Artur C. Clarke w kolejnej części powieści „2010: Odyssey Two” przewidywał, że Związek Radziecki nadal istnieje i jest światową potęgą dorównującą technologicznie USA. Okazuje się więc, że nie wszystko poszło gorzej, niż przewidywali autorzy SF. Niektóre rzeczy wyszły ludzkości lepiej – dużo lepiej.
Kiedy w 1968 roku Artur C. Clarke wydał przełomową dla gatunku SF powieść „2001: A Space Odyssey”, zekranizowaną pod tym samym tytułem przez Stanleya Kubricka, zapewne nie przypuszczał, że u progu trzeciego tysiąclecia nie będziemy latać nawet na nasz sąsiedni księżyc, a co dopiero na księżyce Saturna. Sztuczna inteligencja, której emanacją był komputer pokładowy HAL 9000 też okazała się dużo bardziej rozwinięta względem tego, czego doświadczamy wykorzystując nawet najbardziej zaawansowane komputery w obecnych czasach. Clarke nie był jedynym autorem SF, który wieszczył ludzkości regularne podróże kosmiczne już pod koniec XX wieku. Wystarczy wspomnieć choćby powieść „Ubik” autorstwa Philipa K. Dicka z 1969 roku, w której przewidywał, że w 1992 roku ludzkość będzie posiadać zaawansowane kolonie na Księżycu, a cywilne podróże na naszego naturalnego satelitę będą czymś zwyczajnym. Zdaniem Dicka ludzkość już pod koniec XX wieku miała także rozwinąć szerokie zdolności telepatyczne. W jego najsłynniejszej powieści „Do Androids Dream of Electric Sheep?” zekranizowanej w 1982 roku pod tytułem „Blade Runner”, już w pierwszych dekadach XX wieku obok ludzi miały współistnieć zaawansowane technicznie androidy nie różniące się od nas powierzchownością, jednak obdarzone nadzwyczajną siła i inteligencją. Jak dotąd i ta wizja nie doczekała się urzeczywistnienia, a przecież mamy rok 2022, czyli 21 lat po akcji „Odysei Kosmicznej”. Podobne przykłady można mnożyć. Pod koniec lat 60. XX wieku wizja, w której ludzkość w XXI wieku przestaje latać dokądkolwiek w kosmos z wyjątkiem orbity okołoziemskiej byłaby uznana za szaleństwo, a jednak.
Zatem co poszło nie tak? Rzecz jasna nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Być może autorzy SF byli zbyt wielkimi optymistami, choć przecież mieli ku temu podstawy. Wszak w ciągu 66 lat od pojawienia się w 1903 roku pierwszego samolotu, udało się ludzkości dotrzeć na księżyc. Nietrudno było wydedukować, że następne 60 lat będzie upowszechnieniem tego osiągnięcia i jego rozwinięciem w postaci lotów kosmicznych na dalsze odległości. Wszystkie te rozważania prowadzą do nieuchronnej konkluzji, że niezwykle trudno jest prognozować, bo przecież z drugiej strony wielu teraźniejszych osiągnięć ludzkości nikt nie przewidział. Autorzy SF końca lat ’60 ubiegłego wieku raczej nie wyobrażali sobie, że w urządzeniu wielkości niewielkiego notesu dostępna będzie w zasadzie bez ograniczeń wiedza całej ludzkości i każdy na świecie takie urządzenie będzie posiadał. Nikt bowiem nie przewidział Internetu, a przynajmniej nie w takiej formie, z jaką obecnie mamy do czynienia.
Czy możemy dzisiaj wiedzieć, jak będzie wyglądał świat za 10 lat? Wszak stosowanie prostej ekstrapolacji w odniesieniu do wcześniejszego rozwoju przy założeniu tej samej dynamiki zmian w przyszłości jest zadaniem tyleż prostym, co nieskutecznym. Mogą przecież pojawić się nowe odkrycia zupełnie w obecnej chwili niespodziewane. O wiele trudniejsza staje się także odpowiedź na pytanie o skutki tych zmian, czyli jak zmieni się obecny porządek i czy ten porządek w ogóle się zmieni?
Już dziś możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa odpowiedzieć, że tak. Jesteśmy bowiem obecnie świadkami wydarzeń przełomowych. Wystarczy uświadomić sobie, że każda wojna w Europie zmieniała w późniejszych latach fundamentalnie nie tylko Europę, ale i świat. Pierwsza wojna światowa obaliła bezpowrotnie Austro-Węgry, po drugiej wojnie światowej legło w gruzach imperium brytyjskie, wznosząc na szczyt potęgi swoją dawną kolonię – USA. Czy nadchodzi okres upadku Rosji i Niemiec? Co do Rosji, z pewnością niejeden na tej planecie z całego serca właśnie tego by sobie życzył, jeśli nie w imieniu swoim, to chociażby w imieniu dzielnie walczącej Ukrainy czy budzącej się z letargu Białorusi. Rosja znalazła się na skraju przepaści gospodarczej i trudno pokusić się o odpowiedź na pytanie, co może ten kraj uratować? Rosja utraciła zaufanie świata i chyba nie pomogą tu nawet roszady personalne na szczytach władzy. Nie chodzi bowiem o Rosję jako państwo, lecz o Rosję jako naród: nastawiony imperialnie i pozbawiony elementarnych etycznych zasad. Naród rosyjski ze swoją obojętnością, akceptacją brutalności swych żołnierzy i udający, że nie wie, co się dzieje, pokazał swe prawdziwe oblicze. Rozwiały się dawne złudzenia światowych liderów politycznych, które ustąpiły miejsca powszechnemu już przeświadczeniu, że ktokolwiek nie zająłby miejsca na szczycie rosyjskiej władzy, to Rosja się raczej nie zmieni. To generuje szereg następstw, bo do prowadzenia biznesu potrzebne jest przede wszystkim zaufanie. Nacjonalizacja majątku zachodnich firm działających w Rosji to jedno z wydarzeń epokowych, które w najbliższym dziesięcioleciu całkowicie zmieni przepływy światowe w zakresie dóbr i kapitału.
Już dziś wielu ekspertów coraz głośniej mówi o zjawisku deglobalizacji, gdyż w obliczu pandemii covid-19 i wojny w Ukrainie globalizacja odsłoniła swe najsłabsze punkty, przyczyniając się do światowego kryzysu energetycznego, globalnej inflacji i narastającego chaosu społeczno-gospodarczego. Wystarczy zamknąć jedną fabrykę w Chinach, aby połowa firm samochodowych w Europie zatrzymała produkcję z powodu braku komponentów. Coraz częściej słyszy się pytania, dlaczego tych komponentów nie produkujemy sami? Należy więc oczekiwać, że kanały logistyczne pomiędzy wchodem i zachodem będą w najbliższych czasach zrywane właśnie z powodu utraty zaufania do Rosji w wyniku rozpętanej przez nią wojny i do Chin z powodu zakłóceń dostaw związanych z pandemią. I nie chodzi tu wszakże jedynie o moralną odpowiedzialność, masowe zbrodnie na ludności, autorytarne systemy polityczne, czy zniewolenie ludzi. Choć nikt nie przeczy, jak poważne są to zjawiska, to jednak nie decydujące. Miały one miejsce od wielu lat, lecz na dużo mniejszą skalę i może dlatego nikt się tym nie przejmował. Natomiast najważniejszym i decydującym o deglobalizacji czynnikiem, jaki pojawił się w ostatnich latach w krajach zachodu jest brak pewności dostaw, który to czynnik uruchomił całą lawinę innych problemów. Europa i USA już w tej chwili zdają sobie sprawę, że nie mogą sobie pozwolić na takie perturbacje, bo koszty globalizacji zaczynają przewyższać zyski, których świat zachodni w tak wielkiej skali doświadczał w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Do świadomości świata biznesu i polityki coraz częściej przebija się pogląd, że należy się usamodzielnić, odcinając dostawy rosyjskich węglowodorów i chińskich dóbr wszelkiego rodzaju. Jak trudne jest to zadanie można uświadomić sobie rozglądając się dookoła najbliższego otoczenia. Gdyby wszystkie chińskie przedmioty z niego usunąć, może się okazać, że będziemy siedzieć na podłodze zupełnie nadzy i po ciemku, a gdy będziemy chcieli zapalić świeczkę, to może też jej nie będzie. Tak właśnie świat uzależnił się od Chin. Dlatego o ile z Rosją możemy poradzić sobie szybciej i łatwiej, z Chinami będzie dużo trudniej.
Jeśli więc nie globalizacja, to co? Odpowiedź wydaje się prosta: regionalizacja. Przewaga, jaką Chiny miały nad resztą świata, zacznie w najbliższej dekadzie stopniowo zanikać, przy jednocześnie lawinowo rosnących kosztach transportu z Chin z uwagi na szalejące ceny paliw, które być może trochę się uspokoją, ale widmo zagrożenia cały czas będzie wisieć. A to nie sprzyja biznesowi. Może to zabrzmi trywialnie, a jednak już w najbliższych latach tania chińska siła robocza będzie zastępowana przez humanoidalne roboty. O ile, jak dotąd państwa zachodnie opóźniały ten proces, bo jednak Chiny były tańsze, to obecny trend robotyzacji fabryk w najbliższych latach znacząco przyspieszy – właśnie z uwagi na uwarunkowania ekonomiczne. Siła robocza Państwa Środka drożeje, ponieważ wzrastają zarobki zatrudnionych w sektorze produkcyjnym i drożeje transport. Roboty stają się doskonalsze i uniwersalne. Będą się swobodnie komunikować z ludźmi i ze sobą. Nie potrzebują jedzenia, dachu nad głową, wypłaty wynagrodzenia, nie chorują. Pracują z równą dokładnością i szybkością przez okrągłą dobę, może z przerwą na uzupełnienie energii. Nie posiadają świadomości, nie mają roszczeń. Są absolutnie posłuszne – przynajmniej na razie. Robotyzacja sprawi, że globalizacja zwyczajnie przestanie się opłacać. Świat będzie szukał rozwiązań regionalnych, ponieważ system logistyczny funkcjonujący w ramach mniejszej całości jest stabilniejszy, a gdy zajdzie potrzeba, może mu pomóc inny niewielki system, który akurat nie doświadcza kłopotów. Świat w ciągu najbliższego dziesięciolecia zacznie się gospodarczo polaryzować. Będzie to proces długotrwały i niekiedy bolesny. Zostanie zburzony światowy porządek gospodarczy. Upadnie wiele przedsiębiorstw, dla których globalizacja była podstawą funkcjonowania, inne podlegać będą głębokiej restrukturyzacji, co skutkować będzie szeregiem napięć społecznych. Nastanie trudny czas, ale będzie to czas oczyszczenia z ułudy globalizacji.
Największym przegranym w Europie w najbliższej dekadzie będą Niemcy. Gospodarka naszego sąsiada już dawno przestała być innowacyjna, ale nadal zachowywała konkurencyjność w Europie z powodu trzech głównych czynników: tanich węglowodorów z Rosji, taniej siły roboczej z Polski oraz w zasadzie darmowego systemu bezpieczeństwa z USA, co widać po obecnym stanie niemieckiej armii. Najsilniejszą gałęzią niemieckiej gospodarki, swoistą lokomotywą gospodarczą była jak dotąd motoryzacja, ale z powodu absurdalnych wymogów UE i ona zostanie w najbliższych latach zabita, czego symptomy bardzo wyraźnie widoczne są już dziś. Koncerny samochodowe na rozwój elektromobilności wydały miliardy euro, które się nie zwrócą, ponieważ jest ona w obecnym kształcie utopią. Nakłady na elektromobilność – jak na razie – zostały wyrzucone w błoto. Do tego barbarzyńska Rosja wszczynając wojnę w Ukrainie pozbawiła Niemcy złudzeń co do dalszej współpracy gospodarczej w zakresie dostaw tanich paliw. I jeszcze Polska, która rozwija się gospodarczo i należy zakładać, że w najbliższym dziesięcioleciu znacznie zmaleje przepaść między wynagrodzeniami polskich i niemieckich pracowników. Niespecjalnie lubimy Niemców, więc trochę większe zarobki nie skłonią Polaków do wyjazdu „za chlebem” do obcego kraju. Polska tania siła robocza przestaje więc być dla Niemiec atutem.
Paradoksalnie jednak regionalizacja jest tym, co może w dalszej, kilkudziesięcioletniej perspektywie uratować Europę, szczególnie Niemcy. Państwo to zawsze miało najlepszych inżynierów i przodowało w elektronice, którą unicestwiły produkty z dalekiego wschodu nie dlatego, że były lepsze, lecz dlatego, że były tanie. Regionalizacja i rozwój robotyzacji może sprawić, że produkty niemieckie znowu mogą stać się innowacyjne może nie w najbliższej, lecz w kolejnych dekadach. Niemcy muszą gospodarczo odbić się od dna, aby wyzwolić swój społeczny potencjał i zredefiniować priorytety, kładąc nacisk na nowatorskie rozwiązania, a nie koszty produkcji, które w najbliższych latach przestaną w światowej gospodarce odgrywać kluczowe znaczenie. Świat zachodni już rozumie, że to, co obecnie jest tanie, za chwilę może być drogie, a nawet niedostępne. Dużo ważniejsze w najbliższej dekadzie stanie się bezpieczeństwo dostaw oraz zaufanie do całego łańcucha logistycznego.
Potęgę Europy zasilać będą państwa Europy Środkowo – Wschodniej, których znaczenie po wojnie w Ukrainie będzie stale rosnąć. Stworzą one silną lokalną grupę, inicjując wewnętrzny gospodarczy podsystem w ramach słabnącej Unii Europejskiej targanej proceduralnymi konfliktami i uwikłanej w kryzys tożsamości. W Unii Europejskiej nastąpi silne pęknięcie pomiędzy państwami „starej” i „nowej” Unii na skutek kryzysu zaufania i rozbieżności ideowej oraz podejścia do kwestii obronności i współpracy z pragnącą odrodzenia swej potęgi Rosją. Na szczytach władzy w USA zrewidowany zostanie priorytet współpracy gospodarczej z dotychczasowymi europejskimi liderami na rzecz silnie zdeklarowanych antyrosyjsko krajów Międzymorza. Zacznie się stopniowo wyłaniać nowa organizacja transatlantycka pomijająca Niemcy i Francję jako głównych liderów w Europie na rzecz Wielkiej Brytanii i Polski, jako nowych filarów europejskiego bezpieczeństwa. Jeszcze raz w tym miejscu warto podkreślić, że w najbliższych dekadach współpraca gospodarcza między krajami opierać się będzie na bezpieczeństwie dostaw a nie na kosztach produkcji, dlatego sojusze gospodarcze staną się tożsame z paktami militarnymi. Najbliższa dekada znacznie zmieni porządek gospodarczy i społeczny w krajach zachodu. Etyka w stosunkach gospodarczych między krajami zostanie trwale wpleciona w rachunek handlowy, a bezpieczeństwo wymiany handlowej stanie się jednym z kluczowych czynników gospodarczej współpracy. Gospodarka i bezpieczeństwo muszą iść w parze, bo biznes lubi spokój. Na tych fundamentach w ramach paktu NATO wzrastały w drugiej połowie XX wieku systemy ekonomiczne krajów Zachodu, dlatego to właśnie w tym okresie państwa zachodnie najszybciej się rozwijały. Po upadku bloku komunistycznego zasady te zostały porzucone i nadszedł czas, aby do nich wrócić.
W Azji największym przegranym procesu deglobalizacji będą Chiny. Jako azjatycki hegemon mający u boku biednego ale rozległego terytorialnie wasala – Rosję, która stanowić będzie surowcowe zaplecze Chin, nadal będą najsilniejszym państwem Azji. Jednak gospodarka Państwa Środka skurczy się na skutek ograniczania importu chińskich towarów przez USA i Europę. Japonia – także częściowo pozbawiona na skutek deglobalizacji europejskiego i amerykańskiego rynku zbytu – przy jednoczesnym przegrywaniu walki gospodarczej z większymi Chinami, również straci swe gospodarcze znaczenie na świecie, będąc jednak nadal regionalną potęgą ekonomiczną, podobnie jak Korea Południowa. Te dwa azjatyckie tygrysy, nie pałające do siebie sympatią, będą skazane na coraz dalej idącą współpracę gospodarczą. Ich wymiana handlowa na skutek utraty zachodnich rynków zbytu osiągnie niespotykane nigdy wcześniej rozmiary, z korzyścią dla obu tych krajów. Po spustoszeniu europejskiej gospodarki surowcowej przez Rosję, rządzone podobnie autorytarne Chiny będą traktowane przez wiele mniejszych azjatyckich krajów nieufnie, co odbije się na chińskim eksporcie, dlatego Chiny będą poszerzać swoje rynki zbytu w Indiach, Afryce i Ameryce Południowej. Wpływy Chin wzrosną lawinowo w krajach dawnej Federacji Rosyjskiej, które uzyskają niepodległość po przegranej przez Rosję wojnie. Zatem w najbliższej dekadzie kraje azjatyckie będą stopniowo tracić rynek europejski i amerykański, lecz jednocześnie rósł będzie wewnętrzny rynek azjatycki, który stanie się także obszarem zamkniętym dla zachodu. Najbliższe 10 lat będzie dopiero początkiem tego długotrwałego procesu. Prawdziwa walka między Wschodem i Zachodem toczyć się będzie o Afrykę i jej zasoby. Kontynent ten będzie silniej niż dotąd poddawany procesom podziału na strefy wpływów, jednak tym razem z korzyścią dla państw Afryki. Będzie toczył się swoisty „konkurs piękności” o względy Afryki, czyli o to, kto może zaproponować więcej. Wygrani będą wszyscy, a bieda w Afryce zacznie znikać.
Perturbacje gospodarcze rozgrywające się na świecie nie pozostaną bez wpływu na porządek społeczny w Europie, która wprawdzie połączona nierozerwalnymi więzami handlowymi, stanie się podzielona ideowo i społecznie. Po skończonej wojnie w Ukrainie przyjdzie czas na rozliczenia. Wtedy okaże się, że państwa „starej” Europy nie są nieomylne, a w dodatku egoistyczne, zadufane w sobie i pełne hipokryzji. Poniosą niepowetowane straty wizerunkowe w oczach USA i krajów Międzymorza. O ile współpraca gospodarcza będzie nadal podtrzymywana, to nie będzie już mowy o hegemonii Niemiec i Francji w Europie. Próba przywołania krajów Międzymorza do porządku siłą przy pomocy instytucji UE tylko doleje oliwy do ognia. Unia Europejska będzie skonfliktowana i sparaliżowana decyzyjnie. Państwa Międzymorza – z Polską na czele – będą domagać się głębokiej reformy instytucjonalnej, a państwa „starej” Europy będą chciały zachować status quo, kurczowo trzymając się idei „Europy dwóch prędkości”, jako straszaka, który nie będzie już robił żadnego wrażenia. W 2032 roku te problemy nie zostaną rozwiązane – ze szkodą dla wszystkich. Z drugiej strony, w wyniku postępującej deglobalizacji przed nastaniem ery robotyzacji fabryk, w Europie będzie trwał okres przejściowy. Roboty będą udoskonalane i wprowadzane stopniowo, natomiast na skutek odbudowy europejskich fabryk powstanie olbrzymie zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą, co spowoduje kryzys społeczny wywołany przez migrantów ekonomicznych. Nastawieni roszczeniowo migranci nie będą skłonni do podejmowania pracy w nowo powstałych fabrykach przenoszonych z Azji – a takie będą wobec nich oczekiwania społeczne. Aby skłonić ich do pracy, kraje „starej Unii’ będą stopniowo ograniczać świadczenia społeczne, co spowoduje liczne zamieszki, brutalnie tłumione przez policję wzorem państw totalitarnych. Wizerunek praworządności tych państw po raz kolejny zostanie mocno nadszarpnięty.
Polska po wygranej przez Ukrainę wojnie znacznie poprawi swoją pozycję w Europie, umacniając się na pozycji lidera silnego gospodarczo i militarnie regionu, biorąc olbrzymi udział w odbudowie Ukrainy. Ta zaś będzie selektywnie wybierać partnerów w tym procesie, faworyzując Polskę, Wielką Brytanię, kraje skandynawskie i oczywiście USA; zaś Francja i Niemcy napotkają „szklany sufit”. To spowoduje, że nakłady UE na odbudowę Ukrainy będą nadzwyczaj skromne w stosunku do wkładu chociażby Banku Światowego, co wywoła nieuchronne napięcia między krajami Międzymorza a państwami „starej Unii”. Kolejny raz obnażona zostanie hipokryzja europejskich hegemonów. Do 2032 roku także Białoruś uwolni się od wpływów słabej i podzielonej Rosji, dołączając do krajów Międzymorza.
W Europie wyłoni się nowy ład polityczny oznaczający stan równowagi między lewicą i prawicą. Kraje „starej Unii” będą jeszcze w większości tradycyjnie lewicowe, jednak wśród państw Międzymorza będzie zdecydowanie dominować opcja prawicowa. W Polsce po kompletnie nieudanej kadencji Koalicji Obywatelskiej w latach 2023 – 2027, która w wyniku swych słabych rządów rozpadnie się na mniejsze ugrupowania, prawica powróci do władzy z większością konstytucyjną. Partie lewicowe stanowić będą „plankton polityczny”. Nikt się prędko nie nabierze na ich hasła i obietnice, z których żadnej nie dotrzymają. Era stabilizacji i dobrobytu, jaką znamy z ostatnich lat, nieuchronnie dobiega końca. Zastąpi ją kilkudziesięcioletni burzliwy okres przejściowy, pełen niepewności, niepokojów i gwałtownych zmian. Doktryna lewicowa, opisująca bezpieczny świat równych szans, bez granic, armii, uprzedzeń i dyskryminacji, za sprawą następstw wojny w Ukrainie okaże się utopią, a instytucje międzynarodowe broniące tych „ideałów” zostaną skompromitowane poprzez obnażenie ich hipokryzji oraz dążenia do przejęcia kontroli nad świadomie ogłupianym społeczeństwem. Ujawnione wpływy agentury rosyjskiej w instytucjach rzekomo broniących praw człowieka a także w międzynarodowych organizacjach proekologicznych pogrążą doktrynę lewicową na długie lata. Świat przestanie ufać Amnesty International, Greenpeace, czy niesławnej Radzie Europy – organizacji stojącej na straży praw człowieka w Europie, której członkiem była Rosja aż do marca 2022 roku! Trudno o większą kompromitację.
W 2032 roku, na zgliszczach starego porządku, który rozwijał się od upadku „żelaznej kurtyny” do wybuchu wojny w Ukrainie, wykształci się nowy światowy ład, oparty na zaufaniu, bezpieczeństwie i etyce. Świat ponownie się spolaryzuje, lecz nie będzie to oznaczać stagnacji. Artur C. Clarke w kolejnej części swej powieści „2010: Odyssey Two” przewidywał, że Związek Radziecki nadal istnieje i jest światową potęgą dorównującą technologicznie USA. Okazuje się więc, że nie wszystko poszło gorzej, niż przewidywali autorzy SF. Niektóre rzeczy wyszły ludzkości lepiej – dużo lepiej.
CZYTAJ TAKŻE:
Powyższy esej otrzymał Nagrodę Główną w I edycji Konkursu Literackiego „Polska i świat A.D. 2032, czyli jak najbliższa dekada zmieni porządek świata”, który jest częścią częścią projektu pn. „Kontra – Budujemy forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.