Ciekawą naukę na temat „pokoleniowych” ruchów politycznych znaleźć można w Pierwszej Księdze Królewskiej. Po śmierci Salomona poddani, szczególnie z plemion północnych, zwrócili się do nowego króla Roboama o złagodzenie ciężarów, które przyniosło panowanie budowniczego Świątyni. Rozmach rządów nigdy nie bywa bezkosztowy, a sztuka rządzenia polega na tym, by nieugięcie realizując to, co konieczne, zachować świadomość ceny tej polityki. Na tym polega umiar.
■ Nowy władca zasięgnął więc rady ministrów, których odziedziczył po ojcu. Doradzali mu wyrozumiałość wobec poddanych: „Jeśli teraz będziesz uległy temu ludowi i zechcesz wyświadczyć im przysługę, i odpowiedzieć im oraz przemówić do nich słowami łagodnymi, to będą ci sługami przez całe życie”. Roboam jednak „zaniechał rady, którą mu dawali starsi. Natomiast zasięgnął rady młodzieńców, którzy razem z nim wzrośli i stanowili jego otoczenie” (1 Krl 12 7-8). Ci zachęcili go, żeby zaczął panowanie od mocnej demonstracji władzy i przywołania szemrzących poddanych do porządku. Król posłuchał towarzyszy młodości i podzielił naród. Upadek Zjednoczonego Królestwa zaczął się od „zaniechania rady, którą dawali starsi”, a podział pokoleniowy doprowadził do rozpadu państwa. Zmiany generacyjne są, owszem, warunkiem rozwoju, ale rzeczywisty postęp wymaga ciągłości.
Historia ta pokazuje też jasno jak działa Opatrzność Boża. Bóg przez proroka Szemajasza oznajmił, że przez Niego samego „zostały zrządzone te wydarzenia” (1 Krl 12,24). Arogancja młodych dworzan, moralna niedojrzałość Roboama, nawet ignorowanie doświadczenia – wszystko to stanowiło smutne demonstracje ludzkiej wolności, które, zgodnie z naturą wolności, pociągnęło za sobą skutki. Bóg jednak także przed skutkami naszych czynów może nas ochronić. Ostateczna przyczyna upadku Zjednoczonego Królestwa leżała bowiem gdzie indziej, w religijnej niewierności Salomona. Jemu Bóg zapowiedział, że po śmierci „wyrwie” jego synowi królestwo, pozostawiając jemu i jego potomkom jedynie szczątek dziedzictwa (por. 1 Krl 11,11-13).
■ Stanisław Mackiewicz opowiadał, że raz w życiu rozmawiał z Romanem Dmowskim. Było to po już po przewrocie majowym. Dmowski ujął Cata inteligencją, ale również dystansem do siebie. Wyznał mu: „Zawsze byłem przeciwnikiem rządów młodzieży, zawsze występowałem przeciw pajdokracji, ale cóż pan chcesz? Teraz popiera mnie przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, młodzież. Z natury rzeczy musiałem więc zmienić stanowisko”.
Mniej więcej w tym samym czasie o popierającej Dmowskiego młodzieży pisał młody Stefan Kisielewski, że brak wśród niej prawdziwych „talentów politycznych”, że „wszystko dzieje się poza nimi, bez ich udziału, życie Polski przechodzi nad tymi ludźmi i ich jałowymi «ideologicznymi» spekulacjami do porządku (…) jako bierni, choć niechętni widzowie obserwują oni to życie, notując jedynie z satysfakcją wszelkie rzeczywiste i urojone potknięcia i braki”.
■ Nad stanowiskiem młodego Kisiela warto się zastanowić, pamiętając oczywiście, że samo w sobie było elementem polemik wewnątrz ówczesnej młodej inteligencji. Stefan Kisielewski pisząc swój artykuł miał ledwie 27 lat. Z dzisiejszej perspektywy ciekawsze jest co innego: że młodzież, która właśnie teraz nawiązuje do przedwojennej prawicy nacjonalistycznej o wiele bardziej fascynuje się emblematami, marszami, hasłami, ogólnie mówiąc – „klimatami”, niż rolą, jaką polityczny ruch narodowy wcześniej (czy później) odegrał w historii Polski, albo nawet poważnie traktowaną myślą polityczną Dmowskiego. Zadowalają się powtarzaniem gestów, animowaniem nastrojów, bez większych aspiracji programowych czy politycznych. A szkoda, bo w łańcuchu pokoleń zmiana jest konieczna, tyle, że nie dla wyżycia się w „walce pokoleń”, ale dla wypełnienia obowiązku ciągłości. Sztafeta pokoleń każde kolejne zobowiązuje do wejścia w rolę generacji, która ją poprzedzały.
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.