
Plany obalenia rządu w Niemczech przez nacjonalistycznych aktywistów trącą tak bardzo operetką, bo cała akcja niemieckich służb jest pokazówką i ma chyba za zadanie przykryć znacznie poważniejsze problemy niemieckiej polityki.
Na początku grudnia światowe media obiegła sensacyjna wiadomość. Kilkudziesięciu politycznych spiskowców przygotowywało zamach stanu w Niemczech. Czego tam nie było. Książę Heinrich XIII Reuss, który miał być przywódcą kraju. Plany ataku na Bundestag, wywołania wojny domowej, ataków na mniejszości. Była też posłanka AfD i berlińska sędzia zarazem – niejaka Birgit Malsack-Winkemann. No i oczywiście tajemniczy obywatel Rosji, próby nawiązania kontaktów z ambasadą tego kraju oraz plany, by to do Moskwy zwrócić się w pierwszej kolejności po wsparcie w razie powodzenia zamachu.
Na szczęście my, prawowierni obywatele Unii Europejskiej, możemy spać spokojnie. Bohaterscy funkcjonariusze niemieckiego FBI – czyli Bundesamt für Verfassungsschutz (Urząd ds. Ochrony Konstytucji) nas uratowali. 25 prowodyrów trafiło natychmiast za kratki, sprawnie przeprowadzona operacja w całym kraju pokrzyżowała zaś plany reszty.
Tyle oficjalnych informacji. Natychmiast, gdy czytam podobne rzeczy, przypomina mi się maksyma bardzo doświadczonego polskiego dyplomaty pracującego w Niemczech, który powiedział mi kiedyś, że kluczowe w niemieckiej polityce jest odróżnienie „Wahr” od „Schein”, czyli w wolnym tłumaczeniu dokonanie podział na „prawdę” i „pozór”. Pozór jest bowiem niezwykle ważny w przypadku kraju, który pomimo bardzo nieciekawej historii i wielu lat wspierania krwawego reżimu Putina uchodził za „moralne mocarstwo”, czy wręcz przywódcę liberalnego świata (to za prezydentury Trumpa).
Uderza mnie też to, że obława na puczystów zbiegła się w czasie z propagandowym duserem pod adresem USA, jaki Olaf Scholz popełnił na łamach prestiżowego „Foreign Affairs”. Kanclerz tłumaczył w nim jak bardzo jest prozachodni, jak wszyscy razem musimy walczyć z Rosją, jak niemiecka Zeitwende (zmiana polityczna po wojnie na Ukrainie) ma wymiar globalny itp. itd. Co do Rosji, to zdaniem Scholza Niemcy oczywiście nigdy nie podważałyby przecież jedności Zachodu, to nie geopolityczny haushoferyzm (Karl Haushofer – ojciec niemieckiej geopolityki, blisko związany z NSDAP), tylko ciut za dużo fukuyamowskiego optymizmu końca historii przyćmiło zaś wzrok nadreńskim politykom.
Teraz jednak wszystko staje się jasne. Niemcy znowu przewodzą, tym razem w przejrzeniu na oczy co do Rosji. To, że ich budżet wojskowy, ani w tym, ani w przyszłym roku nie osiągnie raczej wymaganych przez NATO 2 proc., to szczegół. To, że nadal na Ukrainę nie trafiły ich czołgi, haubic tyle co kot napłakał, a działka przeciwlotnicze bez amunicji, to także detale. Grunt, że ta niewdzięczna Polska w końcu zgodziła się na ich Partioty, z których i tak na razie nikt nie planuje strzelać. Grunt, że Niemcy oczyszczają się z antydemokratycznych prorosyjskich wpływów.
Tyle że niemieckie służby trąbiły już od dwóch lat, że mają na oku prawicowych ekstremistów. AfD była oficjalnie obserwowana przez Urząd ds. Ochrony Konstytucji w całym kraju już od 2021. Co oznacza w praktyce pełną inwigilację ich członków i sympatyków. Pojawiały się też od dawna kolejne raporty i doniesienia medialne przygotowujące grunt pod tę akcję. Wszystko wskazuje na to, że spiskowcy byli na widelcu od miesięcy. Urzędowi pozostawało tylko wybrać dogodny politycznie moment. To nie była bowiem obława na młode wilki, jak w słynnej piosence Włodzimierza Wysockiego, tylko na stare, aż za dobrze znane odławiającym je hyclom psy.
I tak oto jako prorosyjski spiskowiec za kraty trafił 71-letni książę wariatuńcio, któremu z całego rodzinnego majątku zostały tylko domek myśliwski i wyszarpany po latach sądowej batalii pałacyk. Tymczasem prawdziwi wpływowi, osadzeni w rządzie i w biznesie, agenci Kremla śmieją się z całej akcji w kułak. Tylko przez jedną fundację w jednym landzie – Meklemburgii – Pomorzu Przednim Gazprom według oficjalnych danych przepuścił mniej więcej tyle pieniędzy ile wszystkie partie razem wzięte dostają z budżetu federalnego. Fundację Gazpromu zakładała zaś premier landu Manuela Schwessig (SPD – partia Scholza). W tym samym czasie premier Saksonii, Dietmar Kretschmer (CDU – partia Merkel) rozpisywał się o potrzebie unii gospodarczej od Lizbony po Władywostok, a ostatnio już po wojnie zaczął twierdzić, że należy jak najszybciej wycofać się z sankcji i wrócić do interesów gazowych. O Gerhardzie Schröderze, którego SPD nie chciała nawet pozbawić członkostwa, nawet już nie wspominam. Ci prawdziwi puczyści, którzy przez lata chcieli przemodelować nie tylko Niemcy, ale i cały kontynent, mogą jednak spać spokojnie. Na nich nie będzie obławy, służby nałapią w razie czego więcej książąt ofiarnych.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego
