KUŹ: Wierzchowiec Urszuli

fot. commons.wikimedia.org

Obecne elity europejskie nie rozumieją, na czym polega nowoczesna polityka na tak wielu poziomach, że skazują UE na rozpad lub stagnację pod jarzmem aksamitnego imperializmu. Nie umieją niestety sprawić, aby siły, z którymi walczą działały na korzyść wspólnoty. 

Szefowa Komisji Europejskiej jest znaną miłośniczką hipiki. Hoduje konie, jeździ od dziecka, występowała nawet na konkursach skoków przez przeszkody. Patrząc jak Unia dyscyplinuje dziś rozlicznych nacjonalistów i jak sama von der Leyen grozi Włochom w przeddzień wyborów, wydaje mi się, że pani przewodnicząca politykę rozumie analogicznie do ujeżdżania wierzchowca. Chodzi więc o to, aby istocie, którą uważa się za niżej postawioną, narzucić swoją wolę ograniczając umiejętnie jej ruchy. Oczywiście, nowoczesne rzędy i uprzęże końskie starają się optymalnie wykorzystać siłę zwierzęcia, nie dusić, nie uwierać, a jedynie wysyłać wyraźne sygnały. Logika klasycznego zachodnioeuropejskiego jeździectwa opartego na umiejętnym używaniu cugli, palcata i strzemion jest jednak logiką dominacji, wie o tym każdy, kto uczył się tego stylu. Czuć w nim arystokratyczne myślenie, w którym inteligentna wola ma zatriumfować nad bezmyślną siłą, która z kolei musi się ostatecznie ugiąć i ukorzyć, by w końcu powstał obraz ulotnej elegancji oraz harmonii.

Czymś zupełnie innym jest logika generowanego przez silnik konia mechanicznego. W niej chodzi bowiem o to, aby potencjalnie niszcząca siła została umiejętnie ukierunkowana, stworzyła moment obrotowy i pchnęła nas do przodu, mniejsza o harmonię, że o elegancji już nie wspomnę.  Piec pod kotłem parowym dyszy wciąż żarem, w silnikach spalinowych łatwopalna substancja w kontrolowany sposób eksploduje, w elektrycznych wirujące komutatory tną powietrze jak brzytwy, a turbiny parowe w elektrowniach atomowych są napędzane przez rekcję łańcuchową, która mogłaby zmieść z powierzchni ziemi średniej wielkości miasto.  Nowoczesna polityka, tak jak silniki, także stara się zaś kreatywnie wykorzystać chaos. Brytyjczykom zawdzięczamy wszak nie tylko wynalazek silnika parowego, ale i wynalazek jego politycznego odpowiednika, systemu, w którym przeciwnicy aktualnej władzy nie są niszczeni, głodzeni i represjonowani, tylko tworzą opozycję, która w niemniejszym stopniu niż partia rządząca przyczynia się do długofalowego rozwoju państwa. Jeszcze lepszym politycznym silnikiem skrojonym na obszar rozmiarów podobnych do UE był amerykański federalizm. System ten charakteryzowało jasne oddzielenie kompetencji władzy centralnej i stanowej, dowartościowanie małych stanów w senacie oraz wyborach prezydenckich i wreszcie włączenie antyfederalistów w układ polityczny po uchwaleniu konstytucji.

Uważam, że UE przy obecnym przywództwie nigdy nie osiągnie tego federacyjnego momentu. Bo konstytuuje się nie jako prawdziwa federacja, tylko jako franko-germańskie imperium i jest nawet w ten sposób coraz częściej opisywane nawet przez swoich zwolenników. W zgodzie z logiką zachodniej uprzęży nie jest to oczywiście brutalny, wschodni imperializm. Tu nie chodzi o to, by zakatować konia na śmierć, tak jak ma to miejsce we śnie Raskolnikowa w Zbrodni i karze Dostojewskiego. Aksamitna dominacja jest jednak nadal dominacją, tak jak raz zadany eleganckim, malutkim palcacikiem jest nadal razem. Widać to choćby w podobieństwie retoryki. Ukraińcy to dla propagandy Wladimira Putina „faszyści”, którzy zdradzają wielką ideę rosyjską. Wyborcy Giorgii Meloni z Fratelli d’Italia to zaś z perspektywy publicystów prointegracyjnego obozu także „faszyści”, którzy podobnie zdradzają wielką ideę europejską. Oczywiście wykształceni ludzie „na poziomie” obejdą się z włoskim „faszyzmem” w sposób cywilizowany. Nikt nie będzie strzelał, jak zaznaczyła jednak von der Leyen, „mamy [odpowiednie] narzędzia”.

Tak myślą elity imperialne o swoich prowincjach i dlatego ich systemy polityczne są zawsze niewydolne, bez względu na to, jak bardzo starają się być światłe i humanitarne. Problemem nie są bowiem metody, wartości i retoryka, tylko sama funkcyjna logika ich systemu politycznego. Co zresztą ciekawe, nawet wolna metropolia potrafi dość łatwo obudować się z zewnątrz opartym na dominacji imperializmem, dowodem wspomniana Wielka Brytania.

Imperium jest bowiem jedną z najstarszych form politycznych, podobnie jak jazda konna jest jednym z najstarszych sposobów lokomocji. Imperia w sprzyjających warunkach potrafią przy tym być całkiem trwałe. Nie w ich kruchości leży jednak problem. Tylko w tym, że marnują ogromny potencjał ludzkiej energii i kreatywności. Na sprzeciw reagują zawsze represją, a nie refleksją. Ich mieszkańcy nigdy nie są do końca tym, czym mogliby być w optymalnych warunkach. Zmyślne mechanizmy służą im tylko za zabawki, kapitał nie jest inwestowany, tylko zalega w skarbcach, a uczeni i filozofowie nie spierają się ze sobą, tylko piszą panegiryki na cześć władzy. I tak trwają sobie aż do jakiejś rewolucji.

Zachodem wstrząsa teraz wciąż gniewny pomruk populizmu. Potencjalnie bardzo niszczącej i niebezpiecznej siły, to prawda. Jeszcze bardziej niż ta siła przeraża mnie jednak rekcja elit, które w ogóle nie myślą, co z nią zrobić. Najbardziej bezrefleksyjni są zaś tradycyjnie politycy Starego Kontynentu. Myślę bowiem, że z wyzwaniami, jakie rysują się dziś na horyzoncie, USA upora się szybciej niż UE. To nic, że na Kapitolu padły strzały, a w kraju panuje rekordowa inflacja. Biden stworzył swoje programy socjalne właśnie po to, aby sięgnąć po wyborców Trumpa. Przy całej bezwzględności w traktowaniu swojego poprzednika niemal jak wroga publicznego, obecnemu prezydentowi nigdy by przez myśl nie przeszło, by karać jego wyborców. A przecież mógłby wymyślić jakiś prodemokratyczny „mechanizm” i choćby nieoficjalnie zacząć jakoś karać szczególnie protrumpowskie stany. Jest tymczasem dokładnie na odwrót, on stara się elektorat populistyczny emablować nawet w momencie, kiedy FBI przetrząsa rezydencję Trumpa. Tak działa silnik nowoczesnej demokracji. Ursula von der Leyen woli jednak jazdę konną. Cugle dla Węgrów, ostroga dla Polaków i palcatem we Włochów. A może się myli, może tylko wydaje się jej, że siedzi na koniu, a tak naprawdę zasiadła okrakiem na zaczopowanym kotle parowym, pod który już ktoś podłożył ogień?


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!