WARZECHA: Impresja wojenna

commons.wikimedia.com

Tomasz sta? przed dymi?c? kup? gruzu, staraj?c si? zrozumie?, co si? sta?o. Czu?, ?e nie mo?e. Wypadki ostatnich dwóch tygodni zbiera?y stopniowo si? w jego 47-letnim umy?le, zbli?aj?c si? do granicy, która chyba zosta?a w?a?nie przekroczona. To sprawi?o, ?e mózg jak gdyby wysiad?. Stan??. Zawiesi? si?. Potrzebowa? przynajmniej kilkudziesi?ciu minut bez nowych impulsów, ?eby jako? zacz?? na nowo funkcjonowa?.

Na razie Tomaszowi na obraz, który mia? przed sob?, a który przedstawia? jego zniekszta?cony nie do poznania przytulny, dwupi?trowy segment (140 m, ogródek, gara?, wszystko w zasi?gu wjazdu na ekspresówk? wygodnie prowadz?c? do centrum Warszawy, której te? ju? zreszt? w du?ej mierze nie by?o), nak?ada? si? obraz troch? mniejszy, sprzed parunastu minut. Kiedy podjecha? na miejsce, gdzie do niedawna mieszka?, i zatrzyma? swoj? podziurawion? od?amkami, zaledwie pó?roczn? hond? na zasypanym szcz?tkami domu podje?dzie, kiedy wysiad?, us?ysza? skomlenie. Pozna? je. B?bel zosta? z nim, podczas gdy ?ona z dwójk? dzieci ju? ponad tydzie? temu ruszy?a na zachód. Potem zameldowa?a si? z Wroc?awia. Mia?a dalej jecha? do kuzynki w Stuttgarcie, ale Tomasz nie wiedzia?, czy dotar?a, bo Rosjanie bardzo skutecznie wygasili ??czno?? komórkow?.

To nie tak mia?o by?. Mia?o by? jak na Ukrainie, telefony mia?y przecie? dzia?a?. Có?, wiele rzeczy mia?o by? jak na Ukrainie. Albo w?a?nie nie jak na Ukrainie. Ale na u?o?enie sobie tego w g?owie musia? jeszcze poczeka?.

Wi?c to skomlenie. Nawet nie skomlenie – jaki? niesamowicie ?a?osny j?k, prawie ludzki. Tomasz ba? si? nawet szuka? jego ?ród?a, cho? przypuszcza? przecie?, co tam zobaczy. A jednak przynajmniej tyle musia? zrobi?, skoro wcze?niej robi? co?, za co ju? teraz zaczyna? sam siebie nienawidzi?. Potykaj?c si?, uwa?aj?c, ?eby nie wbi? sobie w nog? stercz?cych z rumowiska drutów zbrojeniowych, podszed? do stoj?cych jeszcze ?cian no?nych. Przy jednej z nich le?a? jego pies. Tyln? cz??? cia?a du?ego miesza?ca przyciska? wielki, od?upany kawa? ?ciany. Ale i tak by?o wida?, ?e co? jest nie tak. By?o to tak dziwne, ?e Tomasz zrozumia? dopiero po chwili, ?e B?bel nie ma lewej tylnej nogi. W jej miejscu by? krwawy kikut. Pies jakby ?ka?, ju? bardzo cicho. Tomasz ukucn?? nad nim, chcia? go nawet pog?aska?, ale by? jak sparali?owany. B?bel spogl?da? w przestrze? niewidz?cymi, zamglonymi oczami. Nagle gwa?townie wyprostowa? przednie ?apy – i zamar? w ostatecznym bezruchu.

Tomasz wsta?. Spojrza? na resztki swojego domu. Rosyjska rakieta, mo?e bomba po prostu – by?o ju? jasne, ?e Polska nie ma obrony przeciwlotniczej – musia?a trafi? zaledwie kilka metrów dalej. Ksi??ki, tysi?ce zbieranych latami woluminów. P?yty, kilkaset p?yt, du?a p?ytoteka. Od muzyki starocerkiewnej po ambitny pop. Ikony i artystyczne, wysmakowane obrazy ?wi?tych. Komputer i dyski z ca?ym dorobkiem tylu lat pisania: tysi?ce artyku?ów, ksi??ki, wywiady, notatki. Nie wszystko mia? w chmurze. Rodzinne pami?tki: fotografie pradziadka – powsta?ca ?l?skiego, babci z czasów powstania warszawskiego, uratowany cudem z zag?ady miasta w czterdziestym czwartym skromny serwis do herbaty, w rodzinie od po?owy XIX w. Bibeloty zbierane podczas podró?y: USA, Francja, Niemcy, Hiszpania, Szwecja, Kenia, Australia, Wielka Brytania…

A w?a?nie, Wielka Brytania. Jad?c tutaj, w??czy? radio. To by? teraz jedyny sposób otrzymywania informacji. Jakim? cudem radio da?o si? wci?? odbiera? nawet na UKF. S?abo i z przerwami, ale jednak. Z jakiego? powodu do Polski cz??? programu retransmitowano z Londynu. Stamt?d pop?yn??a do Tomasza rozmowa, któr? prowadzi? redaktor R. Redaktor R. ewakuowany zosta? bardzo szybko, podobnie jak ca?y „niezb?dny” personel pa?stwowych mediów, który rych?o zaj?? si? z bezpiecznych studiów w Londynie, Berlinie czy Sztokholmie zagrzewaniem narodu do walki przeciwko rosyjskiemu naje?d?cy. Przed agresj? na Polsk? R. by? jednym z najostrzej namawiaj?cych do uderzenia na rosyjskie wojska na Ukrainie.

– Mamy dzisiaj w studiu dobrze pa?stwu znanych go?ci – mówi? R. g?osem niemal pogodnym. – Jest z nami pan Cezary …, który w Polsce kierowa? organizacj? pracodawców, oraz pan Micha? …, który swoj? znakomit? gazet? nadal wydaje tutaj, w Londynie, dzi?ki pomocy finansowej brytyjsko-ameryka?skiej. Witam panów. Panowie, wiadomo, ?e polska armia dzielnie broni si? na linii ?ód?-Bydgoszcz, du?a cz??? Polski pozostaje wolna od okupanta, jedynie czasami zdarzaj? si? sporadyczne bombardowania miast na zachodzie. Czyli nie jest ?le, post?p Rosjanie zrobili w dwa tygodnie niewielki, a mimo to mamy sygna?y, ?e w tymczasowej stolicy, Poznaniu, dochodzi do antyrz?dowych demonstracji, a defetystyczne ?rodowiska twierdz?, ?e to rz?d jest winny temu, co si? sta?o. No przecie? to jest absurd, zgodz? si? panowie. To Putin jest tu jedynym winnym.

– Panie – zacz?? pan Cezary w swoim niepodrabialnym stylu – Ruska, tego gada parszywego, trzeba by?o pogoni? i trzeba by?o spróbowa?. Wszyscy my?leli, ?e Ruscy s? teraz s?abi, no, tak to wygl?da?o, jak si? patrzy?o na Ukrain?. No dobrze, mo?e si? mo?na zgodzi?, ?e lepiej by?o poczeka?, a? kto? si? do nas przy??czy, bo ten symboliczny udzia? 100-osobowego kontyngentu du?skiego i 500 Litwinów to by?o troch? ma?o, ale jak si? kto? boi, to mu si? nigdy nic nie uda, he! Nam si? mog?o uda?, no, nie do ko?ca si? uda?o, ale kto? t? Europ? musi zderusyfikowa?.

Tomasz zna? pierwszego rozmówc? redaktora R. Wiedzia?, ?e przed rozpocz?ciem polskiej operacji na Ukrainie pan Cezary wytransferowa? w bezpieczne miejsce wszystkie swoje aktywa i kupi? apartament na przedmie?ciach Gandawy. Daleko stamt?d do Londynu nie mia?.

Teraz odezwa? si? drugi go??. Swój w gruncie rzeczy rz?dowy interes medialny g?adko przeniós? do Londynu ju? drugiego dnia rosyjskiej inwazji. Ze wszystkim, co si? da?o, w??cznie z ca?? ekip? tygodnika. Pojecha?o te? tych dwóch, którzy w momencie, kiedy rosyjskie oddzia?y wchodzi?y z Bia?orusi do Polski, podpisa?o artyku? zatytu?owany „Dlaczego trzeba by?o wej?? do Ukrainy”. Dowodzili w nim, ?e by? to jedyny racjonalny wybór, gromili defetystów i zapowiadali mia?d??ce zwyci?stwo. Nast?pnego dnia po opublikowaniu tekstu siedzieli ju? z rodzinami w wojskowej casie, która mo?e troch? szarpi?c odstawi?a ich do stolicy Wielkiej Brytanii. Na jakiej zasadzie znalaz?o si? tam dla nich miejsce, w tym wojskowym samolocie? Na takiej samej, jak dzia?o si? od paru tygodni wszystko: na g?b?, na znajomo??, na bylejako??. Za zas?ugi dla partii.

– Gdybym mia? wskazywa? winnych naszego obecnego po?o?enia – mówi? go?? – aczkolwiek zaznaczam, ?e ono w?a?ciwie jest dobre, nawet bardzo dobre – szybko wyja?ni? – to wskaza?bym w?a?nie grupy defetystyczne, które od samego pocz?tku uniemo?liwia?y nam w?a?ciwe mentalne przygotowanie si? do operacji. Pami?tamy to wszyscy: jakie? labidzenia o cenie benzyny, jakie? paranoiczne obawy przed Putinem, ?e niby broni j?drowej u?yje…

– U?y?… – wyrwa?o si? jako? mimochodem redaktorowi R.

– No dobrze – zniecierpliwiony powiedzia? go??. – Ale tylko dwa pociski spad?y na Warszaw?, jeden na Bia?ystok, wszystko o bardzo ma?ej, symbolicznej mocy. Nawet ska?enie jest minimalne. W porównaniu z tym, co przewidywano, to nic nie jest.

S?uchaj?c tego Tomasz zagryz? z?by. Do miasta nie da?o si? wjecha? – ska?enie – ale mia? swoje ?ród?a i wiedzia?, ?e znów nie istnieje, tym razem ju? ca?kowicie, Zamek Królewski, prawdopodobnie ze wszystkimi zbiorami, Muzeum Narodowe, ?azienki. O liczbie ofiar mówi?o si? pó?g?bkiem. Przynajmniej kilkana?cie tysi?cy. Co z Bia?ymstokiem – nie wiedzia?.

– Wi?c gdyby nie ta defetystyczna propaganda, to ci?g?e niezno?ne, kapitulanckie jojczenie – redaktor Micha? … mówi? dok?adnie w takim stylu, w jakim pisywa? swoje wst?pniaki, idealna spójno?? – to byliby?my dzisiaj ju? za Dnieprem. Ju? pod Moskw? by?my podchodzili!

Tu Tomasz jednak nie wytrzyma?. Wy??czy?.

Sta? teraz przed pomieszanymi resztkami swojego ?ycia, wszystkiego, na co pracowa? te blisko 50 lat, i przypomnia? sobie rozmow? ze znajomym genera?em. Bo zna? genera?ów, zna? ministrów, on te? mia? lecie? w jednej z wojskowych cas jako jedna z „osób niezb?dnych dla w?a?ciwego funkcjonowania pa?stwa”. Mia? lecie?, ale co? nie zagra?o, kto? nie da? mu zna?, nie zawiadomi? na czas. Standard od miesi?ca. W?a?ciwie to nic nie zagra?o jak powinno.

To by?o, zanim jeszcze Ruscy weszli do Polski, zanim na nasze terytorium spad?y pierwsze pociski. Ale ju? by?o wida?, co si? szykuje. Polskie oddzia?y, a w?a?ciwie ich resztki, broni?y si? coraz bli?ej polskiej granicy, ju? za ?uckiem. Tomasz spotka? si? z genera?em w Lesie Kabackim. Genera? wydawa? si? dziwnie spokojny, nawet zrelaksowany, i najpierw Tomasz my?la?, ?e us?yszy od niego co? bardzo optymistycznego. O jakiej? Wunderwaffe, która odwróci to, co ju? wtedy wydawa?o si? nieuniknione. Pomyli? si?.

– Chcesz wiedzie?, co b?dzie dalej? – zapyta? genera?. – Ja ci powiem, bo to i tak nie jest ?adna tajemnica. Poza tym burdel jest taki ju? teraz, a za chwil? b?dzie jeszcze wi?kszy, ?e to ju? i tak nie ma znaczenia. Internet nie dzia?a, Twitter nie dzia?a, nie masz tego nawet jak i gdzie wrzuci?. Poza tym ka?dy w miar? rozgarni?ty cz?owiek jest w stanie takie wnioski wyci?gn??. Po pierwsze – nasze si?y s? na wyko?czeniu. Ci idioci, którzy nas w to wpakowali, nawet nie byli zainteresowani tym, czym my naprawd? mo?emy walczy?. Wys?ali?my na Ukrain? to, co mieli?my w miar? sprawnego. Ruscy pokonali nas sam? mas?, kiedy zacz?li na gwa?t ?ci?ga? swoich ?o?nierzy ze wschodu. Tu, w kraju, w zasadzie nic ju? nie mamy. W sensie taktycznym to s? jakie? niedobitki. Jak w jednej brygadzie masz logistyk?, to nie masz czo?gów, jak masz czo?gi, to nie masz logistyki. Albo ani tego, ani tego. Pioruny wcze?niej oddali?my Ukrainie, zostali?my z resztk? zapasów. No owszem, id? teraz transporty z zachodu, tylko kto ma tam walczy?? To jest problem. A dla Ruskich ludzie nigdy problemem nie byli.

– Przecie? to jaki? absurd – Tomasz uniós? g?os. – By?e? na naradach w Kancelarii Premiera. Nie mówi?e? im o tym?!

– Oczywi?cie, ?e mówi?em – spokojnie odpowiedzia? genera?. – Morawiecki nic nie rozumia?, patrzy? na B?aszczaka, B?aszczak wyja?nia?, ?e to takie wojskowe panikowanie, a Kaczy?ski pyta? mnie, czy si? boj?. Mówi? mu: „Panie premierze, to nie jest kwestia bania si?, tylko twardej kalkulacji, czym dysponujemy. Mówi? otwarcie, ?e je?li na Ukrain? wy?lemy trzy brygady, to w kraju zostajemy z resztkami”. A Kaczy?ski na to: „Panie generale, z Ruskimi trzeba twardo, jak mój brat. Mamy polityczne poparcie Amerykanów, wejdziemy w to, trzeba ich teraz dobi?. To jest nasze historyczne zobowi?zanie wobec zachodniej cywilizacji!”. My?l? sobie: o czym on do mnie mówi w ogóle? Upiera?em si? przy swoim, no wi?c potem mnie odwo?ali z funkcji, wi?cej ju? tam nie by?em i dzi?ki temu mam dzisiaj luz. Wracaj?c, po drugie – Putin musi mie? czas na ?ci?gni?cie odwodów z g??bi kraju, pewnie przez Bia?oru?, wi?c zacznie od broni niekonwencjonalnej. My?l?, ?e nie b?dzie jakiego? masowego ataku. Ot, jedna salwa na pokaz, pewnie jako? symboliczna, wi?c pewnie na Warszaw?. NATO nie odpowie, bo nie b?dzie chcia?o eskalowa?, zw?aszcza ?e tu nie zadzia?a artyku? pi?ty. W ko?cu sami?my w to weszli, sprowokowali?my Ruskich, wi?c Berlin i Pary? si? na nas zasadnie wypn?. Za chwil? zobaczymy, czy mam racj?, bo za moment przekrocz? nasz? granic?. Ty mieszkasz w Warszawie?

– 35 kilometrów od.

– No to w sumie mo?esz zaryzykowa? i zosta?. Jak wiatr nie b?dzie w twoj? stron?, to mo?e ci si? nic nie stanie. Ale rodzin? to bym jednak ewakuowa?. Potem b?dzie chaos i oszo?omienie, tego si? organizacyjnie nie zepnie. Cz?owieku, my nie umieli?my nawet zrobi? apki do p?acenia za autostrad?, a my?lisz, ?e damy sobie rad? z opanowaniem pa?stwa atakowanego przez Ruskich? Ja mam u siebie ju? taki bajzel, ?e da?em sobie spokój, nawet tego nie próbuj? odkr?ca?, bo to i tak nic nie da. Systemy si? nie spinaj?, dane sp?ywaj? do terminala… No, niewa?ne, jakie, tego ci nie mog? powiedzie?. W ka?dym razie sp?ywaj?, a ja musz? przy tym terminalu posadzi? oficera, ?eby je r?cznie wklepywa? do laptopa, bo nie ma po??czenia systemu z jego ko?cówk?. W pokazowej brygadzie pancernej, co to niby ma najlepszy sprz?t, okaza?o si?, ?e trzydzie?ci procent czo?gów jest niesprawnych. Niebo mamy w zasadzie niechronione, tyle co wypo?yczonymi bateriami, bo przecie? swoich nie mamy. Nasze my?liwce – te, co lataj? – to zaraz przebazuj? na zachód. Do linii Wis?y Ruscy pójd? jak po sznurku.

– No ale to nie jest jaka? tajemna wiedza. Nikt o tym nie wiedzia?? Na lito?? bosk?…

– Czyta?e?, dlaczego Ruscy najprawdopodobniej tak? plam? dali najpierw na Ukrainie? Bo Putinowi wszyscy mówili tylko to, co chcia? s?ysze?. Tu by?o tak samo: Naczelnik chcia? s?ysze?, ?e zbawimy Europ?, bo sobie wymarzy?, ?e on tym zbawc? na staro?? zostanie. Mówi? mi… no, niewa?ne, kto, ale od prezydenta, ?e kiedy? wchodzi do Naczelnika do gabinetu, a ten siedzi w fotelu odwrócony do okna, i memla do siebie po cichu: „Jak Sobieski, tak, trzeba jak Sobieski by?, Europ? trzeba obroni?. Albo jak Pi?sudski…”. I dopiero po chwili si? ockn??. Zreszt?… Ja nie wiem, ile on naprawd? z tego wszystkiego rozumia?, jak jeszcze bywa?em na naradach, to mia?em wra?enie, ?e przesta? kojarzy? z sob? podstawowe fakty, ale mo?e przesadzam, w g?owie mu nie siedz?. W ka?dym razie to mu mówili, co chcia? us?ysze?.

– A prezydent?

– Prezydent zachowywa? jako taki rozs?dek, ale Amerykanie go wystawili. Ukrai?cy zacz?li s?abn??, wi?c trzeba by?o wystawi? innego jelenia, ?eby si? z Ruskimi nawala?. Klasyka. Biden zadzwoni? do Kaczy?skiego, godzin? gadali. Misja dosta?a zielone ?wiat?o i jakie? lipne gwarancje z Waszyngtonu. Nie wiem, co oni obiecali Naczelnikowi, ale kr??y?y plotki, ?e mieli?my tu by? g?ównym rozgrywaj?cym. Naczelnik dosta? takiego spida, jakby dziesi?? redbullów wypi? naraz. Duda chodzi? jak niepyszny i tylko powtarza?, ?e b?dzie z tego nieszcz??cie, ale ju? zbyt wiele osób chcia?o si? na tym po?ywi?, bo te? oczadzieli. Ka?dy si? widzia? jako wicezbawca kontynentu, namiestnik mianowany przez wielkiego brata zza oceanu. Ca?kiem jakby si? naczytali tego… Jak on si? nazywa?? Ten ambasador w Pary?u, co w 1938 r. napisa? t? broszurk? „Polska jest mocarstwem”?

– Juliusz ?ukasiewicz – podpowiedzia? Tomasz.

– O, w?a?nie.  No i Duda znalaz? si? na aucie w procesie decyzji. I posz?o.

– No, ale teraz…

– Teraz to tylko ka?dy my?li, jak spierdziela?. Rz?dówka stoi na wojskowym Ok?ciu pod par? praktycznie dwadzie?cia cztery na siedem. Za Kaczy?skim wsz?dzie wo?? jego walizeczk? z osobistymi rzeczami. Nie wiem, co z kotem.

Dzisiaj, teraz, w momencie gdy dymi?y ruiny jego domu, wedle wiedzy Tomasza Naczelnik nagrywa? p?omienne apele do narodu i ?o?nierzy w studiu gdzie? pod Monachium. Jak na ironi? – w Niemczech, które tak lubi? miesza? z b?otem. Zreszt? nikogo prawie z rz?du w Poznaniu nie by?o – zbyt niebezpiecznie. Ale prezydent si? upar?, ?e nie zrobi Zaleszczyków 2.0 i podobno siedzia? w jakim? bunkrze pod Krzesinami; te? stamt?d nadawa?. Ale przynajmniej w Polsce.

– Krótko mówi?c – kontynuowa? genera? – jeste?my raczej w dupie. Pewnie tak ca?kiem to nie padniemy. W ko?cu jak?? pomoc nam przy?l?, nawet je?li tylko z powietrza. Ale kraj jest stracony co najmniej do linii Wis?y, mo?e nawet troch? dalej. Mo?e Ruscy si? tam zatrzymaj? i b?dziemy mieli jakie? Ksi?stwo Warszawskie w nowej wersji, tylko ju? raczej bez Warszawy – u?miechn?? si?.

– Nie rozumiem – wyj?ka? Tomasz, czuj?c, jak do jego systemu nerwowego dociera szok. – Czemu taki jeste?…

– Spokojny? – znów u?miechn?? si? genera?. – Kochany, my?lisz, ?e ci przytomniejsi u nas tego nie przewidywali? No, zgoda, nie wszyscy, pacanów, którzy si? chcieli popisa?, jacy to s? bojowi, te? troch? w?ród wy?szych oficerów jest. I cz??? naprawd? tak my?li. Ale wi?kszo??, zw?aszcza ci, co przeszli przez zachodnie uczelnie wojskowe – dla nich… dla nas – poprawi? si?, sam by? po West Point – wszystko by?o jasne. Dwa miesi?ce temu by?em w Mons, wiesz, po??czone dowództwo NATO w Europie. Plan ju? by? gotowy, tylko jeszcze w Polsce prezydent blokowa?. A tam si? wszyscy pukali w czo?o, a potem mnie klepali po plecach, ?eby mnie pocieszy?. A ja si? pogodzi?em z sytuacj?. Jasne, najpierw to by? szok. Ale ja jestem wojskowym. Mam konkretne podej?cie do problemów, u mnie szok trwa krótko. Wi?c tak: sprzeda?em mieszkanie w Krakowie, do?o?y?em troch? z oszcz?dno?ci, dawno ju? mia?em tylko euro, przecie? tylko idiota trzyma? z?otówki, kupi?em taki fajny domek pod Sintr?, wiesz, zaraz obok Lizbony, grosze kosztowa?, tylko dach trzeba by?o zrobi?. Pi?kna okolica. ?ona z synem ju? tam s?, zachwyceni, pó? godzinki samochodem i jeste? nad oceanem. Jak tu si? sko?czy, a wiem ju?, jak si? sko?czy, to podaj? si? do dymisji i jad? tam. Nawet robot? ju? mam dogadan? w korporacji od planowania strategicznego w biznesie naftowym.

Tomasz a? si? zatrzyma?. Patrzy? na znajomego wzrokiem, który ten dobrze odczyta?.

– ?e co? ?e spieprzam? Tak, spieprzam. Ja mam do??. Po to si? kszta?ci?em, ?y?y sobie w wojsku wypruwa?em, ?eby paru wariatów to wszystko wywali?o do ?cieku, bo oni b?d? ?wiat zbawia?? Mia?em broni? Polski, ale przed atakiem, a nie przed g?upot?. Na g?upot? nic nie poradz?, na tym to ja si? nie znam. Mo?e jaki? psychiatra by si? nada?. Ja mam dosy?. Mojego dziadka rozwalili dirlewangerowcy w powstaniu, babci? zgwa?cili i on to jeszcze widzia?. Rodzinna kamienica w gruzach. Bo trzeba by?o walczy? z dwoma granatami w r?ku i czterema visami. Prapradziadek straci? rodzinny maj?tek, bo mu si? wymarzy?o, ?e damy ?upnia Moskalom w 1863. No to dali?my. Dwór, las, hektary urodzajnej ziemi. Ale on musia? pój?? do boju bez broni. No to potem wyl?dowa? w kopalni. Cud, ?e ?ywy wyszed?. Mo?esz my?le?, ?e jestem dezerterem, mam to w dupie. Tego naszego biednego kraju nie da si? uratowa? na si??, bo nikogo nie uratujesz na si??, je?li chce koniecznie pope?ni? samobójstwo. Mo?na tylko siebie uratowa?. Ja mam 55 lat, chc? sobie jeszcze po?y?. Szkoda mi b?dzie tego wszystkiego, ca?e ?ycie… Ale mówi? ci, w Portugalii te? jest pi?knie. Ale czekaj – spojrza? uwa?nie na Tomasza – ja tak mediów znowu nie ?ledz?, ale ty przypadkiem nie namawia?e? te?, ?eby?my w to weszli?

Tomasz zapomnia?, co wtedy powiedzia?. Jego mózg znów si? zawiesi?. Wci?? sta? przed stert? gruzów, wci?? bez ruchu. Mózg si? odblokowa?, zacz?? sobie przypomina? swoje artyku?y z ostatniego pó? roku. „Teraz albo nigdy – musimy chwyta? dziejow? szans?”, „Czego si? boj? liczykrupy?”, „Czy mo?emy spokojnie patrze? na Ukrain?”, „Nasza moralna powinno??”, „»Reali?ci« mówi? g?osem Putina”. Przypomnia? sobie swoj? wizyt? w Polskim Radiu 24 dzie? przed rozpocz?ciem misji.

– Jak pan skomentuje paranoiczne obawy niektórych przed u?yciem przez Rosjan broni masowego ra?enia, je?li rozpoczniemy nasz? etyczn?, konieczn? i chwalebn? misj? na Ukrainie? – pyta?a redaktor K., szefowa rz?dowego koncernu prasowego. Obecnie rezydowa?a w Kingston Upon Thames pod Londynem i pracowa?a w aparacie propagandy rz?du na emigracji za brytyjskie granty.

– Ta wojna jest absolutnie do wygrania – mówi? wówczas Tomasz. – Owszem, nie mo?emy wykluczy?, ?e na polskie terytorium spadn? jakie? rosyjskie rakiety, ale trudno, jaki? koszt musi by?. Za to moment dziejowy jest donios?y. Mamy szans? ca?kowicie zmieni? bieg historii! Rosji nie mo?na si? ba?, nie wolno nam si? jej ba?! – zapala? si?.

Nagle us?ysza? niski d?wi?k silnika. Odwróci? si?. Ulic? powoli toczy? si? wojskowy samochód w maskuj?cych barwach. Na masce wida? by?o elegancko wystylizowan? liter? „Z”. Rosjanie przyj?li j? kilka miesi?cy temu za oficjalne logo swojej armii. Pojazd zatrzyma? si?. Przez moment nic si? nie dzia?o. Potem powoli otworzy?y si? drzwi, z obu stron wysiad?o dwóch ?o?nierzy. Natychmiast wycelowali w Tomasza lufy karabinów. Zbli?ali si? ostro?nie.

– Ruki wwierch!  – krzykn?? jeden z nich.

Tomasz powoli ruszy? w ich kierunku z opuszczonymi r?kami.

– Stoj! Ja skaza?: ruki wwierch! – nerwowo zawo?a? m?odszy z ?o?nierzy. Móg? mie? ze 25 lat.

„By?em g?upi” – pomy?la? Tomasz. – „Byli?my g?upi, jak zawsze” – poprawi? si? w my?lach. I zrobi? nast?pny krok.


Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!