Religia i polityka – czy mają sobie jeszcze coś do powiedzenia? 30-lecie zawarcia konkordatu w Polsce

fot. Piotr Drabik

„Przepraszam”. Gdyby spersonifikowa? religi? i polityk?, to z pewno?ci? to s?owo pad?oby w dyskusji z ka?dej ze stron, przynajmniej powinno pa??. Pr?dzej mo?na si? spodziewa? tego po religii, cho? i polityka ca?kiem sprytnie mog?aby to rozegra?.

Z pewno?ci?, wraz ze wzrostem nastrojów antyklerykalnych i antyko?cielnych, oraz s?abn?c? pozycj? ko?cio?a – os?abianego przez polityk?, ruchy spo?eczne, ale i wewn?trzne trudno?ci – mo?na zastanawia? si?, czy polityka dalej religii potrzebuje. Nale?y jednak wskaza? i podkre?li?, ?e owa potrzeba stanowi w toku tych rozwa?a? wypadkow? tego, czego oczekuje spo?ecze?stwo i tego, kto to spo?ecze?stwo buduje.

Nie nale?y zapomina?, ?e ca?a Europa Zachodnia wyros?a na warto?ciach chrze?cija?skich, filozofii greckiej i prawie rzymskim. Z kolei to dzi?ki religii Polska i Polacy byli w stanie przetrwa? trzy zabory, dwie wojny ?wiatowe i okupacj? komunistyczn?. Gdyby wi?c polityka chcia?a odci?? si? zupe?nie od religii, musia?aby w oczach narodu przyzna?, ?e odcina si? od jej historycznego wp?ywu, który ostatecznie pozwoli? zachowa? to?samo?? i odzyska? wolno??. Przy czym religia nie mo?e z tego tytu?u ro?ci? sobie prawa do sterowania polityk? i stosowania jej jako narz?dzia. I tu pojawia si? zgrzyt mi?dzy tymi dwiema wa?nymi sferami ?ycia.

Z ca?? pewno?ci? religia i polityka powinny sobie poda? r?ce i zawi?za? konkordat na nowo – metaforycznie rzecz jasna. Rzecz w tym, ?e obecnie zbyt mocno nie dogaduj? si? ze sob?, ?eby móc stworzy? zdrowe spo?ecze?stwo. Po prostym „przepraszam”, kierunkiem dialogu powinna by? przysz?o?? w znaczeniu jasno wyznaczonych ról. Polityka od dawna zapomnia?a ju?, ?e to dzi?ki silnemu duchowi naród istnieje i jest mocny, a ducha tego wzmacnia jedynie wiara. Aby wiara by?a mocna, ludzie musz? przestrzega? zasad Boga i kierowa? si? dogmatami religii. Jednocze?nie polityka nie mo?e wykorzystywa? wiary do swoich celów, do poró?niania ludzi i manipulowania nimi. By to by?o mo?liwe i religia winna nie wkracza? w sfery, które jej nie dotycz?: Ne sutor ultra crepidam. W ko?cu religia musi stanowi? odbicie woli samego Boga, nie za? w?adzy pa?stwowej: quae sunt caesaris, caesari; et quae sunt Dei, Deo. W dobie s?abn?cej wiary, dobrobytu i miernych ludzi – w polityce i w ko?ciele – to bardzo wa?ne, aby pewne sprawy w?a?ciwie polaryzowa?, w przeciwnym razie dochodzi do bardzo szkodliwego rozmycia, które stwarza pole do nadu?y?.

Rol? polityki jest dba? o wszystkich obywateli, wykorzystuj?c do tego wszelkie narz?dzia. Jednak religia nie mo?e by? takim narz?dziem, poniewa? ma stanowi? zupe?nie oddzielny byt, który zadba o sfer? duchow? obywateli, o to, o co polityka nie mo?e zadba?. W miar? jak religia zaczyna?a wkracza? do rz?du czy biznesu (za po?rednictwem swoich przedstawicieli), zacz??a w sposób niebezpieczny zaciera? si? granica mi?dzy religi? a polityk?. W tym jednak znaczeniu, ?e w oczach spo?ecze?stwa zacz??a stawa? si? czym? na kszta?t polityki kojarzonej raczej z brudnymi zagrywkami i posuni?ciami. Kierunek ten wyszed? z nies?usznego przekonania posiadania prawa do ingerowania w sprawy pa?stwa, jako tego który „wie lepiej”. Jednocze?nie religia zacz??a wymusza? postawy, zachowania, decyzje, w my?l konkordatu i przywi?zania do ko?cio?a katolickiego. Ten moment sta? si? dla polityki okazj? do ugrania czego? dla siebie, poniewa? w najszerszym uj?ciu polityka obejmuje zarz?dzanie wszystkimi mo?liwymi sprawami, na które ma wp?yw (w uproszczeniu, aby nie przytacza? tu setek definicji).

Gdy wi?c religia co? chcia?a od polityki, to ta mog?a równie? oczekiwa? czego? w zamian. W rezultacie religia zacz??a gra? w gr?, której zasad nie rozumia?a i na czym ostatecznie przegra?a. Mowa jest tu co prawda o gruncie polskim, jednak wsz?dzie tam, gdzie religia zaczyna wykracza? poza swoj? pewnego rodzaju rol? moralizatorsk?, poza krzewienie postaw, poza doprowadzania ludzi do Boga i tworzenia gruntu do jego poznania, zaczyna si? rozmywa?. To rozmycie bardzo dobrze wykorzystuje swoj? drog? trzeci gracz, czyli kultura masowa. Dla religii wa?na jest jednak wyrazisto??, ale nie przejawiaj?ca si? w tym, ?e b?dzie na wszystko wp?ywa?, indoktrynowa? oraz sterowa? czym si? da. Wszelkie tego rodzaju próby spe?zn? na niczym. Sko?czy si? rozmyciem, tym, ?e polityka „prze?uje” religi?, wydusi z niej, co si? tylko da, a ostatecznie pozostawi j? sam? jako jej w?asn? karykatur?. Oczywi?cie, to dzia?anie jest obusiecznym mieczem, poniewa? wykorzystanie religii do w?asnych celów zniech?ca cz??? osób stoj?cych twardo za ko?cio?em, ale jednocze?nie podcina ducha narodu, co okazuje si? zgubne w trudnych momentach, a te z pewno?ci? nadejd?.

Obie strony powinny wi?c najpierw siebie przeprosi?, a pó?niej wyznaczy? odpowiednie granice, których b?d? si? trzyma?. Polityka winna zobowi?za? si? do kierowania wedle zasad wiary, a religia do tego, aby nie wkracza? na pole polityki. Musi pojawi? si? mi?dzy nimi uczciwy dialog, maj?cy w podstawie przede wszystkim szczero??. Wydaje si? to oczywi?cie utopijne, poniewa? praktycznie wszystkie dzia?ania polityki mieszcz? si? po?rednio lub bezpo?rednio w etycznym prawie do dzia?ania, jakie religia ma – gdy? dotycz? bli?niego – wi?c nasuwa si? nieco mylne prze?wiadczenie o s?uszno?ci wkraczania w polityk?, dla ogólnego dobra. Nic bardziej mylnego, poniewa? religia nie zna wszystkich mechanizmów, które funkcjonuj? w ?wiecie, a które zna polityka. Jednocze?nie politycy nie zawsze graj? czysto, wi?c nawet s?uszne zachowanie czy dzia?anie ze strony religii mo?e przynie?? odwrotny do zamierzone skutek – ludzie s? zewn?trzsterowni i nieracjonalni. Religia musi pami?ta?, ?e jej rol? jest jednoczy? ludzi, napawa? wiar? i nadziej?, a temu s?u?y nieagresywne, konsekwentne i stabilne trwanie przy dogmatach i nauce samego Boga – to ludzie sami musz? zauwa?y?, ?e polityka zagrywa nieczysto. Takie podej?cie sprawi tak?e, ?e odbierze si? polityce argument sk?aniaj?cy przeciw religii. Czy taka moralizatorska rola ojca ma sens? Sprawdza?a si? w trudnych czasach okupacji, sprawdza w domach wychowawczych, wi?c czemu ma nie sprawdzi? si? w zdrowych strukturach pa?stwowych. Pami?tajmy, ?e to ?wiat?o w nocy do siebie przyci?ga, i tym ?wiat?em w ?wiecie (oraz w dzia?aniach politycznych) powinna by? zawsze religia.

Ostatnie 30 lat konkordatu w Polsce pokaza?o, ?e by? on potrzebny i ?e jest wa?ny oraz nie traci na zasadno?ci. Jednocze?nie jednak wykraczanie ksi??y poza swój zakres obowi?zków, wkraczanie do polityki i ekonomii, próby pogrywania scen? polityczn?, a przy tym sterowanie elektoratem wiernych, przynosz? religii i ko?cio?owi wi?cej z?ego ni? dobrego. Polityka, na razie, najwi?cej na tym zyskuje. Jednak kluczowe jest rozej?cie si? tych dwóch sfer ?ycia, ich trwanie na zasadach obserwatora jak watch dog. Wiele jest trudno?ci i problemów, wiele niedomówie?, sporów, ?alów i pretensji, oczekiwa? i wymaga? mi?dzy stronami, ale to, co maj? sobie do powiedzenia polityka i religia, to w?a?nie „przepraszam”.


Arkadiusz Malanowski
Arkadiusz Malanowski
urodzony w Kaliszu w 1991 r. Katolik, patriota i konserwatysta. Z wykształcenia pedagog i politolog. Z zamiłowania oraz zawodowo pisarz i copywriter. Pośród jego szerokich zainteresowań znajdują się m.in. polityka, filozofia i psychologia.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!