KUŹ: Johnson – specjalista od katastrof

flickr.com

Boris Johnson to, delikatnie mówiąc, barwna osobowość polityczna. Ostatnio zamieszany w aferę „partygate” kontrowersyjny lider okazuje się jednak równocześnie najbardziej decyzyjnym przywódcą, jeśli chodzi o europejską odpowiedź na ostatnie działania Rosji.

Jednym ze starych jak sama polityka paradoksów przywództwa jest to, że ważni liderzy często z bliska przedstawiają się mało ciekawie lub wręcz odpychająco, zaś ludzie mili, atrakcyjni i lubiani często, kiedy znajdują się u steru, sprawiają swoim zwolennikom gorzki zawód. Czy np. polityka zagraniczna Donalda Trumpa była rzeczywiście aż tak destabilizująca dla globalnego ładu w porównaniu z niektórymi działaniami Joe Bidena? Czy powszechnie lubiany Jimmy Carter był lepszym prezydentem niż ostro krytykowany przez dużą część politycznego establishmentu Ronald Reagan? Czy wreszcie cierpiący na depresję i problemy alkoholowe Winston Churchill nie był przypadkiem lepszym premierem niż kolejny przesympatyczny i zupełnie pozbawiony politycznej wizji family guy, którym był jego następca,  Clement Attlee?

Często liderzy nieszablonowi, niepasujący do polittechnologicznych partyjnych wzorców przydają się zwłaszcza w czasach kryzysowych. Kto wie, czy z pewnej perspektywy właśnie jako na taki churchillowski typ (toutes proportions gardées) nie spojrzymy na Borisa Johnsona, którego samolot w chwili pisania tego felietonu ląduje właśnie na warszawskim lotnisku. To odpowiedź Johnsona na rosyjskie zagrożenie była bowiem najbardziej czytelna i zdecydowana ze wszystkich udzielonych przez europejskich liderów. Brytyjscy żołnierze są już na granicy polsko-białoruskiej. Ten kontyngent wkrótce ma się jeszcze zwiększyć. Boris Johnson sygnalizuje też gotowość wysłania brytyjskich okrętów i samolotów RAAF na wschodnią flankę NATO. Kontrast ze strusią polityką Olafa Scholza i jawnym appeasementem Emmanuela Macrona jest aż nazbyt jaskrawy.

Oczywiście analogia do Churchilla jest w polskim kontekście raczej kiepską reklamą. Wśród komentatorów polityki zagranicznej natychmiast po ogłoszeniu aliansu brytyjsko-polsko-ukraińskiego podniosły się sceptyczne głosy i niepochlebne porównania historyczne. Pamiętamy dobrze Jałtę, zapominamy jednak, że gra w tej chwili toczy się na innej szachownicy i o inną stawkę. W Europie mamy tylko jedno wyraźnie rewizjonistyczne mocarstwo na wchodzie i Polska na razie nie jest jeszcze zagrożona bezpośrednim atakiem. Jednak sama wasalizacja Ukrainy przez Rosję to sytuacja, w której nie będziemy już mogli realizować dotychczasowych strategicznych celów naszej polityki zagranicznej. Zostaniemy faktycznie strefą buforową. Celem jest więc sojusznicza solidarności i odstraszanie Putina. Dopiero, jeśli tego celu nie uda nam się zrealizować, czekać nas może druga Jałta. Wtedy zaś, nie należy mieć co do tego żadnych złudzeń, Wielka Brytania będzie bronić przede wszystkim swoich interesów. Na razie jednak w naszym i brytyjskim interesie jest niepodległa Ukraina. Jesteśmy też podobnie mało entuzjastycznie nastawieni do gospodarczej współpracy na linii Paryż – Berlin – Moskwa. Wielka Brytania po Brexicie powraca do tradycyjnej polityki zapobiegania dominacji jednego ośrodka w Europie kontynentalnej. Polsce zależy zaś na tym, aby wzmacniać się regionalnie i inwestować, również środki UE, w budowanie infrastruktury łączącej północ z południem w ramach projektów takich jak Inicjatywa Trójmorza.

Brytyjski premier ląduje przy tym w Warszawie w ciekawym momencie swojej kariery. Oskarżenia o imprezy podczas lockdownu są dla niego ciężkim ciosem wizerunkowym. Laburzyści starają się dodatkowo udowadniać, że torysi przyjmowali kampanijne fundusze pochodzącą z niejasnych, rosyjskich źródeł. Tyle, że w tym kontekście, częściej niż samego Johnsona, pojawia się nazwisko obecnego sekretarza skarbu Rishi Sunaka. Sunak jest zaś często wymieniany jako możliwy następca Johnsona na fotelu premiera po ewentualnym wotum nieufności ze strony konserwatystów. Z kolei lider opozycji Keir Starmer teraz chętnie gra antyrosyjską kartą, przejął jednak kierownictwo po Jeremy’m Corbynie, który otwarcie wzywał do budowania przyjaznych stosunków z Rosją. Mówił też o możliwym rozwiązaniu NATO i obniżeniu rangi stosunków z Waszyngtonem. Stracił wreszcie przywództwo i przegrał wybory między innymi dlatego, że zdaniem jego własnych współpracowników starał się wybielać Kreml nawet w obliczu jawnego zamachu na obywatela brytyjskiego i byłego agenta rosyjskich służb wywiadowczych zarazem – Siergieja Skripala. Doceniam więc zmianę jakościową w osobie Starmera, ale nie mogę nie zastanawiać się, ilu w Partii Pracy jest nadal proputinowskich stronników Corbyna i jak wpłynie to na politykę ewentualnego laburzystowskiego rządu. Na szczęście do wyborów nie dojdzie raczej przed wiosną 2024. Co do Johnsona, to przy wszystkich jego potknięciach, optymistycznym znakiem niech będzie to, że jego okres urzędowania przypada na rocznicę wstąpienia na tron najdłużej panującego w historii Wielkiej Brytanii monarchy. Niech więc Najwyższy, jak w słowach pieśni, „chroni królową” i, dodajmy, jej premiera.

 


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!