Tendencja odchodzenia od własności prywatnej to droga wprost ku nowemu niewolnictwu, kastowemu podziałowi społecznemu i pozbawieniu ludzi jednego z podstawowych instynktów.
Odwrót od własności to jeszcze jedno świadectwo, w jak przełomowych czasach żyjemy. Cóż, może słowo „odwrót” jest tutaj za mocne, w każdym razie w naszej części Europy, gdzie jest to na razie ekstrawagancka ciekawostka socjologiczna. Lecz na pewno taka tendencja na Zachodzie istnieje i zaczęły się już pod nią ustawiać firmy, chcące na niej zrobić. Dla każdego rozumiejącego, jak zbudowana jest zachodnia cywilizacja, powinno być jasne: to fatalny kierunek. Mówiąc otwarcie – wprost ku nowemu niewolnictwu, kastowemu podziałowi społecznemu i pozbawieniu ludzi jednego z podstawowych instynktów.
Znam opinie, że przecież nieposiadanie to czysty pragmatyzm. Po co mieć na własność samochód (najczęściej przywoływany jako przykład), skoro kosztuje to coraz drożej, a pojazd jest potrzebny, zwłaszcza w mieście, sporadycznie? Tu przy okazji krytyczny obserwator zadałby sobie pytanie, co jest skutkiem, a co przyczyną. Czy posiadanie samochodu kosztuje coraz więcej z immanentnych przyczyn ekonomicznych czy też z powodu obciążeń narzucanych przez państwa czy UE właśnie po to, żeby wymusić rezygnację z posiadania auta? Można to pytanie rozciągnąć na pozostałe kwestie: czy sztucznie, z czysto politycznych, a nie rynkowych powodów tworzone bariery przeciwko posiadaniu nie są częścią dużej antywłasnościowej strategii? A w takiej sytuacji rodzi się następne pytanie: jaką rolę w jej tworzeniu mają biznesowi lobbyści, którzy na wynajmowaniu mają nadzieję zarobić? I tak jak lobbyści będą nas przekonywać, że jeśli nie przesiądziemy się do skrajnie niepraktycznych autek na baterię, to zabijemy planetę, tak i tu będą nam mówić, że nieposiadanie chroni środowisko, jest modne, konieczne, oszczędza zasoby i w ogóle jest świadectwem podążania z duchem czasu. Potem już nic nie będą mówić, tylko liczyć kasę.
Dlaczego jednak upierać się przy własności rzeczy?
Po pierwsze – instynkt posiadania istniał od początku ludzkości i był niezmiennie siłą napędową rozwoju. To instynkt naturalny dla człowieka. Próbowano z nim walczyć w różnych momentach i systemach, a najambitniejszą próbę podjął komunizm, w którego ślady idzie obecna neokomuna.
To prawda, że posiadania wyrzekano się czasem całkowicie dobrowolnie – jak w wielu nurtach w Kościele – był to jednak przejaw heroizmu i skrajnego altruizmu. Nieposiadanie polegało wówczas na rozdawaniu innym i rezygnacji z własności na rzecz bardziej potrzebujących. W dzisiejszych antywłasnościowych trendach niczego podobnego nie znajdziemy. Nie mają one nic wspólnego z jakąkolwiek ascezą czy altruizmem.
Po drugie – posiadanie na własność było nieodmiennie powiązane ze statusem społecznym i przede wszystkim osobistą wolnością. Niewolnik nie posiadał na własność praktycznie niczego. Człowiek wolny coś miał, choćby niewiele. Było to prawidłowością tak samo w starożytnych Grecji czy Rzymie, jak i w XVIII-wiecznej Polsce z systemem pańszczyzny. Nie bez powodu uwłaszczenie chłopów było uznawane za najważniejszy sposób podniesienia ich pozycji społecznej i upodmiotowienia tej społecznej warstwy.
Nie da się oddzielić posiadania od wolności i odwrotnie. Owszem, można by argumentować, że przecież ludzie „nowocześni” będą się jedynie dobrowolnie wyrzekać prawa do posiadania rzeczy, a to całkiem co innego niż zakaz posiadania. To chybiony argument. Raz dlatego, że upowszechnienie rezygnacji z posiadania będzie najpewniej spowodowane lobbingiem, propagandą i odpowiednimi działaniami na poziomie cen, a więc ogromną operacją socjotechniczną. To, trzeba przyznać, największa sztuka: przekonać ludzi, że to oni sami chcą podjąć decyzję dla siebie niedobrą i jeszcze wmówić im, że robią to dla własnego dobra, dla dobra planety, ludzkości oraz że są w związku z tym szalenie nowocześni i postępowi.
Dla wielu firm znacznie korzystniejszy jest regularnie płacący za wynajem klient niż ktoś, kto raz coś kupi i będzie się tym cieszył przez lata. Korporacje poprzez swoją politykę cenową wymuszają na nas wybranie takiego właśnie modelu. Przykładem jest choćby oprogramowanie, z którego korzystam, pisząc ten tekst. To Microsoft 365 (wcześnie funkcjonujący pod nazwą Microsoft Office 365). Pakiet działa w oparciu o roczną subskrypcję, jest zarejestrowany na moim koncie i mogę go uruchomić na pięciu komputerach, na których byłbym zalogowany. Wolałbym kupić pakiet na własność i owszem, Microsoft daje mi taką możliwość (nowa wersja została wypuszczona w ubiegłym roku), tyle że gdybym chciał kupić dwustanowiskową choćby stałą licencję, musiałbym zapłacić mniej więcej sześć razy więcej niż za rok użytkowania w ramach subskrypcji. Trudno dla takiego rozwiązania znaleźć inne uzasadnienie niż cenowy nacisk na klientów, aby przywiązywali się do subskrypcji, będącej rodzajem wynajmu, zamiast nabywać produkt (licencję) na stałe i na własność. Nie sposób uznać, że taka polityka cenowa w jakikolwiek sposób wynika z faktycznych kosztów przygotowania jednej czy drugiej wersji produktu.
Druga sprawa to ta, że nie powinniśmy mieć złudzeń: gdy wskutek „dobrowolnej” rezygnacji z posiadania sytuacja do tego dojrzeje, pójdą za nią regulacje, uzasadniane tym, że przecież ludzie i tak nie chcą mieć. Już teraz zresztą, jako się wyżej rzekło, sztucznie wznoszone są instytucjonalne bariery przeciwko posiadaniu. Na razie dyskretnie. Oczywiście właściciele globalnych wypożyczalni dóbr nie będą tym prawom podlegali. Oni wciąż będą mogli posiadać i posiadać będą.
Posiadanie będzie przywilejem elit, reszta będzie funkcjonować w warunkach swego rodzaju pańszczyzny. Tym bardziej przerażającej, że dobrowolnej.
Po trzecie – posiadanie tworzy troskę o stabilność całości systemu. Posiadanie upodmiotawia obywateli. Nie bez powodu Prawo o Sejmikach – apendyks do Konstytucji 3 Maja, uchwalony nieco wcześniej – odbierał prawo głosu szlachcie nieposesjonatom, słusznie wychodząc z założenia, że ci, którzy niczego nie posiadają, nie będą dość dojrzale decydowali o losach Rzeczypospolitej.
Tę zależność niszczyła skutecznie komuna, a teraz chce ją zniszczyć neokomuna zamaskowana jako nowoczesność. Człowiek niczego nieposiadający nie myśli w kategoriach długoterminowej stabilności państwa. Nie ma własnego majątku, więc nie interesuje go, czy państwo zapewni mu warunki do jego pomnażania lub przynajmniej zachowania w przyszłości. Ma też mniejsze wymagania. Własny majątek oznacza konieczność dbania o niego. Własna nieruchomość wymaga nakładów, samochód – przeglądów, nawet posiadany na własność komputer to konieczność okresowej konserwacji. A to wszystko kosztuje. Człowiek wynajmujący zadowala się mniejszymi pieniędzmi, bo mają mu wystarczyć jedynie na wynajem. Kiedy rzecz wynajmowana się zepsuje, firma wynajmująca wymieni mu ją na nową. To strategia ograniczania oczekiwań.
Po czwarte – człowiek wynajmujący jest całkowicie uprzedmiotowiony. Nie posiadając, nie ma zasobów, które tworzyłyby jego materialną siłę, zarówno wobec państwa, jak i wobec firm. Pozostaje na łasce korporacyjnych właścicieli tego, co wynajmuje. Ci właściciele zaś, z których wielu będzie działać albo już działa w warunkach globalnych oligopoli lub nawet monopoli, będą dyktować warunki. W przypadku wspomnianego pakietu biurowego szczęśliwie istnieją jeszcze darmowe alternatywy (jak długo?), można sobie jednak bez trudu wyobrazić, że któregoś dnia Microsoft podnosi opłatę za subskrypcję o kilkaset złotych. Albo płacisz, albo tracisz licencję.
Po piąte wreszcie – posiadanie to tworzenie materialnego dziedzictwa, materialnej pamięci. Przedmioty to świadectwo naszej przeszłości. Wystarczy pójść do niemal dowolnego muzeum, żeby to zrozumieć i poczuć.
Owszem, takich przedmiotów przechowujących pamięć jest dziś coraz mniej, bo większość to nietrwała plastikowa masówka, ale wciąż są. Gromadząc dobra, tworzymy naszą własną historię, którą następnie będziemy mogli przekazać naszym dzieciom. Przekazując dom, obraz będący w rodzinie od pokoleń, wieczne pióro ojca, skórzaną teczkę dziadka – przekazujemy pamięć. Dążenie do odzwyczajenia nas od posiadania jest dążeniem do pozbawienia nas tej pamięci. Skoro archaicznym dziwactwem ma się stać posiadanie na własność, to również będzie nim przekazywanie czegokolwiek.
Zatem własność to wolność i podmiotowość. Odzwyczajenie ludzi od własności to zrobienie z nich niewolników. Mamy już w wielu państwach subskrypcję na prawa obywatelskie w postaci certyfikatu szczepionkowego. I nie jest to ostatnie słowo lobby subskrypcyjnego.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.