W przypadku walki z „teoriami spiskowymi” prawdę – wyjątkowo – znajdziemy gdzieś pośrodku. Między wariactwem, dopatrującym się we wszystkim, co się dzieje, elementów wielkiego sprzysiężenia, a odrzuceniem całkowicie racjonalnych pytań o realizację interesów konkretnych grup, lobbing czy istnienie autentycznych spisków. Takich, które ze swej natury obejmują jedynie mały wycinek rzeczywistości.
„Nie istnieją teorie spiskowe, są tylko spiski” – głosi znane powiedzenie. A jednak pojęcie teorii spiskowej jest powszechnie stosowane – przede wszystkim przez przeciwników tychże. W szczególności często sięga się po nie w kontekście pandemii COVID-19. Jak to więc jest z tymi teoriami spiskowymi? Są czy ich nie ma? Zwalczać je, wyśmiewać czy traktować serio?
Teoriami spiskowymi w kontekście COVID-19 zajęła się na swoich oficjalnych stronach internetowych Komisja Europejska. Z poświęconego im działu dowiemy się, jak zdaniem tej instytucji „teorie spiskowe” można rozpoznawać, jak nie dać się na nie nabrać oraz jak z nimi walczyć, a nawet jak rozmawiać z osobą „głęboko wierzącą w teorie spiskowe”. Instruktaż KE jest skonstruowany według najlepszych wzorców tak zwanej legendy wywiadowczej. Jak wiadomo, aby taka legenda była wiarygodna, łatwa do przyswojenia i spełniała swoje zadanie, najlepiej, aby nie była w całości zmyślona, lecz umiejętnie łączyła fikcję z prawdą. Stąd w wyjaśnieniach KE znajdziemy nawet potwierdzenie, że owszem, spiski istnieją.
Archeologia zmowy i podstępu
Zanim jednak bliżej przyjrzymy się, jak wygląda „legenda” stworzona przez KE, zajmijmy się samą istotą spisku. Co oznacza spisek? To niejawne porozumienie lub plan określonego kręgu osób, mający na celu osiągnięcie ściśle zdefiniowanego efektu. Jak nietrudno się zorientować, twierdzenie, iż spiski w realnym świecie nie istnieją, jest czystym absurdem.
Przede wszystkim są one od starożytności narzędziem działania odpowiedników dzisiejszych służb specjalnych. Działania spiskowe odnajdziemy w najstarszych dziełach literatury. Zerknijmy do Homerowskiej „Iliady”. Gdy do armii, mającej uderzyć na Troję w zemście za porwanie Heleny przez Aleksandra, ma być zrekrutowany przemyślny Odys, ten, nie chcąc opuszczać Itaki, maskuje się jako wariat, orzący pole w filcowej czapce (w starożytnej Grecji symbol obłędu). Wówczas jednak wysłany po Odyseusza Palamedes rzuca pod pług niedawno narodzonego Odysowego synka Telemacha. Nie chcąc uśmiercić swojego potomka, władca Itaki musi się zdemaskować.
Czymże innym jak nie spiskiem był zresztą wymyślony przez Odyseusza w dziesiątym roku wojny trojańskiej podstęp z drewnianym koniem, przed który bezskutecznie przestrzegała Trojan Kasandra?
Rodzajem spisku była również zdrada Judasza, który knuł przeciwko Jezusowi wraz z Sanhedrynem, będąc jeszcze w gronie jego uczniów. Judasz maskował się przed Jezusem i uczniami jak klasyczny szpieg, obłudnie pytając, w odpowiedzi na słowa „Jeden z was mnie zdradzi”: „Czy nie ja, Rabbi?” (Mt 26,20-25).
Również w historii starożytnego Rzymu, poczynając od samego Juliusza Cezara, zamordowanego w Senacie w Idy marcowe roku 44 p.n.e. przez Brutusa i Gajusza Kasjusza w imię przywrócenia republiki, historia Imperium roi się od kolejnych spisków, których celem było właściwie zawsze pozbycie się panującego w danym momencie władcy i wprowadzenie na tron kogo innego.
W późniejszej historii spisków mieliśmy też pod dostatkiem. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów była działalność carskiej Ochrany w XIX i na początku XX w., która w celu skanalizowania ruchu anarchistycznego sama zaczęła poprzez swoich agentów zakładać jego komórki. Ten spisek jest nawet pod pewnymi względami wyjątkowy: jego skala jest większa niż w przypadku wielu innych, czas trwania wyjątkowo długi, a cel – wyjątkowo ogólny. Mechanizm ten po mistrzowsku sportretował Gilbert Keith Chesterton w powieści „Człowiek, który był Czwartkiem”. Główny bohater jako agent policji wnika w krąg anarchistycznych terrorystów w Anglii, by przekonać się ostatecznie, że cały zarząd organizacji składa się z podobnych jemu samemu policyjnych agentów.
Rodzajem spisku było nawet uchwalenie Konstytucji 3 maja. Wszak prace nad Ustawą Rządową toczyły się w wąskim gronie, jedynie wśród wtajemniczonych osób (wbrew obyczajowi sejmowemu, nakazującemu wcześniejszą prezentację projektów), a posiedzenie Sejmu celowo zostało zwołane na moment, gdy do stolicy po przerwie wielkanocnej nie miała szans wrócić jeszcze duża część posłów, w tym potencjalnie przeciwnych nowatorskim rozwiązaniom. Przy tym trzeba pamiętać, że Sejm Czteroletni był skonfederowany, a więc nie obowiązywało na nim liberum veto.
Powszechnie znanym spiskiem, którego materialne ślady możemy nawet oglądać w Polsce, było sprzysiężenie oficerów niemieckich, mające na celu usunięcie Adolfa Hitlera, co miało nastąpić za sprawą zamachu bombowego przeprowadzonego przez Clausa von Stauffenberga w Wilczym Szańcu w Gierłoży w lipcu 1944 r. Zamach, jak wiadomo, nie udał się za sprawą czystego zbiegu okoliczności, a większość spiskowców została następnie wymordowana. Żeby jednak uchwycić kontekst tej historii, trzeba wiedzieć, że konspiracja kadr generalskich i wyższych oficerskich III Rzeszy, o różnym stopniu organizacji, różnym zakresie, ale z zawsze tym samym celem – usunięcie Hitlera – trwała jeszcze od czasów sprzed wybuchu II wojny światowej[1]. Mówimy tu zatem o długo trwającym i bardzo rozgałęzionym spisku w jego wręcz słownikowym znaczeniu.
Przykładów spisków o mniejszym czy większym zakresie, mniej lub bardziej rozgałęzionych, krócej lub dłużej trwających można by podawać nawet nie setki, a dziesiątki tysięcy. Historia ludzkości jest po prostu historią spisków, tak jak historią wojen czy rozwoju technologicznego. Jedno natomiast dzięki podanym wyżej przykładom powinno stać się jasne: spiski istniały, istnieją i będą istnieć. Kto twierdzi inaczej, najzwyczajniej ignoruje część rzeczywistości.
Krótkie macki, konkretne cele
Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, zróbmy teraz eksperyment myślowy i zastanówmy się, jak obecni etatowi przeciwnicy „teorii spiskowych” zareagowaliby, gdyby przenieść ich w czasy Juliusza Cezara i zasygnalizować im, że szykuje się zabójstwo dyktatora, a pracują nad tym członkowie ścisłej elity władzy? Albo gdyby umieścić ich w realiach carskiej Rosji i spytać, co sądzą o tym, że większość anarchistycznych organizacji wyhodowały same rosyjskie służby specjalne? Nie warto już nawet zastanawiać się, jak takie osoby sprawdziłyby się jako kierownictwo Abwehry, CIA, Mossadu czy którejkolwiek służby specjalnej. Jasne jest, że rozłożyłyby ją na łopatki w kilka tygodni, praca w tego typu strukturach polega bowiem właśnie na wyszukiwaniu ukrytych mechanizmów.
Czy to oznacza, że każdą wzmiankę o spisku możemy przyjmować bezkrytycznie i że krytycy „teorii spiskowych” w ogóle nie mają racji? Otóż – nie. Jeśli prześledzić podane wyżej przykłady, to niemal wszystkie mają pewne wspólne cechy. Po pierwsze – służą osiągnięciu konkretnego, dość wąsko zdefiniowanego celu, takiego jak na przykład unicestwienie konkretnej osoby. Nierzadko do osiągnięcia tego celu prowadzi skomplikowana sieć poczynań, sam cel jest jednak punktowy. Po drugie – opisane spiski są ograniczone w swoim zakresie. Na przykład w przypadku sprzysiężenia przeciwko Cezarowi celem było przywrócenie republiki, ale wszystko, co działo się później, nie mieściło się już w zakresie spisku. Spiskowcy nie byli po prostu w stanie tego zaplanować. Nonsensem byłoby twierdzić, że panowanie Oktawiana Augusta, pierwszego rzymskiego cesarza (od 27 r. p.n.e.), zostało zaplanowane przez Brutusa i taki był dalekosiężny cel zamordowania Juliusza Cezara. Podobnie rzecz się miała ze spiskiem pułkowników przeciwko Hitlerowi. Reakcje niewtajemniczonych dowódców, znacznej części armii, niemieckiej opinii publicznej, a tym bardziej aliantów pozostawały jedynie w sferze hipotez. Nikt nie był w stanie przewidzieć, jak dokładnie potoczyłyby się sprawy, gdyby zamach się powiódł.
Zatem sitem odsiewającym wariactwo od racjonalnego podejścia powinien być poziom komplikacji danej „spiskowej” konstrukcji. Rzeczywistość, a już zwłaszcza współczesna, jakkolwiek ujmowana w karby różnego rodzaju teorii – od socjologii po neuroprogramowanie – jest wciąż tak potężnie skomplikowana, że jej bieg jest niemożliwy do przewidzenia dalej niż na dwa, trzy kroki nie tylko dla najwybitniejszych nawet umysłów, ale nawet dla superkomputerów. Stąd do wariactw można zaliczyć twierdzenia, że jakieś ukryte grono mędrców „zaplanowało” wydarzenia czy procesy, obejmujące lata i mające globalny zasięg. Tego po prostu zaplanować się nie da, a rozsądni ludzie doskonale rozumieją, że taka próba może się skończyć osiągnięciem efektów dokładnie odwrotnych od zakładanych. Musieliby to zatem rozumieć również hipotetyczni autorzy spisków, których przecież nawet zwolennicy takich konstrukcji myślowych nie mają za idiotów. W tym sensie mielibyśmy tu do czynienia z czystym paradoksem.
Analizując rzeczywistość, powinniśmy zawsze stosować brzytwę Ockhama: odcinać wszelkie niepotrzebnie komplikujące sprawę wyjaśnienia, które nie są konieczne, aby daną sytuację wytłumaczyć. Podobnie jak powinniśmy pamiętać o roli przypadku.
Gdyby nie nagła zmiana planów i przyspieszenie narady, spowodowane niespodziewaną dla zamachowców popołudniową wizytą Benito Mussoliniego w Wilczym Szańcu, von Stauffenberg zdołałby uzbroić więcej niż jeden ładunek wybuchowy i wówczas zamach zapewne by się powiódł. Znaczenie miało także to, że narady sztabowe z powodu pogody zostały przeniesione z bunkra do lekkiego pawilonu. Od tych dwóch przypadkowych czynników zależał być może cały kształt powojennego świata.
Błogosławiona nieufność
Wróćmy do zaleceń Komisji Europejskiej. Czytamy tam m.in.: „Teorie spiskowe często mają swój początek w podejrzeniu. Stawia się w ich ramach pytanie, kto odnosi korzyści z danego wydarzenia lub sytuacji i w ten sposób identyfikuje się spiskowców. Następnie na siłę dopasowuje się do teorii wszelkie »dowody«” [podkr. Ł.W.].
Tu trzeba podjąć polemikę i zastanowić się nad definicją spisku. Jest nim – przypomnijmy – zaplanowane w sekrecie działanie ograniczonej grupy mające na celu osiągniecie konkretnego efektu, na ogół ograniczonego czy to co do zakresu, czy co do czasu, czy do jednego i drugiego. Czy jednak można zakwalifikować jako „spisek” sytuację, w której do określonego zdarzenia dochodzi w wyniku naturalnego biegu zdarzeń lub nawet wskutek realizacji jakiegoś planu, a następnie jakieś grupy czy podmioty na tej sytuacji korzystają, a zatem starają się działać tak, aby owe okoliczności trwały jak najdłużej? Nie, to już spiskiem nie będzie.
Czy dało się zaplanować dokładnie wybuch i przebieg I wojny światowej? Oczywiście – nie, choć można było przewidywać, że do jej rozpoczęcia wystarczy iskra. Nikt jednak dzisiaj nie dowodzi, że Gavrilo Princip, który zastrzelił w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda, był planowo wykorzystanym narzędziem wielkiego paneuropejskiego spisku przemysłowców i generałów. Gdy już jednak wybuchła wojna, koncerny zbrojeniowe oczywiście na niej korzystały, podobnie jak elity wojskowe, które zyskały przemożny wpływ na rzeczywistość po latach bezczynności na kontynencie (od czasów wojny prusko-francuskiej 1870-71). Wpływ niemożliwy do osiągnięcia w czasach pokoju.
Patrząc na przykład wojenny, racjonalne jest założenie, że tego typu grupy będą dążyć do przedłużenia konfliktu, przynajmniej dopóki będą uznawać, że przynosi im to więcej korzyści niż strat. Oczywiście należy przy tym pamiętać o wszelkich czynnikach dodatkowych – np. oficerowie którejś ze stron mogą w części być prawdziwymi patriotami, którzy będą myśleć w kategoriach dobra własnego państwa i jego obywateli. Schemat, który tu przedstawiam, jest z konieczności uproszczony.
Tyle że przeciwnicy „teorii spiskowych” – ten sposób myślenia obecny jest również w instruktażu KE – do jednego worka wrzucają to, co faktycznie należy uznać za nieracjonalne (wielkie schematy spiskowe, mające na długo obejmować całość lub ogromną część rzeczywistości, faktycznie niemożliwe do przeprowadzenia) oraz to, co w ogóle spiskiem nie jest, czyli możliwość korzystania przez interesariuszy z zaistniałych już okoliczności, a także wpływania na nie w celu zwiększenia korzyści lub ich przedłużenia. Na ten aspekt trzeba zwrócić uwagę szczególnie w kontekście pandemii.
Spójrzmy na zalecenia KE zawarte w dziale zatytułowanym „Teorie spiskowe mogą być niebezpieczne”:
W ramach teorii spiskowych identyfikuje się wroga i tajny spisek, który zagraża życiu ludzi lub ich przekonaniom. Uruchamia to mechanizm obronny, który może prowadzić do dyskryminacji, uzasadniać przestępstwa z nienawiści oraz który może zostać wykorzystany przez stosujące przemoc ugrupowania ekstremistyczne. Teorie tego rodzaju pogłębiają brak zaufania do instytucji publicznych, co może prowadzić do politycznej apatii lub radykalizacji. Pogłębiają one brak zaufania do informacji naukowych i medycznych, co może mieć poważne konsekwencje [podkr. Ł.W.].
Komisja Europejska wyraźnie próbuje przekonać odbiorców swoich komunikatów – podobnie jak robią to zawzięci tropiciele „teorii spiskowych” – że do grona interesariuszy, którzy mogą korzystać na określonej sytuacji, nie może należeć ani władza, ani naukowcy. To założenie całkowicie bezzasadne, a obecna sytuacja jest tego najlepszym przykładem.
W większości zachodnich demokracji, w szczególności w Europie, istnieje od lat jednokierunkowa tendencja do wzmacniania kontroli nad obywatelami. Głównym pretekstem jest tutaj bezpieczeństwo różnie pojmowane – od drogowego, poprzez związane z walką z terroryzmem, na zdrowotnym kończąc. Pandemia jest idealną wręcz okazją, aby skokowo przesunąć kontrolę nad obywatelami o kilka poziomów.
I znów: nikt rozsądny nie będzie twierdził, że wynika to z wytycznych jakiegoś tajemnego gremium z Billem Gatesem i Klausem Schwabem na czele. Nie – przyczyny są złożone i rozproszone. Między innymi ściślej kontrolowanym społeczeństwem łatwiej się zarządza (dodatkowym czynnikiem jest tu nacisk służb, które dzięki nowoczesnym metodom kontroli mają po prostu mniej pracy i łatwiejsze zadania), łatwiej neutralizuje się niepokoje społeczne, a kwestia bezpieczeństwa stanowi wygodny wehikuł wyborczy dla wielu polityków. Ale ogólna tendencja jest bezspornym faktem. Nieufność zaś wobec instytucji publicznych nie jest wcale – jak twierdzi KE – czynnikiem jedynie destrukcyjnym, ale przeciwnie, może wzmacniać ruch obywatelskiej kontroli nad władzą. Był to zresztą jeden z fundamentów, na których zbudowane zostały Stany Zjednoczone i ów brak zaufania jest do dziś wpisany w ich ustrój.
Interesy i konflikty
Zamykając dyskusję nad tymi zagadnieniami, tak jak chcieliby spece z KE lub im podobni, zamykamy tak naprawdę arcyważną debatę nad samym kształtem zachodniej demokracji, zakresem dopuszczalnej ingerencji w życie obywateli czy procesem wymiany elit władzy.
Jeszcze bardziej obłudne jest wskazywanie, że „teorie spiskowe” prowadzą do podważania stanowiska „nauki”. Po pierwsze – nie ma czegoś takiego jak „stanowisko nauki” i mało kiedy widać to równie wyraźnie jak w przypadku COVID-19. Są stanowiska poszczególnych naukowców czy ośrodków badawczych, które zmieniają się w czasie i od początku epidemii uległy przekształceniu już wielokrotnie, by wspomnieć choćby informacje o skuteczności szczepień.
Po drugie – bezpodstawne jest wyjmowanie świata naukowego spod reguł obowiązujących we wszystkich grupach ludzi, a już zwłaszcza w wąskich środowiskach, w dodatku w ogromnej mierze uzależnionych dzisiaj od finansowania publicznego lub wielkich korporacji (na poważne badania potrzebne są bowiem gigantyczne pieniądze w związku z ogromnym przyspieszeniem technologicznym w porównaniu choćby z XIX w.). Naukowcy, tak samo jak każda inna grupa ludzi, są interesowni, korumpowalni, podatni na naciski, manipulacje, szantaż itd. Aby zobaczyć z zewnątrz, jak działa ten mechanizm, wystarczy prześledzić historię informacji naukowych o szkodliwości lub pożyteczności alternatyw dla naturalnego masła.
Gdyby naukowcy – w tym lekarze – byli w jakiś nadnaturalny sposób odporni na tego typu pokusy, nie mielibyśmy w polskim prawie dotyczącym medyków obowiązku ujawniania potencjalnych konfliktów interesów, czyli sytuacji, gdy dany lekarz jest finansowo zasilany przez firmę przemysłu farmaceutycznego. Notabene taka sytuacja dotyczy większości członków Rady Medycznej przy premierze. W dodatku, chodzi tu o firmy produkujące szczepionki.
Czy „teorią spiskową” jest uwzględnienie w naszej analizie sytuacji możliwości – nie mówimy tu, rzecz jasna, o pewności czy twardych dowodach – że część naukowców nagina swoje tezy do zapotrzebowań sponsorów?
Czy mamy a priori uznać za niedorzeczność możliwość, że firmy farmaceutyczne prowadzą lobbing np. w kierownictwie Światowej Organizacji Zdrowia, które odpowiada za formalne ogłoszenie końca pandemii? Czy naprawdę mamy wierzyć, że prób wywierania wpływu nie ma, skoro mówimy tutaj o zyskach w skali trudnej do ogarnięcia? Sam Pfizer informował w maju, że tylko w ciągu pierwszego kwartału tego roku jego przychód z tytułu sprzedaży szczepionki na COVID wyniósł 3,5 mld dolarów.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na zasadniczą niekonsekwencję w uwagach KE. Jako przykład faktycznego spisku podano na jej stronach zmowę firm tytoniowych w USA, które przez lata miały ukrywać dowody na szkodliwość palenia. Jednocześnie KE zaleca, aby zajmować się tylko faktami. Otóż jest to w istocie paradoks: wykrywanie i ujawnianie faktycznych spisków zaczyna się nie od znajomości faktów, ale od dopuszczenia możliwości, że to, co widzimy i znamy, nie stanowi całości obrazu. Afera z firmami tytoniowymi nigdy nie zostałaby wykryta, gdyby stosować metodologię zalecaną przez KE.
Jak wiadomo, powiedzenie że „prawda leży pośrodku” jest z gruntu fałszywe, leży ona bowiem tam, gdzie leży. W przypadku walki z „teoriami spiskowymi” tak się jednak składa, że faktycznie znajdziemy ją gdzieś pośrodku, pomiędzy wariactwem dopatrującym się we wszystkim, co się dzieje elementów wielkiego schematu, a odrzuceniem całkowicie racjonalnych pytań o realizację interesów konkretnych grup, lobbing czy istnienie autentycznych spisków, ze swej natury obejmujących jedynie mały wycinek
[1] Więcej na ten temat m.in. w książkach: Michael Burleigh, Trzecia Rzesza. Nowa historia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, ss. 711-752 czy Richard Bassett, Hitler’s Spy Chief. The Wilhelm Canaris Mystery, Cassell 2005.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.