KUŹ: Twórcza destrukcja i polityka

Problemem ładu pozimnowojennego i, nawiasem mówiąc, również ładu jaki nastał po drugiej wojnie światowej, było to, że nie był on ani tak nowy, ani tak trwały jak nam się wydawało. W efekcie dziś powróciły stare problemy i doszło do nich kilka nowych. Chciałbym myśleć, że świat zmądrzał i tym razem nie będzie już z uporem maniaka odbudowywał starych imperiów w imię stabilizacji.

Machiavelli pouczał, że niewykorzystane do końca zwycięstwo wkrótce zamienia się w porażkę lub też w uciążliwy, wieczne dający o sobie znać problem nominalnego zwycięzcy. Zalecał, na przykład, by raz pokonanym państwom nie pozwalać już na samodzielność, kolonizować je, a nawet przenosić tam swoje stolice, tak jak to uczynili Otomanowie z Konstantynopolem. Oczywiście we współczesnej polityce tak radykalne metody często nie są już możliwe. Zastanawiam się jednak, czy na przykład w Waszyngtonie te rady zaczerpnięte z Księcia nie prześladują wieczorami amerykańskich strategów. Muszą oni bowiem teraz nie tylko mierzyć się z nowymi wyzwaniami, takimi jak potężne Chiny, ale i do tego zmartwychwstają ich stare zmory, choćby rosyjski imperializm przy wielce ambiwalentnej postawie Niemiec, znowu najpotężniejszego gracza w Europie Zachodniej.

Historyczne błędy, które doprowadziły to takiej sytuacji można przecież z dziecinną łatwością prześledzić. Już od wczesnych lat osiemdziesiątych Waszyngton, a za nim reszta Zachodu, karmił się wizją reformującej się i demokratyzującej Rosji (wcześniej ZSRR). Głosy takie jak Normana Podhoretza, który nie wierzył w możliwość fundamentalnych zmian w moskiewskiej polityce, traktowano zaś jako niemądre pomrukiwania starych zimnowojennych jastrzębi. A przecież przełom 1989 i bezprecedensowe osłabienie Rosji można było wykorzystać, by metodą kija i marchewki choć trochę wybić jądrowe kły dawnemu adwersarzowi. Zamiast tego jednak głowice odebrano… Ukrainie, a Rosję potraktowano jako gwaranta stabilności w regionie.

Podobnie było ze słynnym planem sekretarza skarbu Henry’ego Morgenthaua, który twierdził, że powojenna odbudowa Niemiec w tych samych granicach (minus tereny wschodnie) to zły pomysł i może dla stabilnego ładu europejskiego lepiej byłoby, gdyby silnie uprzemysłowione tereny zupełnie wyjąć spod kontroli Berlina, a w miejsce pozostałych zachodnich obszarów Rzeszy utworzyć dwa niezależne byty: Państwo Północnoniemieckie i Południowoniemieckie. Zamiast tego obudowano jednak ostatecznie silne, bogate i przemysłowe Niemcy Zachodnie. Początkowo, owszem, pragmatycznie grały one w drużynie transatlantyckiej, bo to był warunek ich odbudowy. Jednak równolegle już od lat sześćdziesiątych coraz chętniej spoglądały na wschód w poszukiwaniu surowców,  a tym samym, nolens volens dokarmiały Niedźwiedzia.

Oczywiście mówimy o zamierzchłej już przeszłości, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie teraz wracał do pomysłów Morgenthaua. Tym bardziej, że przy wszystkich mankamentach swojej polityki współczesne Niemcy na aż tak surowy los po prostu nie zasługują. Potrwa też jeszcze zanim władza Moskwy znowu będzie tak słaba jak podczas pierestrojki. Ogólna nauka jest jednak chyba taka, aby w polityce częściej polegać na tym, co w ekonomii za Josephem Schumpeterem nazywa się prawem „twórczej destrukcji”. Zmruszałe, dysfunkcyjne potęgi, tak jak stary przemysł, nie muszą być na siłę konserwowane, choć równocześnie należy oczywiście robić wszystko, by ulżyć zwykłym ludziom dotkniętym kryzysami i trudnościami, jakie wywołują ich upadki. Destrukcja boli, destabilizacja przeraża, ale szybciej niż nam się wydaje puste miejsce wypełniają nowe technologie i nowe pomysły na życie, politykę oraz gospodarkę. 


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Niemiecki przemysł, tu też nie ma chyba zaskoczeń, nie jest np. dziś żadnym high-techem tylko produkcją ciężkich maszyn i chemikaliów przy użyciu tanich źródeł energii z Rosji. Rosyjski gaz nie jest zaś żadnym cudownym źródłem energii, tylko koleją kopaliną, od której w epoce zmian klimatycznych i tak dobrze byłoby się uniezależnić. Zaś względna stabilność, jaką Rosja podobno przez jakiś czas zapewniała w przestrzeni postsowieckiej, okupiona była niezmiernie dużymi kosztami ludzkimi i politycznymi. Oczywiście problemy z gazem, żywnością i kryzys dotkną nas wszystkich, Polskę jako niemieckiego podwykonawcę w wielu sektorach zaś szczególnie. Rosja zrobi wiele aby powrócić do „business as usual” z Zachodem, a pobrexitowa UE wprowadzi wiele kreatywnych regulacji i programów solidarnościowych w interesie coraz bardziej dysfunkcyjnego modelu niemieckiego. Nie należy jednak takim działaniom pobłażać, a Polska ma ku temu pewne narzędzia jako coraz ważniejszy gracz regionalny i członek UE. Burze lepiej jest jednak przeczekać niż chować się pod samotnym spróchniałym drzewem na środku pola. Stabilność ma zaś to do siebie, że czasami wymaga prawdziwych rewolucji.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!