cele i środki do ich osiągnięcia. Tu rolę do odegrania będą mieli z pewnością także komentatorzy i ośrodki intelektualne umiejący zachować trzeźwość osądu.
Znów – nie potrzebujemy propagandowych formułek o tym, że wszystko jest fantastycznie, ale mroczne siły zła okazały się zbyt potężne. Nie mamy do dyspozycji innej, bardziej sprawiedliwej rzeczywistości ani innej Polski.
Problem jest „ogólnoprawicowy” także dlatego, że odpływ wyborców z różnych powodów zawiedzionych PiSem przez ostatnie cztery lata nie doprowadził do wzrostu poparcia Konfederacji, a uderzenia w tę ostatnią (włącznie z wypuszczeniem „taśm Banasia”) nic nie dały PiSowi. Polak o szeroko pojętych prawicowych, patriotycznych lub przynajmniej antylewicowych/anty-Tuskowych inklinacjach miał do wyboru dwie opcje o odmiennych stanowiskach w tak ważnych sprawach jak gospodarka, system świadczeń społecznych, Ukraina, imigracja, służba zdrowia, pandemia COVID19, Unia Europejska. Mimo to, na którąś z tych dwóch opcji zagłosowało ok. 43-44% wyborców, czyli przy wysokiej frekwencji ok. 32-33% uprawnionych do głosowania. W 2019 r. większość PiSowi i powrót do parlamentu niepisowskiej prawicy dało łączne 50,4% głosujących, czyli 32% uprawnionych. Wychodzi więc na to, że przez te cztery lata w liczbach bezwzględnych udało się tylko i aż uzupełnić wymieranie najstarszych wyborców PiSu. Nie jest to katastrofa, ale jest to porażka wobec skali mobilizacji elektoratów partii centrolewu.
Podstawową przyczyną tego, że to Platforma Obywatelska będzie prawdopodobnie rządzić Polską przez kolejne cztery lata, jest jednak akoalicyjność PiSu, która jest fenomenem na skalę europejską. W żadnym innym państwie partia mająca poparcie ponad 30% nie jest pozbawiona zdolności formowania sojuszy na poziomie krajowym. Koalicje rządowe są czymś normalnym w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Rumunii, Czechach… Nawet Erdogan w Turcji był w stanie uratować swoją władzę, budując koalicję z MHP.
Donald Tusk nie jest przecież bardziej milutki i sympatyczny ani chętny do dzielenia się władzą niż Jarosław Kaczyński. Swoich przyszłych koalicjantów wielokrotnie „czołgał”, rozgrywał, starał przejąć ich poparcie. Występuje między nimi ograniczone zaufanie, różnice programowe. A jednak koalicja PSL-Hołownia-Kołodziejczak-PO-Zieloni-Nowoczesna-Inicjatywa Polska-SLD-Wiosna-Razem od razu po ogłoszeniu wyników wyborów wydawała się wszystkim jej członom czymś oczywistym. Na papierze nie jest to przecież bardziej naturalny układ niż hipotetyczna współpraca PiS-Konfederacja-PSL, która zapewne także dałaby większość 231 posłów.
Nikt nie jest jednak skory do podejmowania takiej współpracy. Waldemar Pawlak nie skończył z 1% poparcia umierając w tajemniczych okolicznościach, Janusz Piechociński jako niedoszły samobójca któremu odebrano jego partię, a Władysław Kosiniak-Kamysz nie ma podstaw podejrzewać, że Tusk będzie dążył do zniszczenia go i umieszczenia w więzieniu. Zwycięstwo centrolewowi daje dziś przede wszystkim świetny wynik Trzeciej Drogi – ugrupowania dla „normalsów”, miejscami aż do śmieszności unikającego haseł ideologicznych i konkretnych deklaracji programowych, a także zbierającego zawiedzionych wyborców Platformy.
PiS nie próbował jednak wykreować własnego Hołowni stanowiącego wentyl bezpieczeństwa ani dążyć na poważnie do poprawnych relacji z mniejszymi ugrupowaniami prawicy.
W tej kampanii niewiele było także z jego strony pozytywnej oferty dla niezaangażowanego wyborcy. PiS wszedł w koleiny z 2007 r., dając się przedstawić jako partia agresji i konfliktu, zamiast np. mówić o liczbie wybudowanych przez osiem lat żłobków albo nagłaśniać pomysły takie jak ciepłe obiady w szpitalu, częstsze wycieczki szkolne do miejsc ważnych dla historii Polski czy remont bloków z wielkiej płyty. Tusk w ostatnich tygodniach dokonał zwrotu ku dowartościowaniu swoich koalicjantów oraz pozytywnemu przekazowi. Uśmiechnięta Polska wygrała. Ciąg dalszy wkrótce.
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.