WARZECHA: Szczeniacka zagrywka warszawskiego ratusza

Świąteczny plakat przygotowany przez m.st. Warszawa – Aleksandra Jasionowska / Urząd m.st. Warszawa

Absurdalna „neutralność” plakatu, który – jak można się domyślić – został wyprodukowany z okazji Bożego Narodzenia, to małpowanie (bo oświeceni i nowocześni uwielbiają bezmyślnie małpować) istniejącej od dawna na Zachodzie mody na nieodwoływanie się przez instytucje publiczne do jakichkolwiek symboli religijnych.

„Każdemu, bez wyjątków, wszystkiego dobrego” – głosi napis na plakacie… właściwie nie bardzo wiadomo czy świątecznym, firmowanym przez stołeczny ratusz. Na obrazku, utrzymanym w peerelowskiej estetyce – co bardzo się komponuje z treścią przekazu – widzimy ślizgawkę na stawie, na niej kilka postaci na łyżwach, dalej jakieś drzewka i nieokreślone motywy architektoniczne. Można by uznać, że to może jakieś nieudolne nawiązanie do obrazu Brueghela Starszego „Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki”, ale o taką finezję i erudycję towarzyszy z ratusza nie podejrzewam. 

Życzenia są nie wiadomo, z jakiej okazji, więc pasują na okazję dowolną. Może nie na 22 lipca, bo jednak aura nie pasuje, ale już na 17 stycznia, czyli tak zwane „wyzwolenie” Warszawy przez Sowietów po tym, jak pozwolili ją zniszczyć Niemcom, nie przychodząc na pomoc Powstaniu – byłby w sam raz i chyba dobrze pasowałoby to do sentymentów, nastrojów i poglądów obecnej ekipy warszawskiego ratusza. 

Absurdalna „neutralność” plakatu, który – jak można się domyślić – został wyprodukowany z okazji Bożego Narodzenia, to małpowanie (bo oświeceni i nowocześni uwielbiają bezmyślnie małpować) istniejącej od dawna na Zachodzie mody na nieodwoływanie się przez instytucje publiczne do jakichkolwiek symboli religijnych. Stąd wszystkie season greetings i podobne idiotyczne wynalazki. Ten trend, naśladowany już od jakiegoś czasu przez lewicowe redakcje, które tak skomponowane życzenia umieszczają na swoich okładkach albo wysyłają mejlem, nie jest nowy. Jest natomiast – wbrew deklaracjom – konfrontacyjny. 

Rzecznik ratusza, pani Monika Beuth-Lutyk, objaśnia ciemniakom, że na plakacie nie ma symboli religijnych, „ponieważ jesteśmy administracją samorządową”. To wyjaśnienie całkowicie absurdalne. To tak, jakby powiedzieć: „Kupiłem dziś bułki zamiast chleba, bo w zeszłym roku o tej porze padał śnieg”. Jaki jest związek pomiędzy udawaniem, że nadchodzące święta są jakimiś świętami nieokreślonymi, a byciem administracją samorządową? 

Dalej pani Beuth-Lutyk poucza: „Jest to bardzo pozytywny, neutralny plakat. Nie ma żadnego ukrytego przekazu. Jeżeli ktoś dopatruje się na nim negatywnych i złych znaczeń, to bardziej świadczy to o nim, niż o plakacie”. Otóż ukryty przekaz polega właśnie na tym, że jest to plakat neutralny. Czyli usuwający punkt odniesienia, na którym opierają się nadchodzące święta. Na tym polega jego konfrontacyjność. Ten głupawy, szczeniacki w gruncie rzeczy gest ratusza, obliczony na zebranie poklasku wśród warszawskiej wykorzenionej elitki, ma walor prymitywnej zaczepki wobec wszystkich, którzy choćby czysto instynktownie odczuwają zakorzenienie Bożego Narodzenia w tradycji i historii nie tylko Polski, ale po prostu Zachodu, jako chrześcijańskiego święta, trwającego od niemal dwóch tysiącleci. 

Tego typu zagrywki mogą i powinny wywoływać właściwie tylko politowanie, choć mają też przesuwać okno Overtona – wygaszać kulturową wrażliwość ludzi na trwające od dawna symbole i punkty odniesienia. Jednym słowem – mają sprzyjać wykorzenieniu. Choć wątpliwe, czy odpowiadający za takie akcje urzędnicy, a nawet sam Rafał Trzaskowski, rozumieją skutki swoich działań na metapoziomie. Prawdopodobnie nie rozumieją – można założyć, że po prostu powielają otrzymane z Zachodu schematy, niespecjalnie zastanawiając się nad głębszymi ich skutkami. 

Jeśli zdarza mi się być adresatem tak skomponowanych życzeń – z nie wiadomo jakiej okazji – lub nawet tradycyjnej kartki świątecznej z takim przekazem (rzadko, ale bywa), mam zwyczaj odsyłać korespondencję ze wzmianką, iż, o ile mi wiadomo, zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a to, co dostałem, jest związane z nieokreślonym wydarzeniem, musi być zatem jakąś pomyłką. Do czego i państwa namawiam.

 



Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!