KUŹ: Próżnia władzy

fot. twitter.com

Rosja wojnę na Ukrainie przegrała. Najlepszym tego dowodem jest to, że nad nią i nad jej bliskimi sojusznikami już krążą głodne żeru drapieżniki i padlinożercy. Nie ma jednak sensu ratować kraju, którego elity same ratować się nie chcą. Lepiej zastanowić się, jak wypełnić pustkę po rosyjskich wpływach. Od tego zależeć będzie pokój na świecie.

Uderzenie Azerbejdżanu na pozycje armeńskie to pierwszy sygnał, że po klęsce na Ukrainie pojawia się w strefie postradzieckiej tzw. „próżnia władzy”, czyli sytuacja, w której wpływy jednego z filarów regionalnej równowagi sił radyklanie słabną, a inni gracze postanawiają skwapliwie z tego skorzystać. Czynniki demograficzne i ekonomiczne wskazują, że poza Chinami, które zwasalizują zapewne trzon federacji, drugim wielkim beneficjentem osłabienia Rosji będzie Turcja, która zwiększy wydatnie swoje wpływy na Kaukazie i w Azji Środkowej.

W przypadku Turcji chodzi przy tym przecież nie tylko o skrawek górzystego terytorium, o jaki jej satelita – Azerbejdżan toczy wojnę z satelitą rosyjskim – Armenią. Chodzi o wpływy w całej Azji środkowej. Moi koledzy i studenci z Uzbekistanu i Kazachstanu często zwracają mi na przykład uwagę na to, że błędną tezą jest mówienie o westernizacji Azji Środkowej w europejskim tego słowa rozumieniu. Ona się raczej kulturowo i politycznie turkizuje, przy równoczesnej dużej gospodarczej sinizacji.  Turcja z jej stylem życia, populacją i ambitną polityką to bowiem dla regionu prawdziwe okno na zachód. Jest tak z jednej strony dzięki zabiegom samej Ankary, a z drugiej z tej prostej przyczyny, że zarówno w przypadku wszystkich pięciu postsowieckich „stanów” (Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan), jak i Azerbejdżanu mowa jest o krajach, których ludność posługuje się przeważne językami turkijskimi. Podobieństwo pomiędzy tureckim a kazachskim jest, na przykład, mniej więcej takie jak między polskim a słowackim. Do tego od 2021 roku Kazachstan ma przechodzić na używany też w Turcji alfabet łaciński. Uzbekistan i Tadżykistan zrobiły to już w latach 90-tych, a Kirgistan się zastanawia.

Turkijskojęzyczne ludy, zwłaszcza Tatarzy, są też największym i najszybciej zwiększającym swoją liczbę blokiem etnicznym wewnątrz samej Federacji Rosyjskiej. Fakt, że mowa o ludności w większości muzułmańskiej, jakoś wyjaśniać może też, dlaczego liczni chrześcijańscy przywódcy z papieżem Franciszkiem na czele woleliby, aby Moskwa nie traciła zupełnie politycznego znaczenia i jak dawniej ograniczała globalne wpływy (neo)otomańskie. Przy obecnym modelu przywództwa i obłędnej ideologii upadek Federacji Rosyjskiej staje się jednak nieuchronny. W jego wyniku dojść może oczywiście od wydarzeń bardzo niebezpiecznych, jak choćby prób nuklearnego szantażu. Jeśli jednak głowice nie zostaną odpalone, to z dużym prawdopodobieństwem powstanie coś, co w swojej futurystycznej książce George Friedman nazwał kiedyś „rajem dla kłusowników”. Rozległy i potężny niegdyś kraj stanie się wtedy otwartym dla wszystkich bufetem, trochę jak Chiny podczas wojen opiumowych. Jeden będzie chciał bogatych złóż, inny większej niezależności np. dla Tatarstanu, jeszcze inny demilitaryzacji np. Kaliningradu.

Kiedy tylko te procesy się zaczną, Moskwa naturalnie spróbuje zakrzyknąć, że jeśli straci zupełnie swoje dawne znaczenie, to w sferze postradzieckiej zapanuje nieodwołalnie chaos. W Berlinie i Paryżu natychmiast znajdą się zaś szybko tacy, którzy takiej narracji przyklasną. Turcja potrafi zaś być brutalna. Historia dostarcza nam bardzo drastycznych przykładów tego, co mogłoby się stać, gdyby wspierany przez nią Azerbejdżan wszedł głębiej w terytorium Armenii.

Z polskiego punktu widzenia Ankara jest oczywiście ważnym sojusznikiem w wojnie na Ukrainie i w rozbudowie naszego potencjału militarnego. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że wobec zarysowującego się na horyzoncie dramatycznego osłabienia Rosji, należy pomyśleć o nowej postrosyjskiej równowadze. Równowaga ma to zaś to do siebie, że wymaga czasami ograniczania wpływów również państw sojuszniczych. Podczas mojej kwietniowej wizyty w Gruzji, szef najważniejszego zajmującego się sprawami zagranicznymi think tanku w Tibilisi (GSAC) zapytał mnie, jak jego kraj powinien się przygotować na skutki wojny na Ukrainie. Po zastanowieniu doradziłem to samo, co radzę Polsce w regionie Europy Środkowo-Wschodniej: „Powinien założyć, że wobec słabnącej Rosji musi budować silne relacje regionalne na Kaukazie i stabilizować region”. Gruzja zresztą nie potrzebuje wcale wielu słów porady, nie oglądając się na Moskwę już od dawna jest filarem prężnej organizacji współpracy gospodarczej i militarnej o nazwie GUAM (Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan i Mołdawia). Stabilizator musi jednak czasami dyscyplinować, również przyjaciół, i wyciągać rękę, również do niedawnych wrogów. Bardzo ucieszyłbym się więc, gdyby GUAM zdystansował się od agresywnej polityki azerskiej i spróbował poszukać pokojowego rozwiązania sporu Baku z Erewaniem.

Armenia miała tego pecha, że w wielkiej geopolitycznej rozgrywce postawiła tym razem na złego konia. To jednak bardzo ważne, aby byłe satelity Rosji i ZSRR oraz byłe republiki radzieckie umiały pokazać światu, że są dojrzałymi cywilizowanymi krajami. Polski projekt Inicjatywy Trójmorza jest w tym kontekście niewątpliwie czymś, co będzie z uwagą obserwowane i co może potencjalnie stać się ważnym podmiotem pomagającym zrównoważyć inne wpływ w przestrzeni postradzieckiej.

 


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!