JUREK: Postępująca bolszewizacja: GW popiera profanacje kościołów

„Gazeta Wyborcza” od wielu miesięcy prowadzi kampanię na rzecz „prawa” do przerywania Mszy, nachodzenia kościołów i praktycznego zakazu ich bronienia.

Po wielokrotnych atakach na obrońców kościoła Świętego Krzyża w Warszawie, a szczególnie na Roberta Bąkiewicza (który nie dopuścił jednej z antykatolickich aktywistek do wtargnięcia na Mszę) – „Wyborcza” walczy teraz o legalizację, w trybie sądowego precedensu, antykatolickich demonstracji w świątyniach. Okazją jest poznański proces przeciw sprawcom najścia na Mszę w katedrze poznańskiej podczas aborcyjnych zbiegowisk jesienią 2020 roku.

Miejsce wydarzenia było symboliczne. Tam zaczęła się Polska, tam spoczywają Mieszko I i Bolesław Chrobry, nasi pierwsi chrześcijańscy władcy. Uczestnicy antykatolickiej demonstracji nie ukrywali, że faktycznie protestują również przeciw swym przodkom i rodzicom. Jeden ze sprawców najścia, lokalny lider homoseksualny Arkadiusz Kluk, występował na procesie jako „osoba nieświadomie włączona kiedyś w instytucję Kościoła rzymskokatolickiego”, inna aktywistka – jako apostatka.

„Gazeta Wyborcza” ma nadzieję, że sąd uzna, iż „można ingerować w przestrzeń kościelną”, poprzez „pokojowe protesty w trakcie mszy”. Jej dziennikarz Piotr Żytnicki nazywa proces w sprawie najścia „sądem nad polskim Kościołem” i nie ukrywa, że w efekcie katolicy mają być pozbawieni prawa do ochrony miejsc świętych i modlitwy publicznej.

Dla niego proces w obronie Mszy świętej i poznańskiej katedry to „proces polityczny”, wszczęty przez „sterowaną przez władzę prokuraturę”. Z tych założeń wynika, że jedynym akceptowalnym (dla Wyborczej) werdyktem jest sądowe uznanie uprawnionego charakteru zarzucanych czynów.

GW wyraźnie tym samym oczekuje, że w przyszłości prokuratura będzie ignorować przepisy art. 195-196 kodeksu karnego, będące przecież konkretyzacją konstytucyjnej zasady wolności religii poprzez ochronę publicznej modlitwy przed „złośliwym przeszkadzaniem”, a świątyń – przed „publicznym znieważaniem”. Te przepisy mają być ignorowane, więc faktycznie uchylone. I w ten sposób atak „Wyborczej” na wolność religii łączy się z podważaniem rządów prawa w ogóle i obywatelskich praw wierzących katolików w szczególności.

Cóż zaś ma uzasadniać „prawo” do naruszania świętości Mszy i kościołów? „Wyborcza” definiuje to jasno: zajmowanie przez Kościół stanowiska w debacie publicznej, szczególnie w obronie życia nienarodzonych, co nazywa „ingerencją w życie Polaków, także tych niewierzących”. Ta ingerencja ma polegać na tym, że – jak mówi jeden z organizatorów najścia, wspomniany wyżej Arkadiusz Kluk – „panowie Stanisław Gądecki i Marek Jędraszewski publicznie zachwycali się ograniczeniem praw kobiet”.

Tymczasem art. 25 Konstytucji (który jej przeciwnicy chcieliby zastąpić „rozdziałem Kościoła od państwa”) gwarantuje „swobodę wyrażania w życiu publicznym przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”, mówi też o „współdziałaniu” tych dwóch (w wielkim stopniu społecznie pokrywających się) wspólnot „dla dobra człowieka i dobra wspólnego”. Art. 17 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, uznając „szczególny wkład kościołów” zobowiązuje wręcz władze Unii do „otwartego, przejrzystego i regularnego dialogu” z instytucjami religijnymi. Warto chwilę zatrzymać się nad wyjściowymi założeniami tych norm. Świadomie lub bezwiednie zakładają one gotowość uznania przez wspólnoty polityczne prawdziwości szczegółowych prawd głoszonych lub bronionych przez chrześcijaństwo. W każdym razie odrzucają przyjęcie z założenia ich partykularnej „wyznaniowości” czy tym bardziej – domniemanej arbitralności. Zobowiązują wręcz do wysłuchania racji podnoszonych przez wspólnoty religijne, co całkowicie odpowiada ich roli nie tylko w historii Zachodu w ogóle, ale również – demokracji. Wystarczy tu przypomnieć początki Stanów Zjednoczonych, emancypację chłopskich narodów, takich jak Litwa czy Słowacja, czy naszą Solidarność.

Idąc natomiast za logiką „Wyborczej”, uprawnioną reakcją na podejmowanie tej roli przez autorytety Kościoła, na przykład – na krytykę w ramach traktatowego dialogu z Unią Europejską wielokrotnego podważania przez Parlament Europejski prawa do życia nienarodzonych – może i powinno być uniemożliwianie odprawiania Mszy w belgijskich i alzackich świątyniach.

Wydawać by się mogło, że „Wyborcza” dokonuje (anty)klerykalnej redukcji Kościoła do duchowieństwa, czy wręcz – stanu biskupiego, że nie chce widzieć, że tak naprawdę atakuje zasady i przekonania moralne milionów Polaków. Ale ta redukcja to tylko pozór. „Antyklerykalizm” GW ma bowiem funkcje zwyczajnie antykatolickie. Opinia katolicka bez konfirmującego zasady głosu swych biskupów, albo (co jeszcze dla „Wyborczej” lepiej) dezawuowana przez wymuszoną „neutralność” zastraszonych urzędowych autorytetów – będzie niezdolna przeciwstawić się aborcyjnej czy genderowej rewolucji. Katolicyzm bowiem, nie przypisując sobie monopolu na naturalną sprawiedliwość (Kościół odrzucił ten błąd potępiając jansenizm), dla naturalnej sprawiedliwości ciągle pozostaje niezbędnym oparciem. Pozbawione tego oparcia społeczeństwo będzie niezdolne do przeciwstawienia się rewolucji przeciw życiu, rodzinie i wychowaniu. I o to „Wyborczej” chodzi.

*******

Z bolszewizacją radykalnej opozycji mamy do czynienia już od dłuższego czasu. Do mediów i opinii publicznej należy rejestrowanie wszelkich przejawów tego zjawiska, do władzy – wyciągnie adekwatnych i konkretnych wniosków, koniecznych do praktycznej obrony społeczeństwa przed wywrotową działalnością.

Jeśli więc władza chciałaby naprawdę pokazać, że broni Polaków przed wywrotową działalnością mediów, zamiast groteskowych demonstracji przeciw koncesji TVN powinna reagować na treści, które są bezpośrednio wymierzone w dobro wspólne.

Takie jak organizowanie poparcia dla przestępstw (co samo stanowi przestępstwo określone w art. 255 § 3 kodeksu karnego). Politykę dobra wspólnego od liberalnego relatywizmu odróżnia właśnie zdolność państwa do przeciwstawienia się również, a nawet szczególnie, złu, które znajduje poparcie. Władza nie reagowała na pochwalanie przestępczości aborcyjnej w czasie manifestacji wieszakowców albo gdy „Wyborcza” ogłaszała, że „Aborcja jest OK”. Teraz powinna przeciwstawić się antykatolickiej nienawiści. Tym bardziej, że już dwa lata temu wezwał do tego Sejm w oficjalnej uchwale.

Wysunięcie formalnych zarzutów wobec chwalenia i uzasadniania przestępstw przeciw wolności religii miałoby dla władzy znaczenie z jeszcze jednego względu. Gdyby miało się bowiem okazać, że sąd stanie po stronie bezprawia (czego nie można wykluczyć, biorąc pod uwagę odwrotne od zamierzonych skutki „reformy sądownictwa”) – publiczne nazwanie przestępstwa przestępstwem i przypomnienie o obowiązywalności prawa, ratowałoby nie tylko honor władzy w obliczu bezprawia, ale i blokowałoby utrwalanie się consensusu wymierzonego w prawo. Tak, tu chodzi właśnie o prawo i sprawiedliwość.


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!