Fragment pochodzi z książki pt. MSZA ŚWIĘTA TRYDENCKA. MITY I PRAWDA.
Gdzie są mężczyźni?
Mój przyjaciel, katolik z Irlandii, powiedział mi kiedyś, że jego dziadek, górnik, wstawał przed świtem, żeby – wspólnie z kolegami – zdążyć na Mszę o godzinie piątej nad ranem. Ci ludzie podchodzili do wiary poważnie i kochali Mszę Świętą. I nie był to wyjątek. Parafie były wręcz zapchane ludźmi, którzy uważali, że uczestnictwo we Mszy Świętej należy do obowiązków prawdziwego mężczyzny, a czerpana z niej siła jest warta poświęconego czasu.
Kilkanaście lat później to kobiety przejęły pałeczkę pierwszeństwa. To one przejęły czytania i ministranturę. Poza kapłanami mało mężczyzn angażowało się w liturgię.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chodzi mi o to, żeby w jakikolwiek sposób deprecjonować kobiety. To właśnie one są w końcu najbardziej chwalebnymi istotami, jakie kiedykolwiek stworzył Bóg. Nie twierdzę, że w życiu parafialnym nie byli obecni mężczyźni, bo to nieprawda. Teraz skupiam się jedynie na liturgii.
Zamiast szczegółowej analizy, przedstawię siedem powodów, dla których uważam, iż mężczyźni przestali kochać Mszę Świętą.
1. Brak dyscypliny
Oprócz kilku okazyjnych zmian sezonowych, mamy do czynienia z ustalonym wzorem, łatwym do zapamiętania. Działania kapłana i jego pomocników są uporządkowane, a Msze Święte wyglądają z zasady identycznie – bez względu na to, do którego kościoła uczęszczasz. W skrócie można powiedzieć, że Msze są prowadzone w zdyscyplinowany sposób – wręcz z wojskową precyzją.
Msze w Novus Ordo odprawiane są bardziej elastycznie. Kapłan ma wybór między różnymi modlitwami eucharystycznymi, a akt pokuty wygłaszany podczas Mszy jest wybierany według uznania księdza. Ministrantów nigdy nie brakuje – nawet wtedy, kiedy mało ludzi uczestniczy w Eucharystii.
Nabożeństwo Novus Ordo może być albo bardzo piękne i transcendentalne, albo nadzwyczaj ubogie. Sęk w tym, że często zwyczajnie nie wiadomo, czego się spodziewać. Różnica między dwiema formami sprawowania Mszy Świętej jest duchowym wyborem między podejściem obiektywnym a subiektywnym.
2. Ekskluzywność ról zarezerwowanych dla mężczyzn przestała istnieć
Radykalny feminizm sprawił, iż znikły już prawie klasyczne role zarezerwowane jedynie dla mężczyzn. Płeć przestała być czynnikiem decydującym o roli życiowej. To zacieranie ról wkradło się niestety także do liturgii.
Bycie ministrantem stanowiło niegdyś wysokie wyróżnienie, wręcz przywilej. Było uważane za potencjalny pierwszy krok w kierunku kapłaństwa. A jeśli nawet dany chłopak nie zostawał później księdzem, służba ministrancka stanowiła dla niego niepowtarzalną okazję przypatrzenia się z bliska temu, czym jest godność kapłańska.
Dzisiaj nawet dziewczęta mogą być ministrantkami, jeśli chłopcy nie są tym zainteresowani. Przypomina to przyjmowanie dziewczyn do drużyn futbolowych – to proces zmierzający do zniwelowania męskości. Kobietom czasem trudno to zrozumieć, ale podejmowanie ról przewidzianych wyłącznie dla mężczyzn dobrze służy rozwojowi chłopców.
Jeżeli chodzi o „ministrantki”, szczególna rola księdza – rzecz jasna, rola męska – została nieco zdeprecjonowana przez wprowadzanie do liturgii ludzi świeckich. Efekt jest taki, iż kobieta może obecnie rozdawać Komunię Świętą oraz czytać Pismo Święte w czasie Mszy. A to sprawia, iż liturgia zostaje ograbiona z pierwiastka męskiego.
Można przytoczyć kontrargumenty mówiące o tym, że kapłaństwo nadal pozostaje zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. I jest to prawda. Ale jeśli zaczniemy cedować obowiązki kapłana na świeckich, wtedy sam fakt, że kobiety nie mogą pełnić tej godności wydaje się bez znaczenia, ponieważ i tak podejmują one niektóre obowiązki należące do księdza.
3. Sentymentalna muzyka
Muzyka w większości parafii jest po prostu fatalna. Pasuje ona bardziej do szopek Greenpeace’u niż do domu Bożego. Jest toksycznie słodka, a element sentymentalny bierze w niej górę aż do tego stopnia, iż ludziom o zdrowych umysłach odechciewa się śpiewać. Teksty traktują głównie o naszych uczuciach i niejasnych wieloznacznościach opisujących nasz stosunek do Boga. Trzeba powiedzieć, iż spora (i wciąż rosnąca) rzesza wiernych dąży do zmiany takiego stanu rzeczy. Większość jednak wciąż tkwi w marazmie.
Nie piszę o muzyce po to, żeby się czegoś czepiać. Muzyka w znacznym stopniu tworzy atmosferę w czasie Mszy. Uważam po prostu, iż nie można grać Won’t you be my neighbor autorstwa pana Rogersa podczas Komunii Świętej, ponieważ straszliwie trywializuje to źródło i szczyt życia katolickiego.
Znamy przecież piękny, dostojny, męski i zakorzeniony głęboko w Tradycji śpiew chorału gregoriańskiego. Jego uroczysty ton inspiruje do wniesienia ducha i serca ku Bogu.
CZYTAJ TAKŻE:
4. Ksiądz, który nie patrzy ludziom w oczy
Szczerze mówiąc, większość ludzi nie zwraca na to uwagi. Jeśli nawet ksiądz nie patrzy ludziom w oczy, co może mieć to wspólnego z męskością – nic, prawda? Błąd. Ma z nią wiele wspólnego.
Ksiądz wskazuje ludziom drogę i idzie razem z nimi (ad orientem). Prowadzi ich przed tron Boży. On stoi na czele ludu Bożego – jest to rzeczywistość nadprzyrodzona, a zarazem obiektywna. Kapłan ofiarowuje siebie za nas i za nasze grzechy – sami tego nie możemy zrobić. On jest kapitanem, który nas prowadzi do nieba.
Zgromadzenie wiernych jest zorientowane w kierunku określonej osoby: Jezusa Chrystusa obecnego w tabernakulum. Trzeba jasno powiedzieć, kto jest centrum Mszy Świętej (podpowiadam: nie my!). Kiedy kapłan patrzy nam wprost w twarz, przenosi ceremonię do naszego wnętrza, a to zmienia nasze subiektywne uczucia i pozwala nam doświadczyć Boga. To on zmienia obiektywną i transcendentną rzeczywistość w uobecniający się akt.
Kapłan, z odwagą i pokorą stający przed Bogiem, uczy nas, w jaki sposób powinniśmy słuchać Mszy Świętej. Stopień naszego zaangażowania zależy od tego, co widzimy i czujemy. Niewłaściwie sprawowana liturgia przestaje kierować nas w stronę nieba, a staje się celebrowaniem wyłącznie nas samych, dając nam poczucie wspólnoty i przynależności.
Odwrócenie kapłana odprawiającego Mszę Świętą, przedstawiciela Jezusa Chrystusa, ku ludziom przypomina zmuszanie dowódcy batalionu do maszerowania tyłem do bitwy. To nie ma sensu. Jest przeorientowaniem działania w kierunku obiektu, który nigdy nie miał takiego przeznaczenia.
5. Utrata szacunku dla Tradycji
Mężczyźni kochają tradycję. Podczas gdy kobiety odnajdują się we wspólnocie dzięki rozmowom, mężczyźni realizują się za sprawą wspólnych działań. Wolą, kiedy łączy ich wspólny okrzyk bojowy niż konwersacje przy herbacie. Dlatego właśnie mężczyźni kochają braterstwo i przyjaźnie nawiązywane w wojsku.
Msza trydencka jest głęboko zakorzeniona w Tradycji. Mam w domu mszał zawierający wytyczne średniowiecznego rękopisu poświęconego Mszom Świętym. W 900 roku sposób odprawiania Mszy był prawie taki sam, jak dzisiaj. Kapłan odprawiający Mszę według starego rytu dostępuje wtajemniczenia w znaki i rytuały. Także rola wiernych uczestniczących we Mszy Świętej w dużej mierze pozostała w rycie rzymskim niezmieniona.
Potrzeba poczucia uczestnictwa w Kościele istnieje od wieków. Pragną tego mężczyźni i, jak sądzę, także kobiety. Jako mężczyźni musimy wiedzieć, że w kościele klękamy tak samo, jak klękał kiedyś wielki święty żołnierz – Ignacy Loyola. Chcemy wejść do rzeczywistości większej i starszej od nas niczym członkowie tajnego stowarzyszenia. Jeśli nauczysz się tekstów mszalnych, szybko zrozumiesz, że modlitwy zostały w znacznym stopniu zmienione. Nawet gdyby jednak nie zostały one zmodyfikowane, to w czasie większości parafialnych Mszy spotykają nas jakieś innowacje. Nigdy nie wiesz, co cię tam właściwie czeka. Nie ma tam poczucia majestatu Tradycji ani też wspólnego działania. Niektórzy składają ręce podczas odmawiania modlitwy Ojcze Nasz, inni tego nie robią. Niektórzy podają sobie ręce podczas znaku pokoju, inni nie.
Mężczyźni nie lubią tej nieprzewidywalności. Pragniemy porządku. Pragniemy majestatu Tradycji, aby podporządkować mu nasze działania.
6. Brak łaciny
Niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy też nie, łacina jest językiem Kościoła. Łacina nie zasługuje na deprecjonowanie i na to, aby pozostała domeną kilku skrajnych tradycjonalistów. Jest niezbędna nam wszystkim, katolikom. I wiecie co? Łacina brzmi niesamowicie męsko. Jest silna i konkretna w swoich kadencjach. Credo in unum Deum. Omnipotens Deus. Adveniat Regnum Tuum. Zaprzestanie odprawiania Mszy Świętej po łacinie nie było nigdy intencją Soboru Watykańskiego II. Warto przeczytać dokumenty na ten temat. Sobór Watykański II postulował odprawianie Mszy w języku łacińskim. Łacina zapewnia nam także wyżej wspomniane poczucie zakorzenienia w tradycji. Chroni liturgię przed ciągłymi rewizjami i nowymi tłumaczeniami, przed zmianami zachodzącymi wraz z ewolucją języka.
Łacina może początkowo wydawać się czymś obcym albo dziwacznym, ale myślę, że przyciąga ona ludzi swoją potęgą. W pewnym sensie szukamy inności we Mszach, jest to bowiem odkrywanie nowych terenów, przystępowanie do czegoś wyjątkowego.
Łacina zapewnia nam także poczucie sakralności konieczne dla kultu Boga, który jest totaliter aliter [całkowicie inny] niż wszystko, co nas otacza i co możemy o nim pomyśleć.
7. Umniejszanie roli Ofiary
Msza Święta jest uobecnieniem Kalwarii. Ta prawda bywa jednak niestety ukrywana. Niektóre parafie nie mają nawet krucyfiksu w pobliżu ołtarza. W efekcie sprawowanie liturgii zaczyna przypominać coś na kształt celebrowania spożywania „wspólnego posiłku”. To osłabia wymowę Mszy Świętej i jej centralnej prawdy, którą stanowi Ofiara Chrystusa, dodająca nam sił do tego, abyśmy sami umieli się ofiarowywać za innych. Mężczyźni kochają poświęcać się w słusznej sprawie. Szukają rozpaczliwie możliwości oddania się czemuś większemu niż oni sami. Nie chcemy w kościele „wspólnych posiłków”– możemy je dostać w każdym pubie. Usunięcie bądź też deprecjonowanie elementu poświęcenia oddala ludzi od świętości Mszy.
Dlaczego to ma znaczenie?
Możesz teoretycznie – czytając to wszystko – myśleć, że zwyczajnie się czepiam albo że krytykuję zwykłą formę odprawiania Mszy Świętej. To nieprawda. Kocham Mszę i dlatego chcę, by była sprawowana najlepiej jak tylko można, żeby była działaniem godnym Ludu Bożego.
Poświęciłem czas na ten wpis, ponieważ uważam, że transcendentność liturgii nie jest jedynie „opcją”. Jest wszystkim, całością. A zdrowie liturgii – to zdrowie Kościoła.
Msza Święta jest inkarnacją wiary w sensie dosłownym. Lex orandi, lex credendi. To miejsce, gdzie wiara styka się z rzeczywistością naszego życia. I dokładnie z tego powodu nie ma ważniejszej sprawy od konieczności utrzymania świętości liturgii.
Kiedy liturgia jest zwyczajnie słaba, zaczynają ją zastępować programy telewizyjne, Internet, kluby sportowe etc. Liturgia zaczyna wydawać się czymś banalnym – szczególnie msza święta trydencka mężczyznom, którzy utracili miłość do tej pięknej rzeczywistości. Gdy znikają mężczyźni, religia ulega feminizacji i traci zdolność ekspansji. Dlatego można pokusić się o pewną tezę: że jeden mężczyzna w kościele wart jest tyle, co dziesięć kobiet.
Źle sprawowana liturgia nie będzie stanowiła dla nich inspiracji do świętości albo do poświęcenia. Nigdy. Powodem, dla którego ogromny procent katolików nie wierzy w prawdziwą Obecność, są Msze Święte odprawiane w taki sposób, jak gdyby Obecność ta nie była prawdą. Dzieje się tak nie tylko za sprawą braku określonych słów, ale i też z powodu zaniechania gestów pełnych czci i szacunku dla sacrum.
Jeśli wrócimy do świętej i starej liturgii, gwarantuję, że zauważymy nową dynamikę w Kościele: więcej nawróceń, więcej powołań. I więcej mężczyzn, którzy ponownie obejmą przywództwo w sprawach wiary.
***
Fragment pochodzi z książki pt. MSZA ŚWIĘTA TRYDENCKA. MITY I PRAWDA.
Trzecie wydanie – poszerzone, poprawione, uzupełnione i opatrzone kolorowymi fotografiami tradycyjnej liturgii – stanowi znakomite wprowadzanie do tematyki tradycyjnego katolicyzmu.
Autor: Ks. Grzegorz Śniadoch IBP
Format: 140 x 205 – sztywna oprawa, wstążka
Liczba tomów: 2
Łączna liczba stron: 660
35 kolorowych fotografii tradycyjnej liturgii