WARZECHA: Jak tyran Anassus KWAH wymyślił

Opricznina, Obraz Mikołaja Newrewa

Musimy coś zrobić w sprawie nastrojów ludu. Tam się niepokojące rzeczy dzieją, Franciscus Eburneus nie jest już naszym głównym rywalem, jakieś inne tam wychodzą kręgi i grupy. To niedobrze jest. Wykorzystamy Hiperborejczyków.

– Genialna myśl! – wykrzyknął wezyr. – Ale jak? – zafrasował się od razu. – Przecież i tak już od dawna mówimy poddanym, że Eburneus jest agentem Hiperborejczyków. I nic z tego nie wynika.

– E tam, to prostackie jest. Podniesiemy sprawę na nowy poziom, wykorzystując kilka prostych zabiegów – wyjaśnił tyran. – Powołamy mianowicie Komitet Wykrywania Agentury Hiperborejskiej, w skrócie KWAH.

– I jak tam, wezyrze, pieniądze rozdane? – zapytał tyran Anassus, a następnie umoczył delikatnie wargi w herbacie posłodzonej konfiturami. Była bardzo gorąca.

– Tak jest, wasza tyrańska wysokość! – trzasnął obcasami wysoki jak tyczka wezyr i niewyraźnie oraz nieszczerze się uśmiechnął. Ktoś, kto by wezyra nie znał, mógłby pomyśleć, że uśmiecha się krzywo, ale wezyr tak już po prostu miał. Szczery nie był prawie nigdy, a jego naturalnie krzywy uśmiech doskonale do tej postawy pasował. Tyran Anassus wszystko to oczywiście świetnie wiedział. Znał swoich ludzi. Przynajmniej niektórych.

– Lud uszczęśliwiony? – pytał dalej, posiorbując parzący napój.

– No… – wezyr się zawahał. Wiedział, że kręcenie nic nie da, bo nawet, gdyby tyrana nabrał, zaraz po nim w gabinecie władcy zjawi się dziesięciu innych współpracowników, doradców i agentów tyrana, którzy pracowicie doniosą, jak jest. Oczywiście nie po to, żeby tyran znał prawdę, ale po to, żeby podkopać pozycję wezyra. – No więc tak jakby jednakowoż mimo wszystko troszeczkę nie do końca – oznajmił i znów krzywo się uśmiechnął.

– Jak to? – tyran Anassus odstawił szklankę z herbatą w stylowym, metalowym koszyczku i wbił wzrok w wezyra. – Lud się nie raduje? Przecież lubią dostawać pieniądze!

– Niby tak… – niepewnie zaczął wezyr. – Ale coś się chyba… no, zepsuło.

Tyran powoli odsunął od siebie po blacie biurka szklankę z herbatą, a wezyr odsunął się od biurka.

– Sprawdziliśmy – powiedział wezyr – o co im chodzi. Oni się boją, że te pieniądze nic nie dadzą, bo wszystko będzie jeszcze bardziej drożeć.

– Ale przecież mówiłeś, że nie będzie! – tyran lekko podniósł głos. – Nawet tabelki mi pokazywałeś!

– Bo nie będzie! – pospiesznie powiedział wezyr. – Zapewniam waszą tyrańską mość, przeprowadziłem gruntowne kalkulacje… To znaczy, nie sam, ale moi najlepsi rachmistrze. To mit, że jak będzie więcej pieniędzy, to się wszystko stanie droższe, kiedyś tak myślano, ale to już nieprawda.

– Ale że niby co się zmieniło?

– Świat się zmienia! – wezyr się uśmiechnął. Tyran wreszcie naprowadził go na jego ulubioną dziedzinę, o której uwielbiał mówić. – Odkryliśmy, że wiele rzeczy działa inaczej niż kiedyś się myślało. Na przykład kiedyś myślano, że nie można ciągle pożyczać pieniędzy, a teraz już wiemy, że można.

– Ale jak to? – zapytał tyran. – To znaczy, że jakbym pożyczył pieniądze u bankiera… To znaczy, ja nie muszę, ale jakbym musiał… Tobym mógł mu nigdy nie oddać?

– Nie, nie – spiesznie zaprzeczył wezyr. – Akurat to tak nie działa, kiedy mówimy o ludziach. Ludzie nadal muszą oddawać… To znaczy, tacy zwykli ludzie, bo wasza tyrańska mość pewnie by nie musiała, bo przecież pożyczkodawcy wystarczyłaby sama przychylność osoby tak znamienitej…

Tyran machnął niecierpliwie dłonią i wezyr zrozumiał, że pochlebstwa nudzą Anassusa.

– No więc – kontynuował wezyr – człowiek to tak, ale państwo to inna sprawa.

– Czyli – rzekł tyran – że tymi kolejnymi stu dwudziestoma milionami dukatów, które pożyczyliśmy od bankiera Avarusa, to mamy się nie przejmować? Ale musimy je oddać, zdaje się, za trzy lata z procentem.

– Oddamy, bo wcześniej pożyczymy od kogoś innego.

– I tak cały czas?

– I tak cały czas – potwierdził wezyr. – Bez końca! – rozmarzył się.

– No dobrze, a co z tym ludem w takim razie? Bo niby jesteśmy tyranią, ale jak lud się wkurzy, to jednego tyrana obali i wybierze sobie innego. Przecież pamiętasz, jak to było ze mną. Jakby nie rewolucja w pamiętnym roku, to by nas tu nie było.

– No niby tak… – zafrasował się wezyr.

– A ja tu mam taką notatkę – tyran otworzył szufladę biurka i wyjął mały czarny notesik. Wezyr zesztywniał. – Ja sobie zapisałem, ile rok temu kosztowało jajko.

– Jakie… jajko? – wyjąkał wezyr.

– Zwykłe jajko. Od kury. Takie na targu.

– Ale… przecież wasza tyrańska mość nie chodzi na targ kupować jajka?

– Ja może i nie chodzę, ja mam całe państwo na głowie i nie mam na to czasu, ale od czego mam doradców? Drogi wezyrze, ja wszystko wiem! No więc rok temu jajko na targu kosztowało sześćdziesiąt centymów. A ile kosztuje dzisiaj?

– Ile?… – wyjąkał wezyr.

– No? To ja się pytam: ile? Ciebie pytam.

– Ja… ja… nie wiem, bo ja też nie chodzę na targ, bo ja mam prawie całe państwo na głowie – słabym głosem odparł wezyr, kuląc się pod piorunującym spojrzeniem tyrana.

– No to ja ci powiem. A mam świeże informacje, bo wczoraj rozmawiałem z Mariusem Vielgusem. A on, drogi wezyrze, choć musi się całą naszą potężną armią zajmować, w tym dostawy słoni bojowych z Afryki koordynuje, skromniutko na targ chodzi i sam robi zakupy, nie jak niektórzy – tu bardzo znacząco spojrzał na wezyra.  

Wezyr jeszcze bardziej się skurczył, zwłaszcza że świetnie wiedział, że ministron wojny Vielgus na targu osobiście nie był od kilku lat, a zakupy robił mu jego kamerdyner. Ale wiedział też, że jeśli teraz spróbuje sprostować, narazi się tyranowi. Takie drobne oszustwo Vielgusa warto było zresztą zachować sobie na moment, kiedy trzeba będzie w niego uderzyć. I wtedy się to wykorzysta. Trzeba tylko pamiętać, żeby posłać jakiegoś agenta z aparatem na targ, gdy będzie tam robił zakupy kamerdyner ministrona.

– Otóż jajko kosztuje teraz przynajmniej talar dwadzieścia. Dwa razy więcej.

– Bo to wszystko przez Hiperborejczyków i ich wojnę, wasza tyrańska wysokość! – wypalił wezyr. To tłumaczenie zawsze się sprawdzało.

– No dobrze… – zamyślił się tyran. – Skoro o Hiperborejczykach mowa. Musimy coś zrobić w sprawie nastrojów ludu. Tam się niepokojące rzeczy dzieją, Franciscus Eburneus nie jest już naszym głównym rywalem, jakieś inne tam wychodzą kręgi i grupy. To niedobrze jest. Wykorzystamy Hiperborejczyków.

– Genialna myśl! – wykrzyknął wezyr. – Ale jak? – zafrasował się od razu. – Przecież i tak już od dawna mówimy poddanym, że Eburneus jest agentem Hiperborejczyków. I nic z tego nie wynika.

– E tam, to prostackie jest. Podniesiemy sprawę na nowy poziom, wykorzystując kilka prostych zabiegów – wyjaśnił tyran. – Powołamy mianowicie Komitet Wykrywania Agentury Hiperborejskiej, w skrócie KWAH.

– No, ale my już mamy służby… Ministron Lapissus dwoi się i troi, żeby coś wykroić, ale nie idzie, wasza miłość. Materiału nie ma.

– Właśnie! – zatryumfował tyran. – Bo służby, nawet w naszej tyranii, muszą jednak mieć coś twardego. I sądy też. No, z sądami to sobie za jakiś czas poradzimy, ale jeszcze na razie trzeba się trzymać tych wszystkich głupich procedur. Że jakieś tam dowody, że wątpliwości na korzyść oskarżonego i takie tam przesądy. Nawet jeśli to oczywista oczywistość, że ktoś jest pod hiperborejskim wpływem. Irytujące to jest strasznie, ja sobie tu nocami nowy Kodeks Kar i Nagród szkicuję… Ale to na inną rozmowę.

Wezyr skwapliwie pokiwał głową. Zastanawiał się, czy wejść tyranowi w słowo ze standardowym przemówieniem na temat złych sądów, ale tyran Anassus mówił dalej.

– I dlatego my zrobimy KWAH, który już od tych bzdur będzie wolny. Sądy nas hamują, to trzeba ominąć sądy. Tak? – Wezyr pokiwał głową tak energicznie, że aż mu coś w karku strzeliło, skądinąd nadzwyczaj elastycznym. – Jak będzie wiadomo, że ktoś jest od Hiperborejczyków, to komitet go oficjalnie napiętnuje i… bo ja wiem? Jakąś banicję orzeknie czy może po prostu łamanie kołem. Zobaczymy. My jakieś koło do łamania to w ogóle jeszcze w magazynie mamy czy trzeba będzie zrobić?

– Chyba będziemy musieli zamówić… – zmartwił się wezyr.

– To kupcie po cichu od Hiperborejczyków, oni mają dobry sprzęt tego typu – polecił tyran.

– Ale, wasza tyrańska mość, zacznie się awantura. Że to łamanie praw jest. Nie tylko łamanie kołem, ale cały ten KWAH. Że to przeciwko naszej Najwyższej Ustawie Państwowej.

– Bardzo dobrze, niech się zacznie. O to właśnie chodzi. Kto się będzie awanturował, o tym trzeba mówić, że się boi, bo ma coś do ukrycia. „Uczciwi nie muszą się bać”, czy ja ci to naprawdę muszę przypominać? Przecież taki napis jest nad siedzibą naszej Państwowej Służby Ochrony Prawomyślności i Patriotyzmu, w skrócie PSOPiP.

– No tak… – w zamyśleniu przytaknął wezyr. – A stamtąd to nikt nie wychodzi.

– Widocznie żadnych uczciwych nie wzywają, tylko nieuczciwych. I bardzo dobrze, przecież tak właśnie ma być, prawda? I wezwać mi przed komisję w pierwszej kolejności…

– …Eburneusa? – uniżenie podsunął wezyr.

– Ech, ależ ty jednak durny jesteś – dobrotliwie pokiwał głową tyran. – Nie, Eburneusa drugiego. Pierwszego musimy wezwać kogoś od nas, żeby wyglądało, że uczciwie do sprawy podchodzimy. Weźmy Paulusa Vulpessusa. On przecież miał kontakty z Hiperborejczykami.

– No owszem, miał, ale trudno, żeby nie miał, skoro był naszym ambasadorem w Hiperborei pięć lat temu.

– Ambasador nie ambasador, ale kontakty miał i mogli go tam skaptować. Nigdy nic nie wiadomo. Niech go tam KWAH porządnie przetrzepie, a potem wypuści. A potem bierzemy w obroty Eburneusa i jego już nie wypuścimy. A jak ktoś będzie protestował, to go przed KWAH. Kto protestuje, to znaczy, że się boi, a jak się boi, to ma coś do ukrycia, a jak ma coś do ukrycia, to na pewno jest hiperborejskim agentem wpływu, bo co by innego mógł ukrywać?

– Niektórzy ukrywają na przykład dochody… – ostrożnie zauważył wezyr.

– Bo potrzebują je przekazać Hiperborejczykom – twardo stwierdził tyran.

– Albo jakieś romanse…

– Bo to są romanse z hiperborejskimi agentkami. Albo agentami.

– Albo jakieś tajemnice handlowe…

– Bo chodzi o handel z Hiperborejczykami, który jest, przypominam, zabroniony. Przy okazji – ile przejęliśmy w ubiegłym miesiącu w ramach konfiskaty firm powiązanych z Hiperboreą?

– Sto dwadzieścia pięć tysięcy talarów, wasza tyrańskość.

– Mało, słabo. Zacznijcie mocniej szukać, skarb potrzebuje środków.

– Przeszukaliśmy wszystkie firmy do drugiego poziomu właścicielstwa. Nie ma więcej.

– To poszerzamy kryterium. Od teraz będziemy konfiskować te firmy, które handlują z firmami, które kiedykolwiek handlowały z firmami, gdzie pracował ktoś, kto kiedykolwiek był w Hiperborei.

– Nawet stróż nocny?

– Nawet stróż! Ba, sprzątaczka nawet!

– Tak jest, wasza tyrańskość! A do KWAH-a to kogo dać?

– Jeszcze się zastanowię. Ale na pewno dajmy tego młodego centuriona, jak mu tam, Quernusa. Za mądry to on nie jest, za to wyczulony bardzo. He he, słyszałeś o cieciu w jego domu?

– Nie, wasza tyrańska mość.

– PSOPiP go zawinął niedawno. Quernusowi coś tam z nim śmierdziało od początku, zaczął węszyć, badać i okazało się, że miał rację: cieć chodził 25 lat temu do szkoły z dziewczyną, której cioteczna babka miała kuzyna, którego wuj był kiedyś na wakacjach w pensjonacie, który prowadził człowiek, którego praprapradziadek był przez 12 godzin na wycieczce w Hiperborei. Sam rozumiesz – ewidentne powiązanie, Quernus miał praktycznie szpiega pod nosem. No, ale na szczęście wykazał się czujnością.

– A co z cieciem?

– A nie wiem, już go tam Lapissus wziął w obroty, ale ja się przecież nie mogę każdym naszym obywatelem z osobna zajmować.

– Oczywiście, wasza tyrańska miłość.

– No, to mamy ustalone. A jak będziesz wychodził, to powiedz pani Klotyldzie przy wejściu, żeby mi nową herbatkę zaparzyła, bo ta już wystygła. Tylko tę hiperborejską! Inne są niedobre.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!