Subkultura popsutego cyrku. O modzie na „niebinarność”

Jeżeli ktoś otrzyma złą diagnozę depresji, schizofrenii czy choroby afektywnej-dwubiegunowej, przez jakiś czas będzie zażywał niewłaściwe leki. Nie spowodują one radykalnego, nieodwracalnego efektu. Ryzyko przeciwważone potencjalnym korzyściom jest nieduże – w przeciwieństwie do „terapii” korekty płci. Dlatego też analogia między transseksualizmem oraz dysforią płciową a innymi zaburzeniami psychicznymi jest logicznie fałszywa, zwyczajnie nieadekwatna.

Pojęcie „niebinarności” zrobiło ogromną karierę. Zwłaszcza wśród młodzieży, ale także u dorosłych, w niektórych instytucjach i w części mediów mainstreamowych. Tymczasem słowo to nie ma sprecyzowanego i ugruntowanego znaczenia ani w kontekście społecznym, medycznym czy psychologicznym. Funkcjonuje co najwyżej jako nazwa pewnego specyficznego stylu bycia, zbioru poglądów subkulturowych i zachowań, które można zakwalifikować do powiązanych z normalizacją i gloryfikacją niektórych zaburzeń psychicznych.

Transpłciowość czy niezgodność płciowa?

Transseksualizm próbuje się konkretnie definiować. Jego znaczenie jest jednak coraz bardziej rozmyte: poczucie nieprzynależenia do swojej płci, cierpienie z powodu własnych cech płciowych, chęć zmiany płci utrzymująca się przez co najmniej 2 lata. Do tego kryteria te regularnie, mniej lub bardziej, się zmieniają. W nowej Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób (publikowanej przez WHO) transpłciowość przemianowano na „inkongruencję płciową”, czyli niezgodność płciową/genderową. Zmieniono też częściowo opis tej przypadłości i przeniesiono ją z rozdziału zaburzeń psychicznych do rozdziału zaburzeń seksualno-płciowych (ang. Conditions related to sexual health). W amerykańskim Podręczniku Zaburzeń Psychicznych (DSM-5) transpłciowość zamieniono na dysforię płciową. Według podręczników akademickich, np. „Seksuologii” (PZWL, 2020), „transseksualizm stanowi najgłębsze zaburzenie tożsamości płci”.

Niektórzy powiedzą, że większość zaburzeń psychicznych, behawioralnych, seksualnych i im pokrewnych – a transpłciowość ewidentnie do takowych należy, semantyczne podmiany nazewnicze oraz dyskusje wokół nich także doskonale tego dowodzą – ma nieścisłe kryteria diagnostyczne, i że wobec tego nie należy czepiać się akurat transseksualizmu. Jednakże przy żadnej innej chorobie tej natury nie przeprowadza się inwazyjnych i nieodwracalnych farmakoterapii hormonalnych i operacji chirurgicznych, diametralnie zmieniających gospodarkę hormonalną, metabolizm, ciało i życie społeczne, a mających na celu wykreowanie imitacji przynależności do płci przeciwnej, niż ta, której się faktycznie jest.

Jeżeli ktoś otrzyma złą diagnozę depresji, schizofrenii czy choroby afektywnej-dwubiegunowej, przez jakiś czas będzie zażywał niewłaściwe leki. W jakimś stopniu odbiją się one na jego kondycji, ale nie spowodują radykalnego, nieodwracalnego efektu, jak np. utrata płodności czy na stałe okaleczone ciało. Ryzyko przeciwważone potencjalnym korzyściom jest nieduże, często wręcz znikome, zaniedbywalne – w przeciwieństwie do „terapii” korekty płci. Dlatego też analogia między transseksualizmem oraz dysforią płciową a innymi zaburzeniami psychicznymi jest w tym kontekście logicznie fałszywa, zwyczajnie nieadekwatna.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Transseksualizm a homoseksualizm

Trzeba też wspomnieć, że nieadekwatne jest porównywanie transseksualizmu do homoseksualizmu, z trudnych do przeoczenia powodów. Transpłciowość jest zaburzeniem identyfikacji płciowej. Czy zaliczanym do „zaburzeń psychicznych”, czy „seksualno-płciowych”, nad czym głowi się WHO w swojej klasyfikacji chorób, i o co wojują aktywiści w dyskusjach internetowych, jest kwestią wtórną i drugorzędną.

Wśród osób identyfikujących się jako trans lub niebinarne występuje bardzo wysoki wskaźnik samobójstw, zarówno przed zmianą płci, jak i po. Badania dowodzące, że po zmianie płci ludzie rzekomo są szczęśliwi i zadowoleni, są wadliwe metodologicznie, gdyż biorą pod uwagę krótki okres – raptem kilku lat po rozpoczęciu zmiany płci – kiedy to człowiek jest w euforii, że „zaczyna życie od nowa”, a kobiety biorące testosteron są dodatkowo naładowane energią.

Dokładniejsze i lepsze badania nie są tak optymistyczne. Muszę przyznać, że ja sam w tak krótkim okresie od rozpoczęcia tranzycji mógłbym się zaliczyć do grupy tych „zadowolonych”, ponieważ skutki uboczne tranzycji i refleksja, że coś jest z nią nie tak przychodzą nieraz po wielu latach od dokonania formalnej zmiany płci. Między innymi dlatego rzetelność naukowa wymaga, aby badać zadowolenie ze zmiany płci w dłuższym okresie.

Narracja, według której za samobójstwa osób po tranzycji odpowiada nietolerancja i „mikroagresje”, nie ma żadnych silnych podstaw naukowych. Szczególnie, że bardzo złe wskaźniki zdrowia psychicznego występują również u osób trans i niebinarnych w krajach i miastach najbardziej tolerancyjnych na świecie.

Prawdopodobnym realnym powodem tak złego stanu tych ludzi są ich bardzo częste, pierwotne zaburzenia psychiczne, które, jak będę dalej argumentował, są również zwykle faktycznymi przyczynami dysforii płciowej i transpłciowości. 

Homoseksualność z kolei zaburzeniem nie jest, w żadnym znaczeniu tego słowa. Żaden gej ani lesbijka nie potrzebują endokrynologa, chirurga czy psychiatry, by „żyć w zgodzie ze sobą”. W przeciwieństwie do transseksualistów, którzy twierdzą, że potrzebują operacji i dożywotniej farmakoterapii hormonalnej. Dodatkowo homoseksualizm ma wręcz ewolucyjną tendencję do utrzymywania się w populacjach ludzkich na niskim poziomie, gdyż przynosi wtedy korzyści adaptacyjne na poziomie doboru altruistycznego (krewniaczego). Niemający własnych dzieci gej lub lesbijka tradycyjnie wspierali w trudach przetrwania swoich siostrzeńców i bratanice, mających około 25% ich własnych genów. W tym tych, które zwiększają prawdopodobieństwo rozwinięcia się orientacji homoseksualnej (wielkim nieporozumieniem jest „szukanie genu homoseksualizmu”, ponieważ orientacja homoseksualna to cecha poligenowa, czyli wynikająca z działania wielu genów i ich aktywności w określonym wieku i w danym środowisku, dlatego też można mówić o genetycznym zwiększeniu szans na bycie gejem lub bycie lesbijką – i stąd też mamy biseksualizm – ale nie o genetycznej determinacji tegoż).

Natomiast obawy o to, że ktoś może błędnie przyjąć, iż jest gejem lub lesbijką, podobnie jak może się to stać w odniesieniu do identyfikowania się jako transseksualista, są przesadzone z bardzo prostego powodu: jeśli ktoś niepewny swej orientacji porandkuje z osobą tej samej płci, po czym z tego zrezygnuje – nic mu się nie stanie. Przeciwnie, przekonanie się czy jest się osobą transpłciową wymaga podjęcia konkretnych, inwazyjnych kroków społecznych, medycznych i prawnych. Wszystkie są niebezpieczne dla zdrowia fizycznego i psychicznego, a niektóre z nich są nieodwracalne. Dlatego też głosy, że skoro akceptujemy homoseksualizm, to identycznie powinniśmy traktować transseksualizm, są kompletnie pomylone i wynikają z logicznego błędu fałszywej analogii.


CZYTAJ TAKŻE:

KUŹ: Wojna z płcią w późnej nowoczesności. Stare herezje w tęczowych bukłakach


Binarna niebinarność

Jeszcze gorzej niż przy transseksualizmie, jest w odniesieniu do niebinarności. Medycznie rzecz biorąc pojęcie takie nie jest ugruntowane w żadnej gałęzi nauk biologicznych i psychologicznych. Zostało spopularyzowane najpierw w subkulturze TQ+ (trans, queer i plus), potem skolonizowało organizacje gejów i lesbijek – warto dodać, że wycofujących się z organizacji „LGBT”, gdyż te obecnie w znacznej mierze są ośrodkami działalności transseksualistów, fetyszystów i osób lobbujących na rzecz normalizacji prostytucji. Potem, w ostatnich latach, słowo „niebinarność” stało się mainstreamowe. W Polsce głównie za sprawą Michała Szutowicza o pseudonimie „Margot”, przez którego o „niebinarności” zaczęły pisać wszystkie ogólnopolskie i lokalne media.

Niebinarność ma się odnosić do kogoś, kto jest „niebinarny”, bo nie czuje się „ani kobietą ani mężczyzną”. Uważa, że jest gdzieś „pomiędzy”. Może określać siebie jako „gender fluid” i rano mówić, że „jest kobietą”, a wieczorem, że „mężczyzną” lub w trakcie tej samej rozmowy używać na przemian form męskich i żeńskich – osobiście spotkałem takie osoby; nie brakuje też aktywistów i influencerów „noszących się” publicznie w ten sposób.

„Niebinarny” może mówić też, że jest „agender”, czyli „bezpłciowy/bezgenderowy” lub „bigender” – „obupłciowy” naraz. Istnieją jeszcze „ksenogenderyści”, według których najlepiej ich ekspresję płciową oddają symbole zwierzęce, lub „,moongenderyści”. Ich ekspresja płciowa miałaby zależeć od faz Księżyca. Wariancje można mnożyć niemal w nieskończoność, jakby dodając do podstawowej wersji makijażu w stylu emo kolejne kolory i wzorki, gdzie każdy nowy dodatek oznaczać mógłby kolejną „płeć” bądź kolejny „gender”.

Warto dodać, że niebinarność oparta jest na binarnie pojmowanych stereotypach płciowych. Mężczyzna lubiący kolorowo się ubierać będzie według tej doktryny uważany za „niebinarnego”, podobnie jak kobieta, która ma męski styl ubioru czy zainteresowania matematyczne. Takie osoby mogą być utwierdzane w przekonaniu, że „są płci przeciwnej” lub „niebinarnej” z powodu swoich upodobań estetycznych czy związanego z nimi wewnętrznego samopoczucia.

Na tę kwestię uwagę zwracają feministki krytyczne wobec ideologii transgenderowej, np. Kaya Szulczewska, dr Katarzyna Szumlewicz i dr Magdalena Grzyb, a na skalę międzynarodową dr Kathleen Stock czy dr Helen Joyce.

Wracając do źródeł niebinarności: specyficzne postrzeganie siebie i swojego ciała, zero-jedynkowy i rozszczepieniowy styl myślenia, zaburzenia tożsamości ogółem, jak i zaburzenia identyfikacji płciowej, są bardzo charakterystyczne dla ludzi z różnymi problemami psychicznymi, np. zaburzeniem osobowości typu borderline, a w mniejszym stopniu, ale również dla osób z narcystycznym zaburzeniem osobowości i histrionicznym zaburzeniem osobowości.

Niektórzy zwracają też uwagę, że część osób autystycznych i anankastycznych może pojmować płeć w sposób sztywny i mało elastyczny, co sprzyja szukaniu odpowiedzi na swoje zagubienie w ideologii transgenderowej, zwanej też denializmem płci.

Zaburzenia osobowości są jednak dość wyjątkową grupą zaburzeń psychicznych. Nie są jak depresja, schizofrenia, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zaburzenia lękowe czy choroba afektywna-dwubiegunowa lub autyzm. Nie stanowią zespołów chorobowych, tylko utrwalone, zaburzone wzorce zachowań. Stąd też zaburzenia osobowości nazywa się czasem patologiami charakteru – nie są „chorobą, która zmienia czyjś charakter”, jak np. schizofrenia czy depresja, lecz stanowią sedno tego charakteru. Człowiek z zaburzeniem osobowości nie jest „taki”, ponieważ ma to zaburzenie, lecz ma to zaburzenie, ponieważ „taki” właśnie jest.

Na skutek różnych mechanizmów, m.in. zaburzeń w popędzie przywiązania, źle ukierunkowanego warunkowania behawioralnego, błędów uczenia się, czy problemów w regulacji emocji, w osobowości kogoś zaburzonego w ten sposób wytwarza się patologiczny wzorzec zachowań, myśli, postrzegania świata. Ludzie z zaburzeniami osobowości – którzy nie mają ich świadomości i nie pracują nad sobą, albo którzy nie trafią w takie okoliczności życiowe, które zmienią ich podejście – będą mieć specyficzne, wypaczone paradygmaty patrzenia na siebie, świat i relacje międzyludzkie. W tym na płciowość i zachowania płciowe. Od tego prosta droga do niebinarności.

Nowe czasy, nowa ekspresja zaburzeń

Wysoce prawdopodobna jest koncepcja podzielana przez coraz więcej specjalistów, według której niebinarność to forma ekspresji wynikająca z zaburzeń psychicznych lub neurologicznych, takich jak cielesne zaburzenia dysmorficzne (zwane dysmorfofobią), zaburzenia lękowe, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zaburzenia osobowości, schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa, zaburzenia ze spektrum autyzmu, stany psychotyczne, traumy albo specyficzne sytuacje, np. nieakceptacja własnej orientacji homoseksualnej czy swojego ciała.

Jednym z kryteriów diagnostycznych zaburzenia osobowości typu borderline jest podejmowanie prób samobójczych, co najprawdopodobniej stanowi ważniejszą przyczynę tego, że ludzie identyfikujący się jako trans czy niebinarni mają tak wysoki wskaźnik samobójstw: nie dlatego, że są „trans”, ale dlatego, że mają współistniejące, źle leczone lub nieleczone zaburzenia psychiczne. Gdyby panowała „moda” na coś innego niż niebinarność, ci ludzie dalej mieliby myśli samobójcze, ale nie zwracano by na nich uwagi, bo nie zaliczaliby samych siebie do szufladki z nazwą „trans i niebinarność”.

Zaburzenia psychiczne mają to do siebie, że ich objawy zależą także od środowiska społecznego i kontekstu kulturowego czy historycznego. A te dla obecnych młodych ludzi niewyobrażalnie się zmieniły przez Internet i media społecznościowe, a przede wszystkim przez smartfony, gdyż umożliwiają korzystanie z social media non stop, na zawołanie. Ludzie z zaburzeniem osobowości typu borderline nie ujawnią więc obecnie swoich samobójczych symptomów z użyciem narzędzi, które dawno temu przestały być stosowane, a osoby histrioniczne nie będą opowiadać o nimfach napotkanych w lesie, tak jak mogłyby w innym wieku. Podobnie jak osoby z osobowością psychopatyczną czy sadystyczną nie wykażą się współcześnie w ramach inkwizycji – a kiedyś mogłyby – lecz prędzej inkluzycji. Narcyzi zamiast wywyższać się tytułami szlacheckimi będą przerzucać się diagnozami psychiatrycznymi i tym, ile się wycierpieli, i jak bardzo czyni to ich personę wyjątkową i posiadającą z racji swoich problemów swoisty immunitet, mandat nakazujący wyjątkowe traktowanie.

Z kolei osoby z anankastycznym zaburzeniem osobowości nie będą pięć razy sprawdzać rygla czy sakiewki, ale raczej wyłączoną kuchenkę gazową lub zakluczony zamek w drzwiach, i nie będą obsesyjnie zastanawiać się przez tydzień, czy zgrzeszyły uprawiając seks, lecz czy ich wygląd nie jest asymetryczny bądź nieadekwatny do ich płci. Autyści zachowujący się typowo dla płci przeciwnej, zwłaszcza nastolatki zwane chłopczycami, łatwiej uznają, że są transpłciowi lub niebinarni, niż przed całym tym medialnym zamieszaniem o płeć. Tym bardziej, że w Internecie jest pełno poradników i influencerów, którzy nakierowują młode lub zaburzone osoby na „odkrycie w sobie tożsamości trans”.

Osoby w stanie psychozy w XV wieku być może częściej słyszały anioły lub demony, w porównaniu do takich samych osób w wieku XX, których płatający figle umysł mógł się kierować w stronę ufoludków, a w roku 2022 iluzji, że jest się płci „niebinarnej”, choć w rzeczywistości, empirycznie rzecz biorąc, ani biologicznie ani psychologicznie coś takiego jak „płeć niebinarna” nie istnieje.

Kiedyś w przestrzeni medialnej nie było celebrytów po tranzycji płciowej oraz deklarujących, że są „niebinarni” (albo gdy w ogóle nie było mediów) ludzie z zaburzeniami dysmorficznymi siłą rzeczy nie mieli skąd czerpać wypaczonych wzorców wizualnych. Dziś geje nieakceptujący swojej orientacji prędzej pójdą w kierunku identyfikowania się jako transseksualni lub niebinarni, zamiast decydować się na życie zakonne, jak kiedyś.

Tożsamość trans daje też specjalną pozycję. Niektórzy aktywiści, influencerzy i dziennikarze zrobili wielkie kariery praktycznie tylko na tym, że „są trans” albo że są rodzicami „dziecka trans”. Wszystko to sprawia, że taka tożsamość może być kusząca dla ludzi szukających w życiu celu i sensu, osób zagubionych, zaburzonych lub z problemami osobistymi, rodzinnymi, społecznymi.

To zaś napędza jeszcze jeden mechanizm identyfikowania się jako osoba trans bądź niebinarna. Jest nim zarażanie społeczne (ang. social contagion). W odniesieniu do dysforii płciowej nazywane jest społeczną dysforią płciową lub dysforią płciową o szybkim początku (ang. rapid-onset gender dysphoria). Francuska Akademia Medyczna wprost nazwała to zjawisko „modą”, a brytyjska NHS „fazą”. Co ciekawe, badania na ten temat oprotestowali aktywiści trans, w efekcie czego jedna z nowszych publikacji naukowych o zjawisku społecznej dysforii płciowej otrzymała notę ostrzegawczą. To zaś wzbudziło obawy o cenzurowanie nauki.

Ogółem, niektóre zaburzenia psychiczne lub okoliczności życiowe młodych osób rozwijających się w zupełnie innych – dzisiejszych – warunkach mogą dawać objawy, które w efekcie skutkują tym, co nazywamy transseksualizmem i genderową „niebinarnością”.

Gloryfikacja zaburzeń psychicznych i subkultura zaburzonych

Niebinarność według tego spojrzenia mogłaby zostać nazwana subkulturą osób z problemami różnego typu, często też zaburzonych psychicznie: nieleczonych lub leczonych nieprawidłowo. Do myślenia powinna dać też bardzo specyficzna stylówa subkultury niebinarnych – coraz częściej nazywana trafnie „estetyką popsutego cyrku”. Celowo nierówno obcięte włosy, często farbowane na dziwne kolory. Trupie makijaże. Niedopasowane do sylwetki ubrania, kolczyki w nietypowych miejscach czy ostentacyjne tatuaże. Może to być zwykły nastoletni bunt wobec estetyki, ale przywodzi też na myśl zaburzenia postrzegania swojego ciała, w tym także dysmorfofobię, a teatralność kojarzyć się może z histrionicznym i narcystycznym zaburzeniem osobowości, zwłaszcza jeśli temat dotyczy osób z już ukształtowaną osobowością, które okres dorastania mają za sobą.

Jeśli wgłębić się w środowisko transseksualistów – a proszę mi wierzyć, mam w tym zakresie ogromne, długoletnie doświadczenie, wykraczające znacząco dalej od epizodycznego czy anegdotycznego – to bardzo w oczy rzuca się też epatowanie diagnozami. Jeśli ktoś w tym towarzystwie oprócz diagnozy transseksualizmu czy dysforii płciowej nie ma też stwierdzonego borderline, choroby afektywnej-dwubiegunowej czy depresji jednobiegunowej, uchodzi za kogoś gorszego i jest z tego powodu piętnowany. Podobnie, jeśli nie przyzna się, że ma za sobą co najmniej myśli samobójcze, nawet jeśli wcale ich nie odczuwał.

Niebinarność czy queer jest więc subkulturą przyciągającą osoby mające specyficzne problemy życiowe lub zaburzenia psychiczne. Daje im ona poczucie przynależności oraz fałszywą obietnicę „rozpoczęcia życia od nowa” i „rozwiązania dotychczasowych problemów”. Środowisko trans, które funkcjonuje niczym sekta, oferuje „wsparcie” i bombarduje czymś, co samo nazywa „miłością” i „empatią”.

Okupione jest to wymogiem fizycznego i psychicznego okaleczenia się, ale zniekształcenia poznawcze „osoby niebinarnej” lub „transseksualnej” szybko te koszty przed nią samą ukryją.

Wyjątkowa odrębność wizualno-stylistyczna wzmacnia tożsamościowe więzy – podobnie jak ciągle przybierający na liczebności zestaw flag-symboli, „tęczowe” procesje i kalendarz liturgiczny „widzialności” osób „agender/bigender/panseksualnych/demi/asów/gender fluid” i całej reszty.

Konieczność pochwalenia się w towarzystwie swoimi diagnozami i traumami czyni nowych członków niebinarnej i transseksualnej społeczności zakładnikami posiadaczy tych wrażliwych informacji. Sam, jako gej po detranzycji, czyli cofnięciu zmiany płci, byłem szantażowany przez czołowych polskich aktywistów trans, że ujawnią moją historię, nim sam ją opowiedziałem.

Wszystkie inne znane mi osoby, które były „trans” lub „niebinarne” – w większości geje i kobiety różnych orientacji – które dokonały detranzycji, spotkały się z tym samym: szantażami i nękaniem. Opuszczenie takiej subkulturowej sekty transseksualno-niebinarnej może okazać się więc naprawdę trudne. Tym bardziej, że wiele osób na początku zmiany płci, za radą nowych znajomych i liderów z tego środowiska, zerwało kontakt z „transfobiczną” rodziną i „transfobicznymi” znajomi. Na pielęgnowaniu zniekształceń poznawczych, poczuciu inności i odrzucenia zbudowało natomiast całą swoją nieautentyczną tożsamość.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego

Łukasz Sakowski
Łukasz Sakowski
dziennikarz naukowy, autor bloga naukowego www.totylkoteoria.pl i książki pt. „Bioksiążka”, organizator plebiscytu na Biologiczną Bzdurę Roku.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!