Premier Japonii drugi rok z rzędu ma uczestniczyć w szczycie NATO. Wywołuje to gniewną reakcję Chin. Co więcej, w Tokio ma powstać biuro łącznikowe Sojuszu. Japonia i NATO wyraźnie szukają zbliżenia, a powód ku temu jest prosty – polityka Pekinu i współpraca rosyjsko-chińska.
Źródła rządowe w Tokio poinformowały 24 maja o planowanym udziale premiera Fumio Kishidy w szczycie NATO w Wilnie w dniach 11-12 lipca. Chiny ostrzegły Japonię, by „nie robiła niczego, co szkodzi wzajemnemu zaufaniu między krajami”, a „wypady” Paktu Północnoatlantyckiego w region Indo-Pacyfiku określiły jako „podważanie pokoju i stabilności” i wezwały kraje regionu by „pozostały czujne”.
Co wzbudziło taki niepokój Pekinu? Coraz większe globalne zaangażowanie ChRL i agresywna polityka nie tylko we własnym sąsiedztwie doprowadziły do sytuacji, w której NATO zaczęło postrzegać ją jako rosnące wyzwanie dla swoich „interesów, bezpieczeństwa i wartości”. Natomiast dla Japonii logicznym krokiem w obliczu chińskiej presji stało się szukanie jeszcze innych sojuszników niż Stany Zjednoczone. Pakt Północnoatlantycki, jako najsilniejszy sojusz polityczno-wojskowy świata zachodniego był tutaj oczywistym wyborem. Kierunek ten obrał rządzący w latach 2012-20 premier Shinzō Abe. Zbliżenie rosyjsko-chińskie jedynie przyspieszyło te procesy, szczególnie po tym jak 4 lutego 2022 r. prezydent Putin i przewodniczący Xi ogłosili „partnerstwo bez granic”. Z drugiej strony trzeba mieć na uwadze, że Moskwa i Pekin postrzegają zacieśnianie dwustronnej współpracy jako uzasadnioną reakcję na działania USA, NATO i ich partnerów.
Gdy 24 lutego 2022 r. wybuchła pełnoskalowa wojna, Japonia natychmiast przyłączyła się do sankcji nałożonych przez Zachód. Ku ogólnemu zaskoczeniu, Tokio zdecydowało się nawet na pomoc wojskową dla Ukrainy. Nie obejmuje ona wprawdzie broni, lecz wyposażenie – od kamizelek kuloodpornych, przez namioty, agregaty prądotwórcze, sprzęt medyczny po ciężarówki, co już stanowi poważne odejście od dotychczasowej polityki.
Zmiany mogą być jeszcze dalsze. Część konserwatywnych polityków domaga się bezpośredniego przekazywania broni Ukrainie. Wymagałoby to jednak daleko idących zmian legislacyjnych. Natomiast w myśl obowiązujących przepisów, trwają rozmowy z USA w sprawie przekazania amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm i uzupełnieniu w ten sposób amerykańskich zapasów uszczuplonych przez dostawy dla Ukrainy.
Premier Kishida wyjaśnił ten kurs przedstawiając swoje założenia geopolityczne. Atak Rosji na Ukrainę jest postrzegany jako atak na obecny liberalny ład międzynarodowy, który przyniósł Japonii rozliczne korzyści i uczynił z niej najpierw drugą, a obecnie trzecią gospodarkę globu. Działania Kremla stały się więc wyzwaniem dla japońskiego bogactwa i dobrobytu.
Co jednak bardziej istotne, wraz z zacieśnianiem współpracy przez Moskwę i Pekin, Europa i Azja Wschodnia przestały być osobnym teatrami działań. To, co dzieje się w jednym regionie, ma bezpośredni wpływ na drugi. Japończycy zakładają, że jakiekolwiek zwycięstwo Rosji w wojnie z Ukrainą będzie dla Chin niczym innym jak zaproszeniem do inwazji na Tajwan. Ten konflikt zaś miałby dużo większe i bardziej dramatyczne skutki dla całego świata niż rosyjska agresja na Ukrainę. Kishida i jego gabinet, przede wszystkim ministrowie spraw zagranicznych Yoshimasa Hayashi i obrony Yasukazu Hamada, usiłują przekonać do tej koncepcji swoich zachodnich partnerów. W NATO i Londynie znajdują one posłuch, bardziej opornie przyjmowane są w Paryżu i Berlinie, a do pewnego stopnia nawet w Waszyngtonie.
Zacieśnianie partnerstwa
W 2014 r. Japonia i Sojusz podpisały umowę indywidualnego programu partnerstwa i współpracy (IPCP). Porozumienie jest jednak dalekie od włączania kraju kwitnącej wiśni w struktury paktu, a sprawy wojskowe zajmują w nim marginalne miejsce. IPCP koncentruje się na szeroko rozumianym bezpieczeństwie morskim i pomocy humanitarnej.
Współpraca zostanie podniesiona na wyższy poziom wraz z indywidualnie dopasowanym programem partnerskim (ITPP). Nowa umowa ma zostać podpisana tuż przed szczytem w Wilnie i to ona nadaje właściwego ciężaru planowanemu udziałowi premiera Kishidy.
Kluczowym punktem jest zapowiedź większej koordynacji między NATO i Japonią wobec Rosji i Chin. Opublikowana 16 grudnia 2022 r. nowa japońska strategia bezpieczeństwa narodowego określiła ChRL „największym wyzwaniem strategicznym”, zaś działania Moskwy w rejonie Indo-Pacyfiku jako powodujące „poważne obawy dotyczące bezpieczeństwa”, a w Europie – jako zagrożenie.
Na tym nie koniec. ITPP ma wprowadzić koordynację w zakresie reakcji na nowe technologie. Chodzi o wymianę informacji pozwalających skuteczniej reagować na zmiany i wyzwania dla obronności generowane przez sztuczną inteligencję, komputery kwantowe, czy biotechnologię. Współpraca ma zostać rozszerzona ponad to o cyberbezpieczeństwo, zwalczanie dezinformacji i działania w przestrzeni kosmicznej, nowe i coraz ważniejsze domeny operacji wojskowych i bezpieczeństwa narodowego. Kolejny punkt to pogłębiona kooperacja struktur politycznych i dowodzenia NATO z japońskimi odpowiednikami.
Mimo stawiania nacisku na dyplomację i zaawansowane technologie współpraca z NATO i jego poszczególnymi członkami obejmuje także ćwiczenia wojskowe. W ciągu ostatnich lat japońskie Siły Samoobrony prowadziły wspólne manewry z przybywającymi do Azji Wschodniej siłami brytyjskimi, francuskimi i niemieckimi.
Teraz przyszedł czas na wizytę Japończyków w Europie. Japonia i Szwecja jako jedyne państwa nieczłonkowskie uczestniczyły w dniach 12-23 czerwca w manewrach Air Defender 23. Były to największe ćwiczenia lotnicze w historii NATO z udziałem 10 tys. żołnierzy i 250 samolotów. Wprawdzie Siły Samoobrony reprezentował tylko pojedynczy samolot transportowy, jednak jest to typowa dla Tokio metoda małych kroków. Z czasem można spodziewać się japońskiego udziału na większą skalę.
Bliższa współpraca wymaga sprawniejszej komunikacji. Obecnie NATO jest reprezentowane w Japonii przez ambasadę Danii. Natomiast za kontakty Tokio z Sojuszem odpowiada japońska ambasad w Brukseli. Na początku tego roku podczas wizyty sekretarza generalnego Paktu Jensa Stoltenberga w Japonii poinformowano, że trwają rozmowy w sprawie otwarcia w 2024 r. biura łącznikowego NATO w Tokio. Na wstępie miałoby ono zatrudniać jedną osobę. Głównym przedmiotem negocjacji ma pozostawać według japońskich mediów to kto zapewni przestrzeń biurową – Sojusz, czy japoński rząd.
Samo w sobie biuro łącznikowe nie jest czymś wyjątkowym. NATO posiada już od lat takie przy ONZ i OBWE, a także na Ukrainie, w Gruzji, Mołdawii, Bośni i Hercegowinie oraz Kuwejcie. Z kolei Japonia ogłosiła zamiar otwarcia swojego stałej misji przy kwaterze głównej Sojuszu. Przedstawicielstwo działałoby niezależnie od ambasady w Belgii.
Bliżej Europy
Premier Abe zainicjował zbliżenie nie tylko z NATO, ale także poszczególnymi państwami europejskimi. W 2014. Japonia oprócz nawiązania stosunków z NATO podpisała także umowy o współpracy wojskowej z Wielką Brytanią i Francją.
Najbardziej zaawansowana jest kooperacja z Wielką Brytanią, która w ciągu ostatnich miesięcy zanotowała wyraźne przyspieszenie. Najpierw, 9 grudnia ub.r., ogłoszono połączenie programów samolotów bojowych następnej generacji, brytyjsko-włoskiego Tempesta i japońskiego F-X. Miesiąc później, 11 stycznia Londyn i Tokio podpisały porozumienie o wzajemnym dostępie (RAA). Umowa reguluje zasady przebywania sił jednej strony na terenie drugiej, tworząc tym samym podstawy pod wspólne ćwiczenia i operacje wojskowe.
Japonia stara się także budować bliskie relacje z Niemcami. Po 2014 r. i aneksji Krymu przez Rosję obie strony zainicjowały dialog w formacie dorocznych spotkań ministrów obrony. Każdy taki szczyt to dla Tokio okazja by naciskać Berlin do przyjęcia bardziej zdecydowanej postawy wobec Chin i zwiększenia zaangażowania w regionie Indo-Pacyfiku. Po ubiegłorocznej wizycie kanclerza Scholza w Japonii zainicjowano nowy format spotkań z udziałem szefów rządów, ministrów spraw zagranicznych, obrony, gospodarki, finansów, spraw wewnętrznych i transportu.
Wielka Brytania, Francja i Niemcy nie wyczerpują listy europejskich państw, z którymi Tokio chce budować bliższe relacje w dziedzinie bezpieczeństwa. W japońskim dyskursie politycznym wymieniane są Hiszpania, Włochy, a także Polska.
Nie tylko Japonia
Japonia nie jest jedynym krajem Indo-Pacyfiku szukającym zbliżenia z Sojuszem Północnoatlantyckim. To samo robią Australia, Nowa Zelandia i Korea Płd. W 2020 r. te trzy państwa wraz z Japonią utworzyły format nazwany czwórką Azji-Pacyfiku (AP4), którego celem jest zacieśnianie współpracy z NATO. Na początku działalność przybrała formę spotkań ministrów spraw zagranicznych państw Sojuszu z AP4, jednak już od r. 2021 odbywają się regularne posiedzenia grupy z Radą Północnoatlantycką. Kolejny krok poczyniono w ubiegłym roku gdy rozpoczęto spotkania Komitetu Wojskowego NATO z czwórką partnerów z Azji i Pacyfiku.
W ubiegłorocznym szczycie Sojuszu w Madrycie oprócz premiera Kishidy uczestniczył prezydent Korei Płd. Yeon Suk-yeol oraz premierzy Australii Anthony Albanese i Nowej Zelandii Jacinda Ardern. Warto jeszcze wspomnieć o obecności przedstawicieli Tajwanu, Filipin i Tajlandii – państw zmagających się z chińską ekspansją, lub wieloletnich sojuszników USA. Szefowie rządów pozostałych państw AP4 zapowiedzieli swój udział na szczycie w Wilnie.
Australia podziela japoński pogląd na znaczenie rezultatu wojny rosyjsko-ukraińskiej dla sytuacji w Azji i również zapewniła zaskakująco dużą pomoc wojskową dla Ukrainy. Także Korea Płd. przyjmuje powoli bardziej zdecydowaną postawę wobec Chin. Wprawdzie Seul unika otwartego krytykowania Pekinu i Moskwy, jednak zmiana jest wyraźnie widoczna. Tegoroczna południowokoreańska strategia bezpieczeństwa narodowego zaleca zacieśnianie współpracy z Japonią. Nowa Zelandia natomiast wychodzi ze stanu określanego przez australijskich analityków i komentatorów jako „kryzys egzystencjalny” i przestaje się zachowywać jakby działania i problemy świata zachodniego jej nie dotyczyły.
Również te trzy państwa negocjują z NATO swoje porozumienia ITPP, jak dowiedział się w połowie czerwca japoński magazyn Nikkei Asia. Partnerstwa mają mieć taki sam zakres jak to z Japonią i stanowić część szerszej globalnej polityki Sojuszu. Pojawiły się także sugestie, że tokijskie biuro łącznikowe ma również odpowiadać za kontakty z resztą AP4.
CZYTAJ TAKŻE:
KITA: Wojna dzieli zachodnią prawicę. Czemu Republikanie w USA dystansują się od Ukrainy?
BEHRENDT: Waluta BRICS – czy dolar zostanie zdetronizowany?
Azjatyckie NATO?
Czy procesy te zwiastują przystąpienie państw AP4 do NATO lub powstanie jego azjatyckiej wersji? Nic z tych rzeczy. Chińska propaganda regularnie powraca z wątkiem tworzenia azjatyckiego odpowiednika Sojuszu Północnoatlantyckiego i ryzyka jakie to niesie dla regionu od czasu gdy w r. 2007 premier Abe wystąpił z pomysłem Quadu, czyli czterostronnej współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa z Indiami, Australią i Stanami Zjednoczonymi. Więcej mówi to jednak o obawach pekińskich decydentów, niż realnych wydarzeniach. Fakt, powstanie mocno zintegrowanego bloku polityczno-wojskowego w regionie radykalnie ograniczyłby Chinom możliwości działania. Taki obrót wydarzeń jest jednak bardzo mało prawdopodobny.
W Azji brakuje tradycji wielostronnych sojuszy, a obecna architektura bezpieczeństwa oparta jest cały czas na dwustronnych traktatów ze Stanami Zjednoczonymi. Układ taki jest określany jako hub and spokes (piasta i szprychy). Sami Amerykanie zresztą już w latach 50. odrzucili pomysł stworzenia azjatyckiego odpowiednika NATO. W Waszyngtonie uznano, że nie sprzyjają temu często napięte relacje między sojusznikami. Państwa regionu uwikłane były, i często nadal są, w liczne spory, niekiedy tradycyjne, kiedy indziej będące dziedzictwem kolonializmu. Ten ostatni poważnie ważył na niechęci do wchodzenia w sojusze z byłymi kolonizatorami, zaś niedawna wojna i japońska okupacja skutecznie eliminowały Japonię jako potencjalnego sojusznika. Samo Tokio zresztą przyjęło wówczas bardzo pacyfistyczną postawę. Priorytet otrzymała gospodarka, mająca doprowadzić do jak najszybszej odbudowy kraju z wojennych zniszczeń.
USA podjęły jedną próbą stworzenia regionalnego sojuszu dla Azji Płd.-Wsch., SEATO. Okazało się ono zupełną porażką, potwierdzającą prawidłowość przyjętych założeń. Pakt rozwiązano w r. 1977.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wraz ze wzrostem Chin. Dla Tajwanu i państw Azji Płd.-Wsch. Japonia stała się atrakcyjnym partnerem. Współpraca z Tokio postrzegana jest jako cenne uzupełnienie związków z Waszyngtonem. Nadal jednak daleko do wielostronnego i głęboko zintegrowanego na poziomie politycznym jak NATO. W niektórych przypadkach sytuacja niewiele zmieniła się od lat 50. Korea Płd. ze względu na kolonialne rządu Japonii na półwyspie w pierwszej połowie XX w. przez lata odmawiała współpracy. W ten sposób Seul storpedował plany administracji Obamy zacieśnienia trójstronnej współpracy. Wspomniana strategia bezpieczeństwa prezydenta Yeona właśnie dlatego jest tak wyjątkowa, że kładzie nacisk na zbliżenie z Japonią. Nie wiadomo jednak, czy ta polityka przetrwa poza okres jego prezydentury.
Czy Quad może być zarodkiem bardziej zintegrowanego sojuszu? To też bardzo mało prawdopodobne. Za pierwszym razem propozycja spotkała się z nikłym zainteresowaniem. Odżyła dopiero po 2016 r. gdy Australia, Indie i Japonia zaczęły obawiać się o przyszłość zaangażowania USA pod rządami Donalda Trumpa na Indo-Pacyfiku. Układ nadal jest jednak daleki od sojuszu wojskowego. Przede wszystkim Indie nie chcą się wiązać żadnymi daleko idącymi traktatami, uważając je za ograniczenie własnej swobody działania.
Z tego względu Quad stał się wszechstronnym formatem współpracy stale ewoluującym w nowych kierunkach. Obecnie państwa członkowskie współdziałają na tak różnorodnych polach jak bezpieczeństwo morskie, pomoc humanitarna, dostarczanie szczepionek przeciw Covid-19 państwom Azji Płd.-Wsch., a nawet tworzenie bezpiecznych, to jest niezależnych od Chin, łańcuchów dostaw w kluczowych sektorach półprzewodników, farmaceutyki i medycyny.
A co z członkostwem AP4 w NATO? Nie jest to celem żadnego z tych państw. Mimo wszystko dwustronne sojusze z USA oraz minilateralne formaty takie jak Quad i AUKUS uznawane są cały czas za wystarczające gwarancje bezpieczeństwa. Bliższa współpraca z Sojuszem i także poszczególnymi państwami europejskimi traktowana jest jako zwiększenie liczby dostępnych opcji i wzmocnienie tym samym własnej pozycji na arenie międzynarodowej.
Do tego państwa członkowskie NATO nie wykazują większego zainteresowania zaangażowaniem sojuszu w Azji i na Pacyfiku. Przykładem jest chociażby opozycja Francji wobec powołania biura Sojuszu w Tokio. Nie przeszkadza to jednak Paryżowi samodzielnie zwiększać swoją obecność w regionie. Sprzeczność? Niekoniecznie. Sprzeciwiając się biuru Francja sygnalizuje, że ciągle ma wpływ na wielką politykę i trzeba się z nią liczyć. Wydaje się to jednak obliczone przede wszystkim na wewnętrzną opinię publiczną. Ceną za to jest natomiast wykluczenie z regionalnych formatów współtworzonych przez USA. Tutaj pojawia się kolejna pozorna sprzeczność. Amerykanie z otwartymi ramionami witają francuskie zaangażowanie na Pacyfiku i zachęcają Paryż do jego stałego zwiększania. Wszak są sytuacje gdy każdy okręt i samolot się liczy, nawet jeśli tylko symbolicznie.
Co pokazuje nam dążenie Japonii i pozostałych państw AP4 do zacieśnienia współpracy z NATO i poszczególnymi państwami europejskimi? Jest to kolejny wymiar globalizacji. Przyzwyczailiśmy się myśleć o niej jedynie w kategoriach gospodarczych. Tymczasem intensyfikacja wymiany dóbr, usług i większa mobilność ludzi doprowadziły także do globalizacji wyzwań dla bezpieczeństwa. Z początku dotyczyło to przestępczości zorganizowanej i terroryzmu, jednak wraz z szukaniem przez Chiny „miejsca pod słońcem” i rewizjonizmem Rosji sytuacja uległa zmianie. Wbrew niektórym kasandrycznym prognozom nie mamy końca globalizacji, po prostu kwestie bezpieczeństwa zaczęły się po trzech dekadach przerwy wysuwać przed kwestie gospodarcze.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.