JUREK: Zapętlona solidarność Zachodu

flickr.com

Gdyby politycy tacy, jak Mark Rutte, czuli się odpowiedzialni za wynik tej wojny, uważaliby że przyjęcie wniosku Ukrainy o udział w Unii to i tak niewiele, wobec potrzeby pomocy zbrojnej. Ale żeby dokonywać takiego rachunku trzeba naprawdę myśleć w kategoriach solidarności europejskiej, a nie traktować ją jedynie jako pałkę do zwalczania nacjonalizmów.

Mark Rutte, premier Holandii, oświadczył, że nie popiera przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej, choć rozumie „że Ukraina ma takie życzenie”. Wejście do Unii nie jest rzeczą prostą, „to długofalowy proces, który może nawet potrwać dziesięciolecia”. Optymistycznie biorąc, ćwierć wieku?

Amerykanie przekonani, że Polska będzie bez końca wyżywać się w ideologii „Szpica, Flanka & Fort Trump”, z zaskoczeniem dowiedzieli się – chyba po raz pierwszy – że Polska nie tylko zamierza kontemplować ich potęgę, ale czegoś konkretnego od nich oczekuje. Na przykład wzięcia współodpowiedzialności za dostarczanie pilnej pomocy wojskowej Ukrainie. Naszej własnej pomocy, żeby było jasne. John Kirby, rzecznik Departamentu Obrony USA, oświadczył jednak, że „perspektywa myśliwców «do dyspozycji rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki» wylatujących z bazy USA/NATO w Niemczech w powietrzną przestrzeń konfliktu Rosji i Ukrainy budzi poważne obawy całego sojuszu NATO (…) nie uważamy, że można podjąć propozycję Polski”. Dobrze zważone słowa. Słowa trzeba ważyć, owszem. Szkoda tylko, że nikt nie powiedział tego Ukraińcom, gdy do ostatniej chwili pokoju deklarowali wolę udziału w Przymierzu Atlantyckim, i gdy potem Polska (wraz z innymi państwami środkowoeuropejskimi, pardon – wschodnioflankowymi) rozważała przekazanie samolotów bojowych Ukraińcom.

W sprawie Ukrainy zabrał też głos Parlament Europejski. Uznał, że „tocząca się na Ukrainie wojna przypomniała o naszym wspólnym obowiązku skutecznej ochrony, za pomocą wszelkich dostępnych nam środków, demokracji, praworządności i naszych wartości” i (!) w związku z tym postanowił wzmocnić sankcje ekonomiczne wobec Polski, kraju najbardziej zaangażowanego w pomoc dla Ukrainy. W tej sprawie szkoda słów na komentarze.

Warto zarejestrować te trzy wydarzenia kończącego się tygodnia. Świadczą one o ograniczonym znaczeniu, jakie państwa i instytucje liberalne przywiązują do wojny na Ukrainie. Z faktu, że wywołała wielki szok, nie wynika, że spowoduje wszystkie konieczne reakcje.

Musimy być też świadomi, gdzie leży Polska. Geopolityka to nie tylko nauka o konfliktach, to również nauka o solidarności, o obiektywnych, zawiązanych przez historię, kulturę i geografię – związkach państw. Nasi zachodni partnerzy od zawsze uważali Niemcy za strefę swojego bezpieczeństwa, ich zagrożenie traktowali jak własne. Niemcy zaś, po dwóch przegranych wojnach światowych, uważali Europę Środkową za grzęzawisko, w które mogą być wciągnięci. Stąd brała się Ostpolitik, z całym ambiwalentnym stosunkiem rządów Willy Brandta i Helmuta Schmidta do Solidarności i w ogóle ruchów wolnościowych w Europie Środkowej i Wschodniej. Niemcy widziały w nich niebezpieczny produkt odprężenia, narażający kontynuację procesu, z którym wiązali swe narodowe nadzieje.

Deklaracja premiera Holandii to jedynie ilustracja przekonania większości polityków zachodnich, że podmiotem zjednoczenia Europy jest Europa zachodnia. Kraje Europy środkowej, tym bardziej wschodniej, mogą być jedynie warunkowo przyłączone i warunkowo tolerowane. Z Ukrainą nie muszą się jednoczyć, Ukraina musi się dostosować. Moralna więź z Europą i wola niepodległości, poświadczona wojną, nie jest tu żadnym ostatecznym argumentem. Gdyby politycy tacy, jak Mark Rutte, czuli się odpowiedzialni za wynik tej wojny, uważaliby przyjęcie wniosku Ukrainy o udział w Unii za niewielki koszt wobec niezaspokojenia obiektywnej potrzeby pomocy zbrojnej. Ale żeby dokonywać takiego rachunku trzeba naprawdę myśleć w kategoriach solidarności europejskiej, a nie traktować ją jedynie jako pałkę do zwalczania nacjonalizmów.

Amerykanie natomiast mają interesy globalne i zanim się ich potępi, warto to sobie uświadomić. Oni walczyli z komunizmem w Korei i w Wietnamie, i globalną rywalizację z Sowietami prowadzili naprawdę. A jutro mogą mieć globalny konflikt nie tylko w Europie Wschodniej, ale również na Bliskim i Dalekim Wschodzie. Zdają sobie sprawę, że aby zachować zdolność podjęcia wyzwań tej skali, muszą unikać przedwczesnego zaangażowania na jednym tylko froncie.  Czternaście lat temu, w czasie wojny gruzińskiej, uważałem, że powinni byli ogłosić zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Gruzją, co dziś zwiększałoby ich polityczną siłę nacisku. Teraz należało więc z góry brać pod uwagę, że skoro nie zdecydowali się na to w lepszych czasach i w łatwiejszych warunkach, tym bardziej będą ostrożni teraz.

Ktoś mógłby patetycznie napisać, że pozostaje nam „krzepiąca wiedza, że jesteśmy sami”. To nie jest ścisłe. Nawet Ukraina nie jest całkowicie sama, bo pomoc w sprzęcie wojskowym, który otrzymuje, jest istotnym czynnikiem wojny, a sankcje – ważnym instrumentem presji na wewnętrzną sytuację w Rosji. Co nie zmienia faktu, że Ukraińcy prowadzą walkę w sytuacji śmiertelnego zagrożenia swej niepodległości i w ogóle przyszłości jako narodu. Z odpowiedzialności za naszą przyszłość nas też nikt nie zwolni.


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!