Po wyjeździe Mateusza Morawieckiego do Madrytu na spotkanie partii Vox, lider Lewicy w Sejmie, Krzysztof Gawkowski, oświadczył, że polski premier stanął „w jednym szeregu z hiszpańskimi neonazistami”. Wydawałoby się, że w Polsce nie będzie można mówić językiem Putina, nawet jeśli można to robić w Parlamencie Europejskim. Niestety, jednak można.
Vox, z którym współpracuje Prawo i Sprawiedliwość, to konserwatywna partia katolicka. Jej przywódca i twórca, Santiago Abascal, jest (jak wielu polityków tej partii) dysydentem z Partii Ludowej, należącej do Europejskiej Partii Ludowej Donalda Tuska. W Partii Ludowej działał również jego ojciec. Vox uważa, że hiszpańska prawica powinna mieć reprezentację polityczną i powinna kierować się zasadami katolickimi, porzuconymi przez Partido Popular. Vox broni też suwerenności, krytykuje niemiecką dominację w Unii, przeciwstawia się imigracjonizmowi i to Lewicy wystarcza, by nazwać tę partię „neonazistowską”.
Przewodniczący Gawkowski uzasadnia tę kwalifikację, twierdząc, że „Vox ma poglądy takie, jak kiedyś miał dyktator Franco”. Abstrahując od niedorzeczności nazistowskiego zarzutu posła Gawkowskiego (Hitler nie znosił Franco), pozostaje jego druga teza. Twierdzenie, że Vox chce cofnąć demokratyczną „transición” jest niedorzeczne, skoro jego liderzy należeli przez lata (i to przez dwa pokolenia) do partii, którą ją realizowała. Przeciwnie, zdecydowanie jej bronią, twierdząc, przeciw lewicy właśnie, że w Hiszpanii nie wolno ożywiać ducha wojny domowej.
Cokolwiek zresztą by nie sądzić o Hiszpanii po wojnie domowej – Santiago Abascal nigdy nie wychwalał jej tak, jak rekomendowany przez posła Gawkowskiego „Niezbędnik historyczny lewicy” usprawiedliwia, a chwilami gloryfikuje PRL. Założeniem tej opatrzonej mottem z samego Marksa publikacji jest „przekazanie młodemu pokoleniu wiedzy (…) której po 1989 roku zostali pozbawieni”. To „wiedza” o tym, że kolaboracyjne rządy komunistyczne miały być „najbardziej radykalną próbą wyjścia Polski z peryferyjności”. Ich celem „była budowa przemysłu w oparciu o finansowanie z budżetu państwa i radykalne reformy społeczne”. I że to „nie PRL odpowiada za zacofanie Polski”.
Zresztą rzecz nie ogranicza się do PRL. „Niezbędnik” informuje „młode pokolenie”, że Komunistyczna Partia Polski „zrzeszała ludzi ideowych, gotowych poświęcić życie idei komunizmu”, choć, zaznacza, żywiła „dwuznaczny stosunek do państwa polskiego”. Nie wyjaśnia jednak na czym polegała „dwuznaczność” tej, jednoznacznie podporządkowanej poleceniom z Moskwy, partii. Kolaboracja z Sowietami zresztą nie dyskwalifikuje. Na przykład „decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego trzeba uznać za uzasadnioną”, skoro miała być ona następstwem „wzmożonego nacisku władz ZSRR domagających się zgniecenia Solidarności”. Co było robić?
Kierując się zwykłymi zasadami naturalnej sprawiedliwości przewodniczący Gawkowski, promujący taką „empatyczną” wizję historii, nie powinien mieć nic przeciwko temu, by jego prawicowi rówieśnicy w Hiszpanii „przekazywali młodym pokoleniom wiedzę, której przez ostatnie dziesięciolecia były pozbawiane” o podjętej w czasach Caudillaje próbie realizacji modernizacyjnych marzeń Pokolenia 1898 o wyjściu Hiszpanii z peryferyjności, o stopniowym włączaniu Hiszpanii po wojnie (poprzez sojusz z USA i stowarzyszenie z EWG) w struktury politycznego Zachodu, co zbudowało podstawę do późniejszego pełnego wejścia kraju do Unii Europejskiej i NATO. I oczywiście o tym, że sama demokratyczna transición została zrealizowana przez obóz, który rządził Hiszpanią po wojnie domowej.
Oczywiście, nie ma takiej potrzeby, bo Vox, uparcie przeciwstawiający się ożywianiu ducha wojny domowej, takiej refleksji nie rozwija, skupiając się na przyszłości. Natomiast język propagandy, którym posługuje się poseł Gawkowski, sam w sobie stanowi kolejny sygnał ostrzegawczy przed postępującą bolszewizacją opozycji w Polsce.
Na koniec jedno wyjaśnienie. Napisałem na początku, że w Parlamencie Europejskim można mówić językiem Putina. Chcę to uściślić. Nie napisałem tylko, że tak się mówi w PE. To byłoby za mało. Napisałem wyraźnie więcej – że tam można tak mówić. Sam dysponuję najlepszym dowodem. Mimo, że wspólnie z profesorem Krasnodębskim złożyliśmy do przewodniczącego PE formalną skargę na nazistowskie inwektywy pod adresem uczestników warszawskiego Marszu Niepodległości („sześćdziesiąt tysięcy nazistów”) – Guy Verhofstadt, przywódca liberałów, nigdy nie został za nie ukarany, ani nawet upomniany. Tam się nie tylko mówi językiem Putina. W Parlamencie Europejskim tak mówić można.
I jak widać – ten język zmienia Europę.
Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego