Wstrzymanie wypłaty funduszy przyznanych Polsce w ramach KPO będzie zarówno dla popierającej te działania polskiej opozycji, jak i dla KE, historycznym błędem. Przyniesie ono z ich punktu widzenia krótkoterminowe korzyści, ale za straszliwą cenę w dalszej perspektywie.
Jednym z paradoksów polityki międzynarodowej jest to, że skrajny cynizm idzie często ręka w rękę z równie skrajnym idealizmem. Obie postawy są bowiem krótkowzroczne, nie dostrzegają szerszego kontekstu wydarzeń i w imię krótkoterminowych kalkulacji lub doktrynersko rozumianych pryncypiów zdolne są błyskawicznie zniszczyć mozolnie przedtem budowany ład polityczny. Nie inaczej jest z blokowaniem przez Komisję Europejską wypłaty Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Większość polityków, prawników i komentatorów, zarówno w Polsce jak i w Europie, jest w różnym stopniu krytyczna wobec całokształtu reform wymiaru sprawiedliwości podjętych za rządów PiS. Ostatecznie jednak nie przyniosły one ani zapowiadanego przez ich zagorzałych zwolenników oczyszczenia i usprawnienia, ani nie wprowadziły brutalnej, tłamszącej praworządność dyktatury, co sugerowali najbardziej zagorzali krytycy. Rysuje się przed nami raczej krajobraz podziałów, sporów i prawnego chaosu.
To naturalne, że wielu krytyków działań rządu widzi w nich bardzo niebezpieczny zamach na niezawisłość temidy oraz fundamentalne europejskie wartości i są oni w swoim oburzeniu autentyczni. Ich pobudki są więc, rzec można, idealistyczne i trzeba to dostrzec niezależnie od tego czy podziela się przesłanki, które do takich wniosków ich przywiodły. To również naturalne, że opozycja i nielubiący PiS politycy europejscy widzą w rozmaitych procedurach uruchamianych przeciwko Polsce szansę na to, aby zdyskredytować, a być może obalić aktualny rząd. Te pobudki są mniej lub bardziej cyniczne, bo łączą się ze zgubną, oderwaną od kontekstu polityczną kalkulacją. Szerszy kontekst jest zaś taki, że Polska jest dziś krajem frontowym w starciu z rewizjonistyczną potęgą o charakterze neototalitarnym. Przyjęliśmy też 4,5 miliona uchodźców z Ukrainy, więcej niż jakikolwiek inny europejski kraj w powojennej historii.
Wstrzymanie w tym momencie tych funduszy byłoby więc czymś więcej niż uderzeniem w aktualny rząd. Miałoby też znacznie groźniejsze skutki niż tylko osłabienie ekonomiczne kraju znajdującego się w i tak już trudnej sytuacji. Być może rząd PiS przegrałby następne wybory, co ucieszyłoby politycznych cyników. Być może broniący praworządności idealiści mogliby się potem chwalić, że nawet w obliczu rzekomego szantażu moralnego nie ulegli populistom i obronili wartości. Długofalowo, jestem o tym przekonany, efekty byłyby jednak dokładnie odwrotne do zamierzonych. Po pierwsze, w opozycji do lewicowo-liberalnego postpisowskiego rządu powstałby silnie antyeuropejski blok opozycyjny. Dyszałby on wręcz do UE nienawiścią mając silne poczuciem zadanego przez Zachód „ciosu w plecy”, co zresztą jest sentymentem w polskiej historii wcale nienowym. I ten blok, jeśli Polska miałaby pozostać demokracją, w końcu sięgnąłby po władzę, bo w demokracji, jak wiadomo, opozycja w końcu rządzi, a strona rządowa w końcu przegrywa. Po drugie, nieustępliwa obrona wartości europejskich, nawet przyjmując ich aktualną interpretację za dobrą monetę, zaowocowałaby głębokimi podziałami w UE oraz realnym wzmocnieniem Rosji – kraju, który jest tych wartości zupełnym zaprzeczeniem, a nie tylko kimś, kto polemizuje z ich liberalno-lewicową interpretacją.
W tym kontekście powstanie tzw. „ustawy Dudy” w sprawie KRS oraz porozumienie z Ursulą von der Leyen odczytałem jako dojrzałą decyzję polityków, z których każdy wybrał to, co dla niego było mniejszym złem. Szefowa KE, stwierdziła, że lepiej coś dać rządowi, za którym nie przepada niż ryzykować jedność UE w czasach wielu wyzwań. Prezydent Duda i premier Morawiecki stwierdzili zaś, że lepiej ustąpić niż ryzykować pogłębienie się i tak kryzysowej sytuacji budżetowej i gospodarczej. Dodajmy też, że te decyzje związane są częściowo z postrzeganiem zjawisk w sferze publicznej, być może nawet bardziej niż ze zjawiskami jako takimi. KE przewodzi Niemka, która karierę w CDU robiła za rządów Angeli Merkel, architektki energetycznej osi Berlin-Moskwa. W tym kontekście demonstracyjne blokowanie pieniędzy dla Polski w czasie, kiedy Rosja napada Ukrainę i grozi Warszawie, wygląda w mediach i za oceanem co najmniej dwuznacznie. Podobnie w Polsce, nawet jeśli fundusze z Krajowego Planu Odbudowy nie są czarodziejską różdżką dla naszej gospodarki i nawet jeśli mogłyby zwiększyć, a nie zmniejszyć inflację, to i tak chodzi o to, jak tę sprawę widzi społeczeństwo.
Cóż jednak z tego, skoro zarówno w Komisji Europejskiej, jak i w Parlamencie już pojawiła się wobec stanowiska von der Leyen opozycja. Tradycyjnie wymieniani są tutaj Frans Timmermans i Vera Jourova, która niedawno stwierdziła, że „ustawa Dudy” nie spełnia postawionych przez Komisję warunków dotyczących wypłaty funduszy. Nie sądzę, aby Jourova była pryncypialną idealistką. Osoba, którą na europejskich salonach umieścił Andrej Babiš, czołowy kleptokrata regionu środkowo-europejskiego, na którym ciążą obecnie zarzuty prokuratorskie za sprzeniewierzenie funduszy UE, nie jest raczej czystą jak łza obrończynią praworządności. Podobnie zresztą jak Frans Timmermans, w którego kraju niedawno sędzią sądu najwyższego został obrany adwokat przez lata reprezentujący rosyjskie koncerny państwowe. Autentycznych idealistów, w typie duńskiej komisarz Margrethe Vestager, jest jednak na tyle wielu, by nadać gierkom cyników pozory bezstronnej walki o nomen omen „prawo i sprawiedliwość”. W rzeczywistości jednak w poważnej polityce, a KE póki co nie jest sądem tylko ciałem politycznym, należy wybierać raczej mniejsze zło dla konkretnego większego dobra niż skupiać się na małych świństwach i niezachwianych pryncypiach. W krajach członkowskich, nawet tak rozpolitykowanych jak Polska, trudno jest wszak wygrać wybory pod szyldem „Partia Mniejszego Zła”. Podobnie von der Leyen trudno jest przed zagrzewającym do walki o praworządność Parlamentem Europejskim użyć wprost tego sformułowania. A szkoda.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.