MACIEJEWSKI: O „Resecie”, czyli zmarnowanej szansie

fot. screen TVP Info

W dokumencie TVP wszystko przyćmiewa oskarżenie o zdradę stanu Donalda Tuska. Tak jakby cały bezmiar upośledzenia, jaki zresztą został zaprezentowany w serialu, był kwestią złej woli jednego człowieka, a nie katastrofalnego stanu całego systemu.

Mamy już za sobą premierę czwartego odcinka serialu dokumentalnego TVP „Reset”. Wiele już powiedziano i napisano (zarówno przez miłośników, jak i krytyków produkcji) o głównej tezie, pod którą jest stworzona. Udowodnieniu, że Donald Tusk, Radosław Sikorski et consortes dopuścili się zdrady. I trzeba przyznać, że dążenie do polsko-rosyjskiego détente w postaci wypowiedzi i decyzji polityków Platformy sprzed kilkunastu lat źle się zestarzało. Ale właśnie z tego powodu uważam „Reset” za podwójnie zmarnowaną szansę.

 

Mógł się bowiem stać szansą na rozpoczęcie debaty nad kondycją polskich kadr dyplomatycznych, skalą ich infiltracji przez obce wywiady i przede wszystkim nad skalą suwerenności, jaką posiada Polska w kształtowaniu własnej polityki zagranicznej. I to niezależnie od tego, która z ekip znajduje się przy władzy. Wszystko to jednak zostało wzięte w nawias medialnego oskarżenia o zdradę stanu dokonaną przez Tuska. Tak jakby cały bezmiar upośledzenia, braku rozeznania czy dobrej woli, jaki został zaprezentowany w „Resecie”, był kwestią złej woli jednego człowieka, a nie katastrofalnego stanu całego systemu. Ale ten akt oskarżenia, którym w istocie próbuje być „Reset”, jest pochodną jeszcze innej, niewypowiedzianej wprost, ale jednak głównej tezy całej produkcji.

Jest nią manichejska wizja rzeczywistości. Z jednej strony źli Rosjanie, z drugiej – szlachetni i opiekuńczy Amerykanie. Rozumie się samo przez się, że należy utożsamić strategiczne interesy tych ostatnich z polską racją stanu. Nie ma tu jednak miejsca na żadną skalę szarości, napięcia, dylematy – cała gra toczy się tylko o to, jak mocno uda się Polakom uchwycić rąbka spódnicy pani matki, Ameryki. I zanim niektórym uruchomi się „onucometr” – oczywiście, że strategiczny sojusz z USA leży w ramach polskiej racji stanu. O ile będzie to tylko sojusz, nie hołd lenny (i strategiczny, a nie wiernopoddańczy). Nie ma ani w „Resecie”, ani szerzej – w polskiej debacie – tego, o czym pisał chociażby ostatnio w książce „Tragizm polityki naszych czasów” Robert D. Kaplan. Wrażliwości na tragizm egzystencji, w tym zwłaszcza egzystencji państw na arenie międzynarodowej. Tego, że w tym ekosystemie nie walczą ze sobą dobro i zło w czystej postaci; że dylematy, z jakimi mają do czynienia decydenci, są natury tragicznej, nie manichejskiej – polegają na wyborze mniejszego zła albo większego dobra. Oczywiście nie licząc tych „decydentów”, których jedynym dylematem jest to, jak dostać się w łaski jednego z wszechmocnych opiekunów.

Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, w którym ten artykuł ukazał się dn. 28.06.2023 r.

Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
urodzony w 1990 roku w Mysłowicach na Śląsku. W przeszłości redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressji”. Obecnie felietonista magazynu weekendowego „Plus Minus”. Mąż Oli, tata Julka, Anieli i Stefana.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!