Na polskiej prawicy widać już procesy, które sprawią, że liberałowie jeszcze zatęsknią za starym PiS-em. Zatęsknić za nim mogą też nasi zagraniczni partnerzy.
Kiedy rzecznik Komisji Europejskiej Eric Mamer został zapytany o to, co myśli o niedawnych wydarzeniach w Polsce i działaniach rządu Donalda Tuska, odparł z rozbrajającą szczerością, że „Nie będziemy się wypowiadać na temat konkretnych wydarzeń w państwach członkowskich UE”. Potem zaś Dider Reyders – unijny komisarz ds. sprawiedliwości stwierdził, że jest „bardzo zadowolony z tego, że polskie władze są zdeterminowane do przywrócenia w Polsce praworządności” i ma nadzieję na rychłe odblokowanie środków z KPO. Swoje poparcie dla działa Donalda Tuska wyraził zaś otwarcie Manfred Weber, szef ludowców w europarlamencie oraz pośrednio Ambasador Mark Brzeziński podczas spotkania z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem. Jak wyglądało zagraniczne recenzowanie praworządności w przypadku poprzedniego rządu – wszyscy pamiętamy.
Tak więc, jak już pisałem w mojej noworocznej analizie, mamy do czynienia z rządem, który ma mało poważania dla litery prawa i któremu, inaczej niż poprzedniemu, zagranica nie będzie już patrzeć na ręce. Być może kalkulacja niektórych liberalnych euroentuzjastów jest taka, że polityka „żelaznej miotły” w końcu doprowadzi do takiego chaosu, że Polacy z miłą chęcią przyjmą głębszą federalizację EU jako gwarancję pewnej stabilności. Równie prawdopodobny jest jednak inny scenariusz, w którym długofalowe skutki twardej lekcji, jaką teraz obiera polska prawica, będą dokładnie odwrotne do zamierzonych.
PiS – jak wynika z ostatnich sondaży – nie odnotował zysków politycznych, pomimo ewidentnych błędów rządu, zwłaszcza w przypadku bezprawnego, zdaniem sądu, przejęcia TVP. Wzmogła się za to polaryzacja. Partii Jarosława Kaczyńskiego w takich warunkach trudno jest sięgnąć po polityczne centrum i trudno zbudować zdolności koalicyjne. Naturalnym i zrozumiałym odruchem jest raczej radykalizacja przekazu po wpływem administracyjnych ataków ze strony rządu. Co gorsza – ataków coraz mocniej wymierzonych w prezydenta, a więc najbardziej centrystycznego prawicowego polityka z pierwszej ligi.
Z czasem jednak każda władza się zużywa. Jak pokazuje przykład Niemiec, w obliczu kryzysu nawet radyklane ugrupowania opozycyjne zyskują nowy blask w oczach wyborców, z braku, nomen omen, alternatyw. Ewolucja, jaka na polskiej prawicy już się rozpoczęła, nie spodoba się jednak długofalowo ani liberałom ani naszym zagranicznym partnerom.
Głęboko zapaść w pamięci prawicy mogą zwłaszcza dwie lekcje. Po pierwsze carte blanche dla ekscesów rządu Donalda Tuska ze strony EU i USA, po drugie straty wyborcze wśród wyborców wiejskich, jakimi skończyła się polityka ukraińska PiS. Nie wspominając już nawet o wolcie w polityce europejskiej, jakiej dokonała sama Ukraina, starając do spółki z Berlinem wywierać presję na Warszawę zamiast starać się załatwić kwestie sporne polubownie. Nowa polska prawica, prawica jutra, będzie więc niespecjalnie przyjaźnie nastawiona wobec USA i Kijowa, być może nawet bardziej niż do Berlina (po Berlinie akurat nikt się wiele nie spodziewał). Wzmocni się w niej też uczucie, że PiS przegrało batalię o kształt Unii, jego postulaty zupełnie nie zostały bowiem wzięte pod uwagę. Nie szukano żadnego kompromisu. Partia została zamiast tego brutalnie spacyfikowana za pomocą narzędzi polit-ekonomicznych. To zaś oznacza, że alter-europejskość w PiS zastąpi z czasem autentyczna wrogość wobec wspólnoty, wrogość niemal polexitowa.
Zważywszy na zmiany socjologiczne, nowa polska prawica będzie też mniej chrześcijańska, a przywiązanie do utrwalonych tożsamości realizować będzie realizować poprzez nacjonalizm. Nawet jeśli Konfederacja po wybrykach Grzegorza Brauna chwilowo straciła w sondażach, to jest ona tutaj trend-setterką.
Dla porównania, dawny PiS populizm łączył z tożsamością raczej chadecką. Nie był wrogi wobec UE, tylko przedstawiał alternatywną wizję wspólnoty, był też niemal bezkrytycznie proamerykański i bardzo długo prycypialnie proukraiński. Niestety, tutaj zasadne wydaje się pytanie, czy to, co po Jarosławie Kaczyńskim wyrośnie na prawej stronie sceny politycznej (sam wolę nazwę lokalistycznej lub anty-globalistycznej) nie będzie przychylniej nastawione do Pekinu czy nawet Moskwy, biorąc przykład z podobnych ugrupowań na zachodzie.
Czas pokaże. Wiele zależy od tego, co stanie się w Niemczech i USA po najbliższych wyborach. Może się bowiem równie dobrze okazać, że wyłoni się coś, co znany analityk Chatham House – Hans Kundnani – nazwał kiedyś Alt-West, czyli relacjami transatlantyckimi opartymi na nowej, prawicowej chemii politycznej. Tak czy owak, na pewno polska prawica przyszłości będzie formacją bardziej przypominającą niemieckie AfD i trumpowskie skrzydło republikanów niż CDU i neokonserwatystów ery Busha. Działania obecnego rządu wobec zwolenników i działaczy PiS, przy przyzwoleniu UE, bardzo ten proces przyspieszają.
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.