TALAGA: Kusząca ułuda Międzymorza

Fot. Krystian Maj / KPRM

Intermarium powiązane wymianą handlową, sieciami transportowymi i drogowymi, sojuszem militarnym oraz politycznym dałoby niewątpliwie Polsce potężny lewar w relacjach z Niemcami i Rosją. Tworzyłoby wręcz trzecią siłę w Europie, byłoby nową jakością na mapie Starego Kontynentu. Dla każdego miłośnika kultur i historii naszej części Europy to wręcz uosobienie politycznego piękna.  Szkoda tylko, że ów ideał się nie ziści.

Sojusz państw położonych pomiędzy trzema morzami: Bałtykiem, Czarnym i Adriatykiem – Intermarium – wydaje się wielce pożądany, szczególnie w kontekście rosyjskiego zagrożenia dla Ukrainy i obojętności części państw tak zwanej „starej” Unii wobec tego wyzwania.  Ma on zresztą długą historię i zawsze ten sam kontekst – agresywną politykę Moskwy.

Koncept ów odżył wraz ze wzrostem polskich ambicji regionalnych, jako pomysł na wzmocnienie naszej pozycji w UE i NATO, albo wręcz alternatywa wobec dominacji Niemiec w Europie. Idea ta wydaje się tym bardziej atrakcyjna i możliwa do realizacji, że wspierają ją Stany Zjednoczone, szczególnie za administracji prezydenta Trumpa, ale i obecnej.

Międzymorze powiązane wymianą handlową, sieciami transportowymi i drogowymi, sojuszem militarnym oraz politycznym dałoby niewątpliwie Polsce potężny lewar w relacjach z Niemcami i Rosją. Tworzyłoby wręcz trzecią siłę w Europie, byłoby nową jakością na mapie Starego Kontynentu, dlatego wróciło do dyskursu politycznego. Dla każdego miłośnika kultur i historii naszej części Europy to wręcz uosobienie politycznego piękna.  

Szkoda tylko, że ów ideał się nie ziści. Polityka bowiem nie jest piękna, jest realna. Międzymorze pozostanie tworem papierowym, bo to mrzonka rozmijająca się z faktami i realiami politycznymi. Nie ma co brnąć w ułudę, lepiej budować w miarę możliwości własną siłę i utrwalać związki z tymi, którzy naprawdę rozdają karty w Europie.  

Geo-galimatias

Międzymorze w najszerszym ujęciu obejmuje 20 – 22 państwa i państewka (zależy czy wliczać doń Turcję i Grecję, czy nie) położone pomiędzy trzema morzami, a zatem Europę środkową i częściowo wschodnią oraz Bałkany i kawałek Azji. Owe bogactwo politycznych bytów to owoc rozpadu imperiów: habsburskiego, osmańskiego, rosyjskiego i w najmniejszym stopniu niemieckiego. Proces ten obrazowo ujął polski hrabia z „Marsza Radetzky’ego” Josepha Rotha: „a teraz każdy gówniany narodek, utworzy swoje gówniane państewko”.  Ta kąśliwa uwaga dotyczyła też Polski. Dosadnie, ale trafnie, przynajmniej jeśli chodzi o zarysowanie problemu, bo właśnie narodowe emocje i lojalności ukształtowały przestrzeń Intermarium i to one uniemożliwiają przerodzenie się tej idei w prawdziwy sojusz.

Narody owe bowiem – tak wówczas, jak i dzisiaj – koncentrują się na jak najkorzystniejszym spozycjonowaniu się wobec swoich sąsiadów, często ich kosztem, a nie na budowie wspólnoty z nimi. A Unia Europejska – można by zapytać? Czyż nie jest właśnie związkiem ponadnarodowym, do którego większość z nich należy? Owszem, ale UE stworzyły i nadały jej ton nacje silne, acz odległe i wszyscy „międzymorscy” nowicjusze zostali przyjęci do Wspólnoty na tych samych zasadach. Punktem ciężkości Unii jest Europa karolińska, gdyby Unię mieli budować lub ją zdominować Turcy, Rosjanie czy Austriacy, nie mieliby szans na pokojowe rozszerzenie jej na swoich niedawnych przecież poddanych.  

W węższym rozumieniu z listy członków – kandydatów Międzymorza wypadają Bałkany zachodnie (Serbia, Macedonia, Kosowo, Bośnia, Czarnogóra, Albania) oraz Turcja i Grecja, czyli kraje, których kulturę, mentalność i obyczaje polityczne przeorało Imperium Osmańskie. Pozostaje zatem  14 podmiotów państwowych (Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja, Słowenia, Ukraina, Białoruś, Mołdawia). Cechuje je wspólna przynależność do sowieckiej strefy wpływów lub wręcz do Związku Sowieckiego, która uczyniła je sobie podobnymi; wyjątkiem Chorwacja i Słowenia, ale one z kolei dzielą z większością tych krajów kulturę zachodnioeuropejską.  

W jeszcze większym zawężeniu Międzymorze to grupy państw połączonych jakimś wspólnym interesem. Obecnie, już to kwitnie, już to przekwita, kilka zalążków potencjalnego Intermarium, powstałych do realizacji różnych potrzeb na różnych polach. O nich później.

Złudzeń przydługa historia

Intermarium jako koncept polityczny liczy sobie niecałe dwieście lat. Za jego ojca należy uznać Adama księcia Czartoryskiego. Najpierw, jako minister spraw zagranicznych rządu carskiego, lobbował u Aleksandra I za rosyjsko – polską monarchią dualną (nieomal mu się udało), by po upadku powstania listopadowego opowiedzieć się za szerokim sojuszem narodów uciemiężonych przez cesarstwa rosyjskie i austriackie wspartym przez Anglię, Francję i Królestwo Sardynii (przyszłe Włochy). Polska miała być w nim zwornikiem i pośrednikiem pomiędzy skonfliktowanymi Węgrami a Słowianami i Rumunami. Nic z tego nie wyszło, bo ani cesarstwa nie myślały się rozpadać, ani zachodnie mocarstwa stawać za taką federacją, ani wreszcie Węgrzy godzić na jakieś prawa dla Słowian i Rumunów zamieszkałych w granicach ich królestwa. Wszystkie trzy podstawowe założenia przyjęte przez Czartoryskiego i jego obóz okazały się całkowicie błędne.

Tak już będzie z Intermarium aż do naszych dni. Klęska i kompromitacja za kompromitacją, co nie przeszkadza bynajmniej kolejnym pokoleniom wymachiwać od czasu do czasu tym sztandarem.

Po odzyskaniu niepodległości idea Międzymorza pobrzmiewała w obozie Piłsudskiego. On sam był wszak gorącym zwolennikiem budowy federacji polsko – litewsko – ukraińsko – białoruskiej, która miała być zalążkiem szerszego sojuszu nacji pomiędzy trzema morzami. Ostatnim echem „międzymorskim” dwudziestolecia był koncept Trzeciej Europy Józefa Becka tożsamej z Międzymorzem. Jak się to skończyło, przykro pisać.

Po pierwszej wojnie świtowej obszar między trzema morzami kipiał od wojujących nacjonalizmów. Polska była skonfliktowana z Litwą i Czechosłowacja, oba te państwa prowadziły konsekwentną antypolską politykę. Węgry z kolei nienawidziły się śmiertelnie i z Rumunią, i z Czechosłowacją, i z Jugosławią. Warszawa oraz Budapeszt zostały całkowicie wyłączone siłą faktów z prób federowania się w Międzymorzu, a to czyniło ów koncept co najmniej kadłubowym.

Niemniej, potrzeba federalizacji znalazła ujście gdzie indziej. Przykładem Czechosłowacja, Jugosławia i sojusz militarny zwany Małą Ententą łączący Rumunię, Jugosławię i Czechosłowację. Wszystkie te twory okazały się nietrwałe, co po raz kolejny dowiodło bezsensu prób budowy Międzymorza, choćby szczątkowego.      

Podczas drugiej wojny światowej rząd generała Sikorskiego prowadził rozmowy o powstaniu federacji polsko – czechosłowackiej z potencjalnym rozszerzeniem na Jugosławię, co – biorąc pod uwagę okoliczności – świadczy o ocierającym się wręcz o absurd oderwaniu polskich władz na uchodźstwie od rzeczywistości.

Paradoksalnie Intermarium było najbliżej ziszczenia pod butem sowieckim w postaci Układu Warszawskiego i RWPG. Wówczas jednak zjednoczenia dokonała przepoczwarzona przez komunizm Rosja, co samo w sobie przeczyło podstawowej idei Międzymorza jako bastionu broniącego region właśnie przed Moskwą.

Idea trwała na emigracji. Po wojnie pielęgnowała ją w najpiękniejszej formie „Kultura” paryska, której siedziba w Maison Laffitte stała się ostoją konceptu Intermarium na wzór Hotelu Lambert księcia Czartoryskiego stulecie wcześniej, choć przy nieporównywalnie skromniejszych możliwościach i środkach. W Polsce nawiązywała do niego niepodległościowa opozycja: Konfederacja Polski Niepodległej, która przystąpiła nawet do stworzonego przez ukraińskich nacjonalistów Antybolszewickiego Bloku Narodów, Liberalno – Demokratyczna Partia „Niepodległość”, Solidarność Walcząca, a także periodyki skoncentrowane na tematyce międzymorskiej i związane z nimi środowiska: „ABC”, „Nowa Europa”, „Obóz”.   


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie

Intemarium pokawałkowane

Obecnie do idei Międzymorza nawiązuje powstała w 2015r. inicjatywa Trójmorza działająca w ramach Unii Europejskiej, skupiająca 12 państw (Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Austria, Słowenia, Chorwacja, Rumunia, Bułgaria). Jej celem jest współpraca w zakresie budowy i rozwoju infrastruktury transportowej oraz przesyłowej na linii północ – południe. Przykładem autostrada Via-Carpathia łącząca porty bałtyckie z rumuńską Konstancą. W planach jest też gazociąg pomiędzy Świnoujściem a chorwacka wyspą Krk oraz sieci światłowodowe. 

Najstarszą inicjatywą ponadpaństwową w obszarze pomiędzy trzema morzami jest jednak Grupa Wyszehradzka zrodzona przed wejściem Polski do Unii Europejskiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) powstała, aby zwiększyć szanse swoich członków na akcesję poprzez wspólne dostosowanie się do unijnych wymogów i lobbowanie w stolicach najsilniejszych państw Europy za zbiorowym przyjęciem tej trójki, a potem czwórki do Unii. Grupa zastygła po osiągnięciu tego celu, by aktywować się na krótko podczas kryzysu migracyjnego w 2015r., kiedy solidarnie sprzeciwiła się przymusowej alokacji uchodźców do poszczególnych krajów UE.

Trzeba jeszcze wymienić Grupę Bukareszt 9 działającą w ramach NATO (Polska, Rumunia, Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Litwa, Łotwa, Estonia) powstałą w 2014r. po ataku rosyjskim na Ukrainę. Jej celem jest koordynacja wysiłków obronnych państw wschodniej flanki Paktu Północnoatlantyckiego.

Wyrazem współpracy obronnej jest także LITPOLUKRBRIG, czyli wielonarodowa brygada polsko-litewsko-ukraińska, która osiągnęła gotowość operacyjną w 2016r. Nie jest to stała jednostka, działa tylko jej sztab w Lublinie, a poszczególne kraje delegują do niej swoich żołnierzy – w sumie 4,5 tys. – na ćwiczenia lub…użycia bojowego. Nosi ona imię wodza spod Orszy hetmana Konstantego Ostrogskiego. Piękna inicjatywa, można jednak postawić graniczącą z pewnością tezę, że jednostka nie zostanie użyta w obronie Ukrainy, gdyby została ona napadnięta przez Rosję. Do czego więc taka brygada ma służyć? Na pewno nie do tego, by stać się czymś w rodzaju zalążka sił zbrojnych Międzymorza.

Najmłodszą inicjatywą jest powołany do życia w 2020r. Trójkąt Lubelski (Polska, Litwa, Ukraina) o mało sprecyzowanych celach. Trójkąt i brygada są próbami współpracy na obszarze dawnej Rzeczpospolitej bez ambicji poszerzenia o inne państwa Intermarium.

Wszystkie wymienione powyżej inicjatywy na razie raczkują i są dalekie od na przykład formatów współpracy państw skandynawskich, które – niezalenie od tego czy są one, czy nie członkami UE i NATO – ściśle koordynują ze sobą politykę obronną i zagraniczną. Czy Międzymorze, w takiej czy innej formie, może osiągnąć podobny poziom współpracy? Nic na to nie wskazuje.   

Pozornie wspólnota naszych doświadczonych przez historie nacji wydaje się naturalna. Rozumiemy wszak siebie nawzajem lepiej niż rozumieją nas zachodni Europejczycy, dźwigamy na sobie dziedzictwo komunizmu, a wcześnie brutalnej okupacji niemieckiej i sowieckiej. Nie wspólnota psychiczna czy historyczna jednak, ale jedność interesów decyduje o tym, czy powstaje trwała wspólnota polityczna. Tej zaś nie widać.

 

Drogowskazy w różnych kierunkach

Wspólnoty ponadpaństwowe powstają na bazie wymiany handlowej, interesu politycznego lub/i militarnego albo zostają narzucone przed podmiot najsilniejszy, który jest ich zwornikiem i jednocześnie arbitrem. Żaden z tych przypadków nie zachodzi w przypadku potencjalnego Międzymorza.

Jego spoiwem mogłaby być wymiana handlowa, gdyby państwa tego regionu handlowały głównie między sobą i tworzyły komplementarne gospodarki. Tak zaś nie jest. W większości wypadków wymiana poszczególnych państw w dominującym procencie zachodzi z partnerem spoza obszaru Intermarium. Dla Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Bułgarii są to Niemcy (odpowiednio 28 proc., 32 proc., 22 proc., 25 proc., 16 proc. całej wymiany handlowej). Dla Chorwacji Włochy (27 proc.). Dla Słowenii – Niemcy i Włochy (18 i 12 proc.). Dla Estonii Finlandia (17 proc.). Właściwie tylko Litwa i Łotwa mają wymianę handlową głównie z sąsiadami. Żadna z gospodarek tego obszaru nie jest komplementarna wobec innej, za to gospodarki Grupy Wyszehradzkiej są komplementarne wobec Niemiec. Gdyby za Łabą nastąpił krach gospodarczy Polska także by runęła. Gdyby zaś upadły gospodarczo Czechy, drugi pod względem wielkości obrotu partner handlowy Polski (prawie 6 proc. udziału w całej wymianie) poradzilibyśmy sobie bez trudu.

Kolejne potencjalne spoiwo to obronność. Chociaż polskie samoloty strzegą nieba państw bałtyckich, w ramach natowskiej Air Policing, a nasi żołnierze stacjonują w Rumunii, zaś rumuńscy w Polsce, żadne z państw Międzymorza nie uważa innego kraju tego regionu za gwaranta swojego bezpieczeństwa. Dla wszystkich, szczególnie państw bałtyckich, Polski i Rumunii, a nawet Ukrainy są nim Stany Zjednoczone.  Bardzo dobitnie pokazuje to zresztą obecne zagrożenie rosyjskie dla Ukrainy.

Intermarium nie ma żadnej armii, która mogłaby odgrywać w regionie samodzielną rolę. Wydatki zbrojeniowe Grupy Bukareszt 9 to niemal 30 mld dolarów (zsumowane dane SIPRI dla poszczególnych państw za 2020r.) Dla porównania, budżet obronny Niemiec – 53 mld USD, Francji – 53 mld USD, Wielkiej Brytanii – 59 mld USD, Rosji – 61 mld USD.  Gdyby nawet dodać Ukrainę (5,5 mld USD) całe Międzymorze nie dorasta do czołowych państw Europy zachodniej branych pojedyńczo. Gramy w innej lidze. Na dobrą sprawę tylko Polska, Rumunia i Ukraina mają w ogóle siły zbrojne zdolne do ewentualnego podjęcia walki z Rosjanami.

Dodajmy jeszcze, że żaden kraj Międzymorza, nawet Czechy i Słowacja, nie współpracuje z drugim w zakresie zakupów sprzętu wojskowego, ani koordynacji wysiłków przemysłu zbrojeniowego. Dotyczy to także ćwiczeń wojskowych, te są zawsze prowadzone w ramach NATO z udziałem Amerykanów. Państwa Międzymorza nie przeprowadziły operacji wojskowej ani manewrów bez udziału USA. Nie istnieją nawet zalążki współpracy takiej, jak między Francją i Wielką Brytanią w zakresie broni nuklearnej, lotniskowców i operacji wojskowych (np. wojna w Libii) oraz Francją, Niemcami Włochami i Hiszpanią w zakresie produkcji wspólnego uzbrojenia.  Poglądowe sumowanie wydatków obronnych Międzymorza nie oddaje rzeczywistości, bo nijak nie sumują się one we wspólny wysiłek obronny.  

Nie współpracujemy ze sobą nawet w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Absolutnie szkodliwą robotę wykonuje tu najbardziej egoistyczny kraj Międzymorza, czyli Węgry, prowadzące w zakresie energetyki i Ukrainy politykę ewidentnie sprzeczną z polską rację stanu, sprzyjającą za to Moskwie. Doprawdy zdumiewające, że ktokolwiek uważa je u nas za sojusznika. Ostatecznie Nord Stream 2 jeszcze nie działa i nie wiadomo, kiedy zacznie, a krytykujemy – i słusznie – Niemców za ten projekt. Tymczasem Węgry już kupują rosyjski gaz z pominięciem terytorium Ukrainy dostarczany przez ziemie Serbii. 

Wreszcie polityka. Żaden kraj Międzymorza nie jest dla innego wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o model gospodarczy i polityczny. W pierwszym okresie przemian ekonomicznych oraz ustrojowych Polska była nim dla Ukrainy i może Litwy oraz Białorusi (opozycja), ale już nie jest. Kraje te wolą czerpać wzory bezpośrednio ze źródeł w Europie zachodniej. Tam jest ich polityczny punkt odniesienia.

 

Epilog

Pod względem gospodarczym, militarnym i politycznym nie patrzymy w Międzymorzu na siebie, najwyżej dostrzegamy się kątem oka kierując wzrok w stronę Niemiec, USA i innych państw zachodu. Trudno będzie to zmienić, bo nie mamy wspólnych interesów, które by nas łączyły. Nigdy zresztą w szerszym rozumieniu nie byliśmy ze sobą na dłużej. Nie tworzyliśmy jednego państwa, ani też jednej cywilizacji.

Polska, najludniejszy kraj Międzymorza, z największą gospodarką i najsilniejszą armią, nie jest wcale predestynowana do bycia jego zwornikiem. Głównie dlatego, że nikt tego nie chce, bo mamy za mały potencjał, byśmy byli w tej roli atrakcyjni dla innych nacji Intermarium. Nawet Ukraina, której bezpieczeństwo pozostaje nierozerwalnie powiązane z naszym, nie szuka protekcji Polski, woli w tej roli Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Niemcy, choć ostatnio, w obliczu rosyjskiej inwazji, Ukraińcy mocno zawiedli się na polityce niemieckiej.

Koncept wspólnoty Bałtyku, Morza Czarnego i Adriatyku jest nie do zrealizowania, dlatego ryzykowne byłoby lewarowanie pozycji Polski w oparciu o efemeryczne sojusze „międzymorskie”. Nie oznacza to, że każda współpraca na obszarze Intermarium jest skazana na porażkę, obiecujące są na przykład projekty energetyczne i komunikacyjne w ramach Trójmorza. Zadziałała koordynacja Grupy Wyszehradziej w sprawie uchodźców.

Szkoda, że Intermarium tak zapłodniło politycznych pięknoduchów w Polsce, nie znalazła zaś godnej kontynuacji realistyczna myśl Adolfa Studnickiego i Aleksandra Bocheńskiego, którzy postulowali sojusz z najsilniejszym graczem w Europie – Niemcami. Funkcjonują wprawdzie w polskiej polityce zwolennicy de facto podporządkowanie się Niemcom, ale nie o to obu tym myślicielom chodziło. Dziś, bardziej niż w dwudziestoleciu mamy w ręku argumenty, głównie ekonomiczne, by wynegocjować z Berlinem sojusz realny, pod żadnym pozorem jednak nie wymierzony w rolę USA w zapewnieniu Europie bezpieczeństwa. Związek z USA daje nam bezpieczeństwo, związek z Niemcami prosperitę, Międzymorze oferuje nam co najwyżej piękną ideę, czyli w realistycznym oglądzie – tyle co nic.

Polska będzie tym atrakcyjniejsza dla mniejszych państw regionu, im silniej będzie umocowania w Unii i NATO. A na obszarze Europy politycznym trzonem obu tych struktur są Niemcy, czy to się nam podoba, czy nie. Nie wiadomo, czy sojusz realny by się powiódł, ale podyskutować o nim z pewnością warto. Budowanie aliansów na obszarze Międzymorza w kontrze do Berlina nie ma wielkiego sensu, bo żaden inny kraj tego regionu tego nie chce.         

 

Tekst oddaje prywatne poglądy Autora.


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Andrzej Talaga
Andrzej Talaga
Członek Rady Programowej Fundacji Instytut Bezpieczeństwa i Strategii , ekspert ds. bezpieczeństwa Warsaw Enterprise Institute, komentator mediów elektronicznych. W przeszłości redaktor Rzeczpospolitej, Dziennika Gazety Prawnej, Dziennika Polska Europa Świat, Nowego Państwa; reporter wojenny, relacjonujący konflikty w Iraku, Afganistanie, Palestynie, Libanie, Pakistanie, Kurdystanie. Autor książek „Nasi w Legii Cudzoziemskiej” i „Rozmowy o Polsce”

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!