ROWIŃSKI: Polityczny analfabetyzm w czasach Covid -19. O porozumienie ponad skrajnościami.

Zarówno „wolnościowcy” jak i „sanitaryści”, „covidianie” i „covidioci” nie uznają proporcjonalności stosowanych środków do zakładanych celów. Nie respektują ryzyka i ograniczonego dostępu do wiedzy, w jakim w okresie pandemii działamy wszyscy. Zarówno obywatele jak i rządzący. 

Dobro całości jest ważniejsze niż dobro części. Dlatego sprawą zapobiegliwego rządcy jest niezwracanie uwagi na brak jakiegoś dobra cząstkowego, aby wzrosło dobro całości.

S. contra Gent. III, 71

 

Społeczeństwo istnieje dla człowieka a nie człowiek dla społeczeństwa.

Divini redemptoris

Czy istnieje wyjście ze społecznych sporów jakie wygenerowała pandemia Covid-19? Czy możemy wydostać się z tożsamościowej wojny, która została już obrandowana rozmaitymi hasłami jak “covidianie”, “covidioci”, “wolnościowcy”, “sanitaryści”. Sprawa ta ze swej natury nie może być prosta. Składa się na nią wiele elementów, takich jak ocena zagrożenia samej choroby, skuteczności środków zapobiegawczych czy wdrożonego procesu wyszczepienia społeczeństwa. A to przecież nie wszystko, spór dotyczy także zakresu prerogatyw państwa do ograniczanie wolności obywatelskich. To znów przekłada się na szczegółowe dyskusje: czy władza państwowa może nakazać noszenie maseczek, ograniczać swobodę działalności społecznej i ekonomicznej, tak jak to robiła w czasie lockdownów, wprowadzić przymus szczepień i różne formy poszczepiennej segregacji?

Problemem każdego z tych wątków jest fakt, że należałoby rozpatrywać je osobno i opracowywać specjalistycznie na poziomie badań klinicznych, systemu zdrowia narodowego, analiz konstytucyjnych. Tymczasem opinia publiczna w czasach mediów społecznościowych bardzo szybko petryfikuje stanowiska, zadowalając się narracjami jakie sama wytwarza. You Tube nieustannie kreuje autorytety wewnątrz poszczególnych “tożsamości”, a w ich głosie trudno odróżnić prawdę od fałszu i właściwy kontekst podawanych informacji, którym się często manipuluje. Zamieszanie wywołane permanentnym stanem faktycznej dezinformacji zmienia sprawę pandemii w kolejny element “polityki tożsamości”, gdzie wybór stanowiska przeważnie nie zależy od tego, jak sprawy mają się w rzeczywistości, ale raczej w jaki sposób ludzie organizują się wokół emocji generowanych przez idee. 

Cichy sojusz egoizmów

Charakterystyką tych – często dość irracjonalnie konstruowanych tożsamości – jest niska samorefleksyjność i bliski zeru poziom wewnętrznej krytyki. Dlatego współczesne tożsamości, także te związane z pandemią, przybierają charakter stanowisk quasi-metafizycznych czy też quasi-moralnych, w których w uprzedzający sposób poddaje się negatywnej ocenie przedstawicieli innego światopoglądu. By nie sięgać po skrajne głosy tożsamościowców, zalewające Internet, wystarczy przywołać opinie wyrażone przez centralne postacie naszego życia publicznego. “Odmowa szczepienia to nie jest kwestia wolności jednostki, a osoby, które powołują się na wolność w kontekście szczepień, może nieświadomie, odwołują się do tezy, iż «człowiek człowiekowi wilkiem». To skrajny egoizm. Granicą wolności są prawa innych ludzi. Nie wolno innych narażać na pozbawienie zdrowia czy życia” – mówił w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Jarosław Kaczyński 8 sierpnia tego roku. Z kolei abp. Stanisław Gądecki w tekście opublikowanym na portalu Katolickiej Agencji Informacyjnej wyraźnie wzmocnił krytyczne stanowisko Kościoła katolickiego w Polsce wobec polityki sanitarnej rządu pisząc: “Rządy z przeszłości nigdy nie ośmieliły się nałożyć na Kościół tak drastycznych zakazów, okazując w ten sposób znikomy respekt dla Kościoła i jego roli w życiu społecznym”.

 

Podaję te przykłady nie dla dezawuowania uprawnionych w debacie publicznej głosów obu autorów – premier Kaczyński argumentuje za tym, co uważa za słuszne w sprawie zdrowia publicznego, a abp Gądecki pyta o właściwe granice władzy państwa i Kościoła w nowej sytuacji oraz adekwatność obostrzeń wobec prawa do wolności religijnej. Retoryczne wzmocnienia odwołujące się do presji moralnej także są czymś zwykłym. Jednocześnie obie wypowiedzi doskonale wpisują się w powstałe narracje – słowa arcybiskupa chętnie „przygarną” ci, którzy w czasie pandemii odkryli, że to polskie państwo jest ich największym wrogiem, słowa wicepremiera z kolei ludzie, którzy chętnie rozpętaliby kampanię segregacyjną. Marginalizowali w społeczeństwie niezaszczepionych jako nosicieli zarazy. Właśnie przed tego typu alternatywami stawia nas debata publiczna, która toczy się dziś znacznie szerzej niż w mediach głównych nurtów. Także katolicy – nagle – podzielili się na radykalnych libertarian walczących z państwem i swego rodzaju totalitarystów, którzy oddaliby państwu pełną władzę nawet nad sumieniami, byle zachować poczucie bezpieczeństwa. Oba stanowiska – skrajne, ale będące orientacyjnymi punktami debaty – nie uznają żadnej proporcjonalności stosowanych środków do zakładanych celów, nie respektują ryzyka i ograniczonego dostępu do wiedzy w jakim działają obywatele, ale i państwo. Obie tożsamości są też mocno indywidualistyczne. Ich indywidualizm polega na utożsamieniu dobra wspólnego z dobrem partykularnym, przyjmowanym według subiektywnych założeń eksperckich. Te zaś zwykło się traktować jako nieomylne. 

Dajmy szansę sumieniu

Od razu dodam: nie ma żadnej trzeciej drogi pomiędzy zwierającymi się tożsamościami, żadnej adekwatnej “trzeciej tożsamości”, której moglibyśmy się łatwo trzymać. Złagodzeniem nowoczesnego problemu mogłoby być jedynie ponowne odkrycie tego, czym jest polityka. W demokracji liberalnej została ona w zasadzie wyparta przez publiczną przemoc pomiędzy frakcjami, ich autorytetami i ośrodkiem władzy. Tak spełniło się mimowolne proroctwo, jakie Tomasz Hobbes zawarł w „Lewiatanie”, swoim wykładzie filozofii politycznej, konstruując tam błędną koncepcję stanu natury.

“Wojna wszystkich ze wszystkimi” nie jest punktem wyjścia dla ludzkich społeczeństw, jak pisał Hobbes – nigdy takiego stanu nie było, za to istniały wspólnoty naturalne. Wojna taka jest punktem dojścia. Czeka ona każde społeczeństwo, w którym  ład publiczny gwarantowany jest tylko siłą.

A na tym właśnie polega propozycja Hobbesa. Niekoniecznie chodzi o przemoc fizyczną, ale np. o mobilizację emocji. I nie jest zaskakujący fakt, że katolicy, w swojej masie, właściwie nie potrafią zajmować stanowiska odrębnego od ogarniających świat indywidualistycznych narracji. Tak po prostu, na masową skalę działa – jak pisał filozof Gustave Thibon – fizjologia społeczna. 

Nie ma też prostej odpowiedzi na relatywistyczną przemoc informacyjną. Jednak fakt, że elity katolickie nie poddają rzeczywistości analizie z perspektywy tradycji politycznego myślenia, które można znaleźć np. w Kompendium Nauki Społecznej Kościoła czy w myśli św. Tomasza z Akwinu, nie starają się dać sumieniom swoim oraz swoich odbiorców większej wolności od ideologii, równocześnie ofiarując społecznościom narzędzia do samodzielnego rozstrzygania spraw – jest już bardzo niepokojącym zjawiskiem.

Kiedy patrzymy na politykę z perspektywy “przeciągania liny”, jej założeniem będzie “pójście jak najdalej”. Czysto praktyczne podejście do problemu odpowiedzialności politycznej sprawia, że w nieuświadomiony sposób przyjmujemy najgorsze założenia liberalnej przemocy, która co do zasady sprowadza się do próby narzucenia wszystkim partykularnego stanowiska jednej z frakcji. Dlatego lepiej jest wyjść od dobrej teorii polityki, która ustawi nas poza schematem narracyjnych plemion. Nie znaczy to, że polityka nie zawiera w sobie elementu siłowej gry – owszem, jej fizyka jest często brutalna. Ale chodzi o to, by rzeczywiście była nastawiona na możliwie bliskie prawdy rozpoznanie dobra wspólnego. W Kompendium Nauki Społecznej Kościoła czytamy w punkcie 164: “Dobro wspólne nie jest prostą sumą partykularnych dóbr każdego podmiotu w wymiarze społecznego organizmu. Należąc do wszystkich i do każdego, dobro to jest i pozostaje wspólne, ponieważ jest niepodzielne i można je osiągać, pomnażać i chronić tylko razem, tylko z uwagi na przyszłość”. W punkcie 167 czytamy natomiast, że “nikt nie jest zwolniony z obowiązku współpracy, stosownie do swoich możliwości, na rzecz jego osiągnięcia”. Jednak szczególna rola spada na państwo, o czym mówi punkt 168: “Odpowiedzialność za realizację dobra wspólnego, oprócz pojedynczych osób, należy do państwa, ponieważ dobro wspólne jest racją istnienia władzy politycznej”. 

(Nie)posłuszeństwo obywatelskie

Czy to znaczy że władza nie może być krytykowana? W żadnym razie. Chodzi o to, że rządzący – inaczej niż publicyści, aktywiści i użytkownicy mediów społecznościowych – ponoszą rzeczywistą odpowiedzialność polityczną, która waży znacznie więcej, niż słowa publikowane w Internecie czy drukowane w gazetach. Odpowiedzialność nie może być skutecznie realizowana bez uznania jej prawomocności, zatem i na krytykach ciąży zadanie rozpoznawania nie tylko cząstkowych racji w politycznych sporach, ale dynamiki oraz ciśnień, w jakich działa demokratyczna władza. Warto pytać, czy w imię dobra wspólnego nie jesteśmy rządowi winni posłuszeństwa – jeśli tylko nie przymusza ono nas do jawnego zła, łamania sumienia, do grzechu? Mówiąc szczerze nie mam przekonania do wielkiej skuteczności noszenia maseczek, jednak nie widzę powodu by uważać, że mam lepsze rozeznanie polityczne w sprawie obostrzeń sanitarnych od państwa, działającego w czasie pandemii w sytuacji wysokiego ryzyka i odpowiedzialności. Gdybym nawet miał rację co do nieskuteczności maseczek, opinia ta nie jest to wystarczający, jak sądzę, powód by praktycznie kontestować ład państwowy. Czymś na miejscu jest polemika z działaniami rządu w duchu konstruktywnej opozycji, jednocześnie trudno określić mianem roztropnych akty kontestacji władzy państwowej czy też głoszenie opinii, które z powodu szczegółowych rozstrzygnięć, jakie podejmuje rząd, podważają en bloc autorytet państwa.  

Podobnie rzecz ma się np. z wolnością religijną, która ze względu na dobro wspólne może być proporcjonalnie ograniczona. Przykładem działania w duchu dobra wspólnego był czerwcowy list abp. Gądeckiego do premiera Mateusza Morawieckiego: “Dzisiaj, wobec diametralnie innej i zdecydowanie lepszej sytuacji epidemicznej, wyrażam mój stanowczy sprzeciw wobec dalszego – tak drastycznego – ograniczania prawa wiernych do publicznego wyznawania i praktykowania wiary” – pisał przewodniczący Komisji Episkopatu Polski. „Takie instytucje jak teatry, opery, filharmonie, kina mogą prowadzić swoją działalność w pomieszczeniach zamkniętych przy udostępnieniu widzom 50 proc. liczby miejsc. W przypadku transportu zbiorowego dopuszczalne jest nawet 75 proc. obłożenia. Wydaje się, że zmniejszenie restrykcji w odniesieniu do kościołów i innych miejsc kultu do koniecznego minimum, które spełniałoby wymagania bezpieczeństwa sanitarnego, dowodziłoby poszanowania konstytucyjnego prawa do wolności religijnej, widocznego dotychczas w działaniach władz RP w związku z pandemią” – dodawał arcybiskup. Na takich dyskusjach polega właśnie debata polityczna. Zapewne inaczej należałoby działać w sytuacji nieuzasadnionego i całkowitego lockdownu religijnego, który np. ma miejsce w Irlandii. 

Trzeba też spojrzeć na to z drugiej strony – czy polska wspólnota polityczna stoi przed tak poważnym zagrożeniem z powodu pandemii, że państwo powinno całkowicie odmawiać obywatelom możliwości podejmowania indywidualnego ryzyka? Stosować przymus szczepień czy tworzyć system segregacji (który z resztą świetnie rozwija się sam z siebie dzięki mediom społecznościowym i wrogości pandemicznych światopoglądów)? Ważenie dobra i wiążącego się z decyzjami ryzyka jest elementem myślenia politycznego, które powinien brać pod uwagę każdy z nas. Elementem polityki jest także akceptacja faktu, że mogą zostać popełnione błędy – np. skala zagrożenia może być przewartościowana i mobilizacja państwa okaże się przesadna. Tego typu błąd jest jednak mniejszy niż niedoszacowanie zagrożenia. Możliwość pomyłki należy kalkulować tak, by powodowała ona jak najmniej szkód. Tego nie biorą pod uwagę ani “libertarianie”, ani “totalitaryści”, którzy mylą swoją partykularną pewność z polityką, ta zaś jest złożoną i empiryczną sztuką działania na rzecz porządku moralnego i materialnego.

 

Pobierz pierwszy numer Magazynu Kontra!

Pierwszy magazyn

Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Tomasz Rowiński
Tomasz Rowiński
(1981) historyk idei, publicysta, redaktor kwartalnika "Christianitas", wydawanego przez Fundację Świętego Benedykta; publicysta tygodnika "Do Rzeczy", autor książek. Opublikował m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa" (2015), "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych" (2018), a także wydane z Pawłem Milcarkiem szeroko komentowane zbiory rozmów "Alarm dla Kościoła. Nowa reformacja?" (2020) oraz "Non Possumus. Niezgoda, które uczy Kościół" (2021).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!