Zasadniczy problem współczesnej cywilizacji – pisze Bronisław Wildstein – „ma charakter metafizyczny”, „fundamentem jest religia”. To założenie łączy refleksję zawartą w „Buncie i afirmacji” z najlepszą tradycją konserwatywną, uosabianą przez Donoso Cortésa i Mariana Zdziechowskiego, T.S. Eliota i Russela Kirka.
Wildstein szczególnie jest przekonany o konieczności religii dla przetrwania kultury jako takiej. Religia jest najdosłowniej jej „źródłem”. Bez religii traci sens poświęcenie, staje się co najmniej chaotyczne („nieuporządkowane” – jak mówi teologia), więc zdolne do niepohamowanego przechodzenia od politycznych namiętności do obojętności w innych sferach życia, a w końcu nawet do aprobaty prywatnego egoizmu. To „nieuporządkowanie” najlepiej zresztą tłumaczy upadki Cnoty rewolucyjnej, co jest stałym motywem pisarstwa autora „Przyszłości z ograniczoną odpowiedzialnością”.
Ułomność współczesnej, odciętej od nadprzyrodzonego źródła, kultury przejawia się przede wszystkim w jej liberalnych założeniach społecznych. „Bunt i afirmacja” wielokrotnie wraca do myśli Röpkego o „pasożytniczym” charakterze liberalizmu, który mógł rozwinąć się tylko „w określonej, zachodniej formie cywilizacyjnej”. Rozwój „polityki wolności” umożliwiła cywilizacja chrześcijańska, jednak systematyczne ignorowanie, a potem kontestacja jej założeń spowodowały, że liberalizm „stopniowo niszczył podstawy i wydrążał swoje środowisko z ideowej treści, a więc zagroził dziś także swojemu istnieniu”.
Tej precyzyjnej analizie nie towarzyszy jednak, przynajmniej w dostatecznym stopniu, wskazanie nieliberalnych instytucji, stanowiących o różnicy państwa liberalnego i porządku kierującego się dobrem wspólnym. „Bunt i afirmacja” zadowala się tu po prostu przywołaniem klasycznego rozróżnienia między republiką a demokracją. Wskazuje też na demokratyczną reakcję konserwatywną w Stanach Zjednoczonych, w Polsce, na Węgrzech, nie opisuje jednak przestrzeni mieszczącej się pomiędzy religią jako wertykalną osią porządku społecznego i opinią publiczną jako jego podstawą. Opisuje skutki relatywizacji praw podstawowych, nie odnosi się do ich katalogu, czy nawet zasady. Oczywiście można przyjąć założenie, że filozoficzny w istocie charakter książki powoduje, że o kwestiach tych „Bunt i afirmacja” traktuje pośrednio, i będzie to wyjaśnienie zasadne. Tym bardziej więc książka zachęca do aktywnego odbioru, do zaangażowanej refleksji nad sprawami, które porusza.
Oczywiście, wskazanie na konkretne przejawy konserwatywnej reakcji ma istotne znaczenie. Nie można lekceważyć życia politycznego. Opinia publiczna, odnosząca się do kwestii dobra wspólnego, sama w sobie jest instytucją cywilizacji zachodniej, ducha Rzeczypospolitej, i musi mieć zorganizowaną formę. Trudno sobie wyobrazić zbudowaną przez Éamona de Valerę Republikę bez jego partii Fianna Fáil albo przywrócenie podstawowych instytucji cywilizacji chrześcijańskiej w Polsce po drugim odzyskaniu niepodległości – bez consensusu wojtyliańskiego. Porządek potrzebuje siły sprawczej i chroniącej zarazem.
Tym niemniej obok suwerenności i opinii publicznej – trzecim składnikiem klasycznego zachodniego porządku politycznego są prawa podstawowe. Właśnie one chronią politykę przed relatywizmem. Nie jako amorficzne „wartości” i nie jako postulaty, ale jako konieczne punkty oparcia. W istocie są więc najważniejsze. Ich obrona i ich przywracanie – to konieczne elementy restauracji chrześcijańskiego Zachodu.
Bardzo ważnym elementem refleksji Bronisława Wildsteina jest natomiast to, że pisząc o podstawie dobra wspólnego jedynie wychodzi od opinii publicznej i jej przejawów. Idzie dalej, wskazując na samo życie chrześcijańskie. Tak jak Marian Zdziechowski, który uważał, że po czasach zdominowanych przez demokratyczne namiętności władzy i politycznej konkurencji przyszedł czas na politykę Ośmiu Błogosławieństw. Zdziechowski bywał pięknoduchem, ale na pewno nie był nim, gdy pisał o duchu Kazania na Górze. Państwo jest po to, by chronić ludzi prostych i dobrych, i by czynić to – w tym miejscu to słowo można powtórzyć bez żadnej ironii – skutecznie.
Autor „Doliny nicości” nie wierzy, że „najbardziej autentyczna, w heideggerowskim sensie, konfrontacja z problemami egzystencji właściwie przygotowuje do stawienia im czoła”. Z klarownym realizmem przekonuje, że mądrość zawiera się we właściwych relacjach do bytów i problemów. Z nich wypływają zarówno odpowiednie reakcje, jak i rozwiązania życiowych wyzwań. „Ludzie poważnie traktujący swe życiowe zadania potrafią je dźwignąć bez próby ich ostatecznego, niemożliwego zresztą, zgłębienia, a przewodnikiem są dla nich religia i kulturowe normy, podczas gdy wybitni intelektualiści często zawodzą w trudniejszych sytuacjach”. Ten moralny uniwersalizm ratuje samą demokrację, w czasach, gdy tak bardzo pogrążają ją najbardziej zdeklarowani zwolennicy.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.