Jak one dawały radę? Dlaczego blask macierzyństwa nie gaśnie nawet w trudnych okolicznościach

Macierzy?stwo, teren zarezerwowany dla kobiety, by?o (i jest!) do?wiadczeniem owocowania i wzajemno?ci uczuciowej, niekoniecznie dost?pnymi poza nim. Neuropsychologia doda: opieka nad niemowl?ciem mog?a by? w ?yciu kobiety jednym ze szczytowych ?róde? hormonów szcz??cia.

Zajmowanie si? domem to najbardziej wymagaj?cy zawód pod wzgl?dem ró?norodno?ci zada?. Sprz?tanie, pranie, gotowanie, zakupy, logistyka, pocieszanie, naprawy, dowozy, dy?ur nocny, karmienie, mycie, spacery, ubieranie, ratownictwo… Matka po wielokro?… wys?uchuje komentarzy. Z tych bardziej kulturalnych: „straszne to jest”, „biedna jeste?” i „jak ty dajesz rad??”.

W du?ej rodzinie rozk?ad wieku jest urozmaicony i determinuje list? zada?. Przy wzmo?onym wysi?ku tzw. „ojojojanie” bywa mile widziane – a jednak rozmowy tocz? si? w epoce, w której pieluchy mog?yby wychodzi? z drukarki 3D. W dodatku trwa ona… kilkana?cie lat. Je?li poszerzymy j? o istnienie jednorazowych pieluch, gotowych da?, pralek i kuchenek, odzie?y od r?ki, wody, której nie trzeba znik?d przynosi? – zyskujemy jeszcze kilkadziesi?t. Tymczasem bez nich obyli?my si? jakie? 50-100 mld razy (tylu ludzi przysz?o na ?wiat od pocz?tku istnienia gatunku) w ci?gu mniej wi?cej 80 tysi?cy pokole?… Pardon. Zdo?a?y to zrobi? nasze matki. Jak one dawa?y rad??

Kto by chcia? mie? tyle dzieci?

Idea pisania o dawnym wielodzietnym macierzy?stwie zak?ada wyobra?enie, czym jest ono dzi?: rzadk? ciekawostk?, ?wiadomym wyborem, cz?sto z pobudek g??boko religijnych. Samo rodzicielstwo staje si? jedynie opcj? w ?yciu daj?cym liczne alternatywy. Dawniej (jeszcze w latach 50-60 XX w.) du?e rodziny by?y wsz?dzie. Zdrowie rodziców i p?odno??, zdrowie dzieci i zwyk?y szcz??liwy splot okoliczno?ci: nikt lub niewielu umiera – rodzina automatycznie jest wielodzietna.

Do okolic II wojny ?wiatowej styl ?ycia diametralnie ró?ni? si? w zale?no?ci od stanu, do którego nale?a?a matka. Kilka punktów by?o jednak niezmiennych: pierwszy, to do?wiadczenie ?mierci ma?ych dzieci. U?redniaj?c dane, do ko?ca XIX w. nawet po?owa dzieci umiera?a do pi?tego roku ?ycia. Rozk?ad ?miertelno?ci by? ró?ny w poszczególnych rodzinach i na ró?nych terenach – np. takie osi?gni?cia jak urbanizacja i uprzemys?owienie przynios?y jej wzrost. Korelowa?a z rosn?c? bied?, b?d?c? wynikiem nie tyle przeludnienia, co rewolucji form ?ycia, z ich ekonomicznym i politycznym t?em. Dodaj?c plagi g?odu (np. w Wielkopolsce: zaraza ziemniaczana) i epidemie (wracaj?ca regularnie cholera), nie dziwi, ?e dla zast?powalno?ci pokole? statystyczna kobieta musia?a mie? pi?cioro dzieci.

Poczucie ryzyka i niepewno?ci ?ycia dziecka by?o t?em macierzy?stwa. „Jest urocze, nie chcia?abym, aby umar?o” – takie s?owa pojawiaj? si? w dawniejszej korespondencji.

Drug? okoliczno?ci? by?o ryzyko ?mierci przy porodzie lub w po?ogu (by? mo?e 1 na 100 urodze?). Te dwa fakty by?y z pewno?ci? egzystencjalnym punktem odniesienia dla kobiet. Czy odstrasza?y od macierzy?stwa? Nie. Ogólna ?miertelno?? m??czyzn by?a… niemal o 1/3 wy?sza, a ?redni wiek ?ycia dopiero w XIX stuleciu dobi? do 35 lat. Ta zasada normalno?ci – skrajnych z dzisiejszej perspektywy, a wtedy zwyk?ych – prze?y? czyni?a ró?nic?. Odbarcza?a wielodzietno?? od dziwactwa, jakim jest dzi?.

Czy kobiety pragn??y wielokrotnego, spracowanego macierzy?stwa? W pami?tnikach matek wiejskich, zbieranych w PRL, wi?kszo?? autorek ma minimum czwórk? dzieci; zdarzaj? si? mamy siódemki i ósemki. Wspomnienia si?gaj? w wiek XIX (czasem s? dyktowane przez s?dziwe kobiety). Opisom bardzo trudnych warunków ?ycia na wsi, cz?sto surowych relacji rodzinnych (np. ma??e?stwa kojarzone), towarzyszy ogromna afirmacja macierzy?stwa –  uwa?anego wr?cz za nagrod? [sic!] za trudy. Autor opracowania podkre?la niech?tne korzystanie z „prawa” do aborcji przez kobiety wiejskie. W zestawieniu z faktem, ?e mentalno?? dawnej wsi stawia na pierwszym miejscu raczej gospodark? i ziemi?, a nie dziecko (nie wspominaj?c matki), wnioskowa? mo?na, ?e nie by?o prostej korelacji pomi?dzy poziomem obci??enia a pragnieniem dzieci.

Z pami?tników bije rozterka – stan ducha charakteryzuj?cy matki i gospodynie w jednej osobie -dziecko jest skarbem, a jednocze?nie nie ma warunków do tego, by na ten skarb „chucha? i dmucha?”. Maluchy w powijakach by?y k?adzione przy robocie (brat mojego pradziadka zmar? w wyniku pok?sania przez mrówki). Niewiele wi?ksze, nawet dwulatki, zostawa?y same w cha?upie. Takie sytuacje opisuje w dziennikach Edmund Bojanowski, twórca sieci ochronek, który zbiera? malców osieroconych po epidemii cholery. Uhonorowany Z?otym Krzy?em Zas?ugi pami?tnikarz – w?o?cianin, Jan S?omka, brutalnie ujmuje warunki wychowania w Galicji: „jak si? odchowa?o, to si? chowa?o”. Nale?y przy tym wspomnie?, ?e sam – w ma??e?stwie kojarzonym – by? szcz??liwym m??em i ojcem siódemki chowanych na wsi dzieci, które starannie wykszta?ci?.

Gdzie nie przy?o?y? ucha, we wspomnieniach, listach, pami?tnikach s?ycha? matki ciesz?ce si? kontaktem z dzieckiem i zmotywowane do walki o byt dla niego. Jak to pogodzi? z ówczesnymi warunkami? Macierzy?stwo, teren zarezerwowany dla kobiety, by?o (i jest!) do?wiadczeniem owocowania i wzajemno?ci uczuciowej, niekoniecznie dost?pnymi poza nim.

Neuropsychologia doda: opieka nad niemowl?ciem mog?a by? w ?yciu kobiety jednym ze szczytowych ?róde? hormonów szcz??cia (i „rozanielenia”): oksytocyny, serotoniny i dopaminy, które przy niezaburzonym cyklu rodzenia i karmienia piersi? wydzielaj? si? obficie.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Spracowana mama dawniej i dzi?

Dawniejsze matki to najcz??ciej ch?opki, przez setki lat pozbawione mo?liwo?ci zapisu swoich do?wiadcze?. O nich wiemy najmniej. My?l?c o ich codzienno?ci, mamy wizj? wymagaj?cej fizycznie mrówczej pracy. Prze?led?my poszczególne jej dziedziny.

Poród, owszem, czasem w polu i przy robocie; czasem wspomagany przez „bab?”. Chrzest zwykle natychmiastowy. Nast?pnie krótszy lub d?u?szy po?óg (w zale?no?ci od warunków rodzinnych i lokalnej kultury opieki nad po?o?nic?, czasem naprawd? wype?nion? wsparciem kobiecej spo?eczno?ci), zako?czony rytualnym wywodem, b?ogos?awie?stwem. Je?li laktacja stanowi?a problem, najpraktyczniej by?o skorzysta? z mlecznej pomocy innych kobiet. W przeciwnym razie pozostawa?o ryzykowne rozwadnianie mleka zwierz?t.

Dzieci?ca garderoba? Pracuj?c nad tekstem segreguj? stosy darowanych ubranek naszej pierwszej córeczki (mój m?? nazywa to „przemoc? odzie?ow?”). To rzeczywisto?? dawniej nieznana: maluch do oporu trzymany by? w powijakach („na mumi?”), ko?yska moszczona ?atw? do wymiany s?om?. Z czasem odziewano tuptusia w jedn? koszul?. W niej dziecko biega?o do 8-12 roku ?ycia. ?adnej bielizny ani – od rozpocz?cia chodzenia – pieluch do prania. Dzieci szybciej uczy?y si? kontrolowa? wypró?nianie dzi?ki chodzeniu z go?? pup?. Kosztem by?o gubienie jej zawarto?ci tam, gdzie akurat si? przebywa?o. Podej?cie do brudu i standardy mieszkaniowo-higieniczne w ?wiecie, w którym przemieszczano si? boso przynajmniej do listopada, by?y kra?cowo inne od dzisiejszych. R?czne pranie organizowano raz w tygodniu, je?li pogoda na to pozwala?a. Sztuk odzie?y by?o o wiele mniej, zwykle jedna lub kilka na osob?, wi?c zadania zwi?zane z porz?dkowaniem i przechowywaniem nie by?y skomplikowane. Z kolei konieczne by?y naprawy, ba, samodzielne sporz?dzanie odzie?y.

Opiek? nad dzie?mi podporz?dkowywano wymogom prowadzenia gospodarstwa. Pomimo wysi?ku, by upilnowa? przemieszczaj?ce si? dzieci, tylko anga?owanie starszaków lub starszyzny dawa?y na to szans? – poza tym matka zdana by?a na Opatrzno?? lub ?ut szcz??cia.

Przez stulecia za dzieci?stwo uznawano tylko czas opieki niezb?dnej do przetrwania. Kilkulatek, który w miar? sam dba? o siebie, by? w??czany w ?wiat doros?ych, poza tym zajmowa? si? sam sob? w rozbudowanej spo?eczno?ci ?rodowiska domu. To, porównuj?c z dzisiejszym „helikopterowym rodzicielstwem”, szokuj?ca ró?nica. I to nie dawniejszym matkom by?o w tym punkcie trudniej.

Szkolnictwo z kilkuletnim izolowaniem w grupie rówie?niczej dzieci od tocz?cego si? wokó? ?ycia jest bardzo nowym wynalazkiem, podobnie jak organizacja ?ycia rodziny wokó? wzajemnych uczu?, czy d??enie do wyedukowania dzieci – jak pisze Philippe Aries, autor „Historii macierzy?stwa”. Cele ?ycia by?y znacznie prostsze, a zatem i jego formy tak?e – i by?o to do?wiadczane jako naturalny, po??dany stan, a nie jak projektujemy z dzisiejszej perspektywy: brak.

Posi?ki by?y z konieczno?ci proste i niskobud?etowe (mleko, chleb, ziemniaki, kasze, skwarki), uzupe?niane – jak mówi? specjali?ci od mikroflory – skubaniem to tu, to tam, przeró?nych ro?lin. 

Wreszcie traktowanie dzieci: tu dokona? si? gigantyczny przeskok. Od rodzica jako dominuj?cego w?adcy absolutnego do dominuj?cego, wymagaj?cego dziecka. Od dziecka pracuj?cego np. przy pasieniu g?si, krów (i przy okazji organizuj?cego sobie zabawy) – do dziecka „cyfrowego”. Dawniej dzieci by?y zmotywowane do pracy, poniewa? natychmiast podnosi? si? ich status w hierarchii wspólnoty i mo?liwo?ci. Zwyczajowo ch?opcy przechodzili pod opiek? ojca lub „do terminu” w okolicach 6-7 urodzin. Bior?c pod uwag? ch?opi?c? natur?  – mam czterech synów – by?a to realna ró?nica poziomu codziennych obci??e?.

Do zada? kobiecych nale?a?o podstawowe zio?olecznictwo (zebranie i ususzenie, a nast?pnie skuteczne przechowanie zió?), a tak?e prowadzenie przydomowych ogródków warzywnych. Wydajne gospodarstwo to wiele wspó?pracuj?cych osób, ?rodowisko rodziny. Trudniej poczu? si? samotn? i wyobcowan? w dawnej wsi ni? na dzisiejszym blokowisku. Je?li które? prace odesz?y z codzienno?ci za spraw? urbanizacji, to te typowo m?skie. Kobiece si? rozmno?y?y, rosn?c razem ze standardem ?ycia. Wydaje si?, ?e tego nie dostrzegamy. Dowody?

?atwiej by? perfekcyjn? pani? domu, maj?c dwie izby i klepisko, ni? zarz?dza? powierzchni? 50-130 m2. Dlaczego mowa o tym w kontek?cie macierzy?stwa? Ka?dy ma pod?og?. Ale tylko mama, zw?aszcza wielodzietna wie, co w ci?gu doby potrafi si? na niej pojawi?. Dzieci ba?agani? i brudz?. Po up?ywie jednej doby idealnie uprz?tni?te mieszkanie bywa stajni? Augiasza. W efekcie, pomimo ?e problem z porz?dkiem w domu z dzie?mi to statystyczna norma, matka wielodzietna czuje si? cz?sto skrajno?ci?. Sk?d ta ró?nica?

Dawniej dzieci rzadko przebywa?y w domu, poza niepogod? i zim? (w wielu domach musia?y siedzie? na zapiecku). Zabawa odbywa?a si? na terenie gospodarstwa i poza nim. Matka nie aran?owa?a zabaw dzieci, nie walczy?a o porz?dek w ich pokoju. Liczba przedmiotów nale??cych do dzieci by?a minimalna. Z czasem dodatkowym obowi?zkiem stawa?o si? zadbanie o dobry o?enek dziecka.


CZYTAJ TAK?E:

MACIEJEWSKA: „Jestem cudem. Czy jeszcze o tym pami?tasz?” Polemika z rodzicielsk? martyrologi?

MYSZEWSKA-DEKERT: Dzieci w Ko?ciele, dzieci Ko?cio?a


Du?a rodzina dawniej

Pos?uchajmy wspomnie? potomków du?ych rodzin. To wehiku? czasu pozwalaj?cy poczu? atmosfer? dawnego domu.

Ojciec mój pochodzi? z do?? licznej rodziny (14 rodze?stwa). (…) Jako ochotnik walczy? (…) o niepodleg?o?? Polski. (…) Uchodzi? we wsi za cz?owieka wykszta?conego (1 klasa gimnazjum, szko?a oficerska). Ze wzgl?du na trudne warunki nie kontynuowa? nauki, aby móg? si? uczy? m?odszy brat Wawrzyniec, który wst?pi? do seminarium nauczycielskiego. Pozostali bracia równie? pracowali, pomagaj?c ucz?cemu si?” – pisa? mój dziadek, Jan D?browski, nauczyciel z My?liborza. Zapami?ta? straszn? bied? kieleckiej wsi mi?dzywojnia, z g?odem na przednówku, w ciasnocie 16-stu metrów dla 5-osobowej rodziny. Z dzisiejszej perspektywy: n?dza i patologia. Pos?uchajmy dalej: „W czasie zimowych wieczorów przy ?wietle lampy naftowej ojciec czyta? mi trylogi? Sienkiewicza, powie?ci Kraszewskiego, a ja s?ucha?em z zapartym tchem”. Nie by?o zakamarka ?ysej Góry, do którego dziadek nie zajrza?. Oczywi?cie boso. O Górach ?wi?tokrzyskich pisa? „Pokocha?em je i zawsze by?y mi bliskie”. Bieda, surowe warunki ?ycia nie wyklucza?y wysokiej kultury, której ho?dowano w rodzinie. Do pe?ni obrazu, jak rozbudowana musia?a by? siatka wujostwa i kuzynostwa, trzeba doda?, ?e prababcia pochodz?ca z maj?tnej rodziny le?niczego mia?a szesna?cioro rodze?stwa.

Dziadek mojego m??a, Franciszek, równie? zostawi? po sobie wspomnienia. M?odo?? sp?dzi? z sze?ciorgiem rodze?stwa w krytej strzech?, pó?mrocznej, dwuizbowej chacie na Kaszubach. Wspomina o szczepieniu zapa?ek na czworo w czasie kryzysu i pieszych wyprawach matki po sprawunki nawet do… 50 kilometrów! Zanim wyci?gniemy pochopne wnioski, pos?uchajmy gaw?dy o pradziadkach: „Mimo ?e ci??ko pracowali i potrzebowali odpoczynku, byli bardzo go?cinni. Pozwalali w swoim domu na spotkania m?odzie?y (…) zawsze by?o pe?no, przewa?nie w niedzielne popo?udnia i zimowe wieczory. Ja i mój brat Janek nauczyli?my si? gra? na skrzypcach r?cznej roboty i na mandolinie. (…) Latem pota?cówki odbywa?y si? ju? na podwórzu, za to w szerszym gronie”. O matce pisze w samych superlatywach, jako niezwykle wymagaj?cej od siebie, ale te? wszechstronnie utalentowanej, znakomicie zorganizowanej i zaradnej kobiecie.

Wielkopolska nie by?a gorsza. Znanym reprezentantem s?siedniego Pal?dzia jest o. Marian ?elazek, misjonarz i opiekun tr?dowatych. Mniej osób wie, z jak licznej rodziny pochodzi? (by? siódmym z 16 rodze?stwa)). Zawsze zadziwia mnie fakt, ?e tak ogromna rodzina po likwidacji gospodarstwa i przeprowadzce do Poznania utrzymywa?a si? z prowadzenia sklepu warzywnego. Czterna?cioro dzieci i ich rodzice mieszkali wówczas w trzech pokojach. Zag?szczenie nie by?o niczym dziwnym, tytu?em ilustracji: w le??cej obok D?brówce pod koniec XIX wieku w 21 domach mieszka?o… 353 mieszka?ców. To nie by?y warunki do samorealizacji w duchu dzisiejszego indywidualizmu.

Szlachta: dylematy wychowawcze na pierwszym planie

To wy?ywienie czy uchowanie dziecka by?o nadrz?dnym celem i sukcesem rodzicielskim w rodzinie ch?opskiej. Przemy?lane wychowanie jako idea? to owoc pozytywizmu – wcze?niej by?o domen? szlachty. Po prostu trzeba by?o móc sobie na? pozwoli?. Dysponujemy poka?n? liczb? opisów ?ycia arystokracji – dla matek najwa?niejsz? ró?nic? stanowi?y codzienne zadania. By?y delegowane: pocz?wszy od powszechnego najmowania mamek, przez wyspecjalizowan? s?u?b? do prac domowych, po codzienn? opiek? najpierw piastunek, pó?niej bon czy guwernerów. Ponownie: ?ycie toczy?o si? wspólnotowo. Cho? tym razem by?a to wspólnota hierarchiczna, a matka odleglejsza przez inne obowi?zki ni? bezpo?rednia opieka, powstawa?y w niej silne wi?zi.

Niektóre panie zwyczajnie si? buntowa?y, np. matka ?w. Urszuli Ledóchowskiej, Józefina z Salis-Zizers (sama 7 z 9-orga rodze?stwa) karmi?a piersi? swoj? niema?? gromad? dzieci – co by?o w jej klasie ewenementem. Podobnie jak jej mama, urodzi?a dziewi?cioro, z czego dwójka zmar?a jako noworodki. Poza nimi wychowywa?a jeszcze trzech ch?opców, osieroconych przez pierwsz? ?on? hrabiego Ledóchowskiego. Pozostawi?a pami?tniki i listy, b?d?ce apoteoz? macierzy?stwa. Zna?a swoje dzieci; by?a matk? oddan?, kochaj?c? i obecn?. Jej ?ycie, z nawrotami depresji m??a, licznymi chorobami, ?mierci? córki na tyfus, samodzielnym d?wigni?ciu gospodarstwa w obcym kraju po nag?ej ?mierci m??a – pomimo wsparcia rodziny i s?u?by – nie nale?a?o do ?atwych.

Jedno z sze?ciorga dzieci, Maria Konopnicka, zanim wyprowadzi?a si? od m??a do Warszawy, urodzi?a ósemk?, z których prze?y?o równie? sze?cioro. W ci?gu dnia pisa?a, a wieczory sp?dza?a w typowy dla matek sposób: naprawiaj?c buty i odzie?. Odzianie, wy?ywienie i kszta?cenie dzieci by?y ogromnym wysi?kiem, zw?aszcza ?e m?? nie móg? wspomaga? jej finansowo. Moda na czynienie z niej skrajnie kontrowersyjnej postaci nie przeszkadza doceni? jej trudów.

Inny przyk?ad to  matka-arystokratka, genera?owa Jadwiga Zamoyska, jedno z sze?ciorga dzieci Tytusa Dzia?y?skiego. Sama urodzi?o ich czworo. Jej pedagogika, oparta na wymaganiu od siebie i wychowaniu ku cnotom z uwzgl?dnieniem sk?onno?ci dziecka, ci?gle jest inspiruj?ca. Zamoyska, niew?tpliwie otoczona s?u?b?, jednocze?nie mia?a nie?atwe, wymagaj?ce ?ycie (??cznie z g?odowaniem i brakiem dachu nad g?ow?).

Nie zanurkujemy g??biej w realia ?ycia wielodzietnych rodzin tej sfery. Tutaj wiele zmienia? stan maj?tkowy i sytuacja polityczna (obowi?zki wobec rodu, kraju). Jest to lepiej udokumentowane zjawisko dzi?ki wykszta?ceniu matek, wi?c Czytelnik ?atwo mo?e nadrobi? ten ubytek.

Kobieta ucieka przed przesz?o?ci?

Dlaczego historyczna wielodzietno?? ma tak z?? pras?? Czy ?ycie takiej matki by?o nie do wytrzymania? Bynajmniej.  Cho? „na jako?? ?ycia na wsi w stosunku do miasta reaguje g?ównie m?oda kobieta wiejska”- pisali statystycy w latach 80-tych XX wieku. Pó? wieku przed „Rolnikiem szukaj?cym ?ony” na 100 kawalerów na wsi przypada?y 23 panny. Wcze?niej warunki ?ycia by?y ci??kie, ale nieuniknione, wi?c zadowolenia i aspiracji ?yciowych szukano w ich obr?bie. Gdy pojawi?y si? opcje zupe?nie innego ?ycia, zmieni?y si? standardy. Dzi? to rozterka ka?dej matki: jej wysi?ek wydaje si? fakultatywny, niekonieczny – wystarczy chcie?, a mo?na mie? ?ycie wype?nione elegancj?, komfortem i przyjemno?ciami bez dzieci. Zanik?o poczucie zobowi?za? gospodarczych, rodowych i narodowych.

Tymczasem rodzina ze wspólnoty produkcyjnej zamieni?a si? nie w wysp? mi?o?ci, a we wspólnot? konsumpcyjn?. Wymagany standard ?ycia rodziny podniós? si?, a obowi?zki kobiet rozszerzy?y, uzupe?nione w dodatku prac? poza domem. W??czenie m??czyzn w housekeeping to praktycznie kosmetyka. To, za co dzi? odpowiada matka, kiedy? wykonywa? zast?p czeladzi. Te, które jej nie mia?y, nie mia?y te? wynikaj?cych ze statusu spo?ecznego wymaga? i obowi?zków. Czy dost?pne dzi? urz?dzenia wyrównuj? samotno?? wobec ogromu zada?, którym trzeba sprosta??

Post scriptum

Ogromny wysi?ek narodowy idzie w to, by dzieci nie mie? lub mie? ich niedu?o. To prawda, ?e nawet 1/3 populacji w wieku rozrodczym mierzy si? z problemami z p?odno?ci?. Prawda, ?e wr?cz nie ma z kim mie? dzieci (dysproporcja mi?dzy liczb? m??czyzn i kobiet, pog??biona migracj? kobiet do wielkich miast i ró?nicuj?cym si? na niekorzy?? m??czyzn poziomem wykszta?cenia). Jednak rozwi?zanie tych problemów nadal oznacza? b?dzie posiadanie jednego, dwójki dzieci. Polacy nie chc? mie? ich wi?cej lub ewentualnie obwarowuj? t? ch?? wieloma „je?li”.

Dawniej dzieci by?y cz??ci? rzeczywisto?ci tak?, jak woda czy powietrze, pory roku, samo ?ycie. Dzi? nauczeni jeste?my (przez dwudziestowieczn? propagand??) my?lenia skojarzeniami: wielodzietno?? – patologia; kobieta w ci??y – inkubator; macierzy?stwo – kula u nogi. Recytujemy: rodzina by?a dawniej du?a z powodu braku antykoncepcji i ogromnej ?miertelno?ci dzieci, potrzebnych jako si?a robocza i zabezpieczenie na staro??. Wdrukowano nam, ?e kobiety rodzi?y z musu, um?czone i niespe?nione, uciskane przez m??czyzn i gorsety; wyzyskiwane przez w?asn? biologi?, z ca?? pewno?ci? bardzo nieszcz??liwe… Czy faktycznie?

Autor zbioru pami?tników podsumowuje: „(…) nie znajdzie si? sytuacji, w której kto? z rodziny powiedzia?by,  ?e si? nudzi, ?e nie ma swojego miejsca pod s?o?cem, ?e nikomu nie jest potrzebny. (…) Je?li si? skar?y, to na ci??k? prac?, z?e warunki pogodowe, wczesne wstawanie i nieludzkie zm?czenie (…).”

Dziecko, pisz? matki, to „ca?e moje szcz??cie”. Wielodzietno?? by?a w czasach przednowoczesnych powszechn? cz??ci? zwyczajnego ?ycia, w którym przeplata?o si? szcz??cie i nieszcz??cie, lepsze i gorsze warunki.

Nie by?o wyboru lub by? on niemal symboliczny. ?ycie zawierza?o si? Opatrzno?ci. Jednak jako?? tego ?ycia, osobiste szcz??cie i spe?nienie, poczucie sensu ci??aru codzienno?ci to inna sprawa. Cytuj?c znakomit? powie?? „Akuszerki”: „Ale mimo tych wysi?ków czynionych co dzie?, mimo bol?cych pleców, które d?wiga?y nie tylko ci??ar wyt??onej pracy, ale i pot?guj?cy si? l?k i zmartwienie o bliskich, ka?dy po prostu rano wstawa?, czyni? znak krzy?a, jad? ?niadanie, bra? si? do roboty, dla siebie i dla bliskich, je?li jakich mia? na ?wiecie. Bo trzeba by?o jako? przetrwa?.” ?y?o si?.

Z dzisiejszej perspektywy te opowie?ci s? niezmiernie wa?ne.

Co? sprawia, ?e dos?ownie tracimy instynkt samozachowawczy. Obezw?adnia nas fala depresji, rodzi si? coraz mniej dzieci, a macierzy?stwo („madki bombelków”) ma raczej z?y PR. Tracimy poczucie sensu. ?ycie to ?lad w?glowy – przestaje nam zale?e?, aby by?.

Do?wiadczenie dawnych matek pokazuje, ?e mo?na inaczej. Wyrywa nas z odbieraj?cej witalno?? narracji. Daje niezb?dny dystans. Udowadnia, ?e da si? i ?e trud, ból, ryzyko ?ycia matki wielodzietnej, wspaniale owocuje szcz??ciem i spe?nieniem.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Katarzyna Wozinska
Katarzyna Wozinska
prywatnie żona i mama piątki dzieci, prowadząca edukację domową. Zawodowo psycholog, założycielka ośrodka Słowo (www.centrumslowo.pl). W czasie wolnym blogerka (okiemwozinskiej.pl) i vlogerka (kanał Psycholog z innej bańki na yt).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!