Spory o to, jak ma wyglądać polski narodowy styl, toczone w okresie Młodej Polski, ze swoim poziomem refleksji i używanymi argumentami wydają się dzisiaj jak wzięte z innej rzeczywistości. Przede wszystkim jednak uderza w nich całkowity brak kompleksów.
Lubię muzea. Lubię ich atmosferę skupienia (o ile nie napatoczymy się na hałaśliwą wycieczkę) i to, że przenoszą nas w trochę inną rzeczywistość. Zwiedzanie muzeów różnego rodzaju to jedna z moich pasji.
Będąc niedawno w Krakowie, odwiedziłem ponownie Muzeum Narodowe w jego gmachu głównym. Jeszcze przed epidemią, w styczniu 2019 r., miałem szczęście obejrzeć tam unikatowy zbiór wydobytych na tę okazję z magazynów, a także sprowadzonych z innych miejsc najróżniejszych prac Stanisława Wyspiańskiego, najbardziej chyba oryginalnego, niezwykłego i walczącego z poczuciem niespełnienia artysty okresu Młodej Polski. Do dziś pamiętam wyłożone w gablotach ogromne kalki do niesamowitych witraży w kościele franciszkanów.
Tym razem MNK prezentuje pierwszą z cyklu czterech wystaw „4x nowoczesność”, zatytułowaną „Polskie style narodowe 1890-1918” i jest to opowieść absolutnie fascynująca. Wielka przestrzeń na parterze gmachu głównego prowadzi nas przez styl zakopiański, huculski, próby odtwarzania stylu sarmackiego po nowoczesność sprzed stu lat w architekturze i urządzaniu miasta, kilimy z przetworzonymi geometrycznie ludowymi motywami czy balansujące na granicy secesji i modernizmu, wysmakowane estetycznie reklamy. Plakacik anonsujący: „Pierwsza krakowska fabryka lakierów i preparatów chemicznych do sporządzania pokostów, sykatw e.t.c., Lucyan Baranowski i ska, w Krakowie, Wolska 22” – wygląda jak ilustrowana przez Wyspiańskiego karta z dwutygodnika „Życie”, redagowanego przez Stanisława Przybyszewskiego (Wyspiański podjął z nim współpracę w 1898 r.). Ponad sto lat temu nawet reklamy były dziełami sztuki. Nie powinno to zresztą być zaskoczenie dla nikogo, kto kojarzy tę właśnie dziedzinę twórczości wybitnego secesyjnego czeskiego artysty Alfonsa Muchy, który karierę i wielkie pieniądze zrobił właśnie na opakowaniach i plakatach, pracując w Paryżu.
Słynne meble projektu Wyspiańskiego według relacji mu współczesnych, w tym posiadaczy tychże, nie były przesadnie wygodne – można to sobie wyobrazić, patrząc na nie, bo na wystawie są, lecz wypróbować ich oczywiście nie możemy – ale estetycznie są wybitne. To samo można powiedzieć o pokazanych w MNK meblach w stylu zakopiańskim czy mniej popularnym, ale także modnym na początku XX w. stylu huculskim.
Natychmiast przychodzi skojarzenie z innym muzeum: willą „Koliba” w Zakopanem, pierwszym domem w stylu zakopiańskim projektu Stanisława Witkiewicza, ojca Witkacego, dziś Muzeum Stylu Zakopiańskiego. Tam możemy prześledzić, jaka droga życiowa powiodła Witkiewicza do stworzenia naśladowanego dzisiaj masowo na Podhalu estetycznego wzorca. Najlepiej byłoby oglądać te dwie ekspozycje jedną po drugiej.
W Muzeum Narodowym w Krakowie uderzyła mnie jednak myśl, która trwała, a nawet została wzmocniona, gdy odświeżałem sobie znajdującą się na piętrze gmachu wystawę stałą, pokazującą bardzo szeroko pojmowane wzornictwo od średniowiecza aż po czasy powojenne. To myśl o tym, jak potworne spustoszenie estetyczne spowodowała masowa produkcja. Oczywiście początki masówki to już XIX w., a więc wyroby w niespecjalnie przeze mnie lubianym stylu Empire czy potem secesyjnym (który z kolei bardzo lubię). Wciąż jednak była to – w porównaniu z czasem współczesnym – masówka mimo wszystko ograniczona, nosząca mocne piętno oryginalnego projektu, a też bazująca na materiałach o naturalnej trwałości, mających – można by rzec – duszę: drewno, metal, kamień – nie zaś na sztucznym i bezdusznym plastiku. Żeby było jasne: nie jestem wrogiem plastiku, wręcz przeciwnie, ale w zastosowaniach, gdzie estetyka nie gra większej roli.
Spory o to, jak ma wyglądać polski narodowy styl, toczone w okresie Młodej Polski, ze swoim poziomem refleksji i używanymi argumentami wydają się dzisiaj jak wzięte z innej rzeczywistości. Przede wszystkim jednak uderza w nich całkowity brak kompleksów. Zgodnie z tytułem cyklu wystaw w MNK – to była bez żadnych wątpliwości nowoczesność, ale nowoczesność niekopiowana, nasza, oryginalna. Nikt nie zastanawiał się, „co powie Zachód” albo czy styl zakopiański nie jest zanadto „prowincjonalny”. Debata dotyczyła raczej tego, skąd brać najbardziej polską, naszą własną inspirację. Gdzie szukać esencji, która by taki styl zasiliła.
W jednym miejscu krakowskiej wystawy znajdziemy meble w stylu huculskim, przekazane na ekspozycję przez spadkobierców ich projektanta. Jest tam między innymi kołyska. Ale uwaga: te meble są wciąż używane i – jak głosi informacja – do właścicieli wrócą zaraz po wystawie. To rzadki przypadek, gdy oglądany w muzeum przedmiot żyje, nadal pełni swoją pierwotną funkcję, nie został na zawsze zalany muzealną formaliną. W kołysce znów będzie się bujać jakieś dziecko, a na stoliku stanie filiżanka z herbatą. Te żyjące, stuletnie przedmioty przenoszą z sobą do dzisiejszego dnia lepszego ducha swojego czasu, bo estetyka nie jest tylko pięknoduchowską zabawą. To również sposób na kontakt ze światem wartości. Platonik mógłby powiedzieć: że światem bytów idealnych. I jeśli dzisiaj narzekamy, że żyjemy w brutalnej, potarganej, pędzącej i agresywnej rzeczywistości, to w dużej mierze jest tak właśnie z powodu degradacji estetyki. Funkcjonalność zaczęła w którymś momencie oznaczać brzydotę i niesolidność.
Wystawę „Polskie style narodowe 1890-1918” można oglądać w gmachu głównym Muzeum Narodowego w Krakowie do 2 stycznia 2022 r.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.