WARZECHA: Frodo nad przepaścią, czyli jak wciąga Mordor

Jan Matejko, Św. Stanisław karcący Bolesława Śmiałego

Jedną z najbardziej podstawowych zasad zachodnich systemów prawnych, obowiązującą od czasów stworzenia fundamentów prawa rzymskiego, jest to, że za czyn odpowiada jego sprawca. Nie odpowiadają natomiast osoby, które z tym czynem nie miały nic wspólnego.

Tę zasadę w historii łamały z premedytacją totalitaryzmy, uznając odpowiedzialność zbiorową za doskonałe narzędzie terroru. Znamy to doskonale z niemieckiej okupacji, gdy odpowiedzialność zbiorowa, stosowana wobec Polaków, była niestety czymś normalnym. Za przechowywanie Żyda, dostarczanie Żydom żywności czy za rzekomy sabotaż wobec III Rzeszy śmierć mogła ponieść cała rodzina sprawcy, nawet ci jej członkowie, którzy nie mieli o tym pojęcia albo niemające jeszcze świadomości sytuacji maleńkie dzieci. Za działania podziemia odpowiadały przypadkowe osoby, złapane na ulicy, brane czasem jako zakładnicy, a czasem po prostu od razu rozstrzeliwane.

Odpowiedzialność zbiorowa jest jednym z najbardziej barbarzyńskich mechanizmów, jakie można sobie wyobrazić. Najczęściej, także na Zachodzie, sięgano po nią podczas wojen. Dopóki jednak u podstawy były zasady szerzone przez Kościół Chrystusowy, wiadomo było – mimo że nie była rzadkością – że jest to coś złego.

Warto tu przypomnieć epizod z samych początków państwa polskiego, czyli dramatyczny w skutkach spór pomiędzy Bolesławem Śmiałym (Szczodrym) a biskupem Stanisławem ze Szczepanowa. Choć hipotez na temat jego istoty było wiele, za jedną z najbardziej prawdopodobnych uznaje się dzisiaj tę opartą na relacji mistrza Wincentego Kadłubka. Zapisał on, że biskup Stanisław przeciwstawił się królowi właśnie w kwestii odpowiedzialności zbiorowej. Potępił mianowicie bestialską karę, jaką Bolesław miał wymierzyć wiarołomnym żonom swoich rycerzy, zdradzonych przez nie, gdy przebywali na wyprawie wojennej. Urodzone z nieprawego łoża dzieci król nakazał mianowicie oderwać od piersi matek i zastąpić szczeniętami, dzieci zaś skazał w ten sposób na śmierć głodową. Św. Stanisław wystąpił zatem przeciwko złej, nadmiernie uciskającej poddanych władzy, ale też przeciwko sytuacji, gdy karę za postępowanie matek poniosły niczemu niewinne, nieświadome niemowlęta. Nasz narodowy patron pozostawił nam ogromnie ważny drogowskaz etyczny.

Po zbiorową odpowiedzialność coraz częściej sięgano w miarę utotalniania się wojen. Paradoksalnie, wyjątkowo mocno zaznaczyła się rewolucja francuska, mająca przecież dawać podwaliny nowoczesnych praw człowieka. Tymczasem to w jej okresie przeprowadzono pierwszą nowoczesną akcję pacyfikacyjną całej prowincji – Wandei – stosując wobec jej mieszkańców klasyczną odpowiedzialność zbiorową. Podczas wandejskiego powstania, które wybuchło w roku 1793, wrogami „Błękitnych” (Les Bleus), czyli republikanów, stali się wszyscy mieszkańcy prowincji jako z definicji wrodzy republice. Republikanie doprowadzili do perfekcji metody masowego mordowania, na jakie pozwalała ówczesna technika, z topieniem powiązanych ludzi na barkach na Sekwanie włącznie. W swojej entuzjastycznej korespondencji z Paryżem w grudniu tamtego roku słynny generał Westermann, dowódca „kolumn piekielnych”, pisał:

Obywatele republikanie, Wandea już nie istnieje! Dzięki naszej wolnej szabli umarła wraz ze swoimi kobietami i dziećmi. Skończyłem grzebać całe miasto w lasach i bagnach Savenay. Wykorzystując dane mi uprawnienia, dzieci rozdeptałem końmi i wymordowałem kobiety, aby nie mogły dalej płodzić bandytów. Nie żal mi ani jednego więźnia. Zniszczyłem wszystkich. Litość nie jest rewolucyjną sprawą!


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Niezależnie od tego, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat bardzo wzbogaciła się wiedza historyczna o wojnie domowej w Wandei, wciąż niezwykle wstrząsającym i poruszającym tekstem na ten temat jest niewielka książka Pawła Jasienicy „Rozważania o wojnie domowej” z 1969 r. Tę swoją ostatnią ukończoną książkę Jasienica napisał po podróży po Francji; po tych jej rejonach, które pamiętały wandejskie powstanie. Czytałem ją z autentycznym wzruszeniem, czując, jak bardzo Jasienica pisze w moim imieniu, przestrzegając przed poddaniem się złu przez ludzi dobrych i przeświadczonych, że dobra bronią.

Były członek oddziału „Łupaszki” w jakiś sposób komentuje w niej bowiem także swoje działania z tamtego okresu – i komentuje, można założyć, krytycznie. Oczywiście nie wprost. „Rozważania…” są posadowione na fundamencie najgłębszego, zachodniego humanizmu. Pełne są przestróg przed konsekwencjami niepowstrzymywanej radykalizacji, przed manipulatorami, napędzającymi publiczne emocje, przede wszystkim zaś przed zdziczeniem także tej strony, która uważa się za strzegącą prawdy i wartości. Nawet jeśli faktycznie ich początkowo strzeże, z czasem może się osunąć w odmęty szaleńczego okrucieństwa, działając na zasadzie lustrzanego odbicia przeciwnika, i podważyć tym samym sens własnej walki. Jasienica podaje wiele takich przykładów po stronie kontrrewolucjonistów, czyli „Białych” (Les Blancs). Trudno tego wszystkiego nie odczytywać w kontekście jego własnej walki w antykomunistycznym podziemiu.

Książka wybitnego historycznego publicysty powinna być lekturą obowiązkową dla tych przynajmniej politycznych przywódców i liderów opinii, których stać na refleksję nad własnym postępowaniem. Nie żebym sądził, że takich jest wielu. Do pozostałych słowa Jasienicy i tak nie trafią.

Piszę o tym, ponieważ problem odpowiedzialności zbiorowej pojawił się wobec wojny na Ukrainie. Pomysł, aby skasować w UE wizy turystyczne dla Rosjan, sprawił, że o odpowiedzialności zbiorowej zaczęto znowu mówić. Niestety – będę się powtarzał, ale taka po prostu jest rzeczywistość – w Polsce wystarczy rzucić hasło „Rosja – Ukraina”, żeby natychmiast pojawiły się skrajne emocje, zamykające jakąkolwiek debatę i uniemożliwiające refleksję.

Jedno zastrzeżenie: nie zajmuję się tutaj praktycznymi aspektami działań, wymierzonych we wszystkich Rosjan. To inna kwestia – polityka na poziomie państwa powinna być przede wszystkim praktyczna. Tu natomiast piszę o etycznym aspekcie tej sprawy, który wart jest poruszenia nie dlatego, że miałby dominować nad aspektem praktycznym (nim zajmowałem się w innym miejscu), ale dlatego, że sposób, w jaki odnosi się do niego część polskiej opinii sygnalizuje coś bardzo niepokojącego: całkowitą utratę świadomości, jakie normy powinny stanowić fundament naszych działań, co wynika z naszej zachodniej przynależności cywilizacyjnej.

Jest w tym jakiś ponury paradoks. Z jednej strony panuje słuszne oburzenie na Rosję i Rosjan za prowadzenie barbarzyńskich w swojej naturze działań, akceptowanie tego, popieranie, zachęcanie do takich poczynań. Z drugiej ci, którzy najgłośniej się tym oburzają, zarazem najbardziej – przynajmniej na poziomie deklaracji – zbliżają się do tego samego schematu, tyle że z odwrotnym znakiem. Domagają się stosowania zbiorowej odpowiedzialności wobec Rosjan, nazywają ich zwierzętami, odmawiają ludzkich praw. To nie jest anonimowy ściek w Internecie, ale opinie podpisane imieniem i nazwiskiem. Niebezpiecznie do tego samego schematu zbliża się wielu komentatorów o znanych nazwiskach.

Polacy lubią chwalić się swoją rycerskością czy po prostu – humanitaryzmem zachowywanym nawet w obliczu bestialstwa przeciwników. Polskie Państwo Podziemne i ZWZ/AK mają na koncie relatywnie niewiele – jak na okres okupacji, liczbę akcji, własną liczebność – akcji wątpliwych moralnie w warunkach wojennych, łamiących prawa wojny, sięgających po odpowiedzialność zbiorową. Owszem, zdarzały się – i nie są dzisiaj raczej bronione. Można jednak odnieść wrażenie, że całe to chwalebne dziedzictwo nagle przez wielu komentujących współczesne zdarzenia jest uznawane za nieważne, może nawet wstydliwe czy głupie, skoro w przypadku Rosji i wojny na Ukrainie tworzą scenariusze wywierania zemsty na cywilach albo uznają, że wszyscy są winni z automatu. Takiej kwalifikacji nie przyjmowali nawet alianci wobec Niemców po II wojnie światowej, jakkolwiek pod pewnymi względami uznano wówczas zbiorową odpowiedzialność narodu niemieckiego. A była to jednak sytuacja na całkiem innym poziomie – po niemal sześciu latach wojny, okupacji dużej części Europy, planowej i przemysłowej eksterminacji Żydów i innych nacji.

W wielu powieściach czy filmach przewija się motyw upodobnienia się kogoś, kto walczy ze złem, do tego zła. Dzieje się tak, kiedy walczący ze złem zapomina o obowiązujących go zasadach. J.R.R. Tolkien przedstawił to wspaniale we „Władcy pierścieni”, pokazując proces przemiany Froda pod wpływem powierzonego mu pierścienia. Ofiarą tego przeniknięcia złem padł już na początku wyprawy Boromir. Kulminacją jest zrodzony z fatalnego pożądania złej władzy nad światem pojedynek Froda ze zniszczonym kompletnie pożądaniem pierścienia Gollumem nad krawędzią ognistej przepaści. Gdyby Hobbit w ostatniej chwili nie oprzytomniał i nie wyrwał się spod złego oddziaływania pierścienia, wylądowałby w piekielnej czeluści razem ze swoim przeciwnikiem.

Patrząc na to, co dzieje się z ludzkimi emocjami i umysłami wobec wojny na Ukrainie, mam wrażenie, że wielu poddało się już władzy pierścienia (który, nomen omen, pochodził przecież ze wschodu i tam też właśnie, w centrum Mordoru, należało go unicestwić) i zapłaciło za to szaleństwem. Stali się lustrzanym odbiciem tych, których znienawidzili.

Jest w tym zapewne dużo moralnego konformizmu. To częste i znane zjawisko: ludzie bardzo chętnie korzystają z możliwości, aby móc małym kosztem podkreślić swoją moralną wyższość nad innymi, szczególnie jeśli dodatkowo znajdują się wtedy w dużej, dającej poczucie komfortu grupie. To elementarz psychologii społecznej.

Nie zmienia to faktu, że jeśli staniemy się orkami à rebours, nie będzie już dla nas ratunku. To będzie koniec Zachodu jako wspólnoty wartości, która odróżnia nas od wschodniej barbarii. Niestety, bardzo wielu wydaje się tego zagrożenia nie dostrzegać.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!