JUREK: Wartości jako czynnik geopolityki i siła polityki

Nie wystarczy zdawać się na łaskę i niełaskę sprzymierzeńców, trzeba niezależnie od nich budować własną siłę. To przecież ona decyduje o pozycji państwa w sojuszach, które zawiera. Siłę też należy właściwie rozumieć.

Wydarzenia na Wschodzie są dziś najlepszym potwierdzeniem, że polityka jest domeną ludzkiej wolności, z jej najbardziej mrocznymi aspektami łącznie. Analitycy starają się dociec czy Rosja uderzy i gdzie, jaki będzie w istocie charakter wojny, ale nikt nie może mieć w tej sprawie pewności.

Nas jednak powinna przede wszystkim interesować wojna polska. Wiemy przecież z doświadczenia, że w 1945 roku przegraliśmy wojnę, którą wygrali nasi zachodni alianci sprzymierzeni ze Związkiem Sowieckim, ale 130 lat wcześniej, w przeciwieństwie do naszego głównego sojusznika, Francji, w sumie wygraliśmy swój udział w wojnach napoleońskich, bo sytuacja Polski po nich była bez porównania lepsza niż dekadę wcześniej. Dlatego do wydarzeń cały czas musimy przykładać test narodowy. Widzimy przecież, że konflikt rosyjsko-ukraiński już dziś poważnie obniżył stan naszego bezpieczeństwa, bardziej niż niemal wszystkich naszych sojuszników. Rosyjska 29. Armia znalazła się na granicy Podlasia i w przewidywalnym czasie tam zostanie.

Ale w tym artykule nie o sprawach bieżących chcę pisać, raczej o długofalowym wymiarze konfliktu. Silniejsi od nas bali się geopolitycznego osamotnienia, którego nie zastąpi umiędzynarodowienie konfliktu. U genezy gaullistowskiej „force de frappe”, czyli francuskiej broni atomowej, leżało oparte na historii przekonanie, że rozstrzygająca interwencja amerykańska może nastąpić w końcowej fazie kontynentalnego, a tym bardziej globalnego, konfliktu. Może też, wskutek przebiegu wydarzeń, nie nastąpić w ogóle, bo historia nie zawsze się powtarza. Dlatego właśnie kraj musi mieć maksymalne środki obrony w pierwszej fazie wojny, by nie dopuścić do faktów nieodwracalnych, a najlepiej – by zapobiec wojnie w ogóle. Spora część naszej opinii egzaltuje się ideologią „Szpica, Flanka & Fort Trump”, zapominając, że lance i kopie kawaleria po pierwszym uderzeniu odrzucała, a funkcją fortów było zawsze przede wszystkim opóźnianie marszu wroga.

Dotychczasowy przebieg wydarzeń pokazuje jasno, że Zachód nie podejmie wojny w obronie Ukrainy. Może uświadamiać Rosji polityczne i gospodarcze koszty agresji, ale nie będzie reagował – jeśli Rosja zdecyduje się je zapłacić. To również tworzy szczególne zagrożenie dla państw graniczących z Rosją i Białorusią.

Nie wystarczy więc zdawać się na łaskę i niełaskę sprzymierzeńców, trzeba niezależnie od nich budować własną siłę. To przecież ona decyduje o pozycji państwa w sojuszach, które zawiera. Siłę też należy właściwie rozumieć. Oczywiście ma podstawy materialne, więc ekonomiczne i militarne. Polska musi stale wzmacniać odporność na pierwsze uderzenie rosyjskie, również na ataki hybrydowe. Już to wymaga również siły moralnej. Z tego punktu widzenia „bezwzględność”, jaką wykazała Rzeczpospolita (wraz z Litwą i Łotwą) w czasie imigracyjnego szturmu na nasze granice ma wartość, której nie sposób przecenić. Poświadczyła odporność na wewnętrzną i zagraniczną presję, solidarność społeczeństwa z polityką prowadzoną przez władze, zdolność diagnozowania zagrożenia.

Ważne jest też przezwyciężenie osamotnienia geokulturowego. W znakomitej książce „Wszystko jest wojną” o „rosyjskiej kulturze strategicznej” Marek Budzisz cytuje zaskakujące – dla naiwnych cyników – opinie politycznych strategów Kremla na temat znaczenia wartości w polityce. Paweł Andriejew, kierujący Fundacją Klubu Wałdajskiego, uważa, że „czas polityki pragmatycznej, wypranej i wolnej od odwołań do świata wartości już przeminął”. Związany z tym samym forum Andriej Cygankow z kolei jest przekonany, że pragmatyczna polityka „gry interesów jest przede wszystkim polityką we współczesnym świecie już nieskuteczną. Jest symptomem słabego państwa”, które nie jest w stanie uniwersalizować swoich interesów i budować szerszych wspólnot. Wspomniany wyżej Klub Wałdajski to międzynarodowe forum, zorganizowane przez zwolenników Władimira Putina.

Konflikt między Rosją i Zachodem jest dziś w dużym stopniu konfliktem wartości. Zachód afirmuje współczesną kulturę zaawansowanego liberalizmu i wspiera podobną perspektywę za granicą. Rosja ją kontestuje i szuka poparcia tych, którzy ją kontestują, również na Zachodzie. Kontestuje ją obłudnie, bo jednocześnie konserwuje wszystkie społeczne pozostałości systemu sowieckiego, od Mauzoleum Lenina począwszy, po kształt elit rządzących państwem. Gdy (cytowany przez Marka Budzisza) Nikołaj Patruszew porównuje rolę obecnej rosyjskiej klasy rządzącej do arystokracji z czasów carskich, nie używa bynajmniej metafory. Wśród ludzi rządzących Rosją roi się od synów sowieckich generałów, ministrów, ambasadorów. Putin jest raczej wyjątkiem.

Niezależnie od przebiegu wydarzeń w trakcie obecnego kryzysu, w perspektywie kolejnych, Polska musi budować nowy obszar polityczny w Europie Środkowej. Nie możemy bowiem – bez zaprzeczenia swoim wartościom – afirmować stanu obecnego Zachodu, a musimy demaskować jego pozorną kontestację ze strony Rosji. Będąc częścią Zachodu – musimy budować w nim miejsce dla tych, którzy dochowali wierności podstawom jego cywilizacji.

To trudne zadanie polityczne, ale czas najwyższy pożegnać się z powracającym w różnych formach dogmatem starego anarcho-nacjonalizmu, że Rzeczpospolita będzie istnieć dzięki nieprowadzaniu polityki (bo „Polska nie rządem stoi”). Tak jak nastawienie Berlina wobec Rosji nie jest najważniejszym aspektem naszego stosunku do Unii Europejskiej, tak i nastawienie Budapesztu wobec niej nie jest najważniejszym aspektem potrzeby Europy Środkowej. Jedno i drugie jest problemem, który na różne sposoby trzeba podejmować.

Ani wspólnota, ani współpraca państw – nie jest państwem. Mogą wspierać politykę państwa, ale również jej wymagają i nigdy jej nie zastępują. A przesłanki istnienia Europy Środkowej mają po prostu charakter historyczny, kulturowy i geopolityczny. Nawet filozoficzny, jak zauważyła swego czasu Jadwiga Staniszkis, pisząc o realistycznym osadzeniu naszych środkowoeuropejskich kultur, w przeciwieństwie do nominalistycznych podstaw zachodnioeuropejskiego liberalizmu. Wzmacnianie więzi środkowoeuropejskich oraz promocja cywilizacji chrześcijańskiej poza granicami naszego regionu to nie tylko sposób na przełamanie kulturowego wykluczenia naszych narodów, to również sposób na zwiększenie naszego wpływu w przymierzach, organizacjach i forach międzynarodowych, w których bierzemy udział. To również sposób na przeciwdziałanie wpływom Rosji, tam gdzie – wykorzystując ideową próżnię – chce je budować.


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!