KUŹ: Jak nie ta federacja, to inna

Wizja strategiczna to umiejętność dostrzegania alternatyw poprzez porównywanie tego, co tkwi na końcu rozbieżnych dróg. Oczywiście mówienie dziś o federacji z Ukrainą może wydawać się śmieszne. Nasi zachodni sąsiedzi nie boją się jednak śmieszności, kiedy mówią o swoim federalizmie już teraz i ewidentnie bez Ukrainy.

Marek Budzisz wywołał w minionym tygodniu niemałe poruszenie, kiedy dłuższy wywód na temat polskiej i ukraińskiej polityki historycznej zakończył słowami o możliwości powstania polsko-ukraińskiego państwa federalnego w odległej przyszłości. Jestem przeciwny wprowadzania do debaty publicznej zbyt ważkich słów, w momencie kiedy nikt nie jest na nie przygotowany. W tym przypadku może to wręcz zaszkodzić współpracy i porozumieniu polsko-ukraińskiemu. Jednocześnie jednak doskonale rozumiem, dlaczego Marek napisał to co napisał właśnie teraz.

Podsumujmy kilka faktów. Rosja faktycznie traktuje dziś Polskę i Ukrainę jako strategiczną jedność i nie możemy się już z tego jakoś rakiem wycofać. Nawet jeśli uznać, że pewne nasze decyzje mogły być pochopne, sprawy zaszły już za daleko i nie wiem, co teraz musiałaby zrobić Warszawa, aby zejść z kremlowskiego celownika. Równocześnie postawę Niemiec i Francji wobec ukraińskiej walki o przetrwanie trudno nazwać inaczej niż poświęceniem interesów Kijowa na ołtarzu przeszłej i przyszłej współpracy z Moskwą. W przypadku Niemiec jest nawet gorzej niż mogłoby się z początku wydawać. Brak dostaw ciężkiego sprzętu, zniechęcanie innych krajów do podobnych kroków i jawne mydlenie oczu to już właściwie działanie w interesie Kremla. Nawet raczej umiarkowani publicyści, tacy jak red. Jerzy Haszczyński, zaczęli się w ostatnich dniach zastanawiać, na ile mamy być jako Polska zaniepokojeni tym, że Niemcy konflikt na Ukrainie wykorzystują jako pretekst, by potężnie rozbudować swoją własną armię, ale absolutnie nie chcą drażnić Rosji i pomagać Kijowowi.  Niedawno mieszkający w Warszawie znany niemiecki publicysta Klaus Bachman zasugerował tymczasem, że polski rząd chce Ukrainy w UE tylko po to, aby chytrze pokrzyżować plany pogłębionej, opartej na wartościach integracji.

Właśnie tutaj jest chyba pies pogrzebany. Dziewiątego czerwca PE przyjął rezolucję zmierzającą do zmiany traktatów UE. Wiadomo, że obecnie silnie lobbują za nią Francja i Niemcy. Dwie zachodnie potęgi różnią się oczywiście co do niektórych szczegółów,  gdyby jednak nowe traktaty przybrały kształt po myśli Macrona, byłby to potężny krok w kierunku federalnej UE, z silną rola parlamentu, bez mniejszościowego weta krajów członkowskich, z poszerzonymi kompetencjami w zakresie budżetu, obronności, zdrowia, energetyki i czymś, co dwuznacznie określono jako „lepszą ochronę wartości założycielskich”. Co do akcesji Ukrainy to mowa jest wręcz o dekadach, zanim dojdzie do odpowiednich standardów. Prezydent Zełeński robi oczywiście dobrą minę do złej gry i pewnie długo jeszcze będzie tak czynić. Niemcy, jacy by nie byli, to potężny kapitał potrzebny do odbudowy kraju. Zachód Europy to ciągle dla Ukrainy cywilizacyjny punkt odniesienia.

Tylko, że na razie Ukraina powiela naszą polską ścieżkę. Chce wstąpić do UE tak jak Polska, nie z myślą o zachodnim federalizmie, tylko ze strachu przed wschodnim imperializmem. My zresztą sami także uważaliśmy, że integracja europejska pójdzie dalej na wschód po to, aby ostatecznie wbić osinowy kołek w serce ZSRR. Wystarczy przypomnieć sobie przemowę Aleksandra Kwaśniewskiego z 2004 roku wygłoszoną 30 kwietnia na placu Piłsudskiego. Jest tam mowa  o długiej historycznej drodze, o przywróceniu „własnymi rękami – niepodległości i suwerenności Rzeczypospolitej: fundamentu naszej drogi ku Europie”. Pojawia się wreszcie wspomnienie unii polsko-litewskiej i pozdrowienia dla Ukrainy. Nie twierdzę, że prezydent Kwaśniewski miał pełne przekonanie do wszystkiego, co wtedy powiedział. Wiedział jednak, że to właśnie powiedzieć trzeba, bo tak właśnie akcesję widzą Polacy.

Jeśli zaś dziś aż 82% Polaków nadal popiera członkostwo w UE, to jest tak dlatego, że wierzą oni wciąż w tę wizję z 2004 i jeszcze bardziej niż przedtem czują na plecach zimny oddech Rosji. Ludzie zajmujący się polityką nieco bardziej dogłębnie obawiają się jednak coraz częściej, że marzenia polskiego społeczeństwa o wielkiej, bezpieczniej i proatlantyckiej Unii mogą się wkrótce zderzyć z brutalną rzeczywistością. Ta jest zaś taka, że jądro UE nie traktuje Europy Środkowo-Wschodniej podmiotowo, tylko jako bufor między nim a Rosją. Nikt na Zachodzie nie planuje też UE poszerzać, a zachodzi proces niebezpiecznego dystansowania się do polityku zagranicznej USA, która dotąd zapewniała względną stabilność na Starym Kontynencie. W tym kierunku będzie też iść zapewne sfederalizowana UE. Jednocześnie mówienie o jakiejś osobnej federacji z Ukrainą jest dziś co najmniej przedwczesne. Trzeba bowiem myśleć o czymś podobnym jako o długim procesie przypominającym budujące dziś jedność na Zachodzie pojednanie francusko-niemieckie. Z tego pojednania dopiero po pewnym czasie wykiełkować może jakaś unia, a z niej ostatecznie wyrosnąć projekt federalizacyjny.

Z drugiej strony to nie polscy politycy czy publicyści, a zwolennicy prezydenta Macrona używają dziś w europejskiej polityce najczęściej słowa na „f”. Czy do takiej federacji obecnie, zwłaszcza w obliczu wojny na Ukrainie, aspirujemy?  Do ciała, w którym zadowoleni z siebie zachodni politycy chcą karmić rosyjski imperializm terytoriami nieswoich krajów? Do związku, który boi się, że „skorumpowany reżim Kaczyńskiego” sprzeniewierzy pieniądze europejskich podatników, ale nie boi się, kiedy pieniądze za rosyjski gaz są wykorzystywane by zrzucać bomby na obiekty cywilne? A może do federacji, w której czołowi politycy mówią o śmierci mózgowej NATO, równocześnie sprzedając elementy uzbrojenia Kremlowi? Tak, to prawda, budowanie podmiotowości środkowoeuropejskiej to budowanie z krajami biedniejszymi i słabszymi niż na zachodzie. W polityce sąsiedzkiej, jak w małżeństwie, ważniejsze od wpatrywania się we wzajemne przymioty jest jednak patrzenie w tę samą stronę. My widzimy w Paryżu i Berlinie kapitał, oni w nas tanią siłę roboczą i rynek zbytu. To już wiemy. Jaką jednak mamy gwarancję, że nawet w sfederalizowanej UE nie będziemy tylko terytorium, które można poświecić? Ile Bruksela będzie mogła wysłać dywizji, by się agresywnym wobec nas działaniom przeciwstawić?

Wyjście z UE nie jest oczywiście dla Polski dziś żadną opcją. Nie jest nią jednak również głębsza integracja pod auspicjami obecnych zachodnioeuropejskich elit. Gra mocarstw narzuca zaś nam bardzo twarde reguły, nawet całkiem duże państwa narodowe mogą sobie z tymi wyzwaniami nie poradzić w pojedynkę. Na razie najbezpieczniejszym kursem dla Polski jest więc konserwowanie UE w jej obecnym kształcie i budowanie możliwie silnej regionalnej współpracy z państwami, które jako realne oceniają zagrożenie ze wschodu. Za wcześnie, aby mówić o alternatywnych federacjach. Z czasem jednak historia postawić może przed nami wybór. W pewnym momencie nie będzie już można krzywić się równocześnie na eurofederalizm i pogłębioną współpracę z Ukrainą. Historia i geografia prędzej czy później zmusi nas, aby się na coś zdecydować, albo inni zadecydują za nas.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!