KUŹ: Świat w małych okienkach

Photo by Annie Spratt on Unsplash

Wiele wskazuje na to, że platformy takie jak Facebook powinny wziąć odpowiedzialność nie tylko za zdrowie psychiczne nastolatków oraz radykalizację postaw politycznych, ale i kryzysy migracyjne.

Hegel pisał kiedyś o patrzeniu na czyjeś życie przez dziurkę od klucza – perspektywie, która pozwala czasami coś niecoś podpatrzyć, ale rzadko zrozumieć. Bardzo przypomina ona w tym współczesne patrzenie na świat przez malutkie okienko smartfona. Mamy bowiem coraz więcej twardych dowodów na to, że media społecznościowe zniekształcają poważnie obraz rzeczywistości w której żyjemy. Jednocześnie dają nam złudne poczucie wszechwiedzy i zgubną dla naszej psychicznej stabilności możliwość niegraniczonego porównywania się z dowolną inną osobą na świecie. 

Ostatnio o grzechach i zaniechaniach cyfrowych gigantów mowa była w publicznych wystąpieniach dwóch sygnalistek: Frances Haugen i Sophie Zhang, byłych pracowniczek Facebooka. Pierwsza zeznawała przed amerykańskim kongresem, a druga przed brytyjskim parlamentem. Ich świadectwa były dla firmy Zuckerberga niezwykle obciążające. Okazuje się, że algorytmy mające podtrzymywać zainteresowanie użytkowników sprzyjają rozprzestrzenianiu się fałszywych informacji, a cyberbezpieczeństwo traktowane jest w miarę poważnie tylko w wybranych kwestiach dotyczących krajów zachodnich. Co więcej, kierownictwo koncernu notorycznie ignoruje raporty wskazujące na negatywny wpływ działań ich mediów na zdrowie użytkowników. Opinię publiczną zbulwersowały zwłaszcza ujawnione na łamach „Wall Street Journal” wnioski z raportu mówiącego o tym, jak zgubny wpływ na nastolatki ma należący do właścicieli Facebooka Instagram. Tyrania algorytmów wpędza je bowiem w anoreksję, depresję i stany lękowe. 

Lektura tych doniesień natychmiast podsuwa mi myśl o kolejnym obszarze, w którym imperium Zuckerberga może być współodpowiedzialne za patologiczne sytuacje. Chodzi o kryzysy migracyjne, w tym kryzys na polskiej granicy z Białorusią. Przeszmuglowanie czteroosobowej rodziny z Bagdadu czy Teheranu do Berlina via Mińsk i polskie autostrady to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy dolarów. Niewielu osobom nad Wisłą łatwo przyszłoby szybkie zorganizowanie tego typu gotówki, można więc przypuszczać, że w krajach o około trzykrotnie niższym PKB na głowę jest to jeszcze trudniejsze. Ludzie, którzy lecą samolotami z irańskich czy arabskich miast do stolicy Białorusi nie są więc w stanie skrajnego ubóstwa, czy też bezpośredniego zagrożenia życia. Bardzo szybko, przez machinacje przemytników, znajdują się jednak w takiej sytuacji już po wylądowaniu. Nasuwa się więc pytanie, jak to możliwe, że ktoś, kto w swoim kraju należy co najmniej do wyższej klasy średniej na własne życzenie ląduje nagle chory, głodny i zziębnięty pośród nadbużańskich mokradeł. Skąd czerpał informacje o krajach, do których się wybierał, skąd jego przekonanie, że nie napotka na trudności? Dlaczego wreszcie zdecydował się zaryzykować życie i zdrowie swojej rodziny bez gwarancji, że w kraju do którego się udaje będzie mu się faktycznie powodzić lepiej niż w ojczyźnie?

Myślę, że odpowiedź można znaleźć w telefonach nieszczęśników zatrzymywanych na naszej wschodniej granicy. Znacznie częściej niż rozmaite obsceniczne treści, o których mówił minister Kamiński, ich zawartość dokumentuje bowiem półprawdy i zwyczajne kłamstwa dotyczące podróży do Europy, rozprzestrzeniane przez media społecznościowe. Arabskojęzyczne strony oferujące przemyt przez Polskę działają przecież na Facebooku zupełnie jawnie. Co gorsza, myśląc o kraju do którego chce ostatecznie dotrzeć, imigrant patrzy na swoim małym ekranie na coś, co Jean Baudrillard jeszcze przed erą społecznościówek nazwał symulakrami. Widzi spreparowany obraz życia swojego znajomego lub krewnego, który mieszka np. w Niemczech, Francji lub Wielkiej Brytanii. Algorytmy podsuwają mu więcej takich obrazków, aż w końcu sugestia staje się silniejsza niż zdrowy rozsądek, a pozór bardziej realny niż rzeczywistość. W efekcie imigrant trafia w białoruskie knieje, często bez drogi powrotu.

Jeśli więc Facebook zamierza przyjrzeć się wpływowi algorytmów na anoreksję amerykańskich nastolatek, to tym bardziej powinien pochylić się nad tym, jak naraża życie nielegalnych imigrantów i pomaga działać ludziom, którzy de facto handlują żywym towarem. 

 

 


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!