Wizyta Joe Bidena w Kijowie to historyczny moment dla naszej części Europy i silny pokaz osobistej odwagi, niezależnie od tego co sądzimy o prezydencie USA w innych kontekstach.
Mocniejszego sygnału dyplomatycznego Władimirowi Putinowi wysłać się nie dało. Prezydent Biden wizytuje niepodziewanie Kijów i ogłasza pełne wsparcie dla Ukrainy, krótko po tym jak Emmanuel Macron zastanawiał się w Monachium na ile Rosja może przegrać, a kanclerz Scholz piętnował zbytni zapał niektórych sojuszników i wychwalał rozwagę oraz stateczność. Można spokojnie założyć, że wizyta Bidena była komunikowana kanałami wywiadowczymi Moskwie. Wynika to ze standardowych procedur wymiany informacji pomiędzy dwoma głównymi mocarstwami atomowymi, które istnieją od czasów zimniej wojny i na których działanie nie wpływają zasadniczo mniejsze lub większe konflikty poniżej progu otwartego starcia kinetycznego. Moskwa została jednak o wizycie, jak sądzę, tylko poinformowana, nikt jej z nią nie konsultował. Sens informacji był więc taki: „będziecie patrzeć jak nasz prezydent wizytuje Kijów i jeśli choćby mrugniecie, to pożałujecie.” To w efekcie ogromne zwycięstwo wizerunkowe Bidena i wielkie poniżenie dla prezydenta Putina.
Oczywiście Rosjanie nie mogą zaatakować prezydenta USA. Ale czy na pewno, czy nie ma ryzyka? A gdyby Air Force One wpadł w turbulencje, zderzył z jakimś przedmiotem przy starcie lub lądowaniu? No właśnie, co wtedy? Najpewniejszym sposobem by zmniejszyć rozmiary upokorzenia jakiego doznała Moskwa byłby właśnie taki wypadek. Dlatego, mimo wszystko ta wizyta jest ogromnym aktem osobistej odwagi prezydenta Joe Bidena. Ta odwaga zostanie szczególnie dobrze odebrana w samych Stanach. Dla Amerykanów pokazy zdecydowania i silnego przywództwa prezydenta mają ogromne znaczenie. Poparcie dla Ronalda Reagana nigdy nie było tak duże jak po zamachu, po którym zaskakująco szybko i z uśmiechem na twarzy wrócił do swoich obowiązków.
Myślę, że teraz możemy mieć w amerykańskiej polityce swoisty efekt kijowski. Ucichną głosy tych którzy straszyli nuklearną wojną i odradzali pomoc Ukrainie. Biden, powiada jasno, „ja się nie boję Putina, wy też nie powinniście”. To zaś oznacza, że poparcie polityczne dla pomocy dla Kijowa może wzrosnąć; samoloty wielozadaniowe są więc jak najbardziej do rozważenia. Moskwa zaś będzie miała odtąd coraz mniejsze pole manewru. Oczywiście, są zapewne tacy, którzy będą podnosić, że Joe Biden dowartościował Kijów nieco kosztem Warszawy, która przecież miała być pierwotnie głównym celem wizyty. Była też mowa o tym, aby ze względów bezpieczeństwa prezydent Zełenski spotkał się z Bidenem w Polsce, o czym donosiła prasa. Strona ukraińska pewnie nie chciała jednak takiego rozwiązania i trudno ją za to winić.
Uważam mimo wszystko, że utyskiwanie na zmniejszenie rangi wizyty w Warszawie byłoby krótkowzroczne. Głównym celem koalicji, do której dziś należy nasz kraj, jest pomoc w zwalczeniu rosyjskiej nieuprawnionej agresji na Ukrainę, odbudowa tejże oraz szerzej – przeniesienie punktu ciężkości NATO i z czasem również UE na wschód. Ta wizyta tym celom służy. Warto zaś podkreślić, że bardziej merytoryczne dyskusje, w tym spotkanie z sekretarzem generalnym NATO, nadal planowane są w Warszawie.
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.