WARZECHA: Czy da się zapłacić w sklepie człowieczeństwem?

Photo by Emil Kalibradov on Unsplash

W tej chwili w Polsce działają niemal same negatywne czynniki, w błyskawicznym tempie wymazując dorobek ostatnich 10, może nawet 20 lat. Tak się bowiem jakoś składa, że nadal działają podstawowe prawa ekonomii i za towary czy usługi trzeba jednak płacić – choć może dla niektórych jest to zaskoczenie.

Pojechałem wczoraj na stację. Zatankowałem po 6,80. Podszedłem do kasy.

– Dzień dobry – powiedziałem do miłej pani. – Na dystrybutorze wyszło 340 zł, ale – tu uśmiechnąłem się łagodnie – jest wojna, a w czasie wojny nie liczą się przecież pieniądze, tylko człowieczeństwo.

Pani zamrugała dziwnie.

– Proszę pani – rzekłem – nie można być materialistą, kiedy giną ludzie. Rozumiem, że nic nie płacę?

Mój wywód nie spotkał się ze zrozumieniem. Pani zagroziła policją i musiałem niestety kartę do czytnika przyłożyć.

Pomyślałem, że może trafiłem na jakąś zwolenniczkę Putina, bo przecież tylko ktoś taki mógłby pozostać nieczuły na mój wywód o człowieczeństwie, więc później tej samej metody spróbowałem w spożywczym, a potem kupując na Allegro, gdzie stosowny list przesłałem sprzedawcy. Wszędzie to samo. Kompletnie nie trafiało, że jest wojna i że człowieczeństwo, humanitaryzm, precz z obrzydliwym podliczaniem pieniędzy, że musimy sobie pomagać. Sami cholerni materialiści.

To jednak trochę niepokojące, nie sądzą państwo? Może się przecież ostatecznie okazać, że tak samo – obrzydliwie i materialistycznie – zachowają się na przykład banki, które będą żądały od kredytobiorców spłaty rat ich kredytów z coraz wyższym oprocentowaniem. A przecież wojna jest. Może się także zdarzyć, że firmy transportowe, które zapewniają dowóz towarów do polskich sklepów, stwierdzą, że nie są w stanie kontynuować działalności wobec wystrzeliwujących w niebo cen paliwa. A sklepy, jak to było w moim przypadku, nadal będą się bezczelnie domagać, żeby płacić im za te nieliczne towary, które w nich jeszcze będą.

***

Pojawiły się w obliczu konfliktu na Ukrainie dwie szczególne grupy. Pierwsza to ci, którzy gromko pokrzykują, że benzyna może być i po 10 zł za litr, byle nie była ruska. Być może powinni granicę ustawić jednak wyżej, bo gdyby nie tarcza antyinflacyjna, cena brutto sięgałaby już powyżej 8 zł za litr, a to przecież nie koniec. Można tylko mieć nadzieję, że za sprawą sprzeciwu Niemiec, Węgier i Bułgarii nie uda się uchwalić unijnych sankcji na ropę z Rosji, dopóki nie będziemy mieć alternatywy z Iranu i Wenezueli (oby negocjacje się powiodły). W przeciwnym wypadku nawet 10 zł okaże się dobrą ceną.

Druga grupa to ci, którzy oburzają się na „przeliczanie życia na pieniądze” i powtarzają, że przecież Ukraińcy tracą wszystko, więc nie powinniśmy się przejmować ceną ropy, stali, drewna, poziomem stóp procentowych czy deprecjacją złotówki.

Obie te grupy łączy całkowita ignorancja w kwestii mechanizmów gospodarczych, których tutaj tłumaczył nie będę, a które tworzą siatkę powiązań. W tej chwili w Polsce działają niemal same negatywne czynniki, w błyskawicznym tempie wymazując dorobek ostatnich 10, może nawet 20 lat. Tak się bowiem jakoś składa, że nadal działają podstawowe prawa ekonomii i za towary czy usługi trzeba jednak płacić – choć może dla niektórych jest to zaskoczenie.

Pierwsza grupa roi sny o potędze, zapominając, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w kraju demokratycznym, potęgi państwa nie da się zbudować na zgliszczach gospodarki. Państwo buduje swoją siłę na dwóch filarach: armii i gospodarce. W warunkach braku demokracji i despotyzmu, tak jak w Rosji, możliwe jest zbudowanie tylko tego pierwszego filaru kosztem drugiego. Nie jest to możliwe w demokracji, za to w demokracji możliwe jest oparcie potęgi państwa tylko na drugim filarze – jak to jest w przypadku Niemiec. Najlepiej jednak mieć oba filary.

W demokracji sytuacja, gdy gospodarka państwa jest w rozsypce, a obywatele myślą jedynie o tym, żeby nie stracić dorobku życia, nie ma mowy o budowie potęgi wojskowej. Plan rozbudowania i dofinansowania armii jest w takich warunkach nierealny, ponieważ z czasem dominować zaczną siły kwestionujące takie wydatki wobec coraz powszechniejszej pauperyzacji. A będzie to szczególnie dotkliwe w państwie takim jak Polska, w którym obywatele przez wiele lat starali się zbudować własną pomyślność, a za chwilę będą patrzeć, jak wszystko to idzie z dymem. Łatwiej jest być biednym cały czas, a znacznie trudniej patrzeć, jak pociąg w postaci poziomu życia Zachodu odjeżdża nam znów z prędkością światła.

Druga grupa wykazuje się nie tylko porażającą naiwnością, ale przede wszystkim nie rozumie, że punktem odniesienia dla polityków w danym państwie nie może być czyjaś gorsza sytuacja w innym kraju. Rozumując na tej zasadzie, moglibyśmy uznać, że nawet ubogi polski emeryt ma dobrze, bo przecież i tak ma lepiej niż emeryt w zbombardowanym Aleppo czy Kijowie – więc niech nie narzeka.

Etyką polityka jest nie dbałość o wszystkich na całym świecie, a nawet nie przede wszystkim o sąsiadów za miedzą, ale na pierwszym miejscu o własnych obywateli. Nie wolno udzielać pomocy innym, jeśli właśni obywatele z tego powodu poniosą zbyt duże koszty. To jest nie tylko nierozsądne – to jest skrajnie nieetyczne.

Etyka polityki, zwłaszcza międzynarodowej, nie jest tą samą etyką, która obowiązuje między ludźmi. Ale nawet na poziomie tej ostatniej niemal każdy wybierze na pierwszym miejscu ochronę i dobro swoich bliskich, potem swoich przyjaciół, znajomych, a dopiero potem kogoś obcego. Tak jest zbudowana ludzka psychika i ma to sens.

Widać już, że pokłady prywatnego zapału są na wyczerpaniu. Dowody są na razie anegdotyczne, rozrzucone po mediach społecznościowych, ale coraz liczniejsze. Gospodarcze trzęsienie ziemi na razie jest w fazie wstępnej, ale to również idzie bardzo szybko. Ci, którzy ostrzegali od początku przed szabelkizmem (piękny neologizm!), będą mieli w końcu, a pewnie nawet już niedługo, swoją Schadenfreude. Tylko co mi po Schadenfreude, skoro tu idzie o mój kraj?


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!