KUŹ: Nuklearny miecz Damoklesa

Photo by Ilja Nedilko on Unsplash

Wojna na Ukrainie pokazuje jasno słabość konwencjonalnych wojsk rosyjskich. Jest więc  obecnie tylko jeden powód, dla którego my-przyjaciele Kijowa niemal bezczynnie patrzymy, jak Rosja Putina morduje cywili. Jest on tak oczywisty, a jednocześnie tak trudny do przyjęcia, że boimy się o nim głośno mówić, i to od wielu dekad. Zaniechania mszczą się jednak okrutnie, nie da się już dłużej milczeć.

Po koniec lutego w odpowiedzi na sankcje Zachodu prezydent Putin, jak sam stwierdzi, postawił siły nuklearnego odstraszania w stan podwyższonej gotowości. Na przełomie lutego i marca samobieżne wyrzutnie nuklearnych rakiet balistycznych wyjechały więc na manewry do syberyjskich lasów, a przenoszące podobne ładunki łodzie podwodne wypłynęły na Morze Barentsa. Federacja Rosyjska posiada dziś 6257 głowic jądrowych. Jest to więc kraj o największym arsenale nuklearnym na świecie. Nawet przy założeniu, że, zgodnie z szacunkami niezależnych ekspertów, 1760 tych głowic jest niesprawnych pozostaje nam 4497 aktywnych, a z tego 1458 gotowych do szybkiego użycia. Taka ilość wystarczy, z dużym prawdopodobieństwem, by zniszczyć wszystkie wyższe formy życia zamieszkujące naszą planetę. Najpierw zabijałyby same wybuchy i spowodowane nimi pożary, potem skażenie, potem większość gatunków dopadłaby wieloletnia nuklearna zima spowodowana rozpyleniem w atmosferze niespotykanych od czasów prehistorycznych ilości gazów i pyłu.  

Te dane nie są żadną tajemnicą dla osób interesujących się wojskowością. Podobnie jak tajemnicą dla osób zajmujących się polityką nie jest to, że rosyjska kultura polityczna choruje na chroniczny imperializm, a rządy w kraju są już w pełni autorytarne. To w praktyce tworzy sytuację, w której człowiek mający rękę na atomowym guziku nie odpowiada w chwili podejmowania decyzji przed nikim. Dla osób wiedzących coś o ekonomii, nie jest z kolei tajemnicą, że współczesna Federacji Rosyjska pomimo rozległego obszaru i wciąż dość dużej populacji jest gospodarczo zacofana. Stan skarbu państwa zależy w dużym stopniu od cen surowców,  a cały kraj jako taki ma PKB  tylko ciut wyższe niż współczesna Hiszpania. Potężna armia, słaba gospodarka, tęsknota za imperium, broń nuklearna – czy to nie pewny przepis na agresywny rewizjonizm? Putin nie jest demonem, który pojawił się znikąd, on jest po prostu produktem powyższych czynników. To, że pozwolono tym czynnikom zaistnieć, że pozostawiono arsenał najbardziej śmiercionośnych w historii ludzkości broni w takim właśnie kraju, będzie, być może, z perspektywy czasu oceniane jako największy błąd światowej polityki w wieku dwudziestym. Jak oni mogli być tak głupi? Dlaczego nie rozmontowali tej śmiercionośnej maszyny po upadku ZSRR? Tak będą o nas myśleć przyszłe pokolenia, o ile będą mogły.

Mówienie o rozbrojeniu któregokolwiek z nuklearnych gigantów jest zwykle witane przez ekspertów uśmieszkiem politowania. Pytaniem do historyków pozostaje zaś zagadnienie, na ile w momencie rozpadu ZSRR istniało okno szansy, by metodą kija i marchewki zmusić włodarzy Kremla do takich działań? Moim zdaniem należało przynajmniej bardziej energiczniej próbować. Denuklearyzacyjny imposybilizm doprowadził nas bowiem ostatecznie do dramatycznej sytuacji, w której obecnie się znajdujemy. Istnieje przecież różnica pomiędzy posiadaniem kilkunastu głowic, które mogą posłużyć w ekstremalnej sytuacji do odstraszenia przeciwnika groźbą poszerzonego geopolitycznego samobójstwa, a posiadaniem prawdziwych pieczęci otwierających globalną apokalipsę. Rosyjski arsenał można było przynajmniej próbować okroić do rozmiarów, z którymi reszta świata mogłaby sobie jakoś poradzić. Nie jest też bynajmniej hipokryzją twierdzenie, że głowice w posiadaniu kraju o przewidywalnym przywództwie, silnej gospodarce i pewnym stopniu transparencji są bardziej godne zaakceptowania niż arsenał Putina.

Dochodzimy tutaj do ważnego zagadnienia dotyczącego krajobrazu po wojnie na Ukrainie i jej konsekwencjach, być może nawet po jeszcze większe wojnie, która nas dopiero czeka. Sankcje obecnie nałożone na Rosję nie powinny być traktowane jak sankcje „na Putina”. Powinny zmusić Kreml, ktokolwiek będzie nim rządził, do rozmów o swoim śmiercionośnym arsenale i imperialnej tożsamości politycznej. Rozbrojeniowy imposybilizm trzeba przełamywać, nawet jeśli będzie to wymagało również elastyczności ze strony zachodnich potęg nuklearnych. Jesteśmy to winni zwłaszcza Ukrainie, która, przypomnijmy, w zamian za gwarancje integralności terytorialnej zrzekła się odziedziczonych po Sowietach głowic. Zachodnimi potęgami, które te gwarancje dały, były zaś USA, Zjednoczone Królestwo i Francja. W ten sposób nolens volens Zachód pomógł rozbroić ofiarę, nie rozbrajając równocześnie jej przyszłego kata. Jak długo jeszcze będzie nad nami wisieć w Europie Środkowo-Wschodniej nuklearny miecz Damoklesa? Jak długo jeszcze przywódca Rosji będzie miał prawo do decydowania o życiu i śmierci u nas, w całej Europie i w pewnym sensie na całym świecie?

 


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!