JUREK: Nędza demokracji i jej negacji

Trudno odnaleźć demokrację nie tylko w naturze – co nie byłoby jeszcze niczym dziwnym – ale i w kulturze. Nie ma jej ani w armii, ani na uniwersytecie, ani w orkiestrze, ani w warsztacie, ani w sądzie. Nie ma jej nigdzie, gdzie ludzie działają razem, aby zrealizować właściwe dla danej społeczności czy instytucji dobro wspólne. Gdzie wspólnie wypełniają zadanie.

Twierdzenie, że państwo ma być oparte przede wszystkim na demokracji, że należy stopniowo usuwać z jego życia wszystko, co się demokracji sprzeciwia – wydaje się przede wszystkim formą lekceważenia samego państwa. Wynikającą z przekonania, że w przeciwieństwie do uniwersytetu, sądu czy warsztatu – państwo żadnego szczególnego celu nie ma. Istnieje dla tych, którzy z niego korzystają. W wymiarze etycznym to po prostu pogarda i to nie dla państwa w ogóle (bo takiego nie znamy), ale dla własnego państwa, dla Rzeczypospolitej. To samo zresztą odnosi się do rodziny, która ma stać się przedmiotem „demokratyzacji”, a której cel jest znacznie bardziej „personalistyczny” niż państwa, dotyczy bowiem nie tylko zachowania i rozwoju wspólnego życia, ale wychowania, pomocy w osiągnięciu przez człowieka właściwej mu doskonałości.

Choć szermowanie demokracją łatwo pomija dobro wspólne – nie znaczy to, że antydemokratyczna kontestacja wyraża odpowiedzialność społeczną. Z reguły przeciwnie. W tym sensie jest jeszcze jedną, tyleż specyficzną, co konsekwentną – formą demokratycznej swawoli. Defekty demokratycznej formy państwa są tu często jedynie pretekstem dla lekceważenia właśnie – państwa.

 

Tymczasem każdy porządek polityczny potrzebuje realnego oparcia w społeczeństwie. De Maistre pisał o społecznościach i rodzinach, „na których spoczywa państwo”, że jeśli „pozostają czyste i przeniknięte duchem narodu, państwo będzie niezachwiane pomimo wad władców, gdy są zepsute, zwłaszcza w sprawach religii, państwo musi upaść, choćby było rządzone przez Karolów Wielkich”. Antydemokraci nie chcą z reguły zajmować się ani poglądami współobywateli, ani ich sprawami w ogóle. Nie oczekują porządku politycznego lepiej realizującego dobro wspólnoty, ale takiego, w którym nie będą musieli się nim zajmować.

W czasach PRL lekceważenie demokracji było łatwym uzasadnieniem uchylania się od obowiązku walki o narodową wolność, potem, gdy wolność już przyszła –lekceważenia zasługi publicznej i realnej tradycji narodu. O ile demokratyzm jest niekiedy po prostu formą politycznej pasji, o tyle antydemokratyzm bywa najczęściej formą politycznego indyferentyzmu. Nie oznacza obrony dobrego porządku politycznego, ale brak osobistej relacji – do jakiegokolwiek.

Choć bowiem demokracja nie powinna być absolutną zasadą polityczną, istnieją przecież jej trzy naturalne formy. Pierwsza – to walka o wolność narodów nie mających określonej formy prawowitości. Demokracja często oznacza tu jej ustanowienie. Druga – to kryzys prawowitości. Niejedna dynastia została najdosłowniej wybrana, jak u nas Jagiellonowie. W tym sensie formuła zawarta w  Konstytucji Majowej, ustanawiająca na „zawsze” – „tron elekcyjny przez familię”, nie była ominięciem istotnego dylematu, ale rozwiązaniem go zgodnie z naszą narodową tradycją i doświadczeniem naszej cywilizacji w ogóle. Była (nieudanym) oznaczeniem momentu fundującego dalszą historię państwa.

Trzecia wreszcie oznacza, że demokracja jest koniecznym elementem, częścią porządku politycznego, choć nie stanowi jego absolutnej zasady. Generał Francisco Franco, którego nikt nie podejrzewa o demokratyczne bałwochwalstwo, uważał ją za niezbędny składnik politycznego ładu cywilizacji zachodniej.

O ile bowiem w każdej dziedzinie ludzkiej aktywności występuje naturalne przywództwo oraz hierarchia, o tyle ma to właśnie charakter naturalny, a nie mechaniczny. Władza w ludzkich społecznościach nigdy nie jest nieograniczona, nawet jeśli nie zostałaby formalnie ograniczona. Nawet konsekwentnie organiczna wizja społeczeństwa, o ile szanuje niezbędny „personalizm” – pamiętać będzie, że harmonia ciała społecznego wymaga rzeczywistej solidarności i szacunku dla każdego z jego członków i organów. „Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół” (Ef 5,29). To odniesienie jest tu nie tylko właściwe, ale konieczne: chodzi przecież o rzeczy wynikające wprost z miłości bliźniego.

 


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!