KUŹ: Punkty widzenia i punkty siedzenia

commons.wikimedia.org

Z perspektywy Europy Zachodniej z Rosją, nawet Rosją Putina, można się jeszcze porozumieć. Z punktu widzenia Europy Środkowo-Wschodniej decyzję, czy przygotować się na walkę – względnie zimnowojenny opór – czy od razu ulec, trzeba podjąć już teraz. Zarówno zachodnie, jak wschodnie, podejścia do Rosji są na swój sposób zrozumiałe i odzwierciedlają metapolityczne nastawienie samego Kremla.

Wbrew pozorom liderzy państw byłego bloku wschodniego, włącznie z Wiktorem Orbanem, oceniają konflikt na Ukrainie podobnie. To jest wielkie przebudzenie rosyjskiego imperializmu. Nawet jeśli Rosja po błędach popełnionych na Ukrainie będzie musiała przez długie lata odbudowywać swój potencjał, to duch wielkoruskiej zaborczości po kilku groźnych pomrukach obudził się na dobre i prędzej czy później spróbuje sięgnąć po tradycyjne strefy dominacji. Nasz region geopolityczny to nie jest dla Rosji żadna „zagranica” i Rosja nigdy tego nie ukrywała. A chodzi tu przecież nie tylko o wypowiedzi samego Putina, tylko o liczne, mniej lub bardziej zawoalowane, groźby ekspertów i komentatorów, a ostatnio nawet samego ambasadora Rosji w Warszawie Siergieja Andrejewa. Przypomniał on subtelnie, że polska stolica była kiedyś częścią imperium rosyjskiego.

Wobec takiego przebudzenia tradycyjne rosyjskie zdobycze nie mogą czekać, muszą zrobić co tylko mogą by pomóc Ukrainie, która jest obecnie linią frontu. Ewentualnie wyraźnie zasygnalizować, tak jak to czyni Wiktor Orban, że ani myślą pomagać i w razie czego nie będą sprawiać Moskwie żadnych kłopotów. Stąd z jednej strony bardziej niż na Zachodzie uległa wobec Putina postawa Węgier i znacznie bardziej harda postawa Polski, krajów bałtyckich, Czech, Słowacji i Słowenii. Pewne zawahanie widać może w przypadku Chorwacji czy Bułgarii, ale i one zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i chcą wzmocnienia wschodniej flanki NATO.

Zachodnia perspektywa jest jednak zasadniczo inna i opiera się przede wszystkim na historycznym błogosławieństwie nie bycia nigdy tradycyjnym terytorialnym daniem serwowanym na rosyjskim imperialnym stole. Bywa, że tę perspektywę przejmują też długo mieszkający na Zachodzie Polacy. W niedawno opublikowanym w „Rzeczpospolitej” felietonie (29.03) Jan Zielonka starał się na przykład wykazać wiele zrozumienia zarówno dla, jak to określił, „apostołów pokoju” jak i „wojny”. Ci pierwsi w jego opinii czasami posuwają się do skrajności, jak włoscy publicyści, którzy oskarżali Ukraińców o to, że za bardzo się bronią. Zasadniczo jednak zachodni zwolennicy szybkiego pokoju chcą zdaniem Zielonki uczciwego porozumienia i orientują się na życie ludzkie jako na podstawową wartość, którą należy chronić. Ich oponenci, czyli „apostołowie wojny” tymczasem chcą tylko „zwycięstwa” i bardziej niż życie cenią bliżej nieokreśloną „wolność”. Zielonka utrzymuje, że obie strony debaty są w demokracji potrzebne. Dziwi się jednak, że w Polsce niemal wszyscy skupiają się na konflikcie i tym, że należy pomóc go Ukrainie wygrać, oraz że bagatelizuje się nuklearne pogróżki Putina, a niemal o zdradę oskarża ugodowo nastawionego papieża Franciszka oraz niemieckich decydentów.  Można byłoby jeszcze dodać do tego grona wydzwaniającego co tydzień do Władimira Putina przerażonego widmem wojny nuklearnej prezydenta Macrona. Cóż, prof. Jan Zielonka od 1982 (czyli trochę dłużej niż ja żyję) mieszka i pracuje głównie w Europie Zachodniej; kolejno w Holandii, Włoszech i Anglii. To wystarczający czas, by zinternalizować zupełnie odmienne od środkowoeuropejskiego spojrzenie na Rosję, i to nawet zupełnie mimowolnie, przez pewną kulturową osmozę. Taki czas wystarczy np., by zacząć się szczerze dziwić, temu, że w naszym regionie ludzie znają tylko dwa sposoby interakcji z Moskwą: bitwa na śmierć i życie lub pełna uniżenia uległość, bo nie ma i nie było nigdy żadnych partnerstw. Politycy w korytarzu pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym, choć różnie reagują na wojnę na Ukrainie, to, inaczej niż Macron, nie dzwonią już na Kreml. Wiedzą, że nie ma po co.   

Postawę Włochów, Francuzów i niektórych naturalizowanych tam wschodnich intelektualistów trzeba jednak zrozumieć. Mentalna mapa „rosyjskiego miru” nigdy ich nie obejmowała. Prawie zawsze ekspansja zatrzymywała się na wchód od Łaby i nawet mogąc teoretycznie dokonywać dalszych podbojów, Rosja zwykle wolała to, co sama postrzegała jako „prawdziwy” Zachód zostawić w spokoju. To nic, że pokonawszy Napoleona kozacy poili konie w Sekwanie. Car ani myślał przecież tam się na trwałe rozgościć. To nic, że Trockiemu przez jakiś czas śniła się międzynarodowa rewolucja. Stalin wolał skupić się najpierw na konsolidacji tradycyjnego imperium, a potem na więcej zabrakło już sił i chęci. Doskonale prawidłowość tę dostrzegł Jan Szpotański w swoim wydanym w podziemiu poemacie satyrycznym – czyli słynnej Carycy i zwierciadle (1974). Leonida –  literackie alter ego Breżniewa o nacjach żyjących w ramach imperium powiada tak:

A liczne ludy, te jej raby:

i Kazach  na umyśle słaby,

i gnuśny Rus, i Gruzin dumny,

milkliwy Żmudzin, Polak szumny,

Ormiaszka chytry, Tunguz dziki,

Bułgar i Węgier, Prus i Czech;

wyliczać by tu długo, ech

wszystko Carycy niewolniki!

 

Europę Zachodnią główna bohaterka poematu postrzega tymczasem zupełnie inaczej:

 

A ja? Ja jestem liberałka,

bezumno liubliu ja Zapad!

Te ich gorody, magaziny!

Gdzie u nas pójdziesz w magazin?

Te ich ulice, limuzyny!

Niet u nas takich limuzyn!

W Pariże, w Łuksemburżskom Sadzie

kakie dziewuszki, kakie bladzie!

A szutki kakie, kakie sztuki!

Wot zaszła tuda w restoran,

brosiła żeton w awtomat

i wot, wytrysnął zeń fontan

i czudne się rozległy zwuki!

Wot Jeuropa, wot kultura,

a u nas czto  wsio dzicz i dzicz!

Przez tysiąc lat ich batem ćwicz

i czto dumajesz, że wyćwiczysz

z toj durnoj, tupoj, tiomnoj dziczy?

 

Na pomysł swoich doradców, by tę piękną Europę zbombardować, zniszczyć i brutalnie podbić, tak jak Moskwa podbija swoje imperialne włości, Leonida reaguje zaś bez mała furią:

 

Wy dury! wory! wy sobaki!

Znajecie, ile tam bogactwa?

Nie strwonisz go przez piaćset let

nawet takiego jak tu władztwa!

Skolko tam dworców, ermitaży,

kakije tam priekrasne kremle!

A wy  by wsio to spalić, zżarzyć,

a wy  by wsio to zrawniat’ z ziemlej!

Wsio by chotieła rozjebat’

odna z drugoj głupaja swinia!

A czto to nużna nam pustynia?

Wied’ pustyń u nas oczeń mnogo!

 

Janusz Szpotański w przezabawny sposób zawarł w tych wersach esencję tego, jak Moskwa widzi swoje geopolityczne otoczenie. Władimir Putin jak najbardziej chce wrócić do business as usual, z krajami które i on postrzega na zasadzie wot Jeuropa, wot kultura. Przedstawiciele tzw. „klasy premialnej”, bardzo chcą znowu jeździć na narty w szwajcarskie Alpy, pływać luksusowymi jachtami po włoskiej riwierze i posyłać dzieci na angielskie uczelnie. Nie chcą wcale tego całego piękna i bogactwa niszczyć, wprost przeciwnie. Zachodnia Europa, w możliwie niezmienionej formie, to dla nich najzwyczajniej w świecie nieodzowna część ich stylu życia.

Teraz jednak stawiają krwawe imperialne obowiązki przed przyjemnościami. Najpierw więc „porządek” musi zapanować w Kijowie, potem pewnie w Wilnie i kilku innych stolicach, aż wreszcie zapanuje ponownie i w Warszawie. Dziś nawet patrząc na ciała cywilów, którym strzelano w Buczy w tył głowy i nadpalone nagie zwłoki kobiet porzucone przez oprawców na szosie, pacyfizm zachodniej Europy można więc po ludzku zrozumieć. Na gruncie moralnym, wbrew temu co twierdzi Jan Zielonka, nie ma jednak dla tego wygodnego pacyfizmu żadnego usprawiedliwienia. Ponieważ jednak na samych racjach moralnych nie da się opierać polityki zagranicznej, Europa Środkowo-Wschodnia musi przede wszystkim budować własny potencjał odstraszania i wzmacniać kooperację we własnym gronie. Oczywiście warto mieć w tych wysiłkach wsparcie, zwłaszcza Waszyngtonu. Nie należy jednak też mieć złudzeń. Jest nie tylko tak, że Niemcy, Francuzi i Włosi nie chcą za nasz region umierać. Rosjanie, co gorsza, nie chcą ich wcale zabijać. Mają przecież w najbliższej przyszłości już dość długą listę przedstawicieli innych nacji do pacyfikacji. I to te narody, a nie kto inny muszą im wyraźnie powiedzieć wszystkich nas nie zabijecie!


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!