WARZECHA: „Powstaniec 1863” kontra „Szwadron”, czyli „tylko prawda jest ciekawa”

Jan Matejko, Polonia, 1863, 1864

Zapominamy dzisiaj, karmieni powstańczym mitem i zapatrzeni w zdjęcia z międzywojnia, pokazujące czcigodnych starców w oficjalnych mundurach, zaprojektowanych specjalnie dla nich w II RP, że Powstanie Styczniowe nie było ogólnonarodowym zrywem.

Projekcja „Powstańca 1863” w Muzeum Historii Polski, w której kilka dni temu uczestniczyłem, miała w sobie zaiste coś symbolicznego. Otwarty w ubiegłym roku gmach MHP – na razie z wystawą czasową – mieści się na terenie warszawskiej Cytadeli, gdzie w sierpniu 1864 r. powieszono ostatniego dyktatora Powstania Styczniowego, Romualda Traugutta. W protokołach przesłuchań zachowała się jego wyjątkowa deklaracja:

Będąc przekonanym, że niezależność jest koniecznym warunkiem prawdziwego szczęścia każdego narodu, zawsze jej pragnąłem dla swojej ojczyzny… Były to moje pragnienia, których urzeczywistnienia oczekiwałem od Boskiej sprawiedliwości. Powstania nikomu nie doradzałem, przeciwnie, jako były wojskowy widziałem całą trudność walczenia bez armii i potrzeb wojennych z państwem słynącym ze swej potęgi. Gdy zbrojne powstanie wybuchnąć miało w okolicy mojego zamieszkania… udano się do mnie błagając, abym objął dowództwo… Zgodziłem się wtedy na prośbę, bo jako Polak osądziłem za mą powinność nieoszczędzania siebie tam, gdzie inni wszystko poświęcili… [podkr. Ł.W.]

 

Traugutt nie był dyktatorem powstania z powodu ambicji czy nawet romantycznych złudzeń, których nie miał. Był nim z poczucia obowiązku, może nawet można by rzec: niechętnie. Ta postawa budzi szacunek, zwłaszcza wobec dzisiejszych debat o tragicznym ze wszech miar powstaniu, w których zwolennicy postawy romantycznej jawią się jako wielbiciele heglowskiego determinizmu i powtarzają, że „powstanie musiało wybuchnąć” (to samo zresztą mówią o Powstaniu Warszawskim i Listopadowym).

Otóż – nie musiało. Nie miejsce tu na przedstawianie całego politycznego tła powstania, ale kto o nim czytał, ten wie, że niezależnie od źle przyjmowanych działań Aleksandra Wielopolskiego powstanie wybuchło głównie wskutek wzajemnego nakręcania się białych i czerwonych. Nikt w radykalizmie i ostentacyjnym patriotyzmie nie chciał pozostać w tyle, aż emocje się przelały. Ze skutkiem, jako się rzekło, tragicznym: hekatomba inteligencji, tysiące zsyłek, a przede wszystkim ogromny skonfiskowany i zniszczony majątek. Szacunki strat są trudne, ale na podstawie źródeł i wcześniejszych opracowań prof. Stefan Kieniewicz stwierdzał, że stracono około tysiąca ludzi, kilkaset osób zmarło w więzieniach, prawdopodobnie około 15 tys. poległo w walkach – w tym znaczna część z ziemiaństwa, a więc inteligencji, co najmniej 20 tys. wywiezionych na Sybir nigdy nie powróciło, a około 10 tys. po powstaniu wyemigrowało. Skonfiskowano kilka tysięcy majątków ziemskich, trudną do stwierdzenia liczbę domów zniszczono. Zdegradowano politycznie Królestwo Polskie, zamknięto Szkołę Główną, wyrugowano język polski.

Polacy w zaborze rosyjskim zostali cofnięci cywilizacyjnie o kilka dekad w stosunku do Zachodu. A właściwie w dużej mierze cofnęli się na własne życzenie. Powstanie – trzeba to powtarzać i podkreślać wbrew romantycznej legendzie – było porażającą klęską, która miała swoje poważne konsekwencje cywilizacyjne: w czasie, gdy inne narody gromadziły majątek i uczyły nowoczesnego kapitalizmu, Polacy lizali rany i zajmowali się przeżywaniem swojego nieszczęścia. Na które sami zapracowali.

Wróćmy do „Powstańca 1863”: mam z tym filmem duży problem. Z jednej strony trudno nie docenić wielkiej pracy i autentycznego zaangażowania reżysera, Tadeusza Syki. W czasie prowadzonej przez Łukasza Jasinę dyskusji przed filmem z udziałem reżysera właśnie, Olgierda Łukaszewicza (zagrał biskupa Piotra Pawła Beniamina Szymańskiego) oraz historyka Wojciecha Kalwata, to zaangażowanie było wyraźnie czuć. Jak powiedział Jasina – niekoniecznie powinniśmy się wstydzić patosu, który w tym filmie się pojawia.

Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie

W jakiejś mierze przypomina mi „Powstaniec 1863” „Wandeę. Zwycięstwo albo śmierć”, o którym to filmie pisałem w Magazynie Kontra niedawno. Oba te filmy nie są wielkimi przedsięwzięciami na hollywoodzką miarę, choć nie są też zrobione biednie. Oba są w jakiś sposób prekursorskie. Oba służą utrzymywaniu narodowej pamięci. I oba trzeba także pod tym kątem oglądać i oceniać. Tu oddaję honor panu Syce i chylę czoło.

Jednak sprawa Powstania Styczniowego angażuje mnie jako Polaka oczywiście bardziej niż sprawa powstania w Wandei (choć ta również, jako konserwatywnemu Europejczykowi, jest mi bardzo bliska, prawie że swojska) i dlatego do filmu Syki mam stosunek dwojaki. Tak, to piękny obraz w hołdzie nieco zapomnianej, a niezwykłej postaci ks. Stanisława Brzóski, bodaj najdłużej działającego powstańczego dowódcy. Ale obraz jednak momentami wywołujący niedosyt, a momentami rozczarowujący.

Przyznać się muszę, że po powrocie do domu odświeżyłem sobie natychmiast wspominany podczas dyskusji przed projekcją w MHP „Szwadron” Juliusza Machulskiego z 1993 r. z młodym Radosławem Pazurą i wybitnymi kreacjami Janusza Gajosa oraz Siergieja Szakurowa. Niestety, to porównanie wypada wyraźnie na korzyść filmu sprzed ponad 30 lat.

Nikt oczywiście nie oczekuje od filmu, skupionego na jednym bohaterze, pokazania całego spektrum narodowych rozterek czy nawet jakiegoś szerszego tła politycznego (choć faktycznie trochę tego brakuje). Lecz nawet tam, gdzie jest potencjał, aby zagrać jakąś niejednoznacznością, film tego unika. Ledwo zarysowany pozostaje wątek moralnej rozterki duchownego, który zmuszony jest brać udział w walce, a nawet zabić, choć jest to dla niego ewidentna duchowa tragedia i gigantyczne obciążenie. Zaledwie muśnięta w jednej scenie – i to jedynie w formie wzmianki w rozmowie – jest sprawa beznadziejności walki w sytuacji, gdy dla wszystkich pozostałych się ona już zakończyła oraz stosunku ludzi do tych, którzy ją uparcie prowadzą (kłania się „Popiół i diament”). Zaś sam ks. Brzóska – w tej roli skądinąd dobry przecież aktor, Sebastian Fabijański – sprawia wrażenie, jakby cały czas był onieśmielony lub przestraszony.

Niekoniecznie oczekuję od obrazu skupionego na bohaterze, że wejdzie w wielką narodową dyskusję o zasadności naszych powstań. Choć, szczerze mówiąc, brak współczesnego serialu o tamtym czasie, z margrabią Wielopolskim pokazanym w całej złożoności jako postacią centralną, uważam za wielką lukę. Jednak oczekuję, że nawet taki film jak Syki pokaże choć trochę więcej niż tylko obraz nieludzko wręcz heroicznego dowódcy, skontrastowanego z cynicznymi rosyjskimi okrutnikami.

I tu trzeba oddać wielki szacunek Cezaremu Pazurze w roli księcia Władimira Czerkasskiego oraz Wiaczesławowi Boguszewskiemu w roli kata Podlasia, majora Zachara Maniukina (w rzeczywistości Maniukin faktycznie był wyjątkową kanalią). Ich role są tak plastyczne, że choć w zamierzeniu stanowić mają jednoznacznie złe tło dla bohaterstwa powstańców, za sprawą umiejętności aktorów są zwyczajnie bardziej ludzkie, a więc w jakiś dziwny sposób bliższe widzowi.

Przypomnijmy sobie teraz „Szwadron”. Tam mieliśmy powstanie pokazane oczami młodego rosyjskiego oficera, arystokraty idealisty. Ale poprzez bohaterów widzieliśmy wielość postaw. To nie tylko sam porucznik Jeremin, zakochany w Polce, pełen wątpliwości i żałujący zachłostanego na śmierć żołnierza dezertera. To cyniczny porucznik Żuryn, który wydaje się mieć jakieś ludzkie uczucia, ale tak naprawdę jest po prostu skrajnym pragmatykiem. To płaszczący się przed Rosjanami rządca Petersigle, któremu Rosjanie prawdopodobnie (tak możemy wywnioskować z jego eufemistycznej relacji) zgwałcili i zabili ciężarną żonę. To genialny Franciszek Pieczka jako stary weteran Błażej.

Zaś przede wszystkim to rotmistrz Dobrowolski, Polak, robiący karierę w carskiej armii i powołujący się na przysięgę składaną carowi. A nie był to dylemat wydumany, o czym mówił w dyskusji przed filmem pan Kalwat. Wielu Polaków uznawało cara za prawowitego władcę Polski, a składaną mu wojskową przysięgę traktowało jak najpoważniej. Błędem naszym, naszego spojrzenia na tamten czas jest wyparcie tych szarości ze świadomości.

Zapominamy dzisiaj, karmieni powstańczym mitem i zapatrzeni w zdjęcia z międzywojnia, pokazujące czcigodnych starców w oficjalnych mundurach, zaprojektowanych specjalnie dla nich w II RP, że Powstanie Styczniowe nie było ogólnonarodowym zrywem. To była w gruncie rzeczy rozbita na wiele rejonów partyzantka, a Rząd Narodowy działał w konspiracji.

 

Warszawa i wszystkie większe miasta pozostawały pod kontrolą Rosjan. Życie toczyło się w dużej mierze normalnie. Nie było też bynajmniej powszechnego poparcia dla powstańców – a ten aspekt „Powstaniec 1863” całkowicie pomija.

W „Szwadronie” warto zwrócić uwagę na scenę, w której policmajster, Polak, natyka się w karczmie na miejscowego uczestnika powstania, który właśnie wrócił do wsi, uciekając i ukrywając się przed Rosjanami. Kiedy policjant chce go zatrzymać, powstaniec stawia opór i wyciąga pistolet. Wtedy policmajster woła „Trzymajcie go, chłopy!” – i obecni w karczmie posłusznie wypełniają polecenie. Powstrzymuje ich dopiero ujawniający się, przebrany za żebraka, powstańczy dowódca, pułkownik Markowski (Jan Machulski). Polacy na rozkaz Polaka w rosyjskiej służbie zatrzymują Polaka walczącego z Rosjanami. Tak to wyglądało.

Próżno jednak szukać choćby śladu tych subtelności w „Powstańcu 1863”. Tak pewnie miało być. Ale czy nie pojawia się tu natrętnie słynna fraza Józefa Mackiewicza: tylko prawda jest ciekawa?

 

P.S. Przy okazji zapowiadam: wkrótce na moim kanale YT ukaże się rozmowa z Robertem Kostro, dyrektorem MHP.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!