WARZECHA: Czy ktoś nas przeprosi?

fot. Adam Guz/KPRM

W pandemii ręce maczało wiele grup interesów – niezależnie od tego, że covid oczywiście istnieje i nadal zbiera żniwo. Jednak sposoby na walkę z nim były już sprawą decyzji politycznych, podejmowanych pod różnego rodzaju naciskami, a nie skutkiem obiektywnej konieczności.

Naukowcy z Uniwersytetu Johns Hopkins, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Stanach Zjednoczonych, publikują przeglądową metaanalizę 24 badań z całego okresu pandemii, z różnych miejsc, sprawdzających związek pomiędzy NPI (non-pharmaceutical interventions, czyli głównie działania typu lockdownowego i różnego rodzaju restrykcje) na zgony przypisywane covid, a także w ogóle na stan publicznego zdrowia. Konkluzja umieszczona na początku materiału jest druzgocąca: wpływ jest marginalny albo zerowy, lockdowny nie powinny być środkiem w walce z pandemią. W USA ten materiał stał się podstawą do frontalnych już ataków na tamtejszego guru sanitaryzmu, Antoniego Fauciego, z wypiekami na twarzy obserwowanego w Polsce m.in. przez pana ministra Niedzielskiego.

Brownstone Institute – think-tank powołany w ubiegłym roku przez zwolennika austriackiej szkoły ekonomicznej Jeffreya Tuckera przy udziale trojga głównych twórców Deklaracji z Great Barrington – publikuje m.in. przegląd 52 badań, pokazujących, jak szkodliwe jest zamykanie szkół z powodu pandemii.

Kolejne kraje znoszą kolejne restrykcje. Dania zaczyna traktować covid – mimo ogromnej liczby zakażeń – jak każdą inną chorobę zakaźną. Szwecja znosi kontrolę covidpassów dla przyjeżdżających ze strefy Schengen.

W Polsce tymczasem coraz bardziej dramatyczne wieści płyną przede wszystkim z obszaru dziecięcej psychiatrii, choć trudno przebić im się do opinii publicznej. Wystarczy jednak poszukać informacji choćby o liczbie podjętych przez małoletnich prób samobójczych, żeby zrozumieć, że mamy do czynienia z falą dramatów, która dopiero w nas uderzy. Niewiele tylko lepiej jest w innych dziedzinach ochrony zdrowia, gdzie pacjentów niecovidowych przez dwa lata traktowano jak irytujące utrudnienie. Dziś niektóre media próbują zwalać winę właśnie na samych chorych, twierdząc, że nie zgłaszali się dość wcześnie do lekarzy, bojąc się zakażenia. Planu na naprawienie sytuacji po covidzie nie ma. Jest tylko plan, jak wyciągnąć od podatników większe pieniądze na NFZ w ramach Polskiego Ładu – ale co ma z tego konkretnie wyniknąć i jak mają być wykorzystane – tego nie wiemy.

Wszystko wskazuje na to, że fala szaleństwa w wielu miejscach się cofa. Przyczyny tego stanu rzeczy to temat na odrębny tekst. W pandemii ręce maczało wiele grup interesów – niezależnie od tego, że covid oczywiście istnieje i nadal zbiera żniwo. Jednak sposoby na walkę z nim były już sprawą decyzji politycznych, podejmowanych pod różnego rodzaju naciskami, a nie skutkiem obiektywnej konieczności. W każdym razie decyzja o zmierzaniu do końca, jak się wydaje, zapadła. Nieco dziwnie na tym tle wygląda plan Komisji Europejskiej, aby przedłużyć funkcjonowanie cyfrowych certyfikatów covidowych o rok – ale tu już być może chodzi o płynne przejście do kolejnego etapu kontroli nad obywatelami. Wszak istnieje już pomysł cyfrowego unijnego „dowodu osobistego” – na razie „dobrowolnego”.

Rzeczywistość w kolejnych odsłonach przyznaje rację tym, którzy wciąż bywają w polskich – i nie tylko – mediach nazywani „antyszczepionkowcami”, a którzy są jedynie przeciwnikami lockdownów, segregacji sanitarnej i obowiązku szczepień na covid. Okazuje się, że ostrzeżenia, które autor tego tekstu formułował jeszcze wiosną 2020 r. – dwa lata temu, kiedy inni powtarzali bezmyślnie frazy „siedź w domu!” oraz „to tylko dwa tygodnie” – sprawdzają się jedne za drugimi. Sprawą otwartą jest jeszcze, jak za kilka lat będzie wyglądała kwestia długoterminowych skutków szczepionek, zwłaszcza w przypadku dzieci. Pozostaje mieć szczerą nadzieję, że nie będzie okazji do Schadenfreude.

Można zatem dzisiaj zadać pytanie: czy nas ktoś przeprosi, gdy już ten cyrk się zakończy ostatecznie i jasne się stanie, jak gigantyczne koszty za sobą pociągnął? Czy ktoś przeprosi Jana Pospieszalskiego? Bogdana Rymanowskiego, który po prostu rzetelnie wykonywał swoją pracę? Czy będą przeprosiny dla ciąganego na przesłuchania przed okręgową izbą lekarską doktora Pawła Basiukiewicza i innych podobnie traktowanych lekarzy, którzy ośmielili się nie zgadzać z oficjalną linią? Czy przeproszona zostanie pani poseł Anna Maria Siarkowska? Czy ktoś odwoła absurdalne zarzuty wobec pani kurator Barbary Nowak, która zadała absolutnie fundamentalne i kluczowe w pandemii pytanie: czy faktycznie zdrowie jest najważniejsze i czy można je chronić kosztem wartości fundamentalnych, takich jak wolność?

To jest, rzecz jasna, pytanie retoryczne. Żadnych przeprosin nigdzie na świecie, także w Polsce, nie będzie. Będzie za to gadanie, że „wtedy sytuacja była inna”.

Ale przeprosiny przeprosinami – inna sprawa to realna odpowiedzialność i wyciągnięcie konkretnych wniosków na przyszłość. Trudno mieć wątpliwości, że wnikliwy prokurator po tych dwóch latach byłby w stanie sformułować przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście aktów oskarżenia, dotyczących wysokich urzędników lub osób z ich otoczenia, w różnego kalibru sprawach. A znalazłby się pewnie i materiał na delikty konstytucyjne, podlegające Trybunałowi Stanu.

Ja zaś powracam do mojego postulatu, a może raczej marzenia (ściętej głowy) o powołaniu komisji śledczej w Sejmie, przed którą musieliby stanąć autorzy polskiej strategii epidemicznej: od Jarosława Kaczyńskiego, poprzez panów Szumowskiego i Niedzielskiego, Kraskę, komendanta głównego policji, pana inspektora generalnego Jarosława Szymczyka, pana ministra Mariusza Kamińskiego, po cały skład nieszczęsnej rady medycznej. A pewnie i wielu, wielu innych.

To nie jest tylko kwestia odpowiedzi na pytanie, jakie to „procesy myślowe” doprowadziły pana premiera do decyzji o zamknięciu cmentarzy 1 listopada 2020 r. (słynna odpowiedź Kancelarii Premiera na zapytanie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska), ale również, jak to możliwe, że ograniczano przez kilkanaście miesięcy podstawowe prawa obywateli oraz nakładano na nich czasem drakońskie kary na podstawie rozporządzeń. Wiem, taka komisja nie jest możliwa ani w tym, ani prawdopodobnie w przyszłym Sejmie. Ale o tym, że powinna powstać, trzeba mówić, tak jak Katon Starszy powtarzał: Et ceterum censeo Carthaginem esse delendam.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!