Z końcem września okaże się, kto w fotelu premiera Wielkiej Brytanii zastąpi Borisa Johnsona. Na razie jest coraz bardziej prawdopodobne, że będzie to Rishi Sunak, co według wszelkich znaków na niebie i ziemi wróży źle Europie Środkowo-Wschodniej.
Sunak jest w swojej rodzinie pierwszym pokoleniem urodzonym w metropolii, a nie w koloniach lub dawnych koloniach brytyjskich. Pomimo stosunkowo skromnych, jak na brytyjską śmietankę towarzyską, początków (ojciec był lekarzem, matka pracowała w aptece) zdobył wykształcenie na najlepszych anglosaskich uczelniach. To absolwent zarówno Oxfordu, jak i Uniwersytetu Stanforda. Właśnie w USA poznał też swoją przyszłą żonę Akshatę Murty, córkę hinduskiego multimiliardera N.R. Narayany Murthy – założyciela koncernu technologicznego Infosys specjalizującego się w projektach typu big-data.
Owe rodzinne powiązania, które, nie ma co ukrywać, dały Sunakowi bajeczne bogactwo, są z jednej strony pewnym politycznym obciążeniem, z drugiej czynią z niego idealnego człowieka, by porozumieć się z Kremlem nad głowami dotychczasowych sojuszników. Po pierwsze, Akshata Murty nie jest Brytyjką i choć mieszka na stałe w Londynie, jak dotąd unikała nawet płacenia zwykle nakładanych na Brytyjczyków podatków dzięki rozmaitym kruczkom prawnym. Już same bliskie związki z tradycyjnie prorosyjskim hinduskim establishmentem sprawiać zaś muszą, że optyka Sunaka dotycząca konfliktu na Ukrainie musi być inna od tej prezentowanej przez Johnsona. Po drugie, akurat związki z Infosys, w którym żona kandydata na premiera nadal ma udziały (niecałe 1% dające ponad 11 milionów funtów rocznej dywidendy), są politycznie szczególnie inkryminujące. Dodajmy, że sam Sunak pracował już w przeszłości dla jednej z firm teścia. Infosys tymczasem nadal prowadzi interesy w Rosji i zdaniem dziennikarzy jest powiązane z Alfa Bank, czyli jedną z największych rosyjskich instytucji finansowych objętą w UE i USA bezwzględnymi sankcjami. W 2004 r. siedzibę firmy w Bangaluru odwiedził nawet sam Władimir Putin. Indagowany o te koneksje Sunak zaprzeczył, że ma jakiekolwiek związki z Infosys, i dał jasno do zrozumienia, że finanse jego żony są jej prywatną sprawą.
Zwraca jednak uwagę, że poza poparciem sankcji Rishi Sunak, inaczej niż jego główna oponentka Liz Truss (szefowa brytyjskiej dyplomacji), unikał ostrych, jednoznacznych wypowiedzi o Rosji i wojnie na Ukrainie. Nie przedstawiał też żadnych konkretnych planów związanych z tym konfliktem. Jego konserwatyzm wydaje się zaś mieć – jak u Korwina-Mikke – więcej niż z jakimiś określonymi wartościami wspólnego z ogólnym nastawieniem wolnorynkowym i społecznym darwinizmem. Sunak ma bowiem na koncie wypowiedzi sugerujące klasizm, a jako naczelny sekretarz skarbu w duchu iście thatcherowskim dążył zaś do niezbyt przemyślanych obniżek podatków. Na pierwsze strony gazet trafił jednak głównie dlatego, że jego jakoby powodowany moralnym oburzeniem bunt doprowadził do upadku gabinetu Johnsona, z którego to faktu tak bardzo ucieszył się znany rosyjski twitterowicz Dmitrij Miedwiediew. Truss tymczasem wcale nie złożyła urzędu i nadal formalnie pełni swoje obowiązki.
Ze względu na swoje nieeuropejskie pochodzenie Sunak bywa porównywany do Baracka Obamy. Obu polityków na pewno łączy wrażliwość na optykę krajów rozwijających się i nieufności wobec tezy o cywilizacyjnej wyjątkowości Zachodu. Można potraktować to jako ich zaletę. Dla wąsko rozumianych interesów Polski jest to jednak oczywista wada. Taka wrażliwość idzie bowiem, mniejsza o to na ile słusznie, w parze z gotowością by porozumieć się w Moskwą za pomocą chociażby słynnego „resetu” Baracka Obamy.
Warto jednak dodać, że zarówno w przypadku USA jak i UK, mieszkający w tych krajach Polacy mają niemały wpływ na ich politykę. W 2016 decydujące zwycięstwo Trumpowi dały przecież właśnie polskie głosy w stanach takich jak Wisconsin, Michigan i Pensylwania. Gdyby trzy, może cztery, duże polskie parafie w dwóch z trzech wymienionych stanów zagłosowały inaczej, prezydentem byłaby Hillary Clinton. Obecnie w Wielkiej Brytanii niektórzy z naszych rodaków mogą zaś starać się wpłynąć na deputowanych ze swojego okręgu, sygnalizując poparcie dla Truss. W razie wyboru Sunaka będą zaś uważnie przyglądać się nowej polityce. Jego główny oponent, lider laburzystów Keir Starmer, zerwał tymczasem wyraźnie z proputinowskimi umizgami swojego poprzednika Jeremy’ego Corbyna i od dawna zajmuje pryncypialnie antyrosyjskie stanowisko. Niestety, musimy się jednak liczyć z tym, że corbynizm jest nadal w Labour Party obecny. Wszystko to źle wróży dalszemu silnemu zaangażowaniu Wielkiej Brytanii po stronie Ukrainy. Oczywiście po ewentualnym objęciu władzy przez Sunaka nie będzie raczej jakiejś demonstracyjnej zmiany kursu. Sukces Kijowa zależy jednak od wzmocnienia poparcia i zwiększenia oraz przyspieszenia dostaw broni. Jak w opisanej przez wielkiego brytyjskiego pisarza krainie, do której trafia po przedostaniu się na drugą stronę lustra Alicja, teraz sojusznicy Ukrainy muszą biec dwa razy szybciej do przodu, by nie zacząć się cofać. Obawiam się tymczasem bardzo mocno, że Sunak tak sprężystego kroku nie zamierza utrzymać.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.